Bruksela
Bruksela była sceną rokrocznie organizowanych uroczystości patriotycznych: kolejnych rocznic 29 listopada, powstania na Litwie, potem powstania krakowskiego 1846 roku, a także powstania dekabrystów. Szczególnie pierwsze obchody odbywały się z zaangażowaniem miejscowych władz (w ratuszu i w obecności burmistrza miasta) i z udziałem wielu delegacji z prowincji, i wzbudzały spory oddźwięk wśród mieszkańców – w 1833 roku pisał Lelewel: „Belgi wszystkich klas szczerze kontenci z tego obchodu”[1]. Jednak od wiosny 1834 roku atmosfera pogarsza się, albowiem po zamieszkach wymierzonych w oranżystów, a więc w dawne zależności holenderskie, pod pretekstem rzekomego udziału w nich belgijskich Polaków, gazeta „La Voix du Peuple” zostaje zamknięta, część emigrantów wydalona (Stanisław Worcell i ks. Kazimierz Aleksander Pułaski), a reszta jest nakłaniana do podjęcia pracy (najczęściej fizycznej, np. ciesielstwa) lub dobrowolnego opuszczenia Belgii za jednorazowym funduszem. Lelewel zostaje z powodu kończenia prac numizmatycznych w Brukseli, z nim połowa dawnego składu polskiego koła. 13 czerwca w liście do gen. Romana Sołtyka, który wraca z Londynu do Paryża przez Brukselę, pisze: „Jest tu taniej niż w Anglii, taniej niż we Francji. Ale kto wraca do Francji, o mieszkaniu w Belgium pewnie myśleć nie będzie. Tych tułaczy, którzy wsparcia potrzebują, Belgium wszelkich środków szuka, aby się pozbyć. Wreszcie potrafiono do wszelkiego narodu emigracji zjednać awersję”[2]. Wówczas odmawia też przyjęcia profesury na nowo utworzonym brukselskim uniwersytecie, oburzony (nieoficjalnie), że organizatorzy chcieli w ten sposób dowodu wdzięczności za ich gościnność, gdy tymczasem: „To nic we Francji udręczenia emigracji, z jaką infamją Belgium naszą emigrację rozbijało i rozpędzało i rozpędziło, i mają czoło przechwalać”[3]. Były również inne powody, np. obawa przed „chwytaniem za słówka” i wydaleniem, odciągnięcie od spraw emigracji, a przede wszystkim – jak się wydaje – nasilająca się niewiara w pożytek „propagandy”, która nie jest kierowana do Polaków w kraju. W tym ostatnim różnił się Lelewel od Mickiewicza jako profesora literatur słowiańskich, choć również zakładał, że jako wykładowca skazany byłby na wykroczenie poza nominalny przedmiot wykładów (tu: historii starożytnej).
Godne osobnej uwagi są paralele polsko-belgijskie, które Lelewel tworzył przy rozmaitych okazjach, przede wszystkim jednak na użytek przemówień wygłaszanych podczas obchodów Listopada. Lelewel był specjalistą w zakresie komparatystyki historycznej, „paralela” może uchodzić za znak firmowy metody naukowej autora Historycznej paraleli Hiszpanii z Polską, a w jego pojęciu była również znaczącym gestem politycznym, do którego się uciekał, zamiast stawiać bezpośrednie diagnozy lub formułować własne, jednoznaczne stanowisko. Na listopadowy obchód przygotowywał często dwie mowy, jedną z nich wygłaszał w swojskim gronie rodaków, drugą w mieszanym towarzystwie Polaków i Belgów. Właśnie drugi typ mowy, prócz podziękowań Belgom, umożliwiał nawiązywanie do okoliczności miejsca i czasu; np. pojawia się refleksja na temat sal ratusza, w których w 1830 roku ogłaszano wolność Belgii, a teraz, 29 listopada, powiewa w nich wygnańcza chorągiew polskich powstańców, zarazem sztandar wspomnień, „chorągiew gościnności” i „wspólnej sprawy”. Jednak magia miejsca i podobieństwo aspiracji wolnościowych nie przysłania różnicy losów: „Wasza ojczyzna, obywatele belgijscy, ma swój byt, jest w pomyślnym stanie; wasze drzewo wolności stoi nieuszkodzone: do was tylko należy starać się, aby zazieleniało, zakwitło, bronić go od napaści […] U nas, nasza wolność, nasz byt jest wywrócony: życzenia wasze są dla narodu uciśnionego”[4]. Po czym wiódł Lelewel myśl zebranych z brukselskiego ratusza do „wilgotnych więzień” Polski, kazamatów i kopalń, ku klatkom i „rozbójniczym wieżom”, by rzucić Europie w obecności „obywateli belgijskich” oskarżenie o to, że zamknęła oczy i zatkała uszy „i nic dla nas nie ma tylko przytułek”. Kontrast dwu miejsc, wolnej Brukseli i katowanej Polski, ratusza i więzienia, prowadzi Lelewela do wskazania trzeciego obszaru, Słowiańszczyzny, której budzenie się sprawi, że Polacy znajdą pomoc i zrozumienie narodów pobratymczych i nie będą już więcej „naprzykrzać się Europie”. Z pewnością takie czytanie miasta (przytułek dla Polaków-natrętów Europy) nie było miłe dla brukselczyków, Lelewel jednak owej lektury dokonywał w dniu 29 listopada 1838 roku, po aresztowaniu w kraju kolejnego z jego ideowych uczniów, Szymona Konarskiego, który organizował spisek na tzw. Ziemiach Zabranych (Litwa) i współpracował z Rosjanami, a został wydany nie bez udziału rządu francuskiego.
W spokojniejszych latach podejmował Lelewel porównania obejmujące stosunki polsko-belgijskie na przestrzeni dziejów, od dynastycznych (w Brukseli mieszkała córka Jana III Sobieskiego, Kunegunda) przez militarne, handlowe do kulturalnych i „literackich” (piśmienniczych). Wspominał kontakty pomiędzy Niderlandami i Rzecząpospolitą w dawniejszej historii oraz te późniejsze, z czasów rewolucji francuskiej, Legionów i wojen napoleońskich, zapisane w „pamięci ludów”. Wcześniej, w czasach Erazma z Rotterdamu, kwitła wymiana książek i myśli, a także kontakty kupieckie pomiędzy Gdańskiem i innymi miastami hanzeatyckimi („koronki brabanckie”, „brukselskie sukno”). Potem oba państwa „porwane w wir mocarstw” utraciły samodzielność i w wyniku wojen na przełomie XVIII i XIX wieku „zapomniały o sobie”, Belgowie i Polacy zabijali się wzajemnie, „nie wiedząc o sobie”, pod sztandarami obcych mocarstw. Mówi Lelewel o dyslokacji Europy, w wyniku której oś Północ–Południe, łącząca Niderlandy z Rzecząpospolitą Obojga Narodów, ustępuje relacji Wschód–Zachód, ta zaś nie jest już tak sprzyjająca dla stosunków polsko-belgijskich; w pierwszej łączy nas morze, w drugiej oddziela ogromna przestrzeń stałego lądu. Wreszcie, w 1830 roku, następuje nowe zbliżenie: „Duch starej Europy ocknął się wszędzie, od Madrytu do Petersburga. Okazały się poruszenia we Włoszech, w Szwajcarii, aż na koniec wstrząśnienie przeszło z Paryża przez Bruxellę, Brunświk, Drezno aż do Warszawy”[5].
Poetyka paraleli historycznej, ale też geograficznej i topograficznej, musiała silnie wpisać się w tradycję obchodów Listopada – Lelewel uciekał się do niej jeszcze w Paryżu – skoro dość przygodny gość jednej z brukselskich uroczystości, jakim był Cyprian Norwid, również po nią sięgnął. Norwid przybył do Brukseli w sierpniu 1846 roku prosto z berlińskiego więzienia, wyjeżdżając z niej m.in. do Ostendy. W stolicy Belgii zajmował się studiowaniem sztuki w tamtejszym Muzeum Sztuk Pięknych, odwiedził też Lelewela i zrobił kilka przedstawiających go rysunków, w tym „Lelewela w bluzie”. W rocznicę Listopada został zaproszony na doroczną uroczystość – na „posiedzenie w kole tułaczym zamknięte”, jak relacjonował „Orzeł Biały” – i wygłosił Głos niedawno do wychodźtwa [sic!] polskiego przybyłego artysty. Przemawiając w ratuszu, wśród ścian, które widziały „znakomitego sztukmistrza i polityka” Piotra Rubensa, przywołał jednak inny punkt Brukseli – plac Męczenników (La Place des Martyrs, De Martelaarsplaats), na którym wznosi się pomnik (z napisem „Patria”) ku czci ponad 400 belgijskich powstańców 1830 roku: „My nie mamy placu Męczenników ani dotykalnego monumentu wielkiej naszej Ojczyzny, jak mieszkańce tej ziemi – ale Panom wiadomo, że i Koloseum w starym Rzymie, krwią przesiąkłe męczeńską, nie wywołało mu pomników, jedno prosty krzyż z drzewa. Miałożby przeto zabraknąć dłuta wśród Ojczyzny sztuk pięknych? Nie, lecz żywotność monumentu ogranicza się z czasem na podobieństwo głazów onych, których się ciałem przyobleka – a Krzyż, co tam pozostał, jest raczej jak narzędzie zapomniane na placu po męczeństwie ledwo że odbytym […] Otóż dzisiejsza uroczystość nie jest również zamkniętą w tryumfalne kształty monumentu – ona czulszy ma pomnik, a tym jest żywy period czasu”[6]. Ów „żywy period czasu” – żywy krzyż zamiast pomnika, kojarzył się zebranym na listopadowym obchodzie w 1846 roku zapewne z powstaniem krakowskim. Lelewel nie mógł słyszeć tej pięknej paraleli polsko-włosko-belgijskiej Norwida, ponieważ zjawił się dopiero na wieczornej części uroczystości, z udziałem Polaków i Belgów. Jednak i on tym razem mówił o swoich corocznych, nocnych, samotnych wizytach na brukselskim placu Męczenników. Odbywał je prywatnie, bo Polakom – jak tłumaczył – trudno byłoby czcić wrześniowe, belgijskie zwycięstwo, skoro jest to miesiąc zajęcia Warszawy przez Rosjan. „Wchodzę sam, ale zaraz dusza moja, natchniona świętością miejsca, widzi długi szereg cieniów idących za mną i przede mną. Cienie męczenników Polski, między którymi tylu jest drogich sercu memu, odbywają uroczystą procesję. Na głos mój, powstają cienie obrońców waszej wolności, i z nagła widzę uściśniecie braterskie, słyszę szmer pochwały za usiłowanie bronienia wspólnej sprawy, słyszę głos pociech i pokrzepienia”[7]. Lelewel – kapłan historycznych misteriów był już zapowiadany przez Mickiewicza: że na wykładach potrafi „ruszać cienie spod grobów” (Wiersz do Joachima Lelewela). W Brukseli okazał się równie śmiałym mistagogiem: nocą odprawiał polsko-belgijskie dziady na placu Męczenników, relacjonował zaś ów obrzęd pamięci w oficjalnej sali ratusza.
Przypisy
- Joachim Lelewel, Listy emigracyjne, t. I, s. 219.
- Tamże, s. 279, List do gen. Romana Sołtyka w Londynie, Bruksela 13 czerwca 1834, nr 201.
- Tamże, s. 294, List do Leonarda Chodźki w Paryżu, Bruksela 6 listopada 1834, nr 213.
- Joachim Lelewel, Polska, dzieje i rzeczy jej, t. XX: Mowy i pisma polityczne. Dzieło pośmiertne przypiskami pomnożone i wydane przez E. Rykaczewskiego, Poznań 1864, s. 268.
- Tamże, s. 379 (mowa na obchodzie 29 listopada 1842 r. wygłoszona do Polaków i Belgów).
- Cyprian Norwid, Głos niedawno do wychodźtwa polskiego przybyłego artysty, w: tegoż, Pisma wszystkie, opr. J.W. Gomulicki, t. VII, Warszawa 1973, s. 9.
- Joachim Lelewel, Głos na obchodzie szesnastej rocznicy rewolucji 29 listopada 1846 w zgromadzeniu Belgów i Polaków, w: tegoż, Polska, dzieje i rzeczy jej, t. XX, s. 524.