CZARNIECKIEGO 12/18 (Centralne Więzienie, punkt zborny do deportacji) [OBSZAR]
Dawid Sierakowiak
II A, JA
7 sierpnia 1941 r.: Nadeszły dziś wiśnie do getta! Sensacja niebywała. […] Jest to dobre dla bajratu, który zresztą i tak ma owoce, bo na Marysinie wisien, jabłek jak i gruszek pełno. W szkole są ciągle wyprawy po jabłka, ciągłe łapanie uczniów przez policję, wsadzanie do więzienia [Czarnieckiego 12/18], wyrzucanie ze szkoły, ale mało pomaga. Zakazany owoc smakuje!… A szczególnie, gdy jest się głodnym! (s. 179-180)
III A, ONI
21 marca 1942 r.: Dziś z rana nadeszła zupełnie pewna wiadomość o wstrzymaniu wysiedlania. Wszystkich trzymanych na Czarnieckiego, Marysinie „rezerwistów” odesłano do domów. […] (s. 218)
III A, JA/ONI
2 kwietnia 1942 r.: Partia, która miała dzisiaj wyjechać, wróciła z powrotem z Marysina [z punktu zbornego w Centralnym Więzieniu, Czarnieckiego 12/18 – A.S.]. Oby już nie było wysiedlenia i nadeszło coś solidnego do żarcia. Grunt to kartofle. Jeść, myśleć, uczyć się, pisać i pracować. (s. 224)
III A, ONI
30 kwietnia 1942 r.: Brano tej nocy niepracujących z łóżek do obozu na Czarnieckiego [12/18]. Tyczyło się to tych, którzy nie poszli do „stemplowania”. […] (s. 241)
ONI, III B
30 czerwca 1942 r.: Ojciec dostał dziś wezwanie na wyjazd do Poznania, jest to skutek ówczesnego zarejestrowania się. Miał pójść na noc spać do więzienia–obozu na Czarnieckiego [12/18], ale znajomy komisarz go zwolnił. Ojciec stara się też o zwolnienie z wyjazdu w ogóle, bo jakoś odechciało mu się wędrówki. Najprawdopodobniej mu się uda. […] (s. 279)
V A, ONI
13 grudnia 1942 r.: […] Rozstrzelano na Czarnieckiego [12/18] trzy dziewczęta żydowskie, które uciekły z obozów pracy w Niemczech i zostały złapane przy przekraczaniu granic getta. Wyjęto je z pokoju i w korytarzu zastrzelono jak psy. […] (s. 345)
V A, JA/ONI
19 grudnia 1942 r.: Nieszczęścia jak się wzięły do nas, tak i nie puszczają. Okazuje się teraz, że ojciec nabawił się w więzieniu [Czarnieckiego 12/18] świerzby, którą cały czas „hodował”, nic sobie z tego nie robił, kładąc wszystko na karb wszy. […] (s. 347)
ONI, V A
1 stycznia 1943 r.: […] Wywieziono znów w niewiadomym celu i kierunku kilkadziesiąt osób z [Centralnego Więzienia] Czarnieckiego [12/18] i nawet z komisariatów. […] (s. 354)
18 lutego 1943 r.: […] Znów wysłano z Czarnieckiego [12/18] 50 osób do Niemiec. Niby na robotę do Niemiec, ale nic pewnego nie wiadomo. (s. 360)
22 marca 1943 r.: Nad gettem znów zwisają ciężkie chmury. Niemcy zażądali wszystkich robotników przybyłych w ostatniej partii do getta, których wieczorem zabrano na Czarnieckiego [12/18]. Podobno dobrano nawet więźniów. Naturalnie, że już krążą plotki o wysiedleniu itd. […] (s. 375)
25 marca 1943 r.: Dzisiejszy dzień znów zapisał się nerwowym drżeniem strachu w naszych mózgach i pamięci. Około godziny ósmej rozpoczęło się na ulicach getta zatrzymywanie, legitymowanie i łapanie ludzi przez policjantów z Sonderabteilung. Jak podczas „szpery” brano i teraz „klepsydry”, starców i takich, którzy nie mogli wylegitymować się legitymacją pracy. Gromadzono ich w rewirach i na Czarnieckiego [12/18], gdzie segregowała ich jeszcze komisja złożona z prezesa Sądu [Stanisława] Jakobsona, komisarza policji śledczej [Zygmunta] Blemera i jeszcze innych. Część wypuszczono, ale moc ludzi zatrzymano. Najprawdopodobniej chodzi znów o jakieś wysiedlenie na szmelc. Nic jednak w getcie nie wiadomo. […] (s. 377)
ONI, III B (19.05.1942)
„Chciałem jeszcze dodać, że o ile na przykład ktoś mówi, że nie chce przy tej pracy, powiedzmy, na cmentarzu przy trupach, bo za mało je, nie ma sił do dźwigania czy coś podobnego, to nasi Żydzi przełożeni zaraz straszą wysiedleniem czy też więzieniem [przy] Czarnieckiego [12-18], lub też wożeniem fekalii. Tak jest u nas w getcie, po prostu mus i dyktatura, wszystko pod batem!!!” (s. 54).
ONI, V A (15.09.1942)
„A więc zacznę od początku, więc zaraz pierwszego dnia, jak się „szpera” rozpoczęła (nie dlatego, że stawiano opór i nie chciano oddać dzieci), zaczęła chodzić komisja, a więc: strażacy, policja, kominiarze, siostry, doktorzy, pielęgniarze i jeden lub więcej Niemców, wchodzili na każde podwórko, kazano wszystkim zejść i mieszkania zostawić otwarte i tymczasem Niemcy wybierali nie podług lat, tylko patrzyli na twarz, kto staro wyglądał lub źle wyglądał, nawet młoda osoba też została zabrana, no i dzieci! Na ulicy przed bramą stały wozy i ludzie, którzy byli przeznaczeni przez Niemców na wóz, zaraz tam pakowano, jak bydło (o tym, jakie geszefta i plądrowania żydowska policja, straż itp. robiła, jak się obchodzono z ludźmi, dlaczego Niemcy przeprowadzili tę akcję i o mojej historii, napiszę dalej obszernie!), gdzie zaraz jechano, oczywiście, wozy były pilnowane przez policję, straż itp., na punkty zborne czy też do szpitala [Łagiewnicka 34/36] któregoś lub do domu starców, lub na Czarnieckiego [12-18], stamtąd, po przebyciu nocy lub dnia, najbliższymi transportami Niemcy zabierali na auta i wywozili! Osoby zwolnione wracały do swoich mieszkań, a osobom obcym już nie wolno było do takiego domu wchodzić, gdyż te domy obstawione już były przez posterunki policji!” (s. 107).
JA, V B (19.03.1944)
„Znów nie pisałem przeszło miesiąc. A nie dlatego, bo nie chciało mi się, tylko dlatego, że niestety, tak jak mówiono, tak było, była „szpera” 20 lutego 1944 r. I wtedy wzięto mnie z placu (gdyż miałem przepustkę) na Czarnieckiego [12/18] i jeszcze dużo innych, nawet resortowców, a między innymi i Heńka Monastyrka [!]. Gdyż akcja wyjazdu robotników ciągnęła się tak długo. To, co Ja przecierpiałem, siedząc na Czarnieckiego w więzieniu 3 tygodnie i 3 dni, tego żadne pióro opisać nie zdoła. To spanie na ziemi i podłożony brudny siennik lub na pryczy z różnymi ludźmi. To stanie w kolejce do wyjścia do ubikacji. Rozmawiałem przez płot z rodziną lub w ogóle do płotu nie dopuszczano. To obchodzenie się policji z nami, jak najgorsze itd. Rozpacz mojej mamusi i siostry jest nie do opisania. Ten ciągły strach i te plotki zabijały człowieka. Jutro odchodzi partia. Potrzebnych jeszcze 100 osób, wypuszczono tego, a wzięto owego, bo tamten ma większą protekcję. Ta komisja lekarska, która brała chleb za wolność. Aż nareszcie odeszła 1 partia 750 osób, mężczyzn. Ja zostałem, nie wiem jakim cudem, w rezerwie. Upłynęło osiem dni, które nas, tych, co zostali, kosztowało dużo zdrowia. Nareszcie zaczyna się szykować drugą partię do wyjazdu, ale już połowa kobiet też. Rozumie się, że brano kobiety przeważnie samotne, no i z wydziałów oraz z Resortu Słomianego (przeważnie Wydział Kuchenny, Warzywny, Kolonialny). A więc siedzimy wszyscy i czekamy. Nareszcie, jednego wieczoru, szykuje się 500 mężczyzn i 350 kobiet. No i Ja, dzięki Bożej pomocy, i na pewno mój ojciec w grobie nie mógł uleżeć ze względu na moją mamę i siostrę, zostałem przeniesiony znów do rezerwy, no i trochę protekcji. Gdzie już ludzie mówili, że nas nazajutrz zwolnią. […] Nie jestem w stanie opisać, co się działo w noc odjazdu partii. Co za afery, protekcje i różne świństwa wyprawiano. My, rezerwa, żyliśmy w ciągłym strachu, gdyż co chwila przychodzono z inną listą, wyjmowano z szeregu wyjeżdżającego i wstawiano rezerwistę, ofiarę za kogoś, bo ten ktoś miał mniejszą protekcję albo wcale, tylko był zwolniony przez lekarza, ale wtedy nie zwracano na to uwagi! Jednej nocy Niemcy nie przyjechali, to drugiego dnia dużo się uratowało. Ale wstyd opisać, jakim sposobem, żeby w ogóle do czegoś takiego dopuścić. A więc zamieniano ludzi za chleb. Np.: Ja siedziałem, więc mogłem dać ochotnikowi, który chciał pojechać, a takich było dość dużo, gdyż pojedyncze osoby z resortów się stawiali, brali 5 bochenków chleba, 1 kg cukru, 1 kg margaryny, 1 puszkę mięsa i 100 MK niemieckich co najmniej, prócz plecaka z ubraniem. Więc ten wchodził, a tamta osoba wychodziła. A ten biedny robotnik, co tego nie miał, musiał pojechać. […] Drugiego dnia w nocy przyjechali Niemcy, Schupo policja, odprowadzili ich na pociąg, podobno pojechali do Częstochowy, do fabryk metalowych, są ukłony, że ciężko pracują, ale dostają jeść. Ale myśleliśmy, że nas już zwolnią, ale nie, potrzebnych jeszcze było 100 osób. I nas dalej trzymano. Aż zgłosiło się trochę ochotników, trochę główek stawili Ci, co się ukrywali. Bo dużo się chowało i żyli cztery tygodnie bez racji. Stawiając kogoś, odblokowywano im karty. Ktoś, będąc w rezerwie, stawiał kogoś, też wychodził na wolność. No i się zebrało 100 osób. Trochę protekcji i podanie, że jestem sam z matką, pomogło, że nareszcie wyszedłem z Czarnieckiego […].” ( s. 117-119)
JA, V B (12.04.1944)
„Po wyjściu z Czarnieckiego [12/18] mało chodzę do kolegów, koleżanek. Z kilkoma w ogóle się gniewam. Gdyż nie mieli tego przyjacielskiego obowiązku przyjść do mnie! Ale nie biorę tego pod uwagę. Najważniejsze, aby się wojna skończyła i żebyśmy jeszcze wszyscy byli razem, zdrowi i cali.” (s. 121)
JA, V B (19.03.1944)
„Przez ten czas, co byłem na Czarnieckiego, to się dopiero przekonałem, co to jest rodzina. A reszta, koledzy, koleżanki, nawet przyjaciele i przyjaciółki najlepsze, wszystko nic niewarte. Przyszli jeden raz mnie odwiedzić i dosyć. No ale przecież żyjemy! Co najważniejsze, że na wzgląd mojej mamusi kochanej i siostry Bóg nam pomógł i wróciłem do domu [ul. Marysińska 25].” (s. 119)
Oskar Singer
JA/ONI, III A (04.05.1942)
„Pierwszy dzień wysiedleń. Komisja znajdująca się przy Fischstrasse [Rybnej], pracując dzień i noc, skompletowała kontyngenty. Codziennie tysiąc osób wędruje do więzienia policyjnego, które jest punktem zbiorczym wszystkich transportów. Ulicami getta ciągną nędznicy z Kolonii i Düsseldorfu: oni to właśnie są pierwszymi wysiedleńcami.
Na ulicach widać także wozy, które przewożą bagaże do centralnego więzienia. Jest to prawdziwe wybawienie dla ludzi starych i ułomnych, którzy nie są w stanie unieść nawet tych 12 kilogramów.” (s. 27)
JA/ONI, III A
„Doktor F[els] zostaje przydzielony do pracy przy wysiedleniach niemieckich Żydów. Urzęduje w Centralnym Więzieniu. Codziennie wlecze się tam ostatkiem sił. Próbuje wytrwać na posterunku. Wymaga się od niego pracy również w nocy. Wypełnia polecenie.” (s. 32)
Bibliografia
– Dawid Sierakowiak, Dziennik, oprac. A. Sitarek, E. Wiatr, Warszawa: Żydowski Instytut Historyczny, 2016.
– Dziennik Heńka Fogla z getta łódzkiego, oprac. Adam Sitarek, Ewa Wiatr, Warszawa: Żydowski Instytut Historyczny 2019.
– Oskar Singer, Przemierzając szybkim krokiem getto… Reportaże i eseje z getta łódzkiego, tłum. K. Radziszewska, Łódź: Oficyna Bibliofilów 2002.