
01. Umieranie Ukochanych, zawsze śmierć
Spotkanie
Właśnie: gdzie spotykają się stara już, wymykająca się życiu, kobieta i trzynastomiesięczna dziewczynka, stojąca u progu wszelkiego życia – bohaterki wierszy napisanych w XXI i w XVI wieku? Jedna ma całe połacie życia za sobą (o żyjącej matce Sommer pisał wielokrotnie w innych swoich tekstach poetyckich, ostatnio – bardzo pięknie – w autobiograficznej prozie Środki do pielęgnacji chmur [1]), druga – wydawać by się mogło – ma całe życie przed sobą (Kochanowski, jak wiadomo, pisał niejednokrotnie na tematy funeralne, liczne są epitafia i nagrobki, które ułożył podług wszelkich reguł epoki renesansu; są to często teksty okolicznościowe i grzecznościowe, nic ich nie wyróżnia, może prócz wysokiej sprawności poetyckiej). Powtórzę: w jakim miejscu się spotykają matka piszącego – kobieta umierająca u kresu przeżytego życia – oraz bardzo mała córeczka poety z Czarnolasu? Ta, która jako późniejsza bohaterka wiersza Bolesława Leśmiana, zatytułowanego Urszula Kochanowska (1936), prosi Boga, by w „nieb […] krasie / Wszystko było tak samo, jak tam – w Czarnolasie![2]” (w. 5–6)[3], i przeżywa najgłębsze, pośmiertne już, rozczarowanie, gdy czeka, aż odwiedzą ją w tym czarnoleskim niebie rodzice: „Więc zrywam się i biegnę! Wiatr po niebie dzwoni! / Serce w piersi zamiera… Nie!… To – Bóg, nie oni!…” (w. 23–24)[4]. To miejsce i czas bez miejsca i czasu, coś egzystencjalnie zawieszonego, nomen omen: zamarłego – przez nie przebiega oś porównania, równoleżnik utraty. Można by je nazwać skrajną samotnością. Po drugiej stronie tej samotności mieszkają osoby mówiące w wierszach o Matce i o Córce, tym razem są to poeci we własnej osobie („autobiografizm jako hipoteza konieczna” – nie da się pominąć faktu, że jest to więcej niż liryka bezpośrednia, nazwać się ją powinno intymną liryką utraty).
To więcej niż wspólnota tematu, wielkiego i zawsze egzystencjalnie ważnego, tematu śmierci, to także, po stronie gestu poetyckiego, świadomy wybór przerzutni, środka wyrazu, który – w odniesieniu do cyklu Kochanowskiego – Maria Dłuska nazwała „środkiem ekspresji momentalnej”[5][6]. Zacytujmy wybitną wersolożkę, jedną z największych znawczyń historii i metamorfoz wiersza polskiego:
Maria Cytowska nazywa Treny antyczną formułą consolatio ad se ipsum (czyli „pocieszeniem dla siebie samego”[8]). [consolatio ad te ipsum|→] I tak, i nie – i zgadzam się ze znakomitą filolożką, i nie zgadzam. Tak, gdyż taką, istniejącą już formułę, rzeczywiście – w sensie zamysłu, w sensie dosłownym (acz powierzchownie dosłownym) Kochanowski wybiera; Sommer jej nie wybiera, to istotna różnica epok, poeta wieku XXI wybiera niedowierzanie. Tak, gdyż rzeczywiście Kochanowski traci dwie córki – jedną po drugiej[9], a Sommer – rzeczywiście traci matkę. A jednak – pocieszenie skierowane ku sobie samemu nie daje rezultatu, niedowierzanie – także. Można by rzec, że obydwaj negują normy konsolacyjne swego czasu: Kochanowski – renesansowe zapatrzenie w antyk, Sommer – to, co (za psychoanalizą) nazywa się przepracowaniem żałoby.
Przypisy
- Piotr Sommer, Środki do pielęgnacji chmur, Poznań 2024.
- Poprawna forma deklinacyjna: „Czarnolesie” – Leśmian stosuje inną – dla rymu (zjawisko takie nosi nazwę licentia poetica).
- Wiersz z tomu Napój cienisty, tekst wg: Bolesław Leśmian, Poezje wybrane, oprac. Jacek Trznadel, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk 1983, s. 179. Przywołuję przepiękny wiersz Leśmiana, by pokazać, jak inny poeta potrafi sobie wyobrazić cierpienie symetryczne; Urszulka jest sierotą w niebie, jej ojciec – ożałobiony – na ziemi.
- Tamże, s. 180.
- Maria Dłuska, Studia i rozprawy, Kraków 1970, t. 2, s. 7.
- Maria Dłuska, Studia i rozprawy, Kraków 1970, t. 2, s. 7.
- Tamże
- Maria Cytowska, Nad «Trenami» Jana Kochanowskiego. Od motta do genezy poematu, „Pamiętnik Literacki” 1979, z. 1, s. 181.
- Sam poeta pisze o tym w Epitafium dziecięciu w pierwszej księdze fraszek: „Byłem ojcem niedawno, dziś nie mam nikogo, / Co by mię tak zwał, takem w dzieci zniszczał srogo. / Wszytki mi śmierć pożarła […]”; tekst wg: Jan Kochanowski, Fraszki, oprac. Janusz Pelc, w serii: „Biblioteka Narodowa” I 163, wyd. 3 przejrzane, Wrocław–Warszawa–Kraków 1998, s. 45.