STAWKI 4 (UMSCHLAGPLATZ)

Henryk Bryskier

ONI, II

„Po uzyskaniu przychylnej decyzji Urzędu Transferu, dostawca nie mógł wprost dostarczyć towaru swojemu żyd.[owskiemu] odbiorcy, lecz musiał towar zawieźć na tzw. Stację Przeładunkową Urzędu Transferu przy ul. Stawki 4. Tam składano towar do magazynu, mającego wylot na stronę żydowską. Niemiecki urzędnik sprawdzał formalność i zgodność dokumentów dostawy z odpisami Urzędu, a po przyjęciu z rąk polskich, personel żydowski wydawał towar na rampę po stronie żydowskiej […]. Podobna manipulacja odbywała się również przy ładunkach wagonowych, co było możliwe dzięki własnej bocznicy kolejowej. Transporty przemysłu żydowskiego przechodziły takie same koleje, lecz w kierunku odwrotnym. Niemiecki i polskie firmy pozostawione w granicach murów, pracujące dla potrzeb wojska, miały prawo sprowadzania i wywożenia towarów przy zachowaniu pewnych formalności bezpośrednio przez wyloty z ominięciem stacji przeładunkowej. Natomiast wszystkie formy pracujące dla wojska przy pomocy rąk żydowskich przy szyciu i naprawie mundurów, bielizny, chlebaków, plecaków itp. części ekwipunku wojskowego z miękkich materiałów, nie wykluczając futer, musiały swoje transporty kierować do dezynsekcji w specjalnie na ten cel wybudowanej odkażalni na Placu Przeładunkowym, skąd dalej transportowano na wyżej opisanej drodze.” (s. 54-55)

ONI, III A

„Poza tym, nie zawsze były podstawione pociągi, wówczas cała masa ludzka była zapędzana do gmachu miejskiego, przylegającego do placu przeładunkowego przy ul. Stawki 4, a funkcjonariusze Służby Porządkowej, gorliwie uwijający się przy wysyłce, przemycali szereg osób z powrotem do szopów, pobierając za tę ‘obywatelską’ czynność po kilka tysięcy złotych od ‘łebka’.” (s. 199)

Mary Berg

ONI; IIIA

22.VII.42’: „Zeszłego wieczoru niemieckie władze poinformowały Gminę Żydowską, że wszyscy mieszkańcy getta zostaną przewiezieni na wschód. Pozwolono zabrać tylko po dwadzieścia kilogramów bagażu na osobę; całe pozostałe mienie zostanie skonfiskowane. Każdy musi zabrać zaopatrzenie na trzy dni. Deportacja miała się zacząć dzisiaj o jedenastej rano. Z rozkazu są zwolnieni tylko Żydzi zatrudnieni w niemieckich fabrykach i warsztatach w getcie, a także pracownicy różnych instytucji. Obejmuje to policję żydowską, urzędników Gminy, członków służby sanitarnej, personel szpitali, przedsiębiorców pogrzebowych oraz wszystkich posiadaczy kart rejestracyjnych wydawanych przez urząd zatrudnienia, którym jeszcze nie wyznaczono miejsc pracy. Z deportacji są zwolnione także rodziny tych wybrańców. Policję żydowską obarczono smutnym zadaniem ochrony porządku podczas deportacji oraz zmuszania siłą tych, którzy odmówią poddania się rozkazom. Punkt zborny tej masowej migracji znajduje się na Umschlagplatzu przy ulicy Stawki. Niemcy żądają wysiedlania 3000 osób dziennie. W getcie panuje panika nie do opisania. Ludzie z tobołkami w rękach biegają z ulicy na ulicę, nie wiedząc, co robić. Wielu próbuje w ostatniej chwili zatrudnić się w niemieckich szopach Toebbensa i Schultza na terenie getta” (s. 278-279).

ONI/JA; IIIA

SIERPIEŃ 42 [B.D]: „Za bramami Pawiaka odczuwamy całą grozę wiszącą nad gettem poza murami więzienia. Przez kilka ostatnich nocy nie mogliśmy spać. Huk strzałów i krzyki rozpaczy doprowadzają nas do szaleństwa. Muszę zebrać wszystkie siły, żeby spisywać te notatki. Straciłam rachubę dni i nie znam dzisiejszej daty. Ale jakie to ma znaczenie? Tkwimy tu na wysepce otoczonej oceanem krwi. We krwi tonie całe getto. Dosłownie widzimy świeżo rozlaną ludzką krew, czujemy jej woń. Czy świat na zewnątrz coś o tym wie? Dlaczego nikt nie przychodzi nam z pomocą? Nie mogę dalej żyć; wyczerpałam już siły. Jak długo będą nas tu trzymać, żebyśmy oglądali to wszystko? Kilka dni temu grupę obywateli krajów neutralnych zabrano z Pawiaka. Najwyraźniej Niemcy nie zdołali wykorzystać ich na wymianę. Widziałam z mojego okna kilka ciężarówek wypełnionych ludźmi, starałam się odróżnić wśród nich znajome twarze. Po jakimś czasie przyszedł do nas zdyszany strażnik więzienny i powiedział, że właśnie zabrano Żydów obywateli neutralnych państw europejskich na Umschlagplatz; mają zostać deportowani. Wkrótce więc może przyjść kolej na nas” (s. 282-283).

ONI; IIIA

SIERPIEŃ 42 [B.D]: „Niemcy zablokowali całe ulice getta. Ponieważ 10 000 ludzi dziennie – obecnie wymagana liczba – się nie zgłasza, używają siły. Codziennie okrążają inną ulicę, zamykając wszystkie wyjścia. Wkraczają do mieszkań i sprawdzają karty zatrudnienia. Tych, którzy nie mają niezbędnych dokumentów albo – w ocenie Niemców – nie nadają się do pracy, od razu zabierają. Próbujących stawiać opór rozstrzeliwują na miejscu. Właśnie teraz, kiedy piszę te słowa, od dwóch dni trwa taka blokada ulicy Nowolipie, zaledwie dwie przecznice od naszego więzienia. Ulica jest całkowicie zamknięta, mogą z niej korzystać jedynie policjanci żydowscy. Żony i dzieci mężczyzn zatrudnionych w niemieckich fabrykach oficjalnie są zwolnione z deportacji, lecz to zwolnienie obowiązuje tylko na papierze. W rzeczywistości wracający z pracy do domu mąż często stwierdza, że zabrano całą jego rodzinę. Zrozpaczony biegnie na ulicę Stawki, żeby odnaleźć krewnych, ale zamiast ich uratować, często sam zostaje wepchnięty do jednego z bydlęcych wagonów” (s. 283-284).

ONI, IIIC

19.IX.42’: „Nadal trwa strzelanina, codziennie giną setki ludzi. Getto jest przesiąknięte krwią. Ludzie bez przerwy maszerują Dzielną w kierunku Umschlagplatzu przy ulicy Stawki. Żadne stanowisko czy zajęcie nie zapewnia już pełnej ochrony. Ostatnio deportuje się nawet rodziny zatrudnionych, głównie kobiety i dzieci. Kilka tygodni temu hitlerowcy zaczęli robić obławy na żony i dzieci mężczyzn zatrudnionych u Toebbensa i Schultza. Niepracujący są bezwzględnie wyciągani z domów. Rodzice obecnie zabierają swoje dzieci do pracy albo chowają je w jakiejś kryjówce” (s. 295).

20.IX.42’: „Dzisiaj było słychać mniej strzałów. Opór słabnie. Strumień głodujących, wyczerpanych ludzi wciąż płynie na Umschlagplatz. Dzisiaj inżynier Lichtenbaum i jego przyjaciel First, ważny urzędnik Gminy, przyjechali samochodem, żeby odwiedzić znajomych internowanych na Pawiaku. Otrzymali specjalne zezwolenie na wizytę u nas; dowiedzieliśmy się od nich wielu szczegółów dotyczących eksterminacji. Masowe pogromy w Warszawie zaczynają wygasać, a Niemcy rozpoczęli rzezie w małych miejscowościach wokół stolicy. Wczoraj ukończyli swoją „kampanię” w Otwocku, skąd nawet nikogo nie deportowano” (s. 296).

20.IX.42’ : „W ostatnich dniach sierpnia sytuacja cokolwiek się poprawiła i niektórzy zaczęli optymistyczniej patrzeć w przyszłość. Była to jednak tylko cisza przed burzą. Niemcy 3 i 4 września rozpoczęli blokowanie warsztatów zorganizowanych przez Gminę. Esesmani w asyście Litwinów i Ukraińców wkraczali do zakładów i zabierali z każdego z nich po kilkadziesiąt osób, twierdząc, że potrzebują wykwalifikowanych robotników. Przeszło tysiąc pracowników poprowadzono na ulicę Stawki i wywieziono do obozu w Treblince. Obecnie powszechnie wiadomo, że większość deportowanych wysyła się do Treblinki, gdzie są zabijani za pomocą eksperymentalnych urządzeń konstruowanych przez Niemców do celów wojennych. Jednak nikt nie zna żadnych szczegółów” (s. 298)

JA/ONI, IVA

17.XII.42’: „Dita W., jedna z przybyłych wczoraj osób, zeszłego wieczoru opowiadała nam o tym, co słyszała na temat obozu w Treblince. Podczas częstych wizyt w siedzibie Gestapo przy alei Szucha poznała pewnego Niemca, który był funkcjonariuszem w tym obozie zagłady. Nie zdając sobie sprawy, że rozmawia z Żydówką, opowiadał jej z wielkim zadowoleniem, jak morduje się tam deportowanych Żydów, i zapewniał, iż Niemcy ostatecznie „wykończą” ich wszystkich. Na Umschlagplatzu do każdego z bydlęcych wagonów ładuje się po sto pięćdziesiąt osób, a podłogi pokrywa się cienką warstwą wapna. Wagony nie mają okien ani innych otworów. Ludzie są ściśnięci, jak tylko się da, bez dostatecznego dostępu powietrza, bez jedzenia i wody. Wagony często zostawia się na stacji przy ulicy Stawki na dwa lub trzy dni. Uwięzieni muszą załatwiać swoje potrzeby naturalne w zamkniętych wagonach, w wyniku czego wapno się rozpuszcza, wypełniając wnętrze trującymi oparami. Tych, którzy przeżyli, po wyjściu na stacji w Treblince segreguje się według zawodów. Szewców, krawców itp. grupuje się osobno, żeby natchnąć ofiary wiarą w to, że dostaną zatrudnienie w warsztatach. Jedyny zaś cel polega na tym, żeby posłuszniej szli na śmierć. Kobiety oddziela się od mężczyzn (s. 332-333).

 

Adina Blady-Szwajger

JA/ ONI, IIIA [29-30 VII 1942]

„- A Makower?

– To był zupełnie przyzwoity człowiek, choć nie najmądrzejszy – napisał przecież wyjątkowo głupią książkę. Jak lekarz może napisać książkę, nie pisząc w ogóle o szpitalu?! Ale on był naprawdę przyzwoity. A to, że był lekarzem policyjnym, niczego złego nie dowodzi. Poza tym, to był niezły lekarz. A ja osobiście mam powody, żeby być mu wdzięczną: wtedy, kiedy zabrali moją matkę na Umschlag, on były jedynym człowiekiem, który odważył się tam pójść. Poszedł o piątej rano. Tylko że było już za późno. Ci ludzie od razu poszli do wagonów.

– To było 30 lipca?

– Zabrali ją 29, a 30 rano Makower tam poszedł.” (s. 139-140)

JA/ONI, IIIA/IIIB

„- Do kotła na Miłej poszliście już z numerkami.

– Ja o tym piszę – kiedy kazano nam pójść do kotła, my poszliśmy do szpitala. I tam się okazało, że szpital dostał ileś numerków i Naczelna [Anna Braude-Hellerowa – dop. AKR] musi je rozdzielić po prostu…. Wtedy wszystkie szpitale były już na Umschlagu, wszystkich chorych tam przywieźli, personel był razem z chorymi… I myśmy wyszli z tego szpitala do kotła już z numerkami. Ci, którzy mieli numerki – wyszli, a reszta pojechała…

– Ile osób pojechało?

– Kazali zostawić pięćdziesięciu lekarzy. Inni poszli prosto do kotła, nie wiem ilu…

– Tych pięćdziesięciu lekarzy to lekarze ze wszystkich szpitali, bez numerków?

– Tak, na Umschlag…

– Czy wszyscy lekarze, pielęgniarki, którzy poszli do kotła, mieli numerki?

– Nie. Większość miała, ale byli też między nami „dzicy”. A w ogóle z kotła wychodziło się, albo nie, niezależnie od numerków. Oni po prostu odliczali i pewnym momencie powiedzieli – koniec… I dużo ludzi z numerkami pojechało.” (s. 157)

JA, III

„- Czy pani pamięta dokładnie Umschlagplatz? […] Czy umiałaby pani tamto miejsce narysować?

– Z wyjątkiem jednej rzeczy. Wiem, którędy wychodziłam ze szpitala na Umschlag. Wiem, jak te dwie części tego budynku wyglądały. Jedno skrzydło to był szpital i ambulatorium, a drugie skrzydło to była ta poczekalnia, że tak powiem – tam zbierali się ludzie, którzy czekali na transport.” (s. 159)

Bibliografia

– Henryk Bryskier, Żydzi pod swastyką, czyli getto w Warszawie w XX wieku, Oficyna Wydawnicza ASPRA-JR, Warszawa 2006.

– Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tłum. M. Salapska, Warszawa 1983.