MIŁA – ŻELAZNA – LESZNO 84 [TRASA]
Marcin Szczygielski
JA, II D
(Kwiecień 1942)
„Potem poszliśmy. Na ulicach Dzielnicy już był ruch, ale inny niż popołudniowy. Mniej sprzedawców, więcej pośpiechu – zaspani ludzie biegli do pracy. Więcej też było żebraków, a może po prostu bardziej ich było widać. Leżeli pod ścianami, przykryci papierami. Stella prowadziła mnie skrajem trotuaru, jak najdalej od nich.
Doszliśmy szybko do skrzyżowania Leszna i Żelaznej. Potem wspięliśmy się na drewnianą kładkę przerzuconą nad ulicą i dotarliśmy do budynku biura pośrednictwa pracy [Leszno 84], które właściwie było już poza Dzielnicą. Kładka przechodziła nad murem – zobaczyłem go z góry i wtedy dostałem tych dreszczy. Biuro było jeszcze zamknięte, ale Stella pukała do drzwi tak długo, aż wreszcie uchyliły się i wyjrzała przez nie jakaś pani w siateczce na głowie. Ta pani była gruba, a w Dzielnicy rzadko widuje się grube osoby, więc się na nią okropnie gapiłem – wcale nie mogłem przestać.
– Czego? – zapytała pani, mrużąc oczy.
– Ja do męża – powiedziała Stella.
Pani przyjrzała się Stelli, potem spojrzała na mnie. Zrobiła okrągłe oczy – przez te moje pomarańczowe włosy – i zagapiła się na mnie. Ja się gapiłem na nią, a ona na mnie. Wydawało mi się, że to trwa i trwa. Stella poruszyła się niespokojnie.
– Może pani męża poprosić?
Gruba pani wyrwała się z osłupienia i zatrzasnęła drzwi. Przez długą chwilę nic się nie działo. Nagle rozległ się szczęk klucza obracanego w zamku i w wejściu pojawił się starszy pan z wąsami – też był gruby, ale nie tak jak jego żona. Popatrzył na Stellę, skinął głową i wpuścił nas do środka.
– Poczekaj tu – powiedziała do mnie Stella i odeszła ze stróżem kilka kroków dalej.
Rozmawiali cicho, nic nie słyszałem. Dozorca kręcił głową, Stella wyjęła coś z kieszeni, wcisnęła mu do ręki. Wreszcie skinęła na mnie ręką. Poszliśmy za dozorcą, który przeprowadził nas przez jakiś korytarz, później schodkami w dół, aż dotarliśmy do drugiej bramy. Potężne drzwi były zabite deskami, ale w jednym ze skrzydeł pozostawiono czynną wąską furtkę. Dozorca przekręcił wielki klucz w zamku pod powykręcaną żelazną klamką i odszedł dwa kroki w bok, odwracając się do nas plecami. Wymknęliśmy się przez furtkę, która zamknęła się za nami niemal natychmiast, i rozległ się znowu szczęk przekręcanego w zamku klucza. Wydał mi się strasznie głośny w pustym, ponurym zaułku.
– I już? – zapytałem.
– Co już? – odpowiedziała pytaniem Stella.
– Wyszliśmy z Dzielnicy? Ot tak sobie?
– To był najłatwiejszy etap – stwierdziła Stella” [s. 89-91]
Bibliografia
Marcin Szczygielski, Arka czasu czyli wielka ucieczka Rafała od kiedyś przez wtedy do teraz i wstecz, Warszawa 2014.