FRANCISZKAŃSKA 13/15 (resort Glazera)
V A, JA
19 X 1943: „Już jutro idę na ósmą do pracy (Franz 13/15)” (s. 20).
23 X 1943: „W środę byłam w szkółce, bardzo mi się podobało… Uczyłyśmy się wziąć miarę spódniczki, a właściwie kurs się dopiero od poniedziałku zacznie, z czego jestem bardzo zadowolona, bo od czwartku [tam] nie byłam (przez święta)” (s. 21).
3 XI 1943: „A co do szkółki, to nieźle, z tego jestem zadowolona. Będę sobie mogła leczyć zęby bezpłatnie i będę mogła uszyć palto (przez Opiekę nad Młodocianymi)” (s. 24).
25 I 1944: „W tej chwili Mija mi opowiedziała, co się teraz zdarzyło w szkółce. Więc w szóstej grupie dzieci codziennie zbierają kartofle z zupy i stawiają w kancelarii. Okazało się, że p. Perlowa część kartofli wyjadała, o tym dowiedziała się Hala, ta która zbiera (p. Perlowa!… na nią bym nigdy nie uwierzyła… i jeszcze na kogo się rozczaruję, ach, jak okropnie… fałsz, fałsz… to tak boli!…), więc Hala (dziecko) rzuciła pogłoskę, że p. Perlowa wyjada kartofle. Wczoraj właśnie było posiedzenie w tej sprawie i Hala miała być wydalona ze szkółki. Mają być jakieś delegacje… Może Hala zostanie… Ale sam fakt… i Perlowa…” (s. 80).
4 I 1944: „Na razie kurs się kończy, a nie wojna… Prawdopodobnie będziemy miały tydzień na prywatne prace… Uszyję dla Cypki „spuszczankę” albo jakąś inną sukienkę…” (s. 92).
10 II 1944: „Po pracy (z pracy wróciłam dziś później, gdyż miałyśmy posiedzenie w sprawie komitetu chorobowego, ale to teraz nieważne) miałyśmy zbiórkę u Lusi” (s. 102).
11 II 1944: „Teraz był u nas w szkółce przegląd higienistki. Ale nie bój się, mój pamiętniku, byłam i jestem czysta” (s. 105).
V A, JA/ONI
4 XI 1943: „Dziś szyłyśmy tylko na maszynie. Miałyśmy wprawdzie mieć także inne lekcje, ale że na pierwszej lekcji maszynowej nie wszystkie szyły z powodu braku maszyn, dlatego musiałyśmy, tzn. miałyśmy lekcję maszynowego szycia, dzięki temu zdążyłam coś zrobić, inaczej nie zrobiłabym „uczciwego ściegu” (s. 26).
5 XI 1943: „Dziś się spóźniłam do pracy. Nie tylko ja, ale dużo dziewcząt, nie chciano nas wpuścić i nie wpuszczono. Ja poszłam do domu (Cypkę, chociaż przyszła razem ze mną, wpuszczono), musiałam jej zanieść śniadanie i garneczek na zupę, więc portier mnie wpuścił do niej. Dałam jej moją Arb. Kartę na wszelki wypadek i kazałam powiedzieć Dorce Zand, aby odebrała dla mnie zupę. Może jej się uda…” (s. 27).
8 XI 1943: „Dziś rano czułam jakąś obawę przed pójściem do szkółki, bo dwa dni nie byłam i obawiałam się, że nie nadążę. Obawa moja się jeszcze zwiększyła, gdy inne dziewczynki pokazywały sobie wzajemnie jakieś nowe spódniczki (modele papierowe), ja takiej nie miałam, ale na szczęście nie byłam jedna – z młodszej klasy przeszło do nas kilka dziewcząt, więc powtórzona została lekcja. I tak w środku musiałyśmy przerwać i miałyśmy żydowski. Nauczyciel nam opowiadał o Szolem Alejchem…” (s. 30).
5 I 1944: „(Dziś o szóstej przyjdą dziewczęta z kółka literackiego. Co do tego szkółkowego – to ja się wycofałam, jakoś mi nie każą przychodzić). A wczoraj był to niby początek tego kółka z p. Wolmanem, na drugiej lekcji, przecież nie mógł prowadzić wyłącznie z nimi, więc myśmy skorzystały. Pytał o różnych klasyków i myśmy bardzo mało wiedziały, ale dość z tym” (s. 59).
17 I 1944: „W szkółce już dziś miałyśmy matematykę, tak, tutaj najpierw wszystko przyjdzie do porządku dziennego. Teraz na [salę] wykładową przeniesiono najlepsze maszyny i my będziemy razem z trzecią grupą…” (s. 70).
24 I 1944: „W sobotę głowa mnie bardzo bolała i w ogóle się źle czułam, poza tym miałam zmartwienie, bo może wiesz, że 8 stycznia w sobotę nie otrzymałam zup itp. I dalej… W tę sobotę (jeszcze leżałyśmy w łóżkach) przyszła Hela Jochimowicz i powiedziała, że w szkółce jest kontrola z FuKRu i że jestem obecna, i żebym już poszła do szkółki, bo oni mogą wpaść (byłam obecna). W dziesięć minut byłam w resorcie. Kontroler się [o] wszystko wypytał i napisał w moim imieniu, na końcu kazał mi się podpisać. Odparłam, że w sobotę nie piszę. Wszyscy się uśmiechnęli, a kontroler się chciał zapewnić, czy w ogóle podpiszę się, i powiedział, że przyjdzie w poniedziałek, może ta druga dziewczynka też będzie (Sali Skureckiej nie było). Gdy weszłam do klasy, wszyscy na mnie wpadli zadowoleni i wypytywali się jak i co. Kilka razy musiałam wszystko powtarzać. Słowem – narobiłam sensację. Już zostałam do pierwszej, bo może bym była potrzebna, żeby znów nie musiały po mnie lecieć. I wszystkie były zadowolone…
Gdy wróciłam do domu i opowiedziałam wszystko, gdy Minia dowiedziała się, że byłyśmy w FuKRze (Estusia od początku wiedziała), mówiła mi, że przez moje zupy ktoś może pójść na Czarnieckiego, że ja nie powinnam pójść do FuKRu, tamta mogła pójść, ja nie (nawet gdybym ja nie poszła, to by Sali ojciec to załatwił, on miał przecież zamiar pierw pójść)” (s. 76).
V B, JA/ONI
13 II 1944: „Niedziela… siedzę teraz w szkółce i czekam, jak wszystkie koleżanki, na zupy… Jest strasznie zimno, na dworze śnieg, w klasie nienapalone. Piszę, a raczej bazgrzę, lewą rękę trzymam w mufce… Spać mi się chce…” (s. 112).
14 II 1944: „Był Zemel i przemawiał, a raczej powtórzył przemowę Prezesa. Więc: co się dotyczy tych, którzy mają być wysiedleni i się chowają… ludność jeszcze do tego dopomaga… a to jest wzbronione… Podobno to mają być roboty nietrudne… Ale cóż wiadomo?… Poza tym w godzinach pracy, tzn. między siódmą rano a piątą po południu nie będzie wolno chodzić ulicą… Getto zamienia się w Arbeits Lager… Mieszkania będą musiały być zamknięte” (s. 116).
16 II 1944: „Dziś do szkółki przyszłyśmy na siódmą… Zastałyśmy zmianę „dekoracji”… Na sali wykładowej wzdłuż stoją stoły i maszyny. Cóż? To mnie mało obchodzi! Ale jeszcze coś! Portier mnie rano nie chciał wpuścić, ja nigdy nie oddaję Arb. Karty, a dziś w żaden sposób nie chciał mnie wpuścić. Dałam mu legitymację obiadową zamiast Arb. Karty… ale i to nic… Ważniejsze, i to o wiele ważniejsze jest, że mi już bardzo tęskno za dziewczętami, za zbiórką i w ogóle…[…]
Dziś w szkółce miałam rozmówkę z koleżanką, niejaką Marysią Glikson (apykojrys), o p. Zelickiej. Domyślasz się, co ona mogła o niej powiedzieć!… Ona jest adoptowana i p. Zelicka jest jej kontrolerką. Do rozmowy przyłączyły się także inne dziewczynki, które znają p. Zelicką i żadna się z nią nie zgadzała. Na końcu ona tak do mnie rzekła: „Ona jest z tej samej gliny co ty”” (s. 127).
17 II 1944: „Poza tym już my w szkółce (już nie szkółka, bo zmieniono nazwę na Fach Kurse) nie będziemy miały ani żydowskiego, ani rachunków, tylko pięć godzin szycia (produktywnego), jedną godzinę rysunków fachowych. Książek ani zeszytów nie wolno zabierać do pracy… I nawet jest tajne, oni (resorty) muszą nas kryć, nas – dzieci, bo to przecież niedozwolone, żebyśmy się czegoś uczyły…” (s. 130).
23 II 1944: „Jest mi coś tak niewyraźnie!… Nie wiem… I może też dlatego, pierw nie mając co do roboty, czytałam, podeszła (ja nie zauważyłam) do mnie Pilcewiczowa i zabrała mi książkę…
Ach, do diabła!… Nie mam co do roboty i muszę siedzieć i nic nie robić… Teraz to już mam, bo mi dali – jakieś tam wkładki do książki mam szyć… Nie zauważyłam i wzięłam skos, a teraz się bardzo faluje… Ach, co tam te resortowe historie!…” (s. 138).
1 III 1944: Dziś w resorcie byłam strasznie zdenerwowana, z powodu bo nie mogłam szyć, dopóki Pilcewiczowa mi nie sprawdzi, czy dobrze kroję… A później ledwo dostałam maszynę…
Kręciłam się jak nieprzytomna, w głowie mi się kręciło, a także bo pozwoliłam jednej dziewczynie szyć moimi nićmi, to już także inne szyły i przez wczoraj i dziś zużyłam dwie szpulki nici… Teraz nie mam nici i nie wiem, co będzie” (s. 156).
9 III 1944: „Co do mojej sukienki, to dziś nie szyłam ani jednego „uczciwego szwa”, po prostu dlatego, bo większa część maszyn jest popsuta, w niektórych nie ma igieł, a do tych, które szyją, wcale nie można się dostać… Tak, właśnie przy tej prywatnej robocie doskonale poznałam samolubstwo, egoizm i złość dziewcząt… Takie młode, a już… Ach, jakie to straszne… Przy przebywaniu z nimi może odejść w ogóle chęć od wszystkiego…” (s. 171).
17 III 1944: „Jestem tak zaaferowana tym egzaminem, że po prostu nie mam już czasu na pamiętnik. Wczoraj ułożyłam wiersz żydowski na popis, ale mówić go będzie prawdopodobnie Juta Alperin. Ciekawam, jak to będzie (bo chyba na pewno będą oklaski), więc kogo będą oklaskiwać?… Pani Kaufmanowa powiedziała, że przed powiedzeniem tego wiersza zaznaczy się, że ja go ułożyłam, ale to już w ogóle ma inny smak…” (s. 177).
19 III 1944: „Już po egzaminie… Ale bardzo bym chciała zostać na kolejnym kursie. Sama nie wiem, ale zawsze u mnie tak już jest, że gdzie bym nie była na początku, prawie nikt mnie nie zna, dopiero później albo na końcu zżywam się ze wszystkimi (za wyjątkiem naszej grupy Bnos, tutaj się od razu zżyłam), tak jest też z tą szkółką. Poprosiłam dziś wujka, żeby pomówił jutro z Szusterem, a także dziś z Prywą pójdę do Zemlówny. Doprawdy teraz mi zależy, żeby zostać w szkółce.
Chcę teraz trochę o tym pisać, o tym egzaminie. Wystawa była śliczna, w ogóle wszystko, były (od gości) przemowy, no już zresztą, tak jak popis. …A gdy Juta mówiła mój wiersz, po skończeniu Kaufmanowa się spytała (na niby): „A kto go ułożył?”. „Rywcia Lipszyc”, odparła Juta. Musiałam wyjść na środek i pokazać się…” (s. 178).
23 III 1944: „Jestem w resorcie. Nikt w domu nie został. Minia zabrała klucze ze sobą, niby to zapomniała zostawić… Teraz Cypka jest u mnie, nie wypuszczają z portierni, prawdopodobnie na mieście jest jakaś komisja… Jeszcze wciąż są jakieś rozruchy. […] Nie możemy wyjść z resortu, ta komisja to coś poważnego” (s. 182-183).
30 III 1944: „Wczoraj po zupie na pewno miałam gorączkę. Już, już miałam zejść do doktora, gdy wtem Kaufmanowa zawołała Karmelę, Estusię i mnie do kancelarii. Co jest? Na Żydowskiej ma być w niedzielę powtórzenie popisu egzaminacyjnego. My (Franzstrasse) mamy się dołączyć i dodać nasz program. Prawdopodobnie jakieś dziesięć dziewcząt od nas ma pójść z delegacją. Ale najważniejsze, musimy układać. O godz. trzeciej miałyśmy pójść z gotowym na Żydowską. Gdyśmy to powtórzyły klasie, powstał bunt, dlaczego tylko dziesięć dziewcząt. A co do programu, to była środa i miałyśmy bardzo mało czasu, oni się przygotowywali kilka tygodni. Nie chciałyśmy się skompromitować. Poprosiłyśmy Kaufmanową. Zaczęły się przekonywania itd. Koniec końców uległyśmy i Kaufmanowa miała się dowiedzieć dokładnie, czy wszystkie, czy tylko dziesięć dziewcząt ma być. Czułam się bardzo okropnie i ani mi to w ogóle w głowie leżało. I jeszcze na dodatek Cypka mi przyniosła klucze, a ja nie wiedziałam, czy Minia przyjdzie o drugiej, czy coś załatwiła, a o trzeciej miałam pójść na Żydowską. […] Była próba. Ja żadnego udziału nie brałam. Zresztą tylko te małe brały udział. Tam jest jakiś wierszyk, który mam przekształcić. Dość ku mojemu zadowoleniu na Żydowską nie musiałam pójść (one poszły), tylko Kaufmanowa mnie prosiła, żebym coś się postarała napisać. O wpół do czwartej byłam już w domu” (s. 192-194).
V B, JA
20 II 1944: „Wczoraj, w sobotę, musiałam być w resorcie… Pierwszy (i oby jedyny raz!) Chanusia i Estusia także były, Minia leżała w łóżku (przed piątą jakiś urzędnik z banku przyniósł jej „stam kartę” na obie zupy – sobotnią i niedzielną, ponieważ wszyscy wczoraj otrzymywali dzisiejsze zupy), ale nie o tym chciałam pisać…
Ach, Boże, jak to okropnie było wstawać tak wcześnie w sobotę!… Tak mnie dławiło!… Gdy szłam przez róg Jerozolimskiej i Franciszkańskiej przy drutach (żołnierz patrzał na getto), zdawało mi się, że tylko na mnie patrzy i ma satysfakcję, że i ja także idę… Ach, Boże, tego uczucia nigdy nie zapomnę, tak mi źle było, tak ciasno, płakać mi się chciało!… Płakać… płakać… Patrzyłam, jak ludzie idą do resortów, tak jak zwykle. Ten dzień, ten święty, ten Boski dzień jest dla nich zwykłym, normalnym dniem powszednim… Boże, i ja się między nimi znalazłam?” (s. 133-134).
Bibliografia
Rywka Lipszyc, Dziennik z łódzkiego getta, opr. Ewa Wiatr, Kraków: Wydawnictwo Austeria 2017.