Bruksela
Jej szczególne znaczenie dla Polaków rozpoczyna się w roku 1830, roku rewolucji belgijskiej, choć już 15 lat wcześniej bitwa przegrana przez Napoleona w podbrukselskim Waterloo inicjowała kolejną serię polskich rozczarowań, związanych z porządkiem pokongresowej Europy. Jednak rok 1830 bezpośrednio związał losy Brukseli i Warszawy w geście Winkelriedowym – polski Listopad ściągnął bowiem na siebie uwagę mocarstw Świętego Przymierza, chroniąc rodzącą się wolność Belgów m.in. przed interwencją wojskową cara Mikołaja I. Niepodległość Belgii proklamowano 4 października 1830 – zaledwie miesiąc przed „nocą listopadową” – w wyniku reperkusji rewolucji lipcowej i powstania, zmierzającego do wyswobodzenia kraju spod wypływów dynastii holenderskiej oraz wyroków Kongresu Wiedeńskiego.
Bruksela była więc przede wszystkim drugim po Paryżu „miastem republikanckim”, naturalnym miejscem emigracji dla polskich powstańców, zwłaszcza tych, którzy – jak Joachim Lelewel – zostali wydaleni z Francji i rozczarowali się do niej. Po zdradzie „doktrynerów”, a więc rządu Ludwika Filipa w opinii emigracyjnych Polaków odchodzącego od ideałów rewolucyjnych i solidarności z walczącymi o wolność ludami, zwłaszcza z Polską, Brukselę odbierano jako miasto „wyrozumialsze”. Tym różniła się też ona od Paryża, że przyciągała raczej demokratyczne odłamy emigracji, podczas gdy stolica Francji należała do „panków”, arystokratów. W dziejach Wielkiej Emigracji nie stała się jednak opozycją ani dla Paryża, ani dla Londynu, gdzie miało swoją siedzibę Towarzystwo Demokratyczne Polskie. Dzięki obecności Lelewela była Bruksela w latach 1842–1846 sceną jednej z prób konsolidacji polistopadowego wychodźstwa, tutaj miało swoją siedzibę Zjednoczenie Emigracji Polskiej. Po Wiośnie Ludów, kiedy rozgoryczony Lelewel wycofał się z życia publicznego emigracji, a na scenie politycznej pozostały tylko dwie siły: TPD i zwolennicy Czartoryskiego, „wyosobnienie” (patrz niżej) Polaków w Brukseli jeszcze się pogłębiło. W tym czasie jednak, wraz z falą reakcji po rewolucji lipcowej, miasto nabierało znaczenia międzynarodowego ośrodka uchodźców politycznych (gościł tu m.in. Viktor Hugo, Charles Baudelaire, Aleksander Dumas oraz Karol Marks i Fryderyk Engels), a w okresie poprzedzającym Wiosnę Ludów – stolicy ruchu komunistycznego. Tę względnie liberalną atmosferę zawdzięczała Bruksela z jednej strony młodości państwa belgijskiego, z drugiej zaś szybko postępującej industrializacji i tworzeniu się silnych środowisk robotniczych. Spośród Polaków mieszkających w Brukseli dłużej czy też zatrzymujących się tu po drodze do „kąpieli morskich” (przeważnie Ostendy) na pierwszym miejscu trzeba wymienić wspomnianego już Joachima Lelewela, który przeżył w tym mieście prawie 30 lat i stał się „jedną z osobliwości brukselskich”, następnie jego ideowego przeciwnika, „Napoleonidę polskiego” i Naczelnego Wodza powstania listopadowego – gen. Jana Skrzyneckiego, uczestnika partyzantki Józefa Zaliwskiego – hr. Wincentego Tyszkiewicza, powstańca i legendarnego emisariusza – Szymona Konarskiego, także Lucjana Siemieńskiego, Andrzeja Towiańskiego, Cypriana Kamila Norwida, przejazdem był tu i Mickiewicz. Z perspektywy przebywającego w Brukseli polskiego emigranta szacowne miasto Bruegla Starszego i flamandzkich kamieniczek jak w soczewce skupiało procesy polityczne i cywilizacyjne Europy połowy XIX stulecia: ruchy wolnościowe i narodotwórcze, narodziny kapitalizmu i przemysłu, postępującą instytucjonalizację nauki, wzrost roli dziennikarstwa (i kolei, ponieważ pierwsze pociągi swój bieg rozpoczynały właśnie w Brukseli), migracje.
Lelewel, wydalony z Paryża i Francji jako dokuczliwy dysydent polityczny, podróżował do Brukseli przeważnie pieszo i z drogi (Tours – Vendôme – Chartres – Rouen – Neufchâtel – Abbeville – Arras – Lille – Bruksela ) relacjonował swój „tur” w obszernych listach do przyjaciół: mijane miasta, pogawędki z napotkanymi ludźmi, ciekawostki naukowe, projekty kolejnych odezw. Jako słynny europejski uczony i polski wygnaniec ku utrapieniu władz francuskich wzbudzał sensację: rozdawał autografy i druki o Polsce, był podejmowany bankietami, w rozmowach uprawiał „apostolat” sprawy polskiej – wyraźnie kontynuował w ten sposób przemarsz powstańców listopadowych przez Europę z 1831 roku. Odbył symboliczną odyseję, bo w stolicy Belgii zatrzymał się pod znamiennym adresem – w domu nad gospodą „Estaminet de Varsovie” (rue de Chêne 26, nieopodal słynnego posążka „siusiającego chłopca”). W Brukseli mieszkał w skrajnej biedzie przez niemal 30 lat, został z niej wywieziony (niektórzy uważają, że porwany) w zaawansowanej chorobie w roku 1861, koleją, do wygodnego szpitala w Paryżu, gdzie po kilku dniach zmarł.
Mimo że w stolicy „Belgium” napisał z górą tysiąc listów, dziesiątki odezw i przemówień, nie poświęcił w nich zbyt wiele miejsca Brukseli, na ogół ograniczał się do krótkich uwag, czasami niechętnych („Bruksela jest wielki alembik piwa na urynę”[1]). Tak jakby jego pisarskie doświadczenie emigracji – zwłaszcza to komunikowane rodakom – miało mieć charakter eksterytorialny, co nietrudno zrozumieć: w istocie bowiem dotkliwie odczuwał zależność od miejscowej jurysdykcji i policji. Inaczej było z istnieniem Lelewela w przestrzeni publicznej miasta, z której sprawę zdają jego mowy, wygłaszane podczas różnych, polskich i międzynarodowych, „obchodów”. Lelewel często organizował je i przez długie lata im prezydował, natomiast władze miasta udostępniały wówczas Polakom najbardziej reprezentacyjne sale w brukselskim ratuszu. Charakter tych uroczystości, zwłaszcza kolejnych rocznic 29 listopada, oraz obecność Belgów (polityków, inteligentów, robotników) narzucały przemówieniom konwencję polsko-belgijskiej paraleli, przy czym były to częściej porównania historyczne niż geograficzne czy topograficzne. Bruksela odgrywała w nich rolę miejsca wprawdzie znaczącego, w którym dokonuje się przywołania i porównania dziejów, losu Polski i Belgii, lecz zindywidualizowanego na tyle tylko, na ile pozwala retoryka okolicznościowego wystąpienia. Sprowadzenie miasta do kilku stałych topograficznych współgra być może z Lelewela egzystencjalnym odczuciem belgijskiego etapu wygnania, w którym powtarza się przeświadczenie o byciu „zizolowanym” i „jak na pustyni”; ten ostatni obraz powraca też w odezwach pisanych w imieniu „Polaków w Bruxelli”: „[…] ile od braci naszych wyosobnieni jesteśmy i kiedyśmy się po razy kilka do braci naszych odzywali, to jak z pustyni jakiej, aby się w razie potrzeby znaleźć”[2]. Jednak wiadomo, że Bruksela była dla ówczesnych Polaków wyrazistym punktem na mapie, miastem Lelewela, którego wedle zwyczaju należało odwiedzić i nietrudno go było tam znaleźć: „Ktokolwiek jadący za granicę zawadził o Brukselę i pierwszego lepszego przechodnia w bluzie zapytał o Lelewela, odpowiadał, że go zna i prowadził w ciasną uliczkę dolnego miasta”. Lelewel zajęty rytownictwem, pracą naukową, odwiedzinami – jak świadczy przywołany tu Siemieński – w mieście niechętnie bywał: „W licznych towarzystwach, lub spacerującego nigdyś nie spotkał, chyba gdy małym kłusem w bluzie i kaszkieciku biegł do kawiarni dla przeczytania dzienników i na partię szachów…”[3]. Prócz oficjalnych uroczystości patriotycznych pojawiał się przeważnie w domach swoich znajomych, polskich i belgijskich, trzymał do chrztu ich dzieci, jadał obiady, wymieniał się nowinkami towarzyskimi.
Przybywszy latem 1833 roku, mimo że Bruksela przywitała słynnego Polaka fetą na jego cześć, żył bardziej sprawami warszawskimi i krajowymi niż nowym miejscem. Właśnie klęską zakończyła się wyprawa Zaliwskiego, a przybyli do Brukseli jej emisariusze donosili, że „lud wiejski oziębły” na myśl o kolejnym zrywie. Brak perspektyw na czynną akcję w kraju, a także na powrót do Paryża, już jesienią 1833 roku kierują uwagę Lelewela ku Belgii i wcale licznej tu polskiej kolonii: „Tu w Brukseli trudno naszych policzyć, a liczba wzrasta”[4]. Kraj i miasto nie wydają się Lelewelowi sympatyczne, zwłaszcza po przygodzie z paszportem – gdy nie zabrał go na pieszą wyprawę naukową po okolicy, został w podbrukselskim miasteczku Assche zatrzymany, przeszukany i posądzony o podszywanie się pod „tego sławnego prezesa [Komitetu Polskiego]”[5]. Zirytowany niestabilnością własnej sytuacji pisze: „Dotąd innego [niż „Estaminet de Varsovie] adresu wskazać nie umiem, a w moim tu siedlisku i zimno i drogo. Trudno mi dotąd adres zmienić dla głupkowatości belgom [!] właściwej. Piwo tu i faro, musi to na nich działać. Ociężałego umysłu, ciekawe a głupowate, étourdi przy ruchawości i pozornej żywości odrętwiałe i bez czułości, bez czucia. Próbką tego moje zdarzenie w Assche”[6]. Zrazu znajduje Lelewel życzliwe przyjęcie wśród belgijskich demokratów i liberałów, w kręgach władzy i dworu, a król Leopold I ma zwyczaj witać się z nim osobiście. Polacy zyskują wpływy w jednej z gazet brukselskich („La Voix du Peuple” – Głos ludu), która staje się trybuną polskiej sprawy. Nawet w tym okresie względnej stabilizacji w korespondencji nie wyzbywa się Lelewel kąśliwości w stosunku do Belgów: „Miasto to [Gand, Gandawa] większe od Brukseli jest arcyrepublikańskie, ale równie jak Bruksela nie śmie wymówić imienia republiki. Belgowie wszyscy są arcyrepublikanie, bo po całych nocach opajają się piwem, a potem przed swoim patronem Manequinem libację odprawują”[7]. Jest charakterystyczne, że symbol Brukseli – „Manneken pis” („siusiający chłopiec”), został tu przez Lelewela skojarzony nie z legendą o ocaleniu miasta, lecz piwną kulturą Belgów, zupełnie mu obcą (sam pijał raczej wino i wódkę), tak jak ich mieszczańskie tradycje. Republikanizm Brukselczyków, mimo przyjaźni z wieloma tamtejszymi demokratami oraz ich udziału w obchodach polskich rocznic, wydawał się Lelewelowi powierzchowny. Tym chętniej przeciwstawiał mieszczańskiej Brukseli swoją autolegendę – „polskiego Demostenesa”, „Jezuska litewskiego” – której znakami rozpoznawczymi była robociarska bluza, skrajne ubóstwo, mordercza pracowitość i ostentacyjna niezależność materialno-duchowa. Zmuszał w ten sposób otoczenie (zaprzyjaźnionych Belgów, emigrantów, rodaków z kraju, rodzinę) do przemyślnej gry o zaspokojenie jego elementarnych potrzeb, np. ogrzania pokoju w zimie, co trzeba było czynić podstępem, z sąsiednich pomieszczeń. Solidaryzując się z robotnikami i ludem, najbardziej intensywnie w bardzo ciężkim dla siebie czasie po rewolucji krakowskiej i zarazem w okresie zbliżenia z Karolem Marksem (pracującym w Brukseli nad Manifestem komunistycznym), zdawał się nie rozumieć, odrzucać ducha industrializacji i kapitalizmu. W liście do brata zostawił wręcz infernalny pejzaż Belgii górniczej: „Byłem w krainie węgla, gdzie go kopią, kraj to czarny i dymny, zakopcony; jednak mimo mnóstwa zabudowań po wszystkich drogach smutne jego wejrzenie. Utrudzone robotniki albo pod ziemią siedzą, albo chowają się jak bandyci w gniazdach niezamieszkalnych, tylko machiny lub węgiel kryjących; obok wzniosłe kominy dla machin i ziemnych otworów, aby dawały powietrze, sterczą jakby po jakim pogorzelisku”[8]. Znał też inną Belgię, feudalną i średniowieczną, przebywał w sielskiej gościnie w zamku Mielmont koło Namur u zaprzyjaźnionego Alexandre’a Gendebiena oraz w innym, pod Waterloo – ale nie wspominał przy tej okazji o Napoleonie, lecz o polowaniach na kurki wodne i „przyjacielskich bankietach przy wędce i butelce”.
Przypisy
- Joachim Lelewel, Listy do rodzeństwa pisane, t. II, Poznań 1879, s. 42.
- Stowarzyszeni Polacy w Bruxelli do emigracji polskiej, w: Joachim Lelewel, Polska, dzieje i rzeczy jej, t. XX: Mowy i pisma polityczne, Poznań 1863, s. 230.
- Lucjan Siemieński, Portrety literackie, Poznań 1865, s. 451 i 452.
- List do Walentego Zwierkowskiego w Nancy, Bruksela 29 IX 1833, w: Joachim Lelewel, Listy emigracyjne, wyd. i wstęp H. Więckowska, t. I (1832–1835), Kraków 1948, s, 199.
- Joachim Lelewel, Głupota i dobroduszność czyli przygoda pieszego literata, w: tegoż, Dzieła, t. I, s. 395.
- List do Waleriana Pietkiewicza w Tours, Bruksela 16 X 1833, w: Joachim Lelewel, Listy emigracyjne, t. I, s. 203.
- Tamże, s. 209.
- Joachim Lelewel, List do brata Jana, Bruksela, 21 października 1838 r., w: tegoż, Listy do rodzeństwa pisane, t. II, Poznań 1879, s. 119 (list XL).