„Śmierć białej pończochy”
JAGIEŁŁO (rezolutnie rozgląda się po okolicy, udając, że nie dostrzega stojącego o kilka kroków Krzyżaka)
Wiele dałbym, żeby na tym bezludziu… na tych kresach… ujrzeć człowieka. (wzdycha) Próżne marzenie… ani żywej duszy… czyli, jak rzekłem, bezludzie.
KRZYŻAK (ukazując się na dobre zza krzaka kwitnącego głogu, patrzy w bok i niby nie zauważa Jagiełły)
Schlecht, ganz schlecht, mein lieber Knecht[1]… dość już mam tych Krzyżaków, (ze zdziwieniem) chociażem sam Krzyżak! To dziwne… To musi coś oznaczać… ale co?
Jagiełło chrząka.
KRZYŻAK (udaje przerażonego)
Oooo! Czyżbym przekroczył rubież?
JAGIEŁŁO (uprzejmie uchylając charakterystycznego nakrycia głowy)
Nie. Bynajmniej. Szanowny nieprzyjaciel jest nadal u siebie. (spogląda sobie pod nogi) Ja też pilnie baczę, żeby nie przekroczyć rubieży.
KRZYŻAK
Takich jak my – to coraz mniej. A ci młodzi – to tylko by przekraczali…
JAGIEŁŁO (z koleżeńskim uśmiechem zrozumienia)
U nas to samo! U młodych – co krok, to przekrok! (naraz, jakby zbudzony ze snu, cofa się) Na… Perkunasa! Przecież ja się tu wdaję w rozmowy z nieznajomym… którego akcent powinien był mnie zaniepokoić!
KRZYŻAK (uderza ręką po głowicy niewidocznego miecza)
Mein Gott[2]! Mein Gott! Gdyby mnie Grosskomtur zobaczył!
Obaj zaczynają się uśmiechać i wkrótce wybuchają rześkim, kosmopolitycznym śmiechem.
KRZYŻAK
Chyba nie… pan Kiejstut?
JAGIEŁŁO (gardłowato zgrzytając zębami)
Hhhhhoooo nieeee!
KRZYŻAK
Jasne. Od razu wiedziałem. Tyle dzielności i tyle odwagi skrytej pod arystokratycznym uśmiechem… może mieć tylko (staje na baczność) Wielki Książę… jedyny prawdziwy Wódz narodów Wielkiego Księstwa… Jagiełło.
JAGIEŁŁO (skromnie spuszcza oczy i rumieni się jak na zawołanie)
Panie komturze…
KRZYŻAK (krygując się)
No-no… nie przesadzajmy. Jeszcze daleko mi do komtura. Cóż… rycerz, jak to mówią, „szary”… jeden z wielu…
JAGIEŁŁO (dogłębnie zdziwiony)
Cooo?!
KRZYŻAK (macha ręką, udając skrzywdzonego)
Jedni rodzą się z łokciami – inni z czołem wysokim. Wolę to drugie.
JAGIEŁŁO
Możliwe… ale ja nadal nie wiem, jak pana tytułować. Chodzi mi po prostu o ułatwienie w konwersacji.
KRZYŻAK
Rozumiem. Wobec tego spróbujmy razem się określić… Choć to nie takie łatwe… Nawiasem mówiąc, ciekaw jestem, kto z nas pierwszy zgadnie. Skoro… oddziela nas granica… w stosunku do siebie jesteśmy… raz… dwa… trzy: są-
JAGIEŁŁO (uradowany, kończy)
-siadami! Sąsiadami!
KRZYŻAK
Brawo! (wskazując Jagiełłę palcem) Sąsiad wygrał. Oczywiście, żeśmy sąsiedzi.
JAGIEŁŁO
Starzy sąsiedzi.
KRZYŻAK
Starzy… stąd też czasem drobne nieporozumienia. (rzeczowo) My tu sobie Nachbarngesprächy[3] odstawiamy – a co tam teraz porabia pan Kiejstut?
JAGIEŁŁO (zgrzyt zębów gardłowy)
Ryje, kretuje, ten krętacz pokrętny.
KRZYŻAK (filozof)
Może… W gruncie rzeczy nikt nie zna uczuć książąt litewskich… Uśmiechają się… ale być może jest to uśmiech – polityczny? Kiejstut przynajmniej oficjalnie ogłasza, kogo nienawidzi… Inni zaś… (pociąga z płaskiej feldflaszki)
JAGIEŁŁO
Robi się gorąco…
KRZYŻAK (podaje mu feldflaszę)
Bitte… proszę. To przepyszna rubieżówka.
JAGIEŁŁO (zdziwiony, nie wie, czy ma pić, czy nie)
Rubieżówka???
KRZYŻAK
Aaa – tak. Nazwy wszystkich wódek muszą kończyć się na -ówka. Na przykład pępkówka… berühmter[4] Pępekschnaps! To co panu podałem – to słynna Danziger Goldfeuerwasser.
Zza innego krzaka głogu wychyla się ogromna głowa Kiejstutowego szpiega, który na korze brzozowej notuje słowa Jagiełły.
JAGIEŁŁO (łyka)
Ogień!
KRZYŻAK
Tego lepiej nie można było określić. Kiejstut by tego nie potrafił ocenić…
JAGIEŁŁO
On! On to tylko kapusta i kapusta! (łapie się za nos) Przy Kiejstucie – pewne zatrucie! (śmieją się obaj)
KRZYŻAK
Może choć z syna coś wyrośnie?
JAGIEŁŁO
Z Witolda? Złodziej. A raczej zdrajca. Sprzedawczyk. Przeniewierca jak jego ojciec! To zaprzańcy. Wiarołomcy. Renegaci!
KRZYŻAK (skrapia ostatkiem wódki ziemię)
Niech po tym deszczyku wyrośnie tu złota łączka… a na niej…
JAGIEŁŁO
Dąb.
KRZYŻAK
Świetnie pomyślane. Dąb o złotych, aromatycznych żołędziach, co, upadając i dzwoniąc, będą głosiły wiekopomną chwałę Wielkiego Jagiełły… (wręcza Jagielle feldflaszę) A to proszę zachować… na pamiątkę. Srebro najczystszej próby. Drugie takie cacko ma sam… Hochmeister! Trzeciej feldflaszy – nikt nie posiada.
JAGIEŁŁO (wzruszony, głaska metal i naraz krzyczy)
Na pohybel psu łajdackiemu, Kiejstutowi!
KRZYŻAK (kiwa głową w niby-podziwie)
Ach… ta waleczność, ach, ta zawziętość, co się wyraża szorstkimi słowy…
Na scenie coraz ciemniej, ale jeszcze garść światła pada na ogromną głowę Kiejstutowego szpiega, który potrząsa nią, jakby mówił: „Ładne kwiatki w maju!”.
*