
01. Umieranie Ukochanych, zawsze śmierć
Pomiędzy początkiem trenu, mówiącym o przemocy śmierci, a jego Niobowym zakończeniem pojawia się marzenie o tym, by Orszulka (ku której w przedtakcie cyklu lamentacji ojciec kieruje wielkie żałobne wołanie: „Nie masz cię, Orszulo moja”) żyła trochę dłużej, przynajmniej tak długo, że Kochanowski zdoła „odprawić / Wiek swój” (w. 13–14) i umrzeć przed nią…
Te próby unieważnienia dzieła śmierci nie są już widoczne w Trenie X, rozpoczynającym się od słów: „Orszulo moja wdzięczna, gdzieś mi sie podziała?” (w. 1). Nazywam go trenem poszukiwania, bo ojciec-poeta błąka się w domysłach, gdzie znajduje się jego dziecko: czy w niebie, czy w raju, czy na wyspach szczęśliwych, czy na rzece Lete; czy przemieniona, czy – w czyśćcu (co się wydaje niemożliwe), czy wreszcie tam, „kędy pierwej była” (w. 13). Tu pojawia się największy wers rozpaczny Trenów: „Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest, lituj mej żałości” (w. 15), wers-cezura, zwątpienie, od którego nie ma straszliwszego. Janusz Pelc nazywa Tren X „jedną wielką serią pytań” (ów nadmiar wynika z krańcowej żałobnej bezradności) i dodaje: „A są to pytania fundamentalne, dotyczące zasadniczych spraw egzystencjalnych”[1].