„Śmierć białej pończochy”

Jadwiga. Widać już na niej zapowiedź macierzyństwa. Król poluje w pobliskiej dąbrowie.

 

JADWIGA

Liebe Niania… przynieś! (uśmiech znaczący)

NIANIA (wychodzi i wraca z lalkami) 

Oj, żeby pan król nie zobaczył…

JADWIGA (wzrusza ramionami, bierze czarnulkę i kołysze ją przy piersi, pod wzruszonym okiem Niani; teraz śpiewa)

Co samiuteńka robiła?
Jakie sukienki szyła?
Moja czarniutka łątka,
ciepła jak brzuszek jagniątka…
Dobrze śpiewam po polsku?

NIANIA 

Ślicznie!

JADWIGA

To dalej razem.

JADWIGA i NIANIA (razem)

Buciki robiłam z wołowego… ryku!
Szyłam dratewką z drobnego… deszczyku!
A sukienkę śliczną z kwiatu makowego!
A spałam na łóżku śród… morza bystrego!

 

Obie wybuchają śmiechem, ale naraz twarz Jadwigi gaśnie, twardnieje.

 

JADWIGA (podając rączkę lalczyną Niani) 

Trzymaj mocno! (i jak nie szarpnie, aż z lalki trociny!)

NIANIA (przerażona) 

O Boże! (stula lalkę) Niech no Jaśnie Pani usiądzie… troszeczkę…

JADWIGA (wybucha grubym śmiechem; klepie się po brzuchu) 

Tu mam łątkę! Tu mi rośnie łątka, co będzie mówiła „dupajtis”, „rzygajtis”, „kołdunas” i ,,kał”!

NIANIA

Cicho-cicho… nauczymy dziecko po polsku. Będzie z nami śpiewało…

 

Słychać trąby mosiężne powracających myśliwych. Niania porywa lalki i znika. Kroki. Wchodzi Jagiełło na czele Dworzan. Staje przed Jadwigą i rzuca jej pod nogi czarnego orła.

 

JADWIGA (przerażona) 

Ach! Warum? Dlaczego??

JAGIEŁŁO (z dalekim uśmiechem) 

Jechalim przez dąbrowę, a tu naraz cień na polanie. Patrzym – a to orliś czarniak, mudrahel, na niebie się huśta! Tak ja ręki do gęby przykładam i wołam: huuu-uu? Pa polski. A on nic. Tak pa ruski wołam, pa litewski – a u niego – dziób zamurowany! No to se myślę – wróg. Zdradnik, co pobożnisia udaje. Takem mu striełu pasłał w samom rzyć, aż mu lewym okiem gówno wywlokła!

 

Tak zwany rubaszny śmiech Dworzan. Biją się po udach, ale milkną, patrząc na wstającą z krzesła i ukazującą bezwstydnie swój sznur Jadwigę.

 

JADWIGA (arcyspokojna) 

To był ostatni z czarnych orłów?

JAGIEŁŁO (zaskoczony, pyta spojrzeniem swych Dworzan, ale ci milczą, patrząc po sobie)

Jak to „ostatni”…? Orzeł… orzeł co latał…

JADWIGA 

To znaczy, że to był zwykły orzeł… taki sobie orzeł… ot, tyle że orzeł… jeden z wielu. Niech pan król ustrzeli pierwszego orła, orła z dalekich stron… takiego co króluje niebom… (uśmiech lekceważący) A to (wskazuje nogą) do kuchni… dla psów. (wraca na krzesło, ciągnąc za sobą kozi sznur)

 

Ostatnie światła na twarzach tępo zadumanych Dworzan.

 

*