Próżna 12/ Próżna 14

Adina Blady-Szwajger

JA, VI A

„Pan Antoni był dozorcą na Próżnej 12 czy 14. Nie pamiętam dokładnie, ale wiem, że te dwa domy stoją do dziś. Są identyczne i takie same są bramy, i w nich owe „stróżówki”, ciasne pomieszczenia w bramie, w których przed wojną mieszkali dozorcy – warszawscy stróże.

Pan Antoni był – jak sam mówił o sobie – „wachmistrzem w wojsku polskim”, a więc wtedy w AK. Chodził w kożuchu zawsze rozpiętym jak furman i miał długie, sumiaste wąsy. A nad tymi wąsami czerwono-fioletowy nos pijaka i bystre oczy pod krzaczastymi brwiami.

W stróżówce pana Antoniego była meta. Można było tam, w małym schowku za skrzyniami, ulokować kogoś „spalonego” na kilka dni i tam też lokowało się chwilowo chłopców, którzy przychodzili z lasu, zanim znalazło się lepsze locum.

Łącznikiem z lasem był Zygmunt „Igła” – od zawodu, przed wojną czeladnik krawiecki. I on właśnie zaprowadził mnie do pana Antoniego.

Zachodziłam tam często. Stosunki nasze były nieco skomplikowane. Pan Antoni podejrzewał mnie o to, że nie chcę się „pospolitować” z nim i dlatego odmawiam picia bimbru z brudnej musztardówki. Istotnie, nie pociągała mnie perspektywa popijawy tego rodzaju i zawsze wymawiałam się, że jestem na „służbie”, to znaczy nie skończyłam załatwiania spraw i muszę być trzeźwa. Jednego razu jednak źle trafiłam. Było to w dzień napadu na furgonetkę bankową. Mogłam się domyślić, że brał w tym udział, ale jakoś nie pomyślałam. Kiedy weszłam do stróżówki, było ich tam kilku. Na stole stały musztardówki, bimber, piwo i na gazecie leżał salceson. A obok znajdowały się pieniądze. Dużo pieniędzy. Pan Antoni był pijany. Złapał mnie za rękę i powiedział:

– Jak dziś ze mną nie wypijesz, to znaczy, że panienka gardzi stróżem. To koniec z nami.

Więc już wiedziałam, że nic mi nie pomoże.

Usiadłam. Nalali mi do musztardówki pół bimbru i pół piwa. Wypiłam… i świat zakołował mi się przed oczami. Nie, nie byłam delikatną panienką.

Ale takiej piekielnej mieszaniny nie piłam ani przedtem, ani potem. Łzy stanęły mi w oczach. Słowa nie mogłam wykrztusić.

Pan Antoni zachwycony rąbnął mnie w plecy i oświadczył:

– Tu już nic nie mamy, idziemy do knajpy!” (s. 207-209)

ONI, VI A

„Pan Antoni był dozorcą na Próżnej 12 czy 14. […] W stróżówce pana Antoniego była meta. […] Kilka dni potem, kiedy przyszli do niego nasi chłopcy z Zygmuntem [pseudonim „Igła” – dop. AKR], stało się najgorsze. Byli u niego też chłopcy z AK. Ktoś doniósł? Ktoś zobaczył? Przyjechali żandarmi i wywiązała się strzelanina. Nikt nie wyszedł żywy – po tamtej stronie też były ofiary. Razem z naszymi chłopcami zginął z bronią w ręku i pan Antoni.

Nie wiadomo, za kim przyszli Niemcy – za naszymi chłopcami? Czy za tamtymi? Ale wszyscy razem walczyli i razem zginęli.” (s. 207-210)

Bibliografia

– Adina Blady-Szwajger, I więcej nic nie pamiętam, Warszawa 2010.