PLAC KAZIMIERZA WIELKIEGO

Bogdan Wojdowski

przed I, F
s. 19 „Najpiękniejszy miesiąc w roku, kiedy kwitły bzy na placu Kazimierza. Wieczorami dziewczęta długo nawoływały się po bramach, figura Matki Boskiej w zaułku na Wroniej jarzyła się płomykami świec. Malowano ją na wiosnę; szaty na niebiesko, twarz i ręce na fioletowo, a chustę na biało. Stała boso, depcząc węża i księżyc. Wąż miał w pysku jabłko koloru krwi, a księżyc był poszczerbiony. W maju przetaczał się grzmot po niebie, o zmierzchu padały krótkie, szybkie deszcze. W maju Stankiewicz, sezonowy sprzedawca gołębi i właściciel wielkiej gruchającej ptaszarni na placu Kercelego, namiętnym, chrapliwym tenorem śpiewał: ,,Titina, ach, Titina.” Grając na mandolinie przewracał oczami w stronę okien, kiedy otwierał usta, błyszczał w nich złoty ząb. Na Kercelaku wołany był Złotym Ząbkiem, a jego orkiestra uliczna składała się z prawdziwych artystów. Latem chodzili po podwórzach, zimą przesiadywali w pudle i pisano o nich w gazetach, kiedy i którego posadzono”.

II, F
s. 259 “Jasio z ulicy Wroniej stanął przed wachą, wydaje komendy Niemcom, a Niemcy się zaśmiewają. Jest z czego! Czerwony, rozzłoszczony macha długim podartym rękawem przed nosem żandarmów i wrzeszczy: ,,Zabrać mi to zaraz stąd i posypać ulicę piaskiem!” Żandarmi pobłażliwie odwracają się od wariata.
Już ich nie ma. Ziemię gryzą. Biegnie ulicą Wronią bosy Jasio, obszarpany, na głowie czapka z urwanym daszkiem, zabija ręce z zimna, chichocze cienkim, żałosnym głosem. On to każdego jednego Żyda pozna od razu, po nosie. Jego nie oszukają. ,,Hitler was jeszcze nie wykończył? To ja was wykończę!” Biedny, nieszczęsny Jasio z ulicy Wroniej. Tutaj wszyscy go znają, od placu Kazimierza po Kercelak i Bagno. A żandarm wracający z posterunku przeszedł nagle na drugą stronę ulicy, spluwając, kiedy drogę przebiegi mu czarny kot. ,,Ale ich nakładli od samego rana. Róg Żelaznej, przejść tamtędy wcale nie można!””

Bibliografia

– Bogdan Wojdowski, Chleb rzucony umarłym, PIW, Warszawa 1978,