„Śmierć białej pończochy”

Witold niepocieszonym sierotą. Na balkonie tuż przy nim Krzyżak. Przepiękny zachód słońca.

 

WITOLD (wybuchając) 

Nieee! Nie! Nie daruję. Ojca mi zadławili – jak barana!

KRZYŻAK 

Pewnie… ojciec to wielka rzecz. Nie wiem, czy można by znaleźć pięciu takich ojców na całą Europę… Toteż zemsta powinna być w pewnym sensie gatunkowa… Tylko gatunkową zemstą można takiego ojca z nicości wydobyć.

WITOLD 

Skąd?

KRZYŻAK 

Z nicości.

WITOLD 

Gołymi rękami trudno w… tę nicość bić… żebym choć jaki zamek miał… Pan na zamku to dopiero pan!

KRZYŻAK (udając ubawionego)

A to dziwny zbieg okoliczności! Nasz wielki szef, sam Hochmeister, rozkazał mi przekazać ci ten oto zamek graniczny… tę oto kamienną strażnicę (poufnie) panującą nad siedmioma stanicami… nie mówiąc o… (jeszcze poufniej) tajemnym przejściu… które prowadzi…

 

Reszty nie słychać, gdyż Krzyżak wszeptuje koniec zdania w samo ucho Witolda.

 

WITOLD 

Niemożebne???!

KRZYŻAK

Śśśś… Ani pary z ust! Gut?

WITOLD

Gut! Gut! Gut! (uścisk prawic)

 

Krzyżak znika.
Oparty o balustradę, syn Kiejstuta śpiewa pieśń zemsty.

 

WITOLD

Sznurem jak wieprza! Pod mury go wlec.
Kąśną pokrzywą po ślepiach go siec!
Aż ryłem charczącym zawyje do gwiazd!
Jaja mu skopać, kurważ jego mać!
Odrzeć ze skóry i w rany mu szczać!
I w gnoju zbrodnika ponurzyć po pas!
Aaaaa…
(ziewa i milknie zadumany)

 

W tym samym czasie noc wywodzi na niebo gwiazdy swe.

 

JAGIEŁŁO (w przebraniu lirnika, śpiewa, jak gdyby w odpowiedzi)

Oooooo… Oooooo…
(Witold budzi się z zadumy)
Niech biedny słowik, niechaj płaczna wdowa
za mnie wyśpiewa szlachetność Kiejstuta…
Szloch mi zadławia miłosierne słowa,
z bólu i żalu pęka czuła głowa
powtarzająca: pokuta… pokuta…

WITOLD

Szlachetny starcze, wygląda, jakbyś znał mego ukochanego ojca. Potwierdź lub zaprzecz.

JAGIEŁŁO (jak wyżej)

Ooooo… Oooooooo…
Kiejstuta pana, Kiejstuta mężnego
znałem, ach znałem przed dawnymi laty.
Razem ze źródła piliśmy leśnego,
razem gonilim żubra garbatego,
aż brat mój odszedł w szumiące zaświaty!…

 

Witold wzruszony zbiega do starca. Przez chwilę stoją twarzą w twarz, nieruchomo. Jagiełło potrząsa ramionami, na ziemię opada płaszczysko wędrowca i przed sierotą po Kiejstucie staje rycerz w jasnej zbroi. Poznajemy go, to zabójca Kiejstuta.

 

WITOLD

To ty, zbrodniku?!

JAGIEŁŁO (wydziera sobie włosy)

Cóż ty wiesz o mej rozpaczy? Ty nawet nie wiesz, jak cierpię… Nie wiesz, że najukochańszy ojciec twój zginął… przez… nieostrożność. Kiedy klęczałem był u jego stóp… błagając o przebaczenie… nie wiem, co mu przyszło do głowy… zaczął pluć mi w twarz. Napluł raz, myślę sobie – przez pomyłkę. Napluł drugi, myślę – pewnie mnie kto oszkalował, czekajmy, co będzie dalej. Ale jeszczem nie domyślał tej myśli do końca – a tu wojowie moi: hop! hyc! dław! I po Kiejstucie. Nimem krzyknąć zdołał. Nie wierzysz? (głośno) Niech pobożni ludzie poświadczą!

 

Na te słowa z ciemności wyskakują przyboczni Jagiełły i padają na kolana wokół obu książąt.

 

WITOLD

Takie to wszystko dziwne… takie niespodziewane…

JAGIEŁŁO (psalmodiuje)

O przebaczenie win…

CHÓR WOJÓW

Prosimy cie, Władyko!

JAGIEŁŁO

O litość dla naszych znękanych sumień…

CHÓR WOJÓW

Błagamy cie, Władyko!

WITOLD (wzruszony do łez)

Wstańcie, bracia Litwini!

JAGIEŁŁO (w niby-zapale)

Nasze miecze i kopie u stóp twych składamy…

CHÓR WOJÓW

Władyko!

JAGIEŁŁO

Gdzie wskażesz – pójdziemy!

CHÓR WOJÓW

Władyko!

JAGIEŁŁO

Wierność naszym hasłem. Przy pierwszej okazji przyłączymy do Księstwa wszystkie zamki (ruch ręki wzdłuż horyzontu) pełne złota i srebra po strychy i po dachy! Ach – znać tajne przejście, ten Zauberloch[1], co wiedzie prosto do Malborka… Ach…

WITOLD (któremu uśmiech rozjaśnia twarz, wybucha naraz serdecznym, litewskim śmiechem, bijąc się przy tym po udach)

Zauberloch! Zauberloch! Znam ten tunel, znam!
Chętnie na koń wskoczę, drogę wskażę wam!

WSZYSCY

Zauberloch! Zauberweg[2]!
Naszych nóg chętny bieg!

 

Tupią w miejscu coraz głośniej. Jagiełło i Witold podnoszą ręce, dając znak. Wojowie ruszają bojowym truchtem i po chwili znikają w tunelu. Jeszcze chwila, a zaczną stamtąd dolatywać krzyki zaskoczonych i rąbanych Krzyżaków: „Verrat! Gott! Die Litauern sind wieder da![3]”. Jagiełło i Witold trącają się łokciami; naraz wybuchają charakterystycznym śmiechem litewskim. Po chwili poważnieją, gdyż na scenie jawią się znani nam już Pachołkowie, obciążeni chmurami Historii. Dobiega odgłos musztry i ognistych śpiewów krzyżackich. Światła gasną.

 

*

Przypisy

  1. Zauber (niem.) – magia. Tu zbitka słów, oznaczająca magiczny podziemny korytarz, loch.
  2. Zauberweg! (niem.) – magiczna droga!
  3. Verrat! Gott! Die Litauern sind wieder da! (niem.) – Zdrada! Boże! Litwini są z powrotem!