PIRAMOWICZA 6 (gimnazjum) (poza gettem)
Dawid Sierakowiak
I B, JA/ONI
19 września 1939 r.: „Przed bramą [szkoły przy ul. Piramowicza 6] spotkałem chłopców z naszej klasy (Lolka Łęczyckiego i Epsztajna), którzy zaprowadzili mnie do klasy. Dziewcząt jest 15, chłopców z obydwu gimnazjów 18-tu. Mieliśmy, jak i wczoraj mieli, trzy lekcje. Przeważnie powtórki. Zaświadczeń żadnych nie dostaliśmy. Z naszych nauczycieli jest zaledwie kilku. Przeważnie powtarzamy. Nie wiadomo jeszcze, czy lekcje będą razem z dziewczętami, czy osobno, albowiem robi się ciasno. Jeśli osobno, to my będziemy pewnie po południu. O piątej wysłuchałem mowy Hitlera.” (s. 68)
20 września 1939 r.: „W szkole powiedzieli nam, że od jutra lekcje są dla chłopców od dwunastej trzydzieści do czwartej dwadzieścia. Trudno! Będzie pięć lekcji codziennie, oprócz sobót i niedziel. Więc jednak w soboty nauki nie ma. Dziewuchom miny skwaśniały, kiedy usłyszały, że mają być rozłączone, ale trudno powiedziały i koniec! Życie nie romans. Wojna nie pokój. Ale właśnie w czasie pokoju nie widzą chłopców w szkole nigdy.” (s. 69)
21 września 1939 r.: „[W szkole] Mieliśmy dziś po raz pierwszy fizykę. Mowa była o miarach. Bardzo ciekawy przedmiot.” (s. 70)
I B, JA
4 października 1939 r.: „Do szkoły poszedłem w połowie pierwszej lekcji, spóźniając się pierwszy raz podczas mego pobytu w gimnazjum. Nauczyciele nie znajdują na to rady. „Przyczyny od Żydów niezależne”.” (s. 77)
I B, JA/ONI
5 października 1939 r.: „Pomimo przypadającego dziś święta Szmini Aceret mieliśmy w szkole dwie lekcje, na których wprawdzie nic nie robiliśmy, ale na które musiałem drałować w obie strony, albowiem skończył mi się już bilet. W szkole zrobiliśmy wybory zarządu połączonych dwóch klas trzecich pierwszego i drugiego gimnazjum. Do zarządu wybrano pięciu chłopców, w tym dwóch z naszego gimnazjum i trzech z pierwszego. Wybrano też trzech zastępców, jednego od nas i dwóch od nich. Z naszej klasy wszedł Rajchenberg i ja, jako zastępca Łęczycki. Po lekcjach mieliśmy pierwsze posiedzenie zarządu, na którym dokonano wyborów prezesa i innych członków zarządu. Prezesem zostałem ja, sekretarzem Blumsztajn z pierwszego gimnazjum, a zastępcą prezesa Grabowiecki z pierwszego gimnazjum.” (s. 78)
I B, JA
9 października 1939 r.: „Dyrektor [Abram] Perelman oświadczył dzisiaj, że jutro ci, co nie wpłacili, idą do domu, a raczej nie mają po co przyjść do szkoły. Jest to człowiek niezwykle ostry i niedobry. Chciałem z nim porozmawiać po lekcjach, wytłumaczyć mu naszą głodową sytuację, lecz ten odepchnął mnie ze słowami: „Nic mnie nie obchodzi, nie ma żadnych uwzględnień”.” (s. 79)
10 października 1939 r.: „Wszystkie lekcje przeszły spokojnie, dopiero na ostatniej wezwał nas znów dyrektor do siebie i kazał pójść do domu, ale jako że lekcja kończyła się już prawie, pozwolił zostać. Po lekcji spytałem Gurewicza o adres Braudego, prezesa naszego towarzystwa. Okazało się, że rabin dr Braude mieszka na Gdańskiej 46. Poszedłem tam, lecz akuratnie rabin był chory i przyjęła mnie jego żona, która po kilkakrotnych naradach z mężem oświadczyła, że nic mi pomóc nie mogą i mówiąc, że jej bardzo żal, kazała mi czekać na przyjazd dyrektora Elenberga, który jest w Warszawie. To wiedziałem sam, że gdyby „Eluś” był, nie groziłoby mi wyrzucenie. Od Braudego poszedłem do Lolka Łęczyckiego, który jest chory i zaniosłem mu zeszyty. Tu spotkałem niespodziewaną pomoc w osobie jego matki, która oświadczyła, słysząc o moich kłopotach, że jutro pomówi z dyrektorem.
Nieco ucieszony poszedłem do domu. Ale czy to pomoże?” (s. 80)
I B, JA/ONI
11 października 1939 r.: „A jednak wyrzucił nas! Nie wiem, czy zawsze tak postępuje, w każdym razie dzisiaj postąpił, można rzec, po chamsku, brutalnie. Wchodzi do klasy [szkolnej] przy końcu drugiej lekcji, odczytuje nazwiska około dziesięciu chłopców, którzy nie zapłacili i każe „natychmiast opuścić klasę, ale to natychmiast”. Blady i zły poszedłem nie do domu, ale do Lipszyca, którego też wyrzucili i którego przy okazji przekabaciłem z bejtarowca na lewicowca. Potem poszliśmy we dwójkę do Walfiszowej, aby ona nam pomogła…” (s. 80)
I B, JA
13 października 1939 r.: „Byłem dziś w szkole i nie wyrzucono mnie, lecz dyrektor powiedział, że na razie nic nie jest załatwione i czeka tylko do poniedziałku. Poszedłem po lekcjach do Walfiszowej, która powiedziała mi, że jutro postarają się to załatwić. Może będę w końcu mógł chodzić do szkoły.” (s. 81)
16 października 1939 r.: „Byłem dziś w szkole i nie wyrzucono mnie! Okazało się, że Walfiszowa wraz z innymi babami zatkały forsą za mnie, Lipszyca i Kahana kancelarię, wobec czego mamy spokój do 1-go grudnia. W grudniu wakacje, tak że jednak połowa roku odwalona. Potem się zobaczy, co robić dalej. Szkołę już mam, ale chleba nie ma.” (s. 82)
26 października 1939 r.: „Mamy już w szkole zapowiedzi klasówek: z angielskiego i polskiego. Na przyszły tydzień. Nauka idzie normalnie, kurs dość ciekawy, by tylko można było dalej chodzić. Ale cóż to będzie.” (s. 85)
I B, JA/ONI
27 października 1939 r.: „Od wczoraj lekcje [w szkole – A. S.] zaczynają się już od pierwszej i będzie ich codziennie sześć. W piątek pięć i zaczną się wcześniej.” (s. 85)
9 listopada 1939 r.: „Pomimo ogłoszenia na dziś planu lekcji nauki nie było. O dziewiątej rozpuszczono żeńskie gimnazjum, a nasze się nawet nie zaczęło. Poszedłem jednak z Łęczyckim do szkoły, gdzie pracowaliśmy trochę przy porządkowaniu biblioteki. Wczoraj byli w szkole Niemcy, kazali zdjąć polsko-hebrajski szyld szkoły i uporządkować bibliotekę.” (s. 93)
I B, JA
29 listopada 1939 r.: „Przyszło wczoraj dwóch z Gestapo do szkoły o czwartej. Podobno mają nam wziąć gmach.” (s. 101)
30 listopada 1939 r.: „Szkoła zabrana. Dano czas do jutra wieczór na wyniesienie wszystkiego. Uczniowie pomagają najętym tragarzom. Nastrój grobowy. Masowy rabunek biblioteki. Bibliotekarz Uryson rozdał wszystkim obecnym po kilka książek. Złapałem niemiecką historię Żydów, parę sztuk niemieckich poetów i łacińskie teksty oraz dwie angielskie książki.” (s. 102)
Bibliografia
Dawid Sierakowiak, Dziennik, oprac. A. Sitarek, E. Wiatr, Warszawa: Żydowski Instytut Historyczny, 2016.