NOWOLIPKI 44

Ita Dimant

ONI, I

„(…) Sarenka po spaleniu się jej mieszkania na Mariańskiej zamieszkała u teściów na Nowolipkach 44.” (s. 12)

ONI, IIB

„Część mebli Frydy i naszych poszło do Sarenki, część do rodziny ciotki na Karmelicką.” (s. 29)

JA, IIIA

„Idę na noc do Sarenki, gdyż chce jeszcze wstąpić pod [Nowolipki] 24. do policji w sprawie ojca.” (s. 54)

JA/ONI, IIIA

„A my wszyscy jesteśmy kandydatami na wywiezienie. Idziemy na noc do Sary, chcemy być razem. (…) My będziemy na Nowolipiu 44 [u Wrocławskich, rodziców Kuby, teściów Sary]. (s. 46)”

„Siostrzenica starego Wrocławskiego [ojca Kuby] – żona oficera, który przebywa w Białej Podlaskiej, jest doktorem w tamtejszym szpitalu — z ośmioletnim synem, jeszcze jedna siostrzenica, panna, siostrzeniec Otto, ożeniony z Niemką, która jest w Miedzeszynie z córką i synem (przychodzili często do ojca do getta), Maks, najmłodszy syn, i my – Wrocławscy zajmują czteropokojowe mieszkanie z przedpokojem, kuchnią i łazienką. Teraz wszyscy się tam mieścimy. Schodzimy z Sarenką po przełknięciu kilku łyżek strawy na śniadanie. Na ulicy się rozchodzimy.” (s. 48)

„Sobota [25 lipca] – Nowolipki 44 jeszcze nieblokowane. Dziś podobno mają być pierwsze numery blokowane. Tam się znajduje wujek z ciotką. Przed pójściem do szopu przyszedł mój “mąż”, by wziąć ode mnie zdjęcie i świadectwo ślubu dla wydostania tymczasowego świstka – zanim okręgowy rabin nas załatwi.” (s. 50)

„Ze zdławionym gardłem wracam na Nowolipki. Przed bramą 24 stoją Piniek i Abe. Byli już pod 44. dowiedzieć się, co u nas słychać, i nas nie zastali. Czekają, aż któreś z nas nadejdzie.” (s. 50)

„Niedziela [26 lipca] – wujek z ciotką znów nocowali u Sarenki. Dziś przy niedzieli – nie będzie blokady.” (s. 52)

„Tymczasem policjant mieszkający w domu Sarenki dał znać, że [Nowolipki] 44. numer będzie dziś blokowany. Policja będzie tylko sprawdzać świadectwa pracy mieszkających w tym domu. Obcy mogą odejść.” (s. 57)

„Zostaję z Sarenką. Przenoszę się teraz do niej. Nocy tej żadna z nas nie zmrużyła oka. Sarenka bez przerwy łkała, pytając: ,,Myśmy słusznie zrobili, wysyłając rodziców? Czy im się nic nie stanie? Mama tak jakoś biednie wyglądała, idąc z ojcem za policjantem…” (Sarenko moja, czy nic ci wówczas nie mówiło, że zginiesz przed nimi?…). Kuba siedział obok nas i starał się uspokajać i przekonywać nas, że było to jedyne i słuszne wyjście. A ja nie miałam ani jednej łzy… Wszystko we mnie skamieniało.” (s. 57)

„U Wrocławskich mieszkanie przewrócone do góry nogami – rzeczy Frydy i Racheli – Pościel spakowana w toboły, bielizna, ubrania, suknie porozrzucane, spakowane w walizkach, w paczkach. Nasza bielizna i rzeczy, firanki i kapy, obrusy, palta, obuwie – wszystko w nieładzie, po prostu się depcze po tym. I tak tego zabrać nie będzie można, jeśli nas wepchną do wagonu z jeszcze stu pięć dziesięciu do dwustu ludźmi. Sarenka mówi, że to nieważne, jeśli gdzieś zajedziemy i będziemy pracować, poradzimy sobie.” (s. 58)

„Idę pod 44. zobaczyć, co jest. I Kuba, i Sarenka są w domu. ,,Co się stało? Nie przyjęli cię?” ,,Wracam z Umschlagu – mówi do mnie Sarenka – Kuba także tam był!”. … Co gdzie?” (s. 60)

„Ale moja cudna Sarenka odgadła mnie… Jest trochę przeziębiona. Gdy przyszłam do niej w porze obiadowej, zastałam ją w łóżku z trzydziestoma dziewięcioma stopniami gorączki. Kuba nie poszedł z tego powodu do fabryki. Tu w domu ona leżeć nie może – lada chwila może być blokada i ją zabiorą lub jako chorą zastrzelą (chorych w łóżkach w czasie akcji z Ukraińcami i żandarmerią – zabijają na miejscu (…)” (s. 60)

„Sarenka poszła na noc z Kubą do jego fabryki, a tam nie wpuszczają obcych. Starzy Wrocławscy także przesiadują w szopie Többensa na Niskiej. Do domu każdy przychodzi przeważnie o piątej rano, gdy jeszcze akcje nie są tak gwałtowne – by zrobić trochę ciepłej strawy.” (s. 62)

„Do siódmej wieczór nikt z 44. u mnie nie był. Posłałam Pińka, by dowiedział się. Wrócił i powiedział, że nie zastał ich w domu, ale że stary Wrocławski mówił, że są zajęci koszarowaniem fabryki [wyrobów metalowych]. Trudno. Trzeba będzie czekać do jutra.” (s. 63)

„W gabinecie nie ma nikogo. W jadalni siedzi stary Wrocławski, Kuba stoi oparty o okno. Gdy się do mnie odwrócił, odniosłam wrażenie, że jest dziwnie nagle postarzały. Może ta nieogolona broda – do której nie jestem przyzwyczajona u niego – wywołuje u mnie to wrażenie. Ku (Sarenka go tak wołała, a i ja czasem), gdzie Sarenka? Czemu was nie widać?”,,Sarenki nie ma”. ,,Kiedy wróci? Do ósmej przecież tylko wolno chodzić”. ,,Sarenki nie ma”… “No dobrze, to jak słyszałam, ale gdzie ona jest, Ku?” “Sarenki nie ma”. A stary Wrocławski: “Czy pani jeszcze nie rozumie, co do pani mówią?”. Jeszcze nie pojmuje, ale coś dziwnego podchodzi mi do gardła, oczy mi się nienaturalnie rozszerzają, usta otwierają do krzyku – Sarenki nie ma? Sa-ren-ki nie-ma?? Siedzę na krześle. Ktoś trzyma moją głowę opartą na swoim ramieniu. Na moją głowę padają czyjeś łzy. To Kuba mnie trzyma. Przemawia jak do dziecka, ten sam, zupełnie złamany człowiek. Była akcja w bloku domów, gdzie oni byli skoszarowani. Sarenki jako żony nie honorowali. Kazali wychodzić. Kuba podszedł i chciał zejść razem z nią. Dostał uderzenie pięścią: “Du schwein bleibst hür”. Pokazał swoje świadectwo, myśląc, że Sarenkę jako żonę tym uratuje. Gdyby wiedział, że i tak ją wezmą, byłby nie pokazywał świadectwa, a wtedy by poszli razem. To go najbardziej boli. (…)
O mój mózg uderza tylko jedno – Sarenki nie ma – poszła sama jedna, ani ja przy niej, ani Kuba. Sama jedzie wtłoczona między tylu ludzi w zamkniętym hermetycznie wagonie… Już znów mi do gardła podchodzi i szaleńczym krzykiem na zewnątrz się chce wydobyć… Kuba mocno trzyma moją głowę i kładzie mi rękę na ustach. Stary Wrocławski jest już tylko kłębkiem nerwów i już absolutnie nad sobą nie panuje. Jego siostrzenica – żona oficera – z synkiem dziewięcioletnim zostali zastrzeleni, a teraz, gdy zabrano Sarenkę do której był ogromnie przywiązany, zupełnie się załamał.” (s. 63-65)

„Idziemy do Kuby. ,,Nie, It, jakżeż mogę wyjechać stąd? Może Sarenka napisze, może jej się uda uciec i potem mnie znajdzie? Z rodzicami już i tak nie jestem razem – Többensa – ale na Sarenkę muszę czekać, może ją jeszcze zobaczę. Ty, jeśli możesz jechać, musisz. Może się dostaniesz potem do Mińska, może cię rodzice będą tam potrzebowali. Jedź i nie zamartwiaj się o mnie może jeszcze wszystko będzie dobrze”.
Patrzę na jego zapadłą, od wielu dni nieogoloną twarz i wybucham płaczem, objąwszy go ramionami. ,,Mój biedny, biedny Kubusiu…”. Całuje mnie szybko i wychodzi, odwracając twarz.” (s. 70)

Bibliografia

– Ita Dimant, Moja cząstka życia, Warszawa 2002