BAŁUCKI RYNEK 6 (fabryka brykietu Kona)
Lolek Lubiński
JA, II A
Niedziela, 19 stycznia 1941 r.
Poszedłem dziś rano do szkoły, [a] raczej do „Starego”[Natana Nussbauma][Franciszkańska 76/78]. Wziąłem od niego księgę technologii Waksa i przy okazji pytałem go, czy nie wie o jakiejś posadzie dla mnie. Powiedział mi, że ma jakieś zajęcie, raczej czarną robotę, ale – mówi – że to nie dla mnie robota. Nalegałem bardzo, by dał mi zajęcie, jakie ma, bo wariuję już z próżnowania. Powiedział więc, bym udał się na Bałucki Rynek 6 do Kona. Ma on tam fabryczkę brykietu [Bałucki Rynek 6] i najprawdopodobniej znajdzie dla nas zajęcie. Nyslowi, który był też razem ze mną, powiedział to samo i zaraz tam poszliśmy. Zastaliśmy fabrykę [Bałucki Rynek 6] zamkniętą, powiedzieli nam, że roztworzą ją po obiedzie, lecz i po obiedzie była zamknięta. Postanowiłem pójść prywatnie do właściciela Kona. Ten przyjął nas dobrze, każąc przyjść jutro o 9. […] (s. 34,35).
JA/ONI, II A
Poniedziałek, 20 stycznia 1941 r.
Rano poszedłem do fabryczki brykietu Kona [Bałucki Rynek 6]. O 9 godz. było tam jeszcze zamknięte, postanowiłem więc czekać. Gdy spotkałem Kona, ten powiedział mi, że jest to praca bardzo ciężka i brudna, ale ja odstąpić nie chciałem i prosiłem go, by wprowadził mnie do fabryki [Bałucki Rynek 6], bym mógł bliżej przyjrzeć się tej pracy. Wprowadził mnie. W szopie tej stała pośrodku maszyna do prasowania brykietu, bardzo prymitywna i ciężka do poruszania, po kątach leżał śrut i smoła. Właściciel objaśniał mi, że trzeba prawie cały dzień paprać się w smole, miale itp. g… Wszystko nie odstraszyło mnie tak jak ta maszyna [!], z miejsca nie mogłem jej ruszyć, dwa konie belgijskie trzeba zaprzęgnąć do kręcenia jej. Wszedłem, rozejrzałem się i wyszedłem, rezygnując z pracy. […] (s. 35,36)
JA/ONI, II A
Niedziela, 16 lutego 1941 r.
[…] Wychodząc ze szpitala [Łagiewnicka 36], spotkałem Ryśka Srokę, który powiedział mi, że wraca teraz z fabryki [Bałucki Rynek 6] i słyszał, jak Warszawski powiedział, że chce przyjąć absolwentów tegorocznych do fabryki, lecz bezpłatnie. […] s. 49,50)
JA, II A
Wtorek, 18 lutego 1941 r.
Na czas stawiłem się u Waksa [Podrzeczna 9], gdzie po paru minutach zjawili się wszyscy chłopcy. Poszliśmy zaraz do fabryki [Bałucki Rynek 6] Po drodze rozmawialiśmy, że należałoby się wpierw umówić z Warszawskim co do warunków pracy, zanim do pracy przystępujemy. Gdyśmy do fabryki zaszli, trzeba było czekać na naszego przyszłego szefa, a gdy ten przyszedł, powiedział nam, że przędzalnia na razie stoi i żebyśmy przyszli w niedzielę. […] (s. 51,52)
JA, II A
Wtorek, 25 lutego 1941 r.
Wstałem dziś o 7 godzinie i poszedłem do fabryki[Bałucki Rynek 6]. Warszawski, który jest tam dyrektorem, powiedział nam, że przędzalnia jeszcze nie ruszyła i że jeszcze sprawy tej nie załatwił u Rumkowskiego [Bałucki Rynek]. Idąc do domu [Franciszkańska 38] wcale nie byłem zmartwiony tym niepowodzeniem, bo będę miał teraz czas interesować się posadą, którą przyrzekł Rumkowski.. […] (s. 57)
Bibliografia
– Lolek Lubiński, Dziennik, oprac. Anna Łagodzińska, Łódź: Muzeum Miasta Łodzi, 2014.