BAŁUCKI RYNEK [OBSZAR]

Dawid Sierakowiak

I B,  ONI

„10 listopada 1939 r.: […] Dla postrachu powieszono dziś na Bałuckim Rynku trzech zbrodniarzy, mówią, że dwóch Polaków i jednego Żyda lub na odwrót. Polaków podobno za morderstwo, a Żyda za paskarstwo. Wspaniały sposób wykazania mocnej ręki. Porządek będzie utrzymany!” (s. 94)

V A,  JA

„9 marca 1943 r.: […] Przyszedł dziś do naszego Wydziału [Hans] Biebow z Gettoverwaltung i zwiedził z [Bernardem] Fuksem całe biuro. W wyniku tej wizyty (był też w Wydziale Personalnym [Dworska 1] i Gospodarczym [Lutomierska 11]) będą musieli wszyscy urzędnicy i urzędniczki w wieku poniżej 40 lat opuścić biura i pójść do resortów i pracy publicznej, zaś na ich miejsce weźmie się starych i wyczerpanych robotników. W każdym prawie pokoju biura była awantura z powodu nagromadzenia tylu młodych sił, na domiar złego malowanych i ładnie ubranych. Biebow zlikwidował też mianowanych trzech kierowników naszego Wydziału (oprócz Fuksa), [Franza Roberta] Andresa, [Azriela] Urysona i [Kiwę] Siennickiego, oddając całą władzę kierowniczą Fuksowi. […] Wczoraj taką czystkę Biebow przeprowadził też na Bałuckim Rynku w sekretariacie [Mordechaja Chaima] Rumkowskiego. „Stary” zjechał teraz już zupełnie, na tyle, że niemiecka wacha przy Bałuckim Rynku zrewidowała go wczoraj, gdy wjeżdżał na plac.” (s. 368)

 

Oskar Rosenfeld

JA/ONI, V A (04.01.1944)

„Wczoraj, 3 stycznia, wieczorem o godz. 5.30, Prezes [Mordechaj Chaim Rumkowski] został ponownie przewieziony przez Gestapo do miasta, rzekomo w celu konfrontacji. Ponieważ wspomnienie przypadku [Dawida] Gertlera jest ciągle żywe, w getcie panuje ogromne poruszenie i obawa. Strach jak w dni jesiennych wysiedleń. Nie powrócił tej nocy. Nadchodzi ranek, 4 stycznia. Całe getto pod wrażeniem wydarzeń. Każdy czuje, że wraz z Przełożonym Starszeństwa Żydów upadnie getto. Żadnego punktu zaczepienia. Uwolniony! W końcu o godz. 4 po południu: uwolniony! Dowiaduję się od sąsiadów: «Stary [tj. Rumkowski] jest znowu na Bałuckim Rynku! Boruch poszedł do niego! Nie śpi, ani nie drzemie stróż Izraela!” (s. 29)

JA/ONI, V A,  (14.12.1943)

„Największe napięcie. Ciężki dzień. Około 11 godz. Przełożony zabrany przez trzech urzędników Gestapo do miasta. Godziny strachu. Dzikie plotki. Przypomina się 12 lipca z [Dawidem] Gertlerem. Czy wróci? Co się dzieje. Robi się wieczór. Wóz z białym koniem stoi przed Rynkiem Bałuckim i czeka. Zapada noc. W końcu około godziny 1.30 w nocy stukanie do drzwi obok – Prezes wrócił. Głęboki oddech. Potem nasłuchuje się przyczyn. Rzekomo kontrola zaopatrzenia. Dostarczono większe ilości niż jest ludzi w getcie. W Wydziale Kartek [Marynarska 71] tylko 79 000, podczas gdy Urząd Statystyczny podaje 83 000. Jakkolwiek by nie było, Prezes wrócił, jest wśród żywych. Cios przezwyciążony. Prezes znów pracuje – o godz. 8 rano był już na Rynku Bałuckim. Była to ciężka noc. Weszło w kości. Stary mimo wszystko centralną figurą getta.” (s. 28)

JA/ONI, V A,  (14.07.1943)

„Teraz [Dawid] Gertler upadł. Wezwany na Rynek Bałucki, wsadzony do auta, wywieziony. Przeszukanie mieszkania. Prawdopodobnie dzielił z Gestapo dobra ze złota. W każdym bądź razie do piętnastego a.c., już trzeci dzień, nie wrócił. Czy będzie miał następców?” (s. 23)

Heniek Fogiel

ONI, III A (31.03.1942)

„Mieliśmy dziś okropny dzień, dostaliśmy kartę na wyjazd, ale Ja i Mira [Feldmark] nie, bo my figurujemy jako robotnicy resortowi, tylko ojciec nieboszczyk, mama i brat. Oczywiście, że napisaliśmy podanie, iż ojciec nie żyje i brat z powodu choroby chwilowo nie pracuje, ale już może wrócić do pracy, a Mira i Ja podejmujemy się utrzymywać mamusię. Do podania dołączyłem zaświadczenie, że pracowałem w resorcie 11⁄2 roku, a teraz pracuję w Wydziale Warzyw [ul. Łagiewnicka 25], zastępuję ojca, który już nie żyje, ale chcę wrócić do resortu. Mira miała zaświadczenie z jej resortu, że jest wykwalifikowaną fachowczynią krawcową i jest potrzebna w resorcie, to zostało podpisane przez kierownika resortu i bezpośrednio poszło na Bałucki Rynek do Komisji Wysiedleńczej [ul. Rybna 8], cały dzień i noc byliśmy w niepewności i strachu, czy w nocy nie przyjdą wyjąć nas z łóżka.” (s. 34)

ONI, III A (20.04.1942)

„W getcie ruch ogromny, każdy chce dostać się do pracy, aby nie pójść na komisję. Wszyscy więksi dygnitarze wepchnęli swoich do resortów, a ten biedny robotnik, który nie ma protekcji, zawsze pada ofiarą. Z tego powodu we wszystkich resortach wybuchł strajk gdyż żądali, aby zrobić listę z ich najbliższych i dać im karty pracy, gdyż tylko z ich pracy utrzymuje się getto i resort, a koniec końcem ich rodzice muszą stanąć na komisję, a ci z protekcji wchodzą do pracy. Więc po obiedzie we wszystkich resortach robotnicy podawali swoich najbliższych i te listy przesłano na Bałucki Rynek. Dzieci od 10 lat wypełniali [!] ankiety w Wydziale Szkolnym [ul. Franciszkańska 27] i zaraz dostali [!] skierowanie do resortów jako uczniowie. Dziś już był pierwszy dzień komisji lekarskiej, badanie wcale się nie odbywa, tylko pytają o zawód, lat [!], datę urodzenia itp. Potem kładą stempel na piersiach, stemple są różnego rodzaju, to znaczy różne litery, potem każdy otrzymuje obiad. Przygnębienie wielkie, na ten temat krążą już różne plotki, że tych stemplowanych wyślą osobno, ażeby rozdzielić rodziny. Że zdrowych wezmą na robotę, pracujący mają zostać. Głowa boli od samego przysłuchiwania się. Ale swoim porządkiem nikt jeszcze nic nie wie, Minia podała mamę i teściową na listę, jutro będzie odpowiedź. A tymczasem wiadomości polityczne są bardzo dobre. Jak mówią, ma lada dzień być po wojnie.” (s. 39)

ONI, II B (9 czerwca 1942 r.)

„Jedno warto zaznaczyć, że ludzie w getcie wszystko wiedzą z góry, co będzie, jaka racja, i inne wiadomości. Zawsze przed czymś coś się mówi z góry w getcie o tym czymś, co się ma stać! Bo są tacy, co wiedzą, gdyż pracują przy tym lub są w kontakcie z Niemcami na Bałuckim Rynku, jeden mówi drugiemu i tak się wszystko rozpowszechnia!”(s. 68)

ON, III B (17.06.1942, wspomnienie dnia 16.06.1942)

„Na drugi dzień Mira [Feldmark] cały dzień leciała tu i tam interweniować, była u [Mieczysława] Mosiężnika, to jest wachmistrza Gemüse-Abteilung [Wydział Warzyw, ul. Łagiewnicka 25}, który dzwonił do komisarza [Abrahama] Feldhendlera, lecz ten odpowiedział, że zwolnić ma tylko prawo sam pan prezes. Potem do tegoż samego komisarza dzwonił kierownik resortu, [Lajb] Glazer, lecz teraz już przyrzekł, że postara się coś załatwić. Potem Minia [Feldmark] przyniosła zaświadczenie, że pracowałem w resorcie do rewiru [ul. Łagiewnicka 61], a stąd kom[isarz] dzwonił na Bałucki Rynek, że wszystko jest zgodnie z prawdą, tak, jak zeznałem.” (s. 73 – 74)

 

Oskar Singer

JA/ONI, III A  (29.04.1942)

„Fakt, że kierownicy różnych wydziałów są wzywani przez sekretariat przy Matrosenstrasse [Dworska, obecnie Organizacji WiN], aby tam dobrowolnie zgłaszać się na następną noc do rozładunku transportu ziemniaków, także musi mieć swoją szczególną przyczynę. I jeśli nawet tylko przez godzinę pada deszcz, to jest to dla getta wydarzenie o dużym znaczeniu. A pada przecież prawie każdego dnia. Wszyscy wiedzą, co to oznacza – ciągle jeszcze odczuwamy katastrofę ziemniaczaną z ostatniej jesieni. I jeśli na Rynku Bałuckim nie widać dorożki prezesa, choć wiadomo, że jest już zdrowy, to ma to także pewne znaczenie.” (s. 19)

JA/ONI, III B

„Na żadne z tych pytań nie można w tej chwili dać obiektywnej i sprawiedliwej odpowiedzi. Wszystko dzieje się zgodnie z zasadami pewnej określonej dynamiki, już teraz dobrze znanej, a przecież i tak będącej nie do pojęcia. Wydarzenia tak szybko się zmieniają, że aż dech zapiera. Piszący te słowa znajdował się przez dwa lata w środku tego przedstawienia. Dwa lata pozostawał w ścisłym kontakcie z władzami. Poznał więc metody ich działania, ich mentalność. Naprawdę nie istnieje żaden opór przeciwko temu, co się dzieje, przeciwko skutkom racji stanu. Na ważne pytanie, czy był wyraźny rozkaz deportacji przesiedlonych – albo czy była ona wynikiem pewnych pertraktacji – nie można dać dzisiaj odpowiedzi. Po prostu tego nie wiadomo. Wie to tylko Bałucki Rynek.” (s. 37)

JA/ONI, III B (02.08.1942)

„We właściwej wytwórni nabiału dochodzimy do siebie po przeżytym szoku. W jednym z bocznych pomieszczeń w tym samym budynku robi się twaróg. Tu przekraczamy „białe morze”. Z Bałuckiego Rynku przywożone są samochodami blaszane bańki z chudym mlekiem. Część z nich dostarczana jest od razu do sklepów. Mleko dla dzieci i chorych!” (s. 55)

JA/ONI, III B (06.08.1942)

„Proces przerobu odbywa się na trzech placach, ewentualnie w trzech miejscach pracy, a mianowicie:

1) centrala i główny magazyn Sulzfelderstrasse [Brzezińska] 73,

2) warsztaty Mühlgasse [Młynarska] 21 i

3) warsztaty Am Quell [Źródłowa] 3-6.

Zwiedzanie zaczyna się bez żadnych zaskakujących wrażeń. Tak mniej więcej wyglądają wszystkie miejsca zbiórki i sortowania materiałów wtórnych. Mimo znacznej ilości szmat – tych leżących w szopie i tych przeznaczonych do suszenia (razem około 15 wagonów) – obraz ten nie jest niczym imponującym. Parę wagonów żelaza, okruchów skalnych i szkła, ale to przecież tylko „buble”. Po reorganizacji będzie się ich stopniowo pozbywać. Nie przybywa już nic nowego. Tylko szmaty i materiały przysłane przez władze. Właśnie rozładowywany jest wagon wojskowych uprzęży końskich. Masywne części ze skórzanym pokryciem, jedna sztuka podobna do drugiej. Już poruszają się dłonie, rozkładają poszczególne sztuki na części: tu żelazo, tu drewno, tam skóra. Każda resztka ma swoje przeznaczenie. Nie poznamy ich, gdy z zakładu szewskiego powędrują przez getto na Bałucki Rynek, a stamtąd do miasta jako nowiutki towar.” (s. 60-61)

JA/ONI, V A

„Węgiel przychodził dwoma kanałami. Najpierw przez Bałucki Rynek, a potem przez Radogoszcz, dworzec towarowy getta. Plac ten był położony bardzo korzystnie dla obu kierunków, szczególnie w sytuacji, gdyby się udało rozwiązać problem transportu z Radogoszcza do centrum. W obliczu braku środków transportu kierownictwo stało bowiem przed zadaniami niemalże nie do rozwiązania. Dopiero po oddaniu do użytku linii tramwajowej Marysin – Bałucki Rynek – Plac Węglowy problem rozwiązano. Pierwsze transporty węgla dostarczono wiosną 1942 r. aż do bramy wjazdowej Wydziału Węglowego. Dzisiaj przychodzą bardzo duże ilości prawie wyłącznie przez Radogoszcz. Pojawiła się więc potrzeba zorganizowania placu węglowego także na Marysinie. Jest to właściwie taki sam plac, jak plac centralny przy ulicy Hanseatenstrasse – Matrosenstrasse [Łagiewnicka – Dworska, obecnie Organizacji WiN] i służy on jako miejsce rozdziału węgla dla tej części getta, która geograficznie do niego należy.” (s. 75-76)

JA/ONI, V A (10.1942)

„Wydział Tytoniu nie ma żadnego wpływu na ustalanie cen. W tych sprawach niewiele pomoże szczere dążenie pana Nowera, aby prowadzić solidny przedwojenny interes. Jego solidność będzie musiała się ograniczyć do tego, żeby powierzonym mu cennym mieniem administrować, jak przystało na porządnego kupca. Nie wolno mu prowadzić kalkulacji. Przejmuje to, co mu przekazuje Bałucki Rynek, i ma dbać, żeby równowartość wpłynęła ponownie do kas Przełożonego. Milczy, gdy pytamy o finanse jego zakładu. Czy boi się gadulstwa reportera, czy takt nie pozwala mu zdradzać tajemnicy kalkulacji, albo rzeczywiście nic nie wie na ten temat? Wszakże zadajemy to pytanie nie tylko z czystej ciekawości. Żałujemy tylko, że nie możemy zdradzić przyszłemu czytelnikowi, na ile Bałucki Rynek był w porządku w stosunku do swego monopolu tytoniowego.” (s. 83)

 

Lolek Lubiński

JA/ONI, II A
Czwartek, 9 stycznia 1941 r.
[…] Dochodząc do zbiegu ulicy Dworskiej i Bałuckiego Rynku, widać było [!] jakiś nienaturalny ruch. Zbliżywszy się bliżej [!], dowiedziałem się, że wysyłają dziś partię Żydów w liczbie 500 na robotę do Niemiec. (s. 28,29)

JA/ONI, II A
Niedziela, 19 stycznia 1941 r.
[…] Słyszałem, że przyjechała delegacja najstarszych Żydów z prowincji, tj. z Pabianic, Łasku, Zduńskiej Woli, Ozorkowa, Łęczycy itd., i miała konferencję u Rumkowskiego [Bałucki Rynek], zarzucając mu, że on spowodował ten stan Żydów w Litzmannstadt, w jakim się dziś znajdujemy. A to z powodu, że nie pozwolił przysyłać paczek, że zatrzymał cały sztmukel itp. […] (s. 34,35)

JA/ONI, II A
Poniedziałek, 27 stycznia 1941 r.
O 9 godz. byłem w komisariacie na Bałuckim Rynku, gdzie umówiłem się z kolegami. Chcieliśmy dostać się do Rumkowskiego [Bałucki Rynek]. Gdy przyszedł łącznik, poinformował nas, że Prezes bez zaproszenia nikogo nie przyjmuje. Prosiliśmy więc go, by podał podanie nasze sekretarce Prezesa. Ten wziął i powiedział, że załatwi. (s. 40)

JA/ONI, II A
Niedziela, 2 lutego 1941 r.
Byli dziś u mnie [Franciszkańska 38] [Julek]Waks i [Szymek]Nyssel. Powiedzieli mi, że byli u Karo [Franciszkańska 27], który powiedział im, że był u Rumkowskiego [Bałucki Rynek] i przedstawił mu naszą sprawę. Ten, słysząc to, powiedział, że potrzebuje fachowców i przyjmie nas do fabryki, ale teraz ma zawróconą głowę pilniejszymi sprawami. Postanowiliśmy pójść z delegacją po raz drugi do [Władysława] Franka [Dworska 1]. Umówiliśmy się na wtorek [na] 10.30. (s. 43)

JA, II A
Wtorek, 11 lutego 1941 r.
Rano wyciągnął mnie dozorca z łóżka, bym poszedł odebrać zapomogę. Dostałem 19 mk i pokwitowanie 1 mk na wydatki domowe. Poszedłem następnie do sekretariatu [Wydziału] Szkolnego [Franciszkańska 27], by wypisali podanie i dali dyrektorowi, który chce iść z tym do Rumkowskiego [Bałucki Rynek]. (s. 47)

ONI, II A
Środa, 12 lutego 1941 r.
[…] Józiek był dziś u Rumkowskiego [Bałucki Rynek]. [Ten] przyjął go podobnie [ż] bardzo uprzejmie. Jeśli chodzi o posadę, to powiedział, że urzędników nie potrzebuje, ale nie mogąc wypuścić go z niczym, dał mu tytułem zapomogi 50 mk i dwa talony na węgiel i żywność. (s. 47,48)

JA/ONI, II A
Piątek, 21 lutego 1941 r.
[…] Poszedłem dziś o 8 godz. do Rozenberga [Limanowskiego 38], z którym poszedłem do „Starego” [Piwna 15] wraz z [Chaimem Majerem] Kozienickim. Wyciągnęliśmy go z łóżka i zawlekliśmy do szkoły [Franciszkańska 76/78], gdzie po porozumieniu z dyrektorem napisał opinię. Poszliśmy potem do Wydziału Szkolnego [Franciszkańska 27], by bliżej dowiedzieć się o całej sprawie. Tu Karo powiedział nam, że był u Rumkowskiego [Bałucki Rynek] i przedstawił mu całą sprawę. Prezes, usłyszawszy to, odniósł się przychylnie, tylko powiedział, że chce wiedzieć, kim są ci absolwenci, jak się nazywają i gdzie mieszkają. Ze słów jego wywnioskowałem, że podanie nasze zgubił i zreferował sprawę tę, nie mając podania. Przeto zwrócił się do dyrekcji szkolnej z wymówką, że musi mieć opinię. (s. 54, 55).

JA/ONI, II A
Wtorek, 25 lutego 1941 r.
Wstałem dziś o 7 godzinie i poszedłem do fabryki [Drewnowska 77]. Warszawski, który jest tam dyrektorem, powiedział nam, że przędzalnia jeszcze nie ruszyła i że jeszcze sprawy tej nie załatwił u Rumkowskiego [Bałucki Rynek]. Idąc do domu [Franciszkańska 38] wcale nie byłem zmartwiony tym niepowodzeniem, bo będę miał teraz czas interesować się posadą, którą przyrzekł Rumkowski. […] (s. 57)

JA/ONI, II A
Poniedziałek, 10 marca 1941 r.
Przed obiadem poszedłem do Waksa [Podrzeczna 9], z którym poszedłem do Franka [Dworska 1]. Ten przyjął nas uprzejmie, mówiąc, że o nas pamięta i przy najbliższej okazji załatwi to u Rumkowskiego [Bałucki Rynek]. Poszliśmy następnie do dyrektora poradzić się go, czy wypisać deklaracje, jakich żąda Warszawski. Początkowo odradzał nam, ale w końcu powiedział, że nie chce nam radzić, bo nie wie, jak to wszystko będzie później wyglądało. Postanowiliśmy zebrać wszystkich chłopców, by sprawę tę ostatecznie załatwić. Umówiliśmy się więc na jutro. […] (s. 64,65)

JA/ONI, II A
Piątek, 21 marca 1941 r.
Po śniadaniu poszedłem do Franka [Dworska 1] dowiedzieć się, co zostało załatwione, jeśli chodzi o naszą sprawę. Powiedział mi, że dobrze o tym pamięta, tylko jak przychodzi na kilka minut do Rumkowskiego [Bałucki Rynek], to nie wie, od czego zacząć, bo ma tyle spraw do załatwienia. W końcu przyrzekł, mi że przy najbliższej okazji zainteresuje się tą sprawą. […] (s. 70,71)

JA, II A
Wtorek, 1 kwietnia 1941 r.
O 11 godz. przyszedł do mnie Szymek Nyssel, z którym poszedłem do [Mojżesza] Karo [Franciszkańska 27]. Po godzinnym czekaniu dostaliśmy się do niego, który powiedział nam, że listę naszą odesłał do Warszawskiego. Po obiedzie poszedłem do Warszawskiego [Łagiewnicka 45], mówiąc mu, że listę absolwentów otrzymał. Po dłuższej chwili przypomniał sobie, że papiery odebrał. Kazał nam przyjść za dzień–dwa, bo musi to załatwić u Rumkowskiego [Bałucki Rynek]. (s. 75)

JA, II A
Środa, 2 kwietnia 1941 r.
Poszedłem dziś rano do Franka [Dworska 1]. Siedząc w poczekalni, usłyszałem, że telefonują po niego z Bałuckiego Rynku, by już przyszedł. Zaszedłem więc przed bramę, by przypomnieć mu naszą sprawę. Postanowiłem czekać na niego, jak wyjdzie od Rumkowskiego [Bałucki Rynek]. Stojąc tak, zauważyłem, że Warszawski z jakimś gościem wychodzą od Prezesa. Doszedłem do niego, pytając się, co załatwił. Odpowiedział mi, byśmy wszyscy jutro przyszli na ósmą do fabryki. […] (s. 75)

JA, II A
Czwartek, 17 kwietnia 1941 r.
Przed obiadem miałem trochę latania. Byłem z rachunkami w różnych Arbeitsressortach na Bałuckim Rynku i w różnych wydziałach gminnych. […] (s. 81)

JA, II A
Wtorek, 22 kwietnia 1941 r.
Wstałem dziś normalnie o 6.45. Pogoda była wredna jak nigdy. Gdy przyszedłem do składu [Plac Kościelny 4], słyszałem straszne krzyki. Po chwili okazało się, że kierownik składu bardzo się denerwuje, że towar jeszcze nie wysłany na Bałucki Rynek, a dzwonią oficerowie, że czekają już od 8 godz. z autem. Już nie kazali mi się rozebrać, tylko wziąć kilka sztuczek i iść na Bałucki Rynek. Jak kazali, tak musiałem zrobić, wziąłem towar i zaniosłem. Gdy przyszliśmy na Bałucki Rynek i oddaliśmy towar, wyskoczyli na nas Niemcy, dlaczego tak późno. Widząc takie zamieszanie, odłożyłem towar i poszedłem. […] (s. 82)

 

Bibliografia

– Dawid Sierakowiak, Dziennik, oprac. A. Sitarek, E. Wiatr, Warszawa: Żydowski Instytut Historyczny, 2016.

– Oskar Rosenfeld, Dziennik, w: Oblicza getta. Antologia tekstów z getta łódzkiego, red. K. Radziszewska, E. Wiatr, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2017.

Dziennik Heńka Fogla z getta łódzkiego, oprac. Adam Sitarek, Ewa Wiatr, Warszawa: Żydowski Instytut Historyczny 2019.

– Oskar Singer, Przemierzając szybkim krokiem getto… Reportaże i eseje z getta łódzkiego, tłum. K. Radziszewska, Łódź: Oficyna Bibliofilów 2002.

– Lolek Lubiński, Dziennik, oprac. Anna Łagodzińska, Łódź: Muzeum Miasta Łodzi, 2014.