Wspólnota obrazów. Sienkiewicz na ekranie
Trudno, rzecz jasna, znaleźć jeden wspólny mianownik dla wszystkich dzieł Henryka Sienkiewicza i wszystkich ich ekranizacji[1]. Było ich w sumie, jeszcze od czasów sprzed drugiej wojny światowej[2] i wliczając w to filmy zagraniczne, a także wersje kinowe i telewizyjne, około trzydziestu. W dużej części nie zapisały się zresztą w pamięci widzów, a niektóre nie zachowały się w postaci materialnej. O kilku można jednak powiedzieć, że jeśli nie zastąpiły pierwowzoru, to odgrywają przynajmniej tak dużą, jak on rolę w polskiej wyobraźni.
Tutaj skupię się właśnie na nich – na adaptacji największych powieści pisarza, czyli najchętniej czytanych i najsilniej oddziałujących na odbiorców, zrealizowanych w PRL. Czas jest wybrany celowo: w tym okresie państwo miało silny i dominujący wpływ na kinematografię. Jednocześnie możemy wówczas mówić o modelu kultury masowej, kiedy reprodukowane za pośrednictwem prasy, kina i telewizji treści trafiały właściwie do ogółu publiczności traktowanej jako pewna całość. Również dlatego, że nie miała ona wyboru. Ten kontekst sprawia, że w procesie produkcji i recepcji Krzyżaków (1960) Aleksandra Forda, W pustyni i w puszczy (1973) Władysława Ślesickiego oraz Potopu (1974) Jerzego Hoffmana (a wcześniej jego Pana Wołodyjowskiego, 1969) wyraźnie widoczny jest proces negocjacji pomiędzy sprzecznymi potrzebami różnych uczestników obiegu kultury. Widzów, z jednej strony, oczekujących barwnego i zaskakującego widowiska, a z drugiej – zaspokojenia własnego, utrwalonego wyobrażenia o powieści i jej bohaterach. Twórców chcących, z jednej strony, sprostać tym oczekiwaniom odbiorców, a z drugiej, zaproponować autonomiczne dzieło – wielkie widowisko w ekonomicznych warunkach państwa realnego socjalizmu. Władz, które – z jednej strony – godziły się na ekspozycję treści nie do końca zgodnych z oficjalną narracją państwową (by wspomnieć choćby podejmowane przez Sienkiewicza kwestie płynącego ze Wschodu zagrożenia dla polskiej państwowości lub religijności Polaków), ale z drugiej – próbowały instrumentalizować klasyka, wykorzystując go do legitymizacji socjalizmu.