Lwów

W 1818 roku podróżnik angielski Adar Neale opisywał Lwów jako emporium (za: L. Podhorodecki, Dzieje Lwowa). W tym czasie miasto było głównym punktem tranzytowym pomiędzy Odessą a Maltą, Marsylią oraz Jassami i Wiedniem. Przepływały tamtędy futra rosyjskie, zboże z Polski, bydło rogate z Mołdawii. Mieszkańcy i przyjezdni raz w roku żyli kontraktami, a na co dzień handlem. Mimo że Lwów nie miał charakteru przemysłowego, to jednak podstawowe potrzeby mieszkańców były zapewnione. Już w 1812 roku pracowało pięć manufaktur wódek i likierów. Szynki i kramy prosperowały więc świetnie. Ktoś doliczył się 222 sklepów detalicznych. Dla mieszkańców nie tylko sprawy podniebienia były istotne, miasto słynęło z miłości do muzyki, a że ponadto dbano o właściwe wychowanie panien, były tu dwie fabryki fortepianów. W imię porządku należy wspomnieć o dwóch pozostałych fabrykach – powozów i octu. Miasto przyciągało zarówno szanowanych obywateli ziemskich, jak i podejrzane indywidua. Dla jednych i drugich dobrą okazją były słynne na całą Polskę, wspomniane wyżej, kontrakty odbywające się przez sześć niedziel od połowy stycznia do połowy lutego. Stanisław Wasylewski pisał: „Cała Ruś Czerwona, pół Wołynia i Ukrainy wynajmuje we Lwowie kwatery. Będą śluby, zaręczyny, pogrzeby i obłóczyny z tańcami, reduty, bale i teatry” (Historie lwowskie). W tych dniach mimo ogromnego mrozu 300 dorożek było w ciągłym ruchu, zajazdy, hotele pękały w szwach, na rynku księgarze wciskali przechodnim stare kroniki, kalendarze i dzieła teologiczne. Wielkim powodzeniem cieszyły się też pokazy menażerii, marionetek i figur woskowych.

Jednak od czasu założenia instytucji kredytowych – Ziemskiego Towarzystwa Kredytowego – kontrakty zaczęły przeżywać swój zmierzch. W połowie XIX wieku przestały się one właściwie odbywać, a udzielaniem ziemianom i przemysłowcom kredytów i pożyczek zajęła się Galicyjska Kasa Oszczędności. Nie zmieniło to panujących obyczajów, pieniądze tracono, „grano w karty bez pamięci i upijano się śmiertelnie” (S. Wasylewski, Historie lwowskie). W XIX wieku zasłynął Lwów jako najpierwsza w Rzeczypospolitej szulernia. Hazard tak opanował umysły poddanych monarchii habsburskiej, że w końcu Józef II wydał zakaz gry w macao, farao, trente, straszaka oraz halbzwolfa, i inne. Zakaz podziałał piorunująco, zaczęli grać bowiem wszyscy, przez następne 40 lat spotykając się w kamienicy królewskiej u Rzewuskiego, Ponińskiego i innych. Jabłonowski wspominał: „Po 1830 zalew Galicji przez wychodźców dwie smutne pamiątki zostawił po sobie: szulerkę i oszczerstwo. Gdyby ktoś o 8 z rana był się przeszedł po mieszkaniach, byłby ujrzał niektórych już przy stoliku, niektórych leżących, ale wszystkich z kartami w rękach” (Pamiętniki). Przy stolikach karcianych spotykała się polska arystokracja z awanturnikami, szulerami i niebieskimi ptakami. We Lwowie bywał Cagliostro z Grabianką, książę de Nassau i Casanova. Miasto słynne z gościnności było otwarte również dla „profesorów, którzy uciekli przed kryminałem, oszustów z tytułami grafów, radców gubernialnych podejrzanych o morderstwa” (S. Wasylewski, Historie lwowskie). Za karciarzami i szulerami, jak pisał Wasylewski – ciągnęli wolnomularze. Mówiło się, że lóż wolnomularskich było we Lwowie tyle, ile karciarni, a ich nazwy nawet dla dzisiejszego ucha brzmią poważnie i wzniośle. Do najbardziej znanych należały: Pod Prawdziwą Przyjaźnią pod auspicjami polskiej arystokracji, Trzech Białych Orłów – nomen omen założona przez oficerów austriackich, Doskonała Równość, której przewodził Tadeusz Kościuszko.

Obok szulerni drugim ważnym miejscem w mieście był teatr. Mimo panującego w Galicji marazmu we Lwowie teatr żył zawsze. W czasach kiedy książek czytano mało, a nie pisano wcale, tematem codziennych rozmów były ostatnie spektakle i prywatne życie aktorów i aktorek, których traktowano jako nieodłączną część życia prywatnego i publicznego. Teatr po prostu lubiano, jeśli nie uwielbiano. W poniedziałek i piątek przed siódmą kończyły się wizyty i wszyscy jechali do teatru. Scena, ożywiona przez Bogusławskiego, znalazła kontynuatora w Janie Nepomucenie Kamińskim, który kierował nią od 1809 do 1830 roku.

Teatr początkowo znajdował się w szopie koło Jezuitów (1776), w której Bogusławski (1781 i 1789, 1794–1799) wystawił słynnych Krakowiaków i Górali oraz Hamleta. Trzeba w tym miejscu przyznać, że to dzięki kontraktom lwowskim trupa Bogusławskiego nie biedowała, co zdarzało się im dość nagminnie w Warszawie. Jabłonowski podarował swój ogród Bogusławskiemu i przez pięć lat z rzędu (1794–1799) co tydzień teatr posypywano świeżym piaskiem, sprzedawszy bilety do ostatniego. Grywano tam przez jakiś czas pod gołym niebem. Scena z ośmioma kolumnami porządku greckiego wyobrażała zwaliska starożytnej świątyni. Wokoło amfiteatralnie wznosiły się trzy rzędy miejsc; całość otoczona była ścianą z desek pomalowanych na olejno, przedstawiających ruiny starożytne, kapitele, szczątki kolumn. W ogrodowym teatrze mieściło się do trzech tysięcy osób. Największą popularnością cieszyły się spektakle typu Izkahar albo Amazonki, w których na tle wzburzonego morza odbywały się bitwy, zburzenie zamków, pożoga miast. Za hufce dzikich wojowniczek przebierano uczniów gimnazjalnych, a prawdziwe zbroje i armaty pożyczano z garnizonu.

Zanim później słynny z ambitnego repertuaru teatr zaczął grać Schillera, Calderona, Szekspira, Fredrę, Kamiński ulegał gustom publiczności i dawał jej Syrenę z Dniestru, Roszka Cymbałka lub Abelina wielkiego bandytę. Ważnym momentem było wejście na scenę lwowską Fredry (1817–1824). Twórca nowej epoki literatury dramatycznej większość życia spędził we Lwowie, który był dla niego głównym źródłem inspiracji. Na szczycie sławy zamilkł, przynajmniej dla publiczności, obrażony do żywego po krytyce Seweryna Goszczyńskiego, który zarzucił mu kosmopolityzm i brak narodowych treści w utworach. Fredro początkowo mieszkał naprzeciw ogrodu Bernardynów w kamienicy Chrystianiego, w 1838 roku przeniósł się na Chorążczyznę, gdzie po sąsiedzku zamieszkał na starość Goszczyński.

W latach trzydziestych XIX wieku w teatrze pojawiły się za sprawą Kamińskiego sztuki Korzeniowskiego, wystawiano jego Dymitra i Marię, a sam pisarz w roku 1840 w Warszawie dobrze wspominał te czasy: „Lwowski teatr jedyny gdzie jeszcze polski pisarz dramatyczny znajdzie przytułek. Warszawa nie dla nas” (za: S. Wasylewski, Historie lwowskie). W 1843 roku na Przedmieściu Krakowskim na miejscu niższego zamku otworzono nowy teatr. Własnym sumptem wybudował go hrabia Skarbek. Wzorowany na mediolańskiej La Scali, nie posiadał jednak dawnego klimatu i uroku. Przy teatrze znajdował się dom zajezdny, kawiarnia, cukiernia, sklepy i składy. Ten trzypiętrowy budynek podobny był raczej do ogromnej kamienicy lub koszar niż włoskiej budowli – mieścił około trzech tysięcy widzów, były tu sale redutowe, sala balowa, odbywały się też sejmy.

W życiu miasta ważną rolę odgrywał Zakład Ossolineum, otwarty w 1817 roku, instytucja mająca stanąć na czele umysłowego życia kraju. Jej założyciel, Józef Maksymilian Ossoliński, uczony, historyk, bibliograf, powziął zamiar utworzenia wielkiego księgozbioru i oddania go do użytku publicznego. W 1816 roku nabył kościół klasztoru Karmelitanek, na końcu ul. Szerokiej (Kopernika) u stóp góry Wronowskiego, miejscu dość ustronnym, i przeznaczył go na bibliotekę, rozbudowywaną przez lat kilkanaście (do roku 1850). Pracami architektonicznymi kierował Józef Bem. W Zakładzie zgromadzono cenne księgi, mieścił się tam zbiór rękopisów, rycin, map, numizmatów, medali. Księgozbiór z 40 tysięcy tomów wzrósł do 80 tysięcy. Z czasem otworzono również muzeum starożytności, galerię obrazów, z przerwami działała tam też drukarnia. Od 1828 roku Zakład wydawał „Czasopism Naukowy Księgozbioru Publicznego im. Ossolińskich”. Ważnym miejscem była czytelnia – miejsce spotkań wielu naukowców i pisarzy, zarówno polskich, jak i ukraińskich. Pierwsi inteligenci ukraińscy, nieliczni, często ulegający polonizacji, pojawili się w latach trzydziestych XIX wieku. Ukraińcy należeli do najniższej warstwy społecznej, większość mieszkańców ruskich stanowiła służba. Ukraiński ruch literacko-narodowy reprezentowali Marian Szaszkiewicz, Jakub Hołowacki, Iwan Wahilewicz. Ci poeci, historycy, redaktorzy, działacze, rzecznicy akcji oświatowej wśród ludu, zbieracze pieśni, miłośnicy folkloru i historii ojczystej głosili, że Rusini Galicyjscy są częścią wielkiego narodu zamieszkującego Rosję nad Dnieprem, Dniestrem i Bohem. Przeciwstawili się poglądom traktującym język ukraiński jako dialekt polski. Wprowadzili język ludowy do piśmiennictwa, tworząc podstawy zachodnioukraińskiej odmiany kultury. W latach czterdziestych XIX wieku między intelektualistami polskimi i ukraińskimi zaczął narastać konflikt jednocześnie ideowy i literacki. Polacy (m.in. Konstanty Słotwiński, Wacław Michał Zaleski ps. Wacław z Oleska), traktując Ukraińców jako grupę etniczną należącą do narodu polskiego, odmówili im prawa do odrębności kulturowej i politycznej.

Lwów - wnętrze Ossolineum

Lwów – wnętrze Ossolineum

Największe ożywienie naukowe i literackie nastąpiło po 1831 roku, po upadku powstania listopadowego. Po licznych wojennych perypetiach do Lwowa przybyli literaci-powstańcy: Seweryn Goszczyński, Lucjan Siemieński, Adam Gorczyński, Kazimierz Władysław Wójciki, Dominik Magnuszewski, i za ich sprawą bujnie rozwinęło się życie literackie, naukowe i spiskowe. Osobą, wokół której skupiło się ówczesne środowisko, był August Bielowski. Wsławił się on później, tworząc Monumenta Poloniae Historiae wydawane na wzór pomników dziejowych Germanii. Przypominający mnicha skryptor, zastępca kustosza Zakładu Ossolineum żył mniej niż skromnie, w ciągłym niedostatku, w małym pokoiku na Halickim. Z pewnością wygodniejszym miejscem spotkań było dla młodych literatów mieszkanie Augusta Wysockiego. Jego dwa małe pokoiki w narożnej kamienicy na Halickiej, zapełnione literackimi nowościami, sztychami, rycinami były nieomal jak biblioteka publiczna (kilkanaście tysięcy tomów) i przyciągały Wacława z Oleska, Józefa i Leszka Borkowskich, Jana Kantego Podoleckiego, Józefa Dzierzkowskiego, Franciszka Smolkę. W latach czterdziestych XIX wieku modne były czwartki u Dzierzkowskiego na Chorążczyźnie. Bywali tam m.in. Wincenty Pol i Karol Szajnocha. W tym czasie najważniejszym czasopismem był „Dziennik Mód Paryskich”. Grono Borkowskich, krytycznie nastawione do „Rozmaitości” Kamińskiego i Jaszowskiego, postanowiło założyć własną gazetę, a ponieważ pismo nie mogło mieć żadnych politycznych, wywrotowych tendencji, poprosili o pomoc krawca Tomasza Kulczyckiego. Otrzymał on koncesję, dzięki czemu pod firmą paryskiej mody pojawiło się nowe pismo literackie, złośliwe, figlarne i krytyczne. Pisywał do niego Szajnocha, Magnuszewski, Dzierzkowski i Ujejski.

Główną osobą publiczną Lwowa, obracającą się w kręgu arystokracji, był poeta i naukowiec Wincenty Pol, który osiadł tu w 1846 roku. Kręgi radykalne podejrzewały go o aktywne przeciwstawianie się ruchowi spiskowemu, o wysługiwanie się arystokracji, ziemianie zaś widzieli w nim mędrca opatrznościowego, którego każda prośba była rozkazem, co wykorzystywał, gdyż na jego przedsięwzięcia hojnie sypały się fundusze. Jako zapalony meloman przyczynił się do rozwoju muzyki w mieście. Wspólnie z Karolem Mikulim, dyrektorem Towarzystwa Muzycznego Lwowskiego, wygłosił on szereg prelekcji o muzyce religijnej. Było to bardzo nowoczesne przedsięwzięcie łączące naukę i sztukę, wykład z koncertem; po każdej prelekcji chóry pod dyrekcją Mikulego wykonywały w sali wykładowej utwór będący prezentacją wykładu. Ówczesna publiczność słuchała dzieł Palestriny, Gomółki, chórów ormiańskich i żydowskich. O tym, że miasto kochało muzykę i artystów, świadczy wizyta Liszta we Lwowie. Przyjechał tu wiosną 1847 roku. Przywitano go obiadem składkowym w hotelu „Żorża”, który przeszedł do historii miasta. W alei pod owocowymi drzewami, otoczonej szpalerami róż i bzów, do stołu zasiadło 40 osób. Sztywny nastrój zelżał, gdy Liszt wylał wodę na ziemię i wniesiono szampana.

Literaci, pisarze, poeci nie byli lubiani przez rząd austriacki, w oczach policji i urzędników każdy z nich był niebezpiecznym spiskowcem. I mieli rację. We Lwowie powstanie listopadowe przyjęto z entuzjazmem, komitet pomocy zbierał pieniądze, część młodych lwowian zaciągnęła się do wojska, a zaraz po upadku powstania zaczęto organizować spiski. Niezadowoleni z tego powodu Austriacy powiększyli garnizon, a złą sławę zyskał sąd kryminalny na placu Halickim, gdzie przetrzymywano setki powstańców. Paroksyzmem patriotycznego szaleństwa okazała się partyzantka Zaliwskiego, który wypowiedział wojnę Moskwie, mając kilka florenów, 50 spiskowców, parę funtów prochu, pęk cienkich sznurów francuskich do rozpinania w poprzek drogi, co miało przeciwdziałać ruchom kawalerii. Ludwik Jabłonowski nazwał całe to przedsięwzięcie farsą (Pamiętniki). W 1833 roku, po nieudanych wypadzie do Kongresówki, spiskowcy wrócili do Galicji, by dalej układać nowe plany wojenne. W końcu prawie wszyscy trafili do więzienia. W 1835 roku zapadł wyrok: Zaliwski, Białkowski, Żaboklicki skazani zostali na karę śmierci, którą zamieniono na więzienie. Po Zaliwskim do Lwowa, które stało się mekką spiskowców, jak pisał Wasylewski, przybywali czerwoni wysłannicy Mierosławskiego, agenci Dwernickiego, biali wysłannicy księcia Adama – wszyscy z nadzieją na wyzwolenie Polski. W Lasku Węgleńskim, na Pohulance, w Żelaznej Wodzie odbywały się walne posiedzenia sejmu, konstytuanty, debatowały rady wojenne, rodziły się tajne piątki, dziesiątki, Sarmacje, Zemsty Ludów, Stowarzyszenia Przyjaciół Polski. Wszyscy jak jeden mąż: Ordon, Siemieński, Smolka, Tyszkiewicz, Leon Rzewuski, Zaliwski, Heltman, Szymon Konarski, Goszczyński, Pol, Bielowski, Edward Dembowski – czekali, szykowali się i wierzyli, że ktoś przyśle broń i że nowe powstanie zacznie się lada moment. Masowe aresztowania powtórzyły się po rozbiciu węglarzy polskich i spisku zawiązanego w środowisku Ossolineum w latach 1840–1842. Na miasto spadły represje, Lwów stał się wielkim więzieniem, pod zarzutem zdrady stanu aresztowano Pola, Fredrę, na śmierć skazano Smolkę, Ziemiałkowskiego, więzieni byli Siemieński i Bielowski.

Jednak największą porażkę polscy spiskowcy przeżyli w czasie Wiosny Ludów. Przywykli do ciągłej konspiracji, nie byli przygotowani do prawdziwych działań wojennych. Nie będąc w stanie uchwycić steru ruchów ulicznych we Lwowie, Heltman i inni działacze emigracyjni bezradnie wałęsali się wśród barykad, stając się łatwym łupem policji i wojska austriackiego (L. Sapieha, Wspomnienia; S. Wasylewski, Historie lwowskie). Po stłumieniu rewolucji 1848 zbudowano w latach 1852–1854 w południowo-zachodniej części miasta, w pobliżu ulic Kopernika i Wuleckiej, Cytadelę, która odegrała niechlubną swoją rolę podczas powstania styczniowego. Dopiero w latach pięćdziesiątych XIX wieku Lwów otrząsnął się z nieszczęść, a zmiany polityczne i autonomia Galicji okazały się sprzyjające dla miasta i jego samodzielności gospodarczej (rozbudowa sieci kolejowej, w 1861 roku połączenie z Krakowem i Wiedniem). W czasie odwilży ważną rolę odegrał „Dziennik Literacki”, wydawany od roku 1852 do 1870 organ lwowskich liberałów, będący przeciwwagą dla krakowskich konserwatystów. Redaktorem był Szajnocha, a potem m.in. Jan Dobrzański. Tu publikował Asnyk, Szujski, Estreicher, Kubala, Bełza, Limanowski, Klaczko, Tretiak, a także starzy weterani: Goszczyński, Zaleski, Lenartowicz.

Lwów, w którym romantyzm żył dłużej niż w innym miastach, stał się miejscem kultu Słowackiego – tu dokonało się rinascimento niedocenianego za życia autora Kordiana. Antoni Małecki złożył mu hołd, pisząc o nim monografię. Wydano tutaj Rozmowę z Matką Makryną, Podróż na wschód, fragmenty Króla Ducha, listy do matki oraz pisma pośmiertne poety. W tym mieście, gdzie znalazła dom na starość matka Słowackiego Salomea Bécu, również doceniono ostatniego przedstawiciela romantyzmu, Artura Grottgera.

Strona: 12

Bibliografia

1. Jabłonowski Ludwik, Pamiętniki, Kraków 1963.
2. Podhorodecki Leszek, Dzieje Lwowa, Warszawa 1993.
3. Sapieha Leon, Wspomnienia, Warszawa 1912.
4. Wasylewski Stanisław, Historie lwowskie, Lwów 1921.
5. Zawadzki Władysław, Pamiętniki życia literackiego w Galicji, Kraków 1961.