
Żebrowski Jan
Publicysta, krytyk. Kryptonimy: J.Ż.; J.Z.
Pytania i kontrowersje. Imieniem i nazwiskiem Jan Żebrowski podpisywał się autor zamieszczający na łamach „Gazety Korespondenta Warszawskiego i Zagranicznego” listy do redakcji i recenzje, które nieregularnie ukazywały się od marca do czerwca 1810 r. Nie są znane żadne bliższe informacje dotyczące jego biografii, nie wymieniają go też współczesne kompendia bioi bibliograficzne. Prawdopodobna wydaje się hipoteza Jacka Lipińskiego, że jest to pseudonim. W swoich artykułach Żebrowski prezentuje się jako wieloletni mieszkaniec Warszawy – nawiązując polemicznie do jednej z recenzji, pisze: „Sądzę się jednak obowiązanym, jako dawniej zamieszkały w stolicy, niektóre autorowi […], który niedawno w niej (jak sam oświadcza) bawi, uczynić zastanowienia” („Gazeta Korespondenta Warszawskiego i Zagranicznego” 1810, nr 35) – i jako osoba w dojrzałym wieku. Dowartościowuje przeszłość, używając formuły „za dawnych czasów…” i powołując się na swoje doświadczenia jako odbiorcy wystawianych w Warszawie sztuk, w których główne role grał np. Kazimierz Owsiński, oraz stawiając za wzór teatr Stanisława Augusta (np. tamże, nr 23, 35), kreuje się na człowieka nobliwego i znającego swoją wartość: „Powiedzmy sobie otwarcie prawdę: ani Recenzent, ani ja nie jesteśmy ptimetrami. Ptimetr, jestestwo próżne, z głową czczą, żółci by mieć nie powinno i choć czasem syknie, to tylko wtenczas, kiedy kto o powierzchowne jego zawadzi ozdoby, bo te są częścią istoty ptimetra” (tamże, nr 30). Krytyką zajmuje się okazjonalnie, jest jednak aktywny na innych polach. W polemikach z Wojciechem Pękalskim, recenzentem pisującym do „Gazety Korespondenta”, najpierw podkreśla, że „[n]ie można nikomu mieć za złe, że znalazłszy moment wolnego czasu, chce go poświęcić przyjemnej zabawie zastanawiania się nad teatrem” (tamże, nr 25), potem zaś namawia Pękalskiego, by nie rezygnował całkiem z obowiązków recenzenta i godził je – jak większość obywateli zajmujących się okazjonalnie krytyką teatralną – z zawodowymi zatrudnieniami (tamże, nr 30). Jest patriotą i zwolennikiem Napoleona. Kontestując premierę tragedii Gliński Franciszka Wężyka, stwierdza, że „lepiej by było wystawiać na scenę z historii narodowej czyny cnotliwe i bohaterskie niż zdrajców lub krzywoprzysiężców” (tamże, nr 21), sprzeciwia się też modzie na cudzoziemszczyznę, ale nie w duchu neosarmackim, lecz przywołując najnowsze wydarzenia z wojen napoleońskich jako przyczynek do dumy narodowej (tamże, nr 35), wreszcie – domaga się wykonywania muzyki ludowej w Teatrze Narodowym, także w antraktach przedstawień: „Przykre jest Polakowi zastanowienie się, że kiedy najsławniejsi autorowie w swych operach umieszczają teraz tańce polskie, orkiestr narodowy wstydzi się niejako tej krajowej, a tak harmonicznej muzyki” (tamże, nr 34).
Żebrowski przyznaje, że nie jest poetą (tamże, nr 21) ani pisarzem (tamże, nr 25). Z całą pewnością nie jest też, mimo okazjonalnego nawiązywania do muzyki, kompozytorem – jak sugeruje Lipiński, wskazując na Józefa Elsnera jako potencjalnego „Żebrowskiego”. Tezę tę podważył Kazimierz Ossowski, podkreślając, że Żebrowski był reprezentantem obozu klasyków, w związku z czym przeciwstawiał się dramie, którą z kolei popierał Elsner. Ten argument nie wydaje się jednak rozstrzygający. Żebrowski bowiem – choć niewątpliwie nie był zwolennikiem dramy – z rezygnacją przyjmował, że sztuki tego rodzaju będą wystawiane, bo taki jest duch czasu (tamże, nr 30). Przede wszystkim Elsner, który w swoich recenzjach zajmował się najczęściej realizacjami oper, nigdy nie stwierdziłby: „O operze Żony przemienione [M.A. Portogalla], nie będąc znawcą muzyki, to tylko powiedzieć mogę, że była z oklaskami przyjętą” (tamże, nr 35). Nb. recenzja, z której pochodzi ten cytat, dotyczy wieczoru teatralnego „na dochód Pana Elsner Dyrektora Orkiestry Narodowej” (tamże), a kompozytor napisał później Wariacje na temat arii z opery „Żony przemienione” (1810). Elsner skomponował też muzykę do libretta Ludwika Adama Dmuszewskiego Leszek Biały, czyli czarownica z Łysej Góry (1809), krytykowanego przez Żebrowskiego za nielogiczne wprowadzenie i wykreowanie postaci duchów (tamże, nr 30). Inny jest przede wszystkim styl uprawiania krytyki przez obu autorów. Żebrowski pisywał w zdecydowanie ostrzejszym tonie i bardziej literacko niż Elsner. Niewątpliwie bliżej mu do Hiacynta Suflerowicza, czyli recenzenta teatralnego, który pod tym pseudonimem wszczął w ówczesnej prasie głośną polemikę wokół wartości artystycznej Władysława pod Warną Juliana Ursyna Niemcewicza (tamże, nr 92). Na korzyść tej tezy (podtrzymywanej z różną mocą przez T. Kostkiewiczową) przemawia to, że zarówno Żebrowski, jak i Suflerowicz (pojawiający się na łamach „Gazety Korespondenta” niejako w zastępstwie Żebrowskiego, który dość raptownie milknie) reprezentują obóz klasyków, obaj dobrze czują się w żywiole polemiki, nie stronią od wyrazistego, ostrego formułowania sądów krytycznych. Proweniencję pseudonimu Hiacynt Suflerowicz można wiązać zaś z wymianą zdań między Żebrowskim a Pękalskim. Pękalski w reakcji na opinię Żebrowskiego, że „częstokroć lepiej ją [sztukę] sufler niż artyści oddaje, a przynajmniej co do wierszy, bo ich nie psuje” (tamże, nr 21), zarzucił adwersarzowi, że „anegdotę o suflerze wyjął z Kalendarzyka teatralnego właśnie przez tutejszego suflera wydanego” (tamże, nr 28). Żebrowski ripostował, że nie czytał owego Kalendarzyka, „chociaż jest dziełem suflera na tyle względów zasługującego” (tamże, nr 30). Rzecz jasna ta wymiana zdań mogła zainspirować zupełnie innego „suflerowicza”.
Hipotezę o Suflerowiczu jako masce Żebrowskiego podaje w wątpliwość Ossowski, wskazując, że Żebrowski nie miał wystarczających kompetencji, by samodzielnie i wnikliwie pisać o poezji, a jeśli mu się zdarzało, powielał sądy innych, np. Gottholda Ephraima Lessinga (co zarzucał mu Pękalski), stąd ostrożna teza badacza, że Suflerowiczem mógł być Adam Kazimierz Czartoryski. Nie próbując ostatecznie rozstrzygnąć tej kontrowersji, zauważmy, że rzeczywiście Żebrowski nie dokonywał tak szczegółowego „rozbioru” treści dzieła jak Suflerowicz w odniesieniu do Władysława pod Warną; skupiał się przede wszystkim na scenografii, grze aktorskiej i ogólnych spostrzeżeniach o charakterze metakrytycznym i obyczajowym. Trudno też sobie wyobrazić, żeby autor, który wytykał innym krytykom stawianie za wzór teatralnej sceny zachodnioeuropejskiej (tamże, nr 35), mógł jednocześnie napisać: „W krajach, gdzie kunszt dramatyczny jest już wydoskonalonym, Władysław pod Warną ledwie za mierną uchodziłby sztukę” (tamże, nr 92), a skrytykowawszy wcześniej Franciszka Wężyka za wprowadzanie na scenę narodową zdrajców i krzywoprzysięzców, nagle postanowił postawić go za wzór Niemcewiczowi (tamże). Nie da się jednak zaprzeczyć, że teorie głoszone przez Żebrowskiego nie zawsze pozostawały w zgodzie z jego praktyką recenzencką i że w grę mogły wchodzić również kamuflaż, mylenie tropów.
Przedmiot i poetyka wypowiedzi krytycznoteatralnych. Jan Żebrowski zadebiutował na łamach „Gazety Korespondenta Warszawskiego i Zagranicznego” w marcu 1810 r. listem do redakcji (nr 21) zamieszczonym pod krótką wzmianką na temat scenicznej realizacji tragedii Gliński Wężyka (określonej tu jako „pierwsza tragedia oryginalna, z dziejów ojczystych zrobiona”) oraz pod – sygnowanym inicjałami J.D. – panegirycznym wierszem Do Autora tragedii Glińskiego. Żebrowski, najdalszy od tonu pochwalnego, krytykuje najpierw recenzenta teatralnego „Gazety Korespondenta”, zarzucając mu w metaforycznym stylu ogólnikowość, powierzchowność i tendencyjność („ślizga się częstokroć tam, gdzie go widoczna chropowatość zastanawiać powinna, a zbyt gorliwie ostrzega o głębiach, których widoczna przepaść najnieprzezorniejszego wstrzymuje, a tym samym nie grozi niebezpieczeństwem”). Sztukę zbywa trzema zdaniami, chwaląc, że nie jest to tłumaczenie, lecz dzieło oryginalne, ganiąc jednakże za używanie pospolitych, „mniej właściwych wyrazów” (jakich – tutaj nie pisze) oraz wprowadzenie na scenę „zdrajcy” i „krzywoprzysięzcy” Glińskiego. Więcej uwagi poświęca scenografii (rażącym palmom, figowcom i przesiadującym na nich papugom) oraz „nieprzyzwoitym” kostiumom. Oto strój cara jawił się „jak suknia Arlekina”, córka Glińskiego zaprezentowała się w gorszącym, „wykwintnym francuskim negliżu”, Trepka zaś „w angielskich, woskowanych, eleganckich, połyskujących się butach, spodniach opiętych, włosach z niechcenia utrefionych i w wołoszce” nie przypominał Polaka żyjącego w XVI w. Następnie krytyk zaczepia publiczność, która niepotrzebnie narzeka, że bilety do teatru są drogie, aktorów, których przewyższa sufler, bo bez pomyłek wygłasza tekst, by zakończyć brakiem entuzjazmu mocno kontrastującym z poprzedzającymi jego list uwagami redakcji i pochwalnym wierszem: „Grana była ta tragedia jak zwykle większa część sztuk na teatrze. Proszę przyjąć wyraz upoważnienia” (tamże). List ten sprowokował recenzenta „Gazety Korespondenta” (W. Pękalskiego) do odpowiedzi, w której wytknął Żebrowskiemu enigmatyczność zarzutów (tamże, nr 23). Ripostę Żebrowskiego (tamże, nr 25) można uznać za wypowiedź programową, dotyczącą istoty i sposobu uprawiania krytyki teatralnej, która w jego ujęciu powinna pełnić przede wszystkim funkcję dydaktyczną. Stąd: 1) recenzje nie powinny skupiać się na sztukach „jarmarcznych i niewartych teatru stolicy”, lecz na dziełach wartościowych; 2) celem krytyki jest zarówno wskazywanie zalet recenzowanych sztuk, jak i wytykanie ich usterek po to, by „młodzież uczęszczająca na teatr, a niemająca i mieć jeszcze niemogąca tej dojrzałości, jaka jest potrzebna do gruntownego zastanowienia się nad teatrem, nauczy[ła] się z wolna rozeznawać błyskotki od prawdziwej wartości”; 3) „[…] ostrzejsza krytyka trochę większe zrobi wrażenie”, zatem recenzent ma prawo pisać w tonie surowym pod warunkiem, że nie przekracza granic grzeczności i dobrego smaku (przy okazji Żebrowski wylicza słowa, którymi Wężyk w swojej tragedii ten smak uraził, są to „babus”, „babsko” i „babsztyl”); 4) recenzent musi zachować bezstronność, ponieważ „krytyka wystawiać powinna zwierciadło, aby się w nim każdy takim zobaczył, jakim jest w rzeczy samej” (tamże).
Paradoksalnie szczegółowe wypowiedzi krytycznoteatralne sygnowane nazwiskiem Żebrowskiego dotyczą przede wszystkim tych sztuk, które przedstawiciel Towarzystwa Iksów mógłby określić jako „niewarte teatru stolicy”. Poza dramą Zennewal Louis-Sébastiena Merciera, którą ocenia dosyć łaskawie (dobrze zarysowana intryga i charaktery postaci – tamże, nr 26), Żebrowski poświęca swoją uwagę komedii Marc-Antoine’a Désaugiers’a W korzennym sklepie oraz operze Cyrulik wiejski, czyli szynka lekarstwem Kotzebuego (tamże, nr 28), Testamentowi stryja Benoît Pelletier-Volméranges (tamże, nr 34) oraz komediom nieznanych autorów: Rotmistrzowi ogrodnikowi (tamże, nr 35) i Dla Króla i Ojczyzny wszyscy w mundurach (tamże, nr 49). Nie stroni natomiast rzeczywiście od „ostrzejszej krytyki”. Oto czeladnik w Cyruliku wiejskim „chce tu udawać Figara, ale brak mu dowcipu pana Beaumarchais”; Testament stryja jest sztuką mierną, a jeden z aktorów mówił z niedobrym cudzoziemskim akcentem, „uszom każdego Polaka najnieprzyjemniejszym”; w sztuce Rotmistrz ogrodnik najlepsze było to, „że niedługo nudziła, bo była nadzwyczaj krótka”; utwór Dla Króla i Ojczyzny wszyscy w mundurach, napisany na benefis Feliksa Wąsowicza, kwituje zaś krótko: „Widzieliśmy niedorzeczne na benefis sztuki, ale ta w rodzaju niedorzeczności przeszła wszystkie” itd. Żebrowski nie dokonuje w swoich omówieniach szczegółowych „rozbiorów”, formułuje raczej ogólne spostrzeżenia, posiłkując się niekiedy uwagami Jean-François de La Harpe’a (o dramie Zennewal napisał np.: „[…] rodzaj ten sztuk, jak mówi la Harpe, pośledniejszy jest od komedii i tragedii, pożyczając albowiem trochę od pierwszej i trochę od drugiej, osłabia tą mieszaniną grunt istotny obydwóch. Chce wzruszać jak tragedia, a jest daleko mniej poruszającym; chce bawić jak komedia, a jest daleko mniej wesołym” – tamże, nr 26). Interesuje go zwłaszcza gra aktorska i scenografia; czasami czyni uwagi na temat publiczności, która do teatru przychodzi tylko po to, żeby porozmawiać (tamże), na temat benefisów urządzanych aktorom niezasłużonym (tamże, nr 49) oraz kompleksów narodowych Polaków (tamże, nr 35). Jego upodobania estetyczne sytuują go w nurcie klasycystycznym. Nie życzył sobie, by na scenie pojawiały się „wilkołki, zmory, strzygi”, a już na pewno nie „upiory bez głów” (tamże, nr 30), młodzież zaś jego zdaniem powinna poznawać przede wszystkim rzeczy wartościowe, a nie „właściwości duchów na teatrze, a co gorzej duchów wcielonych, które prowadzą za ręce żyjących i odbierają dary”, oraz „nieprzyzwoitość śmieszków, którzy częstokroć nie są śmiesznymi, a tym bardziej dwuznacznych, skromność rażących wyrazów” (tamże, nr 25). Podkreślał też, że należy doceniać „grę naturalną” (tamże). Żebrowski jawi się tutaj jako poprzednik Iksów; także wtedy, gdy krytykuje – nieco w stylu Ludwika Osińskiego – grę Alojzego Żółkowskiego: „P. Żółkowski, nie oglądając się na Paradyz, ale na Parter i Loże, strzegąc się przesady i niepotrzebnych, a często niestosownych dodatków, poświęcając się więcej scenie niż własnej zabawie, porzuciwszy nieprzystojną i na żadnym teatrze niecierpianą poufałość, przy swym wrodzonym talencie stanąłby obok najpierwszych aktorów komicznych” (tamże).
Dorobek recenzencki Żebrowskiego jest nikły. Największy jego wkład w krytykę teatralną to sprowokowanie na łamach „Gazety Korespondenta” metakrytycznej dyskusji zapowiadającej późniejsze, toczone w prasie warszawskiej polemiki tego typu. Żebrowski miał natomiast słuszność, kiedy uspokajał Pękalskiego, który – odpowiadając na jego zarzuty – sumitował się, że czytelnicy chcą raczej „wiadomości politycznych niż polemicznych” (tamże, nr 28): „Niech się Recenzent nie obawia nadużyć cierpliwości Czytelników. Podobne literackie utarczki są dla publiczności prawdziwą zabawą. Znam niejednego, który biorąc w rękę »Gazetę Korespondenta«, a nie znajdując w nim nic od Recenzji ani od Żebrowskiego, kładzie go spokojnie, mówiąc: co mi za gazeta” (tamże, nr 30). Żebrowski zdecydowanie ożywił w „Gazecie Korespondenta” atmosferę wokół teatru, przyczynił się też do zdynamizowania poetyki ówczesnych recenzji teatralnych.
Bibliografia
Źródła:
[list do redakcji], „Gazeta Korespondenta Warszawskiego i Zagranicznego” 1810, nr 21 [dalej: GK];
[odpowiedź na ripostę recenzenta działu Teatr Narodowy], GK 1810, nr 25;
[rec.] L.S. Mercier, „Zennewal”, GK 1810, nr 26;
[rec.] M.A. Désaugiers, „W korzennym sklepie”, A. Kotzebue, „Cyrulik wiejski, czyli szynka lekarstwem” oraz „divertissementa” z baletu „Kozacy i Węgrzyni”, GK 1810, nr 28;
[list do redaktora w związku z odpowiedzią W. Pękalskiego], GK 1810, nr 30;
[rec.] B. Pelletier-Volméranges, „Testament stryja”, GK 1810, nr 34;
[rec.] „Rotmistrz ogrodnik”, M.A. Portogallo, „Żony przemienione, czyli Szewc”, GK 1810, nr 35;
[rec.] „Dla Króla i Ojczyzny wszyscy w mundurach”, GK 1810, nr 49.
Opracowania:
J. Lipiński, Początki krytyki teatralnej w Warszawie 1801–1814, 1960, mps IBL PAN;
T. Kostkiewiczowa, Krytyka literacka w Polsce w epoce oświecenia, w: E. Sarnowska-Temeriusz, T. Kostkiewiczowa, Krytyka literacka w Polsce w XVI i XVII wieku oraz w epoce oświecenia, Wrocław 1990;
T. Kostkiewiczowa, Krytyka literacka i teatralna, w: Słownik literatury polskiego Oświecenia, red. T. Kostkiewiczowa, Wrocław 1996;
K. Ossowski, Suflerowicz i inni, czyli o sporach teatralnych w gazetach Księstwa Warszawskiego rzecz krótka, „Pamiętnik Literacki” 2005, z. 2.