1876

Trasa [podróży do Ameryki], opisana w Listach z podróży (rozdz. I), wiodła przez Aleksandrów, Toruń, Berlin, Kolonię, Brukselę, Calais i Dover do Londynu. Przewodnikiem londyńskim był Ignacy Maciejowski (Sewer), również zainteresowany pomysłem emigracji do Kalifornii. […] Zabawna relacja o pobycie Sienkiewicza w Londynie zachowała się w liście Sewera.


Zobacz więcej

1878

Od 4 IV [1878] rozpoczyna się roczny pobyt pisarza we Francji. Sienkiewicz nawiązuje stosunki z przedstawicielami kolonii polskiej w Paryżu oraz z mnóstwem przyjezdnych, których ściągnęła wystawa. [...] W pierwszych miesiącach pobytu Sienkiewicz mieszka przy rue de Provence 76, następnie: Rue Joubert 7.


Zobacz więcej

1876-1878

Ustalenie dokładnych dat [podróży po Stanach Zjednoczonych] na podstawie Listów z podróży (rozdz. IV: Koleją dwóch oceanów) nastręcza dużo trudności, jakkolwiek bowiem autor tu i ówdzie zaznacza daty (D 41, s. 111, 139, 165, 168), budzą one wątpliwości.


Zobacz więcej

1879

Podtrzymuje dawne i nawiązuje nowe kontakty z krajem, przy czym najwidoczniej waha się, czy wracać do Warszawy, czy też osiąść w Galicji, i to we Lwowie, z którego demokratycznymi i postępowymi kołami łączą go jakieś, bliżej nie znane, nawiązane jednak za pośrednictwem Brunona Abakanowicza, stosunki. [...]
Przybywszy do Lwowa, gdzie przy końcu kwietnia [1879] mieszka w Księgarni Polskiej, pl. Halicki 14, Sienkiewicz wdaje się w układy z E. Piltzem o objęcie redakcji warszawskich „Nowin”.


Zobacz więcej

1879

Po wygłoszeniu odczytu w Krynicy, za otrzy¬mane honoraria i zapewne zaliczkę na Pisma młody pisarz wyjeżdża do Włoch […]. Wenecji pisarz wchodzi w zażyłe stosunki z Marią i Jadwigą Szetkiewicz oraz ich przyjaciółką, Ma¬rią Sobotkiewicz, które ok. 15 IX [1879 wracają do kraju. Maria Szetkiewiczówna to przyszła żona Sienkiewicza, siostra jej, Jadwiga, w przyszłości Edwardowa Janczewska, to na całe życie wierna jego przyjaciółka, powierniczka i dorad¬czyni.


Zobacz więcej

1879, 1881

W dn. 7 listopada [1879 r.], po czteroletniej blisko podróży, Sienkiewicz przyjeżdża do Warszawy.
[...]
Sienkiewicz urządza mieszkanie na Chmielnej 15, załatwia formal¬ności przedślubne i 18 VIII [ 1881 r.] w kościele kanoniczek w Warszawie poślubia Marię Emilię Kazimierę Szetkiewiczównę.


Zobacz więcej

1882

„Byłem dwa miesiące na wsi – w Nałęczowie. Kąpałem się, strzelałem kuropatwy, o Bożym świecie nie wiedziałem”.


Zobacz więcej

1884

Choroba żony, trwająca od porodu, sprawia, iż Sienkiewicz już w styczniu zamierza wyjechać na południe (list do St. Tarnowskiego z 16 I [1884]). Plan ten udaje mu się urzeczywistnić dopiero w marcu i przez Wiedeń, Udine, Weronę, Mediolan, Genuę i Bordighierę udaje się do San Remo.

[II 1885] „Wczoraj pociąg wiozący Lucypera z całym dworem przejechał pod ziemią w San Remo, pod hotelem «Beau Séjour», czyli doświadczyliśmy po raz drugi trzęsienia ziemi, skutkiem czego — nie chcąc czekać na trzecie — przenieśliśmy się dziś do Mentony”.


Zobacz więcej

1884

Wskutek złego stanu zdrowia żony Sienkiewicz wyjeżdża z nią [w 1884 r.] do Reichenhall (mieszka w willi „Lutzenberger”) i przerabia tam, kończąc pracę zaczętą już w Ostendzie, zakończenie Ogniem i mieczem.


Zobacz więcej

1885

„...od 23 [IX 1885] jesteśmy już w tej nowej stacji, która – dałby Bóg – aby mojej żonie na co przydać się mogła”. Li¬sty Wandy Szetkiewiczowej do córki Jadwigi zawierają szczegółowe sprawoz-danie z ostatnich chwil umierającej i z zabiegów celem przewiezienia do Warszawy zwłok zmarłej 19 X.


Zobacz więcej

1885

Sienkiewicz załatwia sprawę grobu rodzinnego na Powązkach, następnie, w ostatnich dniach listopada, przez Kraków i Wiedeń wyjeżdża do uzdrowiska dra Winternitza w Kaltenleutgeben, które od tej chwili stanie się dla niego na wiele lat ulubionym miejscem wypoczynku i pracy.


Zobacz więcej

1886

Dla odpoczynku oraz zobaczenia życia wschodniego, niezbędnego dla napisania Pana Wołodyjowskiego, Sienkiewicz w towarzystwie wydawcy „Słowa”, Antałka, tj. Antoniego Zaleskiego, i malarza [Kazimierza] Pochwalskiego wyrusza 6 X [1886] z Krakowa do Konstantynopola


Zobacz więcej

1886

10 XI [1886] pozostawiwszy w Bebek Pochwalskiego i rozstawszy się z Zaleskim, który przez Odessę wrócił do Warszawy, Sienkiewicz na parowcu „Donnaie” wyjechał do Aten, gdzie stanął 12 i zamieszkał w „Hôtel d’Athènes”.
„Rano pisuję, o 12 jem śniadanie i pyrgam na miasto lub za miasto [...]. Byłem już wszędzie, na Akropolu, Pnyksie, Aeropagu, Hagia Triada, Muzeum, resztkach świątyni Zewsa [...], w świątyni Tezeusza, w Stoach, na Agorze, i nie wiem, czy jest w mieście lub w najbliższych okolicach jedna przewrócona kolumna, której bym nie oglądał [...]”.


Zobacz więcej

1886

Przybywszy do Neapolu 29 XI [1886] turyści mieszkający w Hotelu Hasslera zwiedzają osobliwości miasta i jego okolice, a więc Psią Grotę, Baje, Pompei, urządzają nadto wycieczkę na Wezuwiusz. Wrażenia doznane Sienkiewicz odtwarza szczegółowo w ogromnych listach do Janczewskiej, bogactwem i plastyką szczegółów nieustępujących jego drukowanym szkicom z podróży.


Zobacz więcej

1876-1886

Wybierz rok: 18761877, 18781879, 1880, 1881, 1882, 1883, 1884, 1885, 1886

1876

Wyjazd do Ameryki. W dwa dni później Sienkiewicz w towarzy­stwie Juliusza Sypniewskiego wyjeżdża do Ameryki. Według informacji pra­sy udaje się na wystawę do Filadelfii jako korespondent „Gazety Polskiej”, jakkolwiek zadania tego podjął się wcześniej od niego i wykonał je Sygurd Wiśniowski. Wprawdzie Litwos jechał za pieniądze „Gazety”, do której miał nadsyłać korespondencje, w istocie jednak chodziło o znalezienie miejsca pod osadę w Kalifornii dla grupki emigrantów-artystów, skupionych wokół Heleny Modrzejewskiej (Karolowej Chłapowskiej), która niezadowolona ze stosunków teatralnych warszawskich zdecydowała się odpocząć „na drugiej półkuli”, nie przewidując jeszcze, że osiądzie tam na stałe. Odjeżdżającego Sienkiewicza żegnali koledzy i przyjaciele obiadem u „Andzi” (w restauracji Czuleńskiej).

Inicjator obiadu, Bronisław Mayzel, w lat trzydzieści później opowiedział okoliczności owego wyjazdu.

„Było to w sobotę 19 lutego 1876 r., w dzień jasny, słoneczny, przy lek­kim przymrozku. Wprost od «Andzi», około godziny 2 z południa, z toreb­ką podróżną przez ramię, udał się Sienkiewicz z całym gronem biesiadników na dworzec Kolei Wiedeńskiej. Tutaj oczekiwała go już płeć piękna z Heleną Modrzejewską na czele. Znakomita artystka żegnała przyszłego arcymistrza słowa polskiego widocznie wzruszona, z pełnymi łez oczyma. A gdy pociąg ruszył, długo jeszcze powiewały chusteczki w stronę wychylającego się z okna wagonu autora Hani”.

Lezyam B., Ze wspomnień osobistych o Sienkiewiczu sprzed 30 laty. Na powodzian, 1904, s. 303-307.

 

Trasa podróży. Trasa, opisana w Listach z podróży (rozdz. I), wiodła przez Aleksandrów, Toruń, Berlin, Kolonię, Brukselę, Calais i Dover do Lon­dynu. Przewodnikiem londyńskim był Ignacy Maciejowski (Sewer), również zainteresowany pomysłem emigracji do Kalifornii. Z Londynu podróżni uda­li się do portu w Liverpool.

Zabawna relacja o pobycie Sienkiewicza w Londynie zachowała się w li­ście Sewera.

„Niech żyją Chłapowscy! – niech żyją Chłapowski, Sienkiewicz, Sypniew­ski – założyciele współki. Kalifornia hura! (albowiem jestem przeciw Teksaso­wi). Koledzy, towarzysze – koleżanki, towarzyszki, witam Was! – Towarzysze przy obrabianiu winnej macicy i towarzyszki przy zwijaniu cienkich nici je­dwabiu, pozdrawiam Was!”.

Sewer do Chłapowskiego 11 II 1876 (Bibl. Jagiell.).

„Kochany Karolu! Bogu Najwyższemu i Jego Przenajświętszej Pannie Mat­ce niechaj będzie cześć i chwała, albowiem stał się cud dla zbudowania wier­nych a nawrócenia grzeszników.

Dnia 23 lutego w Londynie widziano przed stacją Ś[wię]tego Pankracego dwóch dżentelmenów wysiadających z keba o godzinie 12 w nocy. Obaj byli przykryci w skóry zwierząt, nie powiem dzikich, ani powiem małp zdechłych przed dwoma tygodniami, głowy ich otaczały baranie przyłbice, na nogach świeciły pochwy z lakieru, u starszego zakończone skrzydłami lub może le­piej, gdy powiem: szeroką gardą rapira. – Dżentelmeni wysiadali, wiatr dął od zachodu, świszcząc, a niebo było pokryte chmurami czarnymi, które le­ciały galopem na wschód – płakać. Atoli gdy dwóch dżentelmenów zaczę­ło deptać platformę, po polsku płaską formę Świętego Pankracego i gdy starszy dżentelmen szepnął do młodszego, mrużąc jedną powiekę w chwili, gdy dwie ładne miss dobijały się do wagonu zwanego sleeping room: – Czy to są z «Revue de Deux Mondes»? – wiatr czy to z ciekawości, czy na rozkaz ś[wię]tego Pankracego przycichł, a gdy dwóch dżentelmenów wsiadło do wy­żej wymienionego sleeping room – w ślad za dwoma pięknymi miss, które, przypuszczam, nie należały do żadnego z «przeglądów», niebo zaświeciło gwiazdami, a wiatr zakręcił się, zrobił kozła w prawo, kozła w lewo, uderzył pod spód maszyny, wyleciał kominem i zniknął, mniejsza z tym, w piekle czy w niebie.

Dziś, dnia 24 lutego, godzina 12 w południe, na niebie londyńskim ani jednej chmurki, słońce świeci jak w maju, na dachach grzeją się koty, a wiatr idąc za przykładem dżentelmena, który pił i hulał przez ośm dni, dopóki nie stracił ostatniego pena, położył się spać. – Dziś o godzinie 12 «Germanik», nie wiadomo, czy wujaszek Nerona (proszę zwrócić uwagę na erudycję piszą­cego), mija brzegi na wschód Anglii, na zachód Irlandii, dążąc na brzeg Szko­cji, aby odbiwszy się stamtąd dobić jednym tchem do Nowego Jorku. Na jego pokładzie dwóch dżentelmenów w futrach, jeden z nich pali fajeczkę, którą sobie kupił w Londynie, leży obok komina nucąc:

Niech ryczą wspienione fale,

Niech burza wstrząsa cały morza ląd,

Ja sobie leżę zuchwale niedaleko stąd.

Domyślać się należy, że śpiewa w takim tylko wypadku, jeżeli nie jest mu mgło, czego nie przypuszczam, wierząc, że skorzystał z kropli zapisanych mu przez naszego kochanego konsyliarza, za co niechaj mu będzie chwała (myślę o konsyliarzu). Co zaś do znaczenia wyrazów «niedaleko stąd» – nie jestem w stanie ich wytłumaczyć.

W chwili opuszczania Londynu obaj wyż. wzmiankowani dżentelmeni w futrach okazywali niczym nie ukróconą odwagę i wyborny humor. Star­szy, którego szlachetne rysy wraz z białozłotą brodą często były markowane w pamięci angielskich miss, o czarnych włosach i oczach, wyraził się o wpół do dziewiątej dnia tego wieczór, «że gdyby nie tęsknił za swoją żonusią i Karolkiem, uważałby się, mało! miałby prawo uważać się za szczęśliwego». Drugi, którego czarne oczy i czarne wąsiki zmuszały blade miss do spusz­czania niebieskich oczu, zapytany, czy nie czuje pewnej emocji, gdy zestawia w swej fantazji następujące wyrazy: ocean, statek, burza, ciężkie westchnienia, zamglony wzrok, tęsknota, talent, Hania, rozmowy przyjaciół, Ameryka, San Francisco […], odpowiedział słowami jednego z wielkich mężów (erudycja piszącego nie jest w stanie wymienić nazwiska tego męża), jednak powiedział nie mąż, lecz młodzieniec te pamiętne słowa: «Spać mi się chce». Lepszego usposobienia od załogi wymagać nie można.

Dwudniowy pobyt dwóch dżentelmenów w futrach w Londynie ograni­czył się na galopowaniu po City w odszukiwaniu rozlicznych banków, na ku­powaniu biletów i w wyborze mocnych statków (oświadczam, jako iż wybra­no najmocniejszy), na galopowaniu po zwierzyńcu i galopowaniu po British Museum, tak że służba myślała, że któren z władców wschodnich w przyję­tym obyczaju zwiedza galerię, bo na widok przechodzących wstawali i kła­niali się nisko, a baranie czapki dżentelmenów utwierdzały ich (to jest nie dżentelmenów, ale służbę) w tym mniemaniu.

Co do mnie, bardzo mi było przykro i powiem, że mnie to zabolało, że dwaj dżentelmeni w futrach nie przyjęli gościny u mnie, tym więcej, że się sprowadziło jedno więcej łóżko i że w salonie zakładałem osobiście mojej czarownicy pół dnia firanki. (Pod wyrazem «czarownica» proszę się dorozu­mieć gospodyni domu – imię jej Rachela – która, mam nadzieję, da się poznać bliżej z «Kłosów» w marcu). Nareszcie czytaliśmy projekt ustawy dla współki «Kotwica»; ogólne zasa­dy są wybornie napisane – szczegóły mogą być dyktowane okolicznościami miejscowymi. – Projekt mam u siebie, za parę dni, przejrzawszy go należycie, odeszlę. Obecnie wszystko zawisło od decyzji dwóch dżentelmenów w fu­trach, a że są ludzie dzielni, odważni, energiczni i stanowczy, mamy prawo po nich spodziewać się jak najlepszych rezultatów. Ze naprzód musi pojechać kilku dżentelmenów do czynnej pomocy pozostałemu, była to uwaga, którą naprzód i natychmiast zrobiłem, na rozkazy jednak musiemy czekać w San Francisco”.

Sewer do Chłapowskiego, 24 II 1876 (Bibl. Jagiell.).

Ustalenie dokładnych dat na podstawie Listów z podróży (rozdz. IV: Koleją dwóch oceanów) nastręcza dużo trudności, jakkolwiek bowiem autor tu i ów­dzie zaznacza daty (D 41, s. 111, 139, 165, 168), budzą one wątpliwości. Pobyt autora na stacji Ketchum, gdzie ujrzał po raz pierwszy Indian, według Listów (D 41, s. 139) przypadł przed 11 III, dniem dwukrotnie wspomnia­nym dalej (s. 165, 168); ze stacji jednak znamy list prywatny do A. Leowej, datowany 12 III. Pisarz, który w datach mylił się bardzo często, niewątpliwie pomylił się i tutaj. Być może, że dzień 14 III odczytał w notatniku błędnie jako 11, gdy w jakiś czas po skończeniu podróży przystąpił do jej opisania.

Gruntowne studia o latach amerykańskich Sienkiewicza ogłosił Z. Najder (O „Listach z po­dróży” do Ameryki Henryka Sienkiewicza) w „Pamiętniku Literackim” R. XLVI, 1955, nr 2.

W San Francisco. Kapitan Piotrowski. 16 III Sienkie­wicz przybywa na kilka tygodni do San Francisco. Tu zaznajamia się z miej­scową kolonią polską, do której należeli: literat i dziennikarz Julian Horain (1821-1883) oraz niedobitki emigrantów politycznych z r. 1831, jak gene­rał Włodzimierz Krzyżanowski, kapitan Franciszek Wojciechowski, „kapitan Korwin”, tj. komisarz do spraw emigracji chińskiej Rudolf Piotrowski, i in. Sienkiewicz przyjaźnił się z nimi, mieszkiwał u nich, słuchał ich opowiadań bawiąc poza San Francisco, prowadził z nimi obfitą korespondencję, z któ­rej znane są dotąd jedynie przezabawne listy do Horaina.

Wśród znajomych kalifornijskich postacią, o której wspomnienia czasów tych dotyczące prawią najchętniej, był Piotrowski. Sienkiewicz zawdzięczał mu dużo wiadomości o dawniejszym, minionym już życiu kalifornijskim, po powrocie zaś do Europy zamierzał napisać Opowiadania kapitana Korwina, z których pierwsze otrzymało ostatecznie tytuł Przez stepy. O Piotrowskim, którego portrecik piórkowy sporządził sam Sienkiewicz, zachowało się kilka relacyj.

„Kapitan Rudolf Korwin Piotrowski, odznaczony przez jenerała Różyckie­go krzyżem Virtuti Militari, był niezawodnie najoryginalniejszą i najciekawszą postacią wśród Polonii kalifornijskiej. Mierzył wzrostu sześć i pół stóp, po­stacią przypominał typy sprzed dwóch wieków; pani Modrzejewska w jednej ze swych korespondencji bardzo trafnie wyraziła się o nim, że jest on niejako zabytkiem nietkniętym z czasów Paskowych. Ręka jego, nie przesadzam, jeśli powiem, że była dwa razy tak wielka jak ręka zwykłego, silnego mężczyzny. Siłę też posiadał niepospolitą. Poznałem go jako siedemdziesięciopięciolet­niego starca: gryzł orzechy z łatwością jak rzepę, a razu pewnego w restau­racji, rozgniewawszy się na posługacza, uderzył swą «ręką» tak silnie w stół, że cały bok stołu utrącił. Sienkiewicz od razu przylgnął do niego i odwiedzał go co dzień. Grał z nim w szachy lub wyciągał go na dykteryjki, w których kapitan był mistrzem prawdziwym. A skoro wpadł w ferwor opowiadania, to tak łgał, że aż się kurzyło, zwłaszcza na temat swych miłosnych podbojów po wszystkich częściach świata.

Razu pewnego, i to w mojej obecności, rzekł Sienkiewicz z tym uśmie­chem, sobie tylko właściwym, spoza którego zawsze jakaś głębsza myśl wy­glądała: – Wiesz, kapitanie, że ja ciebie jeszcze kiedyś uwiecznię. – A bodaj ci się pysk skrzywił! – odrzekł śmiejąc się stentorowym głosem Piotrowski.

Naówczas nie zrozumieliśmy owych słów Sienkiewicza, wzięliśmy je za żart i śmieliśmy się wspólnie z kapitanem. Dziś dopiero widzę, że już wtedy chodziły po głowie Sienkiewicza jego późniejsze, wielkie dzieła i dziwnym trafem tam, nad Oceanem Spokojnym, zdjął do nich portret swego Zagło­by. I rzeczywiście, kto znał kapitana Piotrowskiego z całą jego oryginalną rubasznością, szlacheckimi przesądami i łgarstwem artystycznym, ten czytając Trylogię od razu pozna starego kapitana. Nawet wyrażenia takie, jak: «Boże, Ty to słyszysz, a nie grzmisz», lub owa dosadna odpowiedź, którą dał Sienkie­wiczowi, i inne, dosadniejsze jeszcze, żywcem są wyjęte z ust jego.

Niestety, nie dożył swej sławy; na starość ociemniał zupełnie i podążył do Paryża po ratunek do naszego Gałęzowskiego, ale i ten znakomity lekarz nie miał lekarstwa na wiek podeszły. Wkrótce po przybyciu do Francji Pio­trowski zmarł tam w szpitalu”.

Brodowski E. Z., Ze wspomnień tułacza, „Czas” 24 XII 1898. – „Kraj” XVII, I 1899, nr 1, s. 22, 23. Dwie chwile z życia Modrzejewskiej, „Tygodnik Ilustrowany” 1901, I, s. 75.

Modrzejewska o Piotrowskim. „Kapitan Korwin Piotrow­ski był to typ niezwykły, z XVII wieku przypadkiem w nasze czasy zabłąkany, wskrzeszony jakiś zawadiacko-krotochwilny Falstaff, którego parę w grobie spędzonych wieków nie zdołało pozbawić rodzimej ochoty i niepożytego zacięcia; humor dawny zachował i animusz, i język jędrny, krewki i dosad­ny, a nie naszą współczesną, bezbarwną, płaską gadaninę. Był to zamaszysty szlachcic polski, przeszczepiony na grunt amerykański gdzieś niedługo po po­wstaniu listopadowym. Bawił jakiś czas na południu, był nawet profesorem języka francuskiego w jakiejś amerykańskiej wszechnicy, w r. 1849 przejechał przez wielkie równiny aż do Kalifornii, gdzie osiadł i był powszechnie znany jako «kapitan Korwin». Dłuższy pobyt w różnych stronach Nowego Świata wytworzył w nim dziwną mieszaninę rodzimej, staropolskiej, buńczucznej rubasznej szlachetczyzny z giętkością nowożytnego «politykiera» i «business- mana». Przywiązanie jego do drugiej ojczyzny objawiało się między innymi w ten sposób, że wybitnym amerykańskim mężom stanu nie szczędził staro­polskich tytułów: zwał ich wojewodami i kasztelanami, rozróżniając karma­zynów od pospolitych szaraczków. Jego polszczyzna trąciła myszką, a władał nią wyśmienicie; wybornie też mówił po francusku, a i angielski język znał doskonale, jeno że uparcie wymawiał wszystko, «jak się pisze», z czego wypa­dały wielce zabawne kombinacje. Po mnogich wędrówkach, sporo doświad­czywszy przygód, przyjaciel nasz osiadł w San Francisco, gdzie piastował dobrze płatny urząd inspektora imigracji i cieszył się ogólnym poważaniem, które zaskarbił sobie swą prawością i samorodnym a nieprzebranym humo­rem. Pomimo swego podeszłego wieku kapitan serce zachował młode i lubił wywnętrzać się ze swych strapień miłosnych. Takim był kapitan Piotrowski, z którym przypadkowe zetknięcie podrażnić miało wyobraźnię wielkiego pi­sarza, że wziąwszy parę luźnych rysów z tego rubasznie jowialnego szlachci­ca, stworzył jedną z najwspanialszych kreacji powieściowych. A ci dopiero, co znali ten prototyp Zagłoby, a potem poznali Zagłobę, ocenić mogą w całej pełni moc twórczą Sienkiewicza”.

Modrzejewska H., Wspomnienia i wrażenia, Kraków 1957. Hoesick F., Sienkiewicz i Wy­spiański, Warszawa 1918, s. 170-172, cytat.

„Rodak nasz, pułkownik Korwin, na początku lata opuścił San Francisco, udając się na wieś dla poratowania zdrowia przez «mleczną kurację». Nie po­wiem, aby to zdrowie było zbyt wątłe, ale pułkownik, będąc miłym i pożądanym gościem nie tylko w naszych, ale i amerykańskich towarzystwach, był za wiele zapraszany, odwiedzany – jednym słowem: niepokojony; potrzebował więcej odpoczynku niż mlecznej kuracji. Pomimo to każdej prawie niedzieli kilku z nas robi najazd na pułkownika. Rozumie się, że bywamy przyjęci przez gościnnego gospodarza z otwartymi ramionami. Natychmiast podają sorbety, wódki, zaką­ski, poncz […], przed gospodarzem zaś stawiają kubek mleka i szklanicę whiskey, z których sam robi mieszaninę jak śmietanka z kawą. Pułkownik utrzymuje, że inaczej mleka pić nie może. Nazywa się to po amerykańsku «milkpunch». Za­chęcony raz przez gospodarza, zakosztowałem takiego mleka; nieprzyzwyczajo- nemu napój ten wydał się przeciwnym [!], a nawet wstrętnym. Jak możesz, kochany pułkowniku – wykrzyknąłem rubasznie – pić taką obrzydliwość! Obrzydliwość, powiadasz – odparł pułkownik ze zgrozą. – Boże! Ty sły­szysz i nie grzmisz! Zaprawdę, powiadam wam, że gdyby moja mamka – na­zywała się Łucka – była karmiła mię takim mlekiem, dotychczas byłbym się nie dał odłączyć”.

Horain J., Listy z Kalifornii, XXVI. „Gazeta Polska” 9 XI 1877, nr 248.

Wycieczka na Diablą Górę. „Raz tylko zimno dało mi się nieco uczuć w Kalifornii, a to kiedy Litwosa i mnie szanowny nasz rodak, kapitan Kazimierz Bielawski, zawiózł na wierzchołek Diablej Góry (Mont- Diable). Było to w połowie maja roku zeszłego. Wyprawę tę kilkudniową, bardzo przyjemną, wesołą i pełną rozmaitości, wypadałoby opisać; ale gdy należało do niej aż dwóch literatów, notabene leniwych, więc jeden spuszczał się na drugiego i rzecz poszła we odwłokę i zapomnienie”.

Horain J., Listy z Kalifornii, XX.  „Gazeta Polska” 24 III 1877, nr 66.  O Bielawskim zob. Polski Słownik Biograficzny, t. II, s. 37.

Listy z podróży. W kwietniu w San Francisco powstają początko­we listy, drukowane w „Gazecie Polskiej”, począwszy od 9 V, dalsze Sienkie­wicz pisze w lipcu (IV i V, wysłane 13 i 19 VII), następne w Anaheim (VI) w górach San Jacinto (VII).

Czas powstania listów da się ustalić w przybliżeniu na podstawie nie zawsze datowanej korespondencji z J. Horainem i E. Leo.

Pobyt w Anaheim. W związku z projektami Chłapowskich Sien­kiewicz 20 VI przenosi się do Anaheim w Kalifornii południowej, by tam upatrzyć miejsce na przyszłą farmę. Bawi tam przez pół roku, przerywając pobyt wycieczkami w góry i do Los Angeles. Początkowo mieszka w Plankters Hotel, orientując się w warunkach miejscowych przy pomocy rodziny emigranta z Warszawy, Liedtkego. Kilka tygodni spędza w odludnej miejsco­wości nadmorskiej, Anaheim Landing. Kąpiele na dzikiej plaży i polowanie, towarzystwo gospodarza „hotelu”, obieżyświata Maxa Neblunga, i jakichś młodych Hiszpanek nie przeszkadzają mu w pracach literackich prowadzo­nych bardzo intensywnie. W dwadzieścia lat później (1896) w szkicu Żurawie przedstawi zrodzenie się pomysłu Szkiców węglem, obok których powstają tu Listy z podróży, dramat Na przebój oraz pomysł Selima Mirzy. Niedatowany list, pochodzący z ostatnich dni lipca, zawiera prośbę do re­daktora „Gazety Polskiej” o opiekę nad dramatem tylko co ukończonym i wy­mienia zarówno tytuł, jak osoby tego dzieła: „W kopercie dołączonej do dramatu na konkurs napiszcie: Na przebój. Dramat w 5 aktach, napisał Litwos (Henryk Sienkiewicz)”. Wymienione osoby: Książę, Szwarc, Pretwic, Stella, podobnie zresztą jak dalsze losy dramatu dowodzą, iż chodzi tu o pierwszą redakcję Na jedną kartę. Zajęcie się dramatem, który pisarz uważał za swoje arcydzieło, sprawiło, iż inne pomysły chwilowo przesunęły się na miesiące późniejsze.  „Selima nie mogłem napisać, zepsułem tylko mnóstwo papieru. Wolnym czasem będę jeszcze próbował. Gebethnerowi powiedzcie, żeby zamiast Seli­ma wziął odbitkę tego dramatu, Humoreski z teki Worszyłły, słowem, co mu się podoba. – Może zechce wydać kompletne dzieła tej małpy, Litwosa”.

Leo E., L 2; Listy, t. III, cz. 1, s. 442, cytat.  Horain J., L 1-4; tamże, t. I, cz. 2, s. 357-371.

Kontakty z literaturą w kraju. Listy anaheimskie do Horaina, który młodemu przyjacielowi stale przesyłał dzienniki i tygodniki pol­skie, dowodzą, jak żywo Sienkiewicz interesował się życiem dziennikarskim literackim Warszawy i Lwowa. Świadczą o tym wyraźnie jego uwagi o lek­turze „Tygodnika Ilustrowanego”. „«Tygodnik» mniej mi się podoba, a zwłaszcza ich kroniki […]. Zresztą ar­tykuły niezłe, tylko powieść Deotymy [Na rozdrożu] mnie nie zachwyca. Jest to coś tak babsko konwencjonalnego, że nie umiem nawet znaleźć wyrazu”.

Horain J., L 3; Listy, t. I, cz. 2, s. 363, 364, cytat.

„W «Tygodniku» jest śliczny wiersz Marii Konopnickiej W górach. Początek zwłaszcza prawie się śpiewa, jakby słowa do jakiegoś mazurka Szopena. Ca­łość nie ma związku. Trzy części są to trzy utwory całkiem odrębne. W każ­dym razie ta panna ma wielki talent. Odyniec w niej zakochany bez pamięci. Ja trochę. Napiszę o niej do «Gazety»”.

Horain J., L 5, Listy, t. I, cz. 2, s. 373. – D 41, s. 235, 236. – Sienkiewicz H., Listy z po­dróży (rozdz. VII).

Wycieczka do Los Angeles. Sienkiewicz wyjeżdża 19 IX do Los Angeles na spotkanie z lekarzem warszawskim, późniejszym dozgon­nym przyjacielem, Karolem Bennim, który przebywał wówczas w Kalifornii. Tutaj, daremnie czekając na niego, w hotelu „Pico House” kończy Szkice węglem i z pracy tej zdaje sprawę Horainowi w liście, który adresat ofia­rował Benniemu. List ten potwierdza pośrednio wiadomość, podaną przez J. Curtina, a pochodzącą niewątpliwie od samego Sienkiewicza, o ukończe­niu głośnej noweli w hotelu w Los Angeles: „Skończyłem znowu powieść dość obszerną pod tytułem: Szkice węglem, czyli epopeja pod tytułem: Co się działo w Baraniej Głowie, napisał Litwos. Chciałem ją Benniemu oddać, żeby powiózł do Warszawy, jeżeli wraca za­raz […]. Jeżeli cenzura [uprzednia] istnieje, mojej powieści prawdopodobnie nie puszczą, występuje w niej bowiem wójt gminy, pisarz, naczelnik powiatu, chłopi, baby etc. – Tendencja jest dość zjadliwą krytyką zasady nieinterwen­cji, jakiej większość szlachty trzyma się względem gmin. Kwestia to paląca rzecz, choćby nie wiem jak nieudolnie napisana, narobi wrzawy; ale jeśli cenzura u nas [w Warszawie] nie puści, trzeba ją będzie wydać u Zupańskiego [w Poznaniu], to jako książka do Królestwa przejdzie”.

Horain J., L 7; Listy, t. I, cz. 2, s. 375, 376. – D 41, s. 235, 236. Sienkiewicz H., Listy z podróży (rozdz. VII).

Przyjazd Chłapowskich do Kalifornii. Chłapowscy, tj. Helena Modrzejewska z mężem Karolem i synem z pierwszego małżeństwa, Rudolfem (Ralfem) Modrzejewskim, w towarzystwie Sypniewskich i mala­rza Lucjana Paprockiego, po odbyciu długiej i pozbawionej przygód podróży okrężną drogą morską (Brema-Nowy Jork-Aspinwall-Panama-San Franci­sco) 27 IX docierają do Kalifornii. Znakomita aktorka wraz z rodziną zatrzy­muje się w San Francisco, reszta zaś „towarzystwa” udaje się wprost do Ana­heim, gdzie Sienkiewicz dla przyszłych mieszkańców „komuny”, czy raczej „falansteru”, przygotował mieszkanie. Romantyczną sielankę kalifornijską, której pomysł zrodził się w świecie warszawskich cyganów artystycznych, znamy dotąd wyłącznie z nieco pre­tensjonalnych i nie zawsze wiernych Wspomnień i wrażeń Modrzejewskiej. Listy Sienkiewicza do Horaina przedstawiają całą sprawę daleko realniej, jak­kolwiek pisarz, który od początku brał w niej czynny udział i odegrał rolę bodaj czy nie decydującą, nie o wszystkim chciał czy mógł mówić zupełnie otwarcie. W każdym razie dwugłos znakomitej aktorki i uwielbiającego ją, ale krytycznego pisarza pozwala wyrobić sobie zdanie, jak wyglądała rzeczy­wistość w „Arden” (lub „Modjeska Ranch”), na folwarku, zorganizowanym przez Chłapowskich i za ich pieniądze.

„Myśl przesiedlenia się poruszył najpierw Sienkiewicz. Z wolna i inni przyłączać się jęli do jego zdania i niebawem znalazło się ich pięciu, pragnących szukać przygód w matecznikach tej dziewiczej ziemi. Na dobrowolne wygnanie wybierali się z nami najpierw Henryk Sienkiewicz, potem przyja­ciel nasz żonaty, Juliusz Sypniewski, dalej Lucjan Paprocki, wreszcie Stanisław Witkiewicz ze swym przyjacielem, Adamem Chmielowskim. Wczesną wiosną Sienkiewicz i Sypniewski puścili się na zwiady w drogę ku obiecanej ziemi. My mieliśmy podążyć za nimi w lipcu”.

Modrzejewska H., Wspomnienia i wrażenia., Kraków 1957.  Hoesick F., Sienkiewicz i Wyspiański, Warszawa 1918, s. 168, cytat.

Sienkiewicz zabiega o urządzenie „kolonii”, od której otrzymuje z drogi depesze, projektuje nadto jej organizację, mężczyźni mianowicie mają zająć się wyrębem lasów i spławem drzewa do doliny anaheimskiej.

„Ziemi widziałem mnóstwo na sprzedaż. Ale moje pojęcia co do zamia­rów Sypniewskiego et Comp. zupełnie się zmieniły. Powinien kupić ziemi mało, najwięcej 20 akrów – a za to w pobliżu miasta. Wyłożyłem te swoje poglądy wraz z innymi planami w obszernych listach, które posłałem na ręce kapitana [Piotrowskiego]”.

Horain J., L.1; Listy, t. I, cz. 2, s. 357, 358.

Sienkiewicz H. 1876 r.

Sienkiewicz H. 1876 r.

„Bawiłem znów w Landing i kąpałem się literalnie między rekinami. Do San Francisco nie przyjadę, choć Bóg widzi, jak bez Was tęskno, ale przyjechać nie mogę, bo muszę urządzić dom dla kolonii i czekać na nią z dostateczną ilo­ścią powozów, bryk, drabiniastych wozów etc. Porobię także pewne zapasy spiżarniane, kupię węgli, ażeby zaraz służąca mogła nastawić samowar jak we własnym domu”.

Horain J., L 7; Listy, t. I, cz. 2, s. 376.

„Domu w Anaheim dla towarzystwa jeszcze nie nająłem. Najmę od 15 przyszłego miesiąca, bo prędzej tu nie będą. Powiedzcie im, ażeby niedługo bawili w San Francisco, albowiem im mniej na ogół stracą pieniędzy, tym bę­dzie lepiej. W Anaheim, jak tylko będę mieć dom najęty, będzie taniej, stoło­wać się mogą przez pierwsze dni w «Plankters Hotel», gdzie – mówiąc nawia­sem – podle jeść dają, potem kupią zapas mąki, kawy, herbaty, co wszystko jest tanie – a mięsa łatwo tu dostarczyć z byle strzelbą nawet takim parta­czom myśliwym, jak ja jestem. Trafiają się do Anaheim w dobry czas, mia­nowicie w czas golizny, kiedy ziemie spadają w cenie, można więc coś kupić i dobrego, i tanio. Oczywiście, jest to czas przejściowy, bo potem znów zie­mia ogromnie skoczy w cenie, ale golizna jeszcze z rok potrwa. Gdybym tak o wszystko był spokojny jak o to, że oni z głodu nie umrą, byłbym w ogóle bardzo spokojny. Powiedzcie im to. Nie wiem jeszcze dobrze, kto przyjeżdża, ale przypuszczam, że z mężczyzn, nie licząc dzieci: Chłapowski, Sypniewski, Paprocki i Witkiewicz, wszystko naród dobry i niefilisterski, któremu sprzy­krzyło się to najgłupsze i najbardziej plotkarskie miasto […] Warszawa. Spyta­cie, co tu będą robić? Będą chodzić na czworakach, to przynajmniej zgodnie z naturą. Przecież Voltaire tak chciał chodzić po przeczytaniu historii natural­nej Buffona. Chciałbym go widzieć w takiej pozycji! Ja będę z nimi robił toż samo. Kręciłbym nawet ogonem z radości, gdybym go miał!”.

Horain J., L 3; Listy, t. I, cz. 2, s. 364.

„…wiem z pewnością, że Chłapowscy przyjadą do Anaheim, bo wskutek listu, jaki odebrałem jeszcze z Panamy, nająłem im za psie pieniądze dom wraz z ogrodem, pomarańczami, palmami, tamaryszkami etc. w Anaheim. Prawdopodobnie nawet już tam są i dawno byłbym się wybrał do nich, gdyby nie to, że teraz w moich górach jest sezon jeleniowo-antylopowy, a za jelenia­mi ciągną pumy i szare niedźwiedzie”.

Leo E., L 4; Listy, t. III, cz. 1, s. 449, 450.

Przybycie „kolonii” do Anaheim. 30 IX przyjeżdżają ocze­kiwani goście. „Polacy tedy przyjechali i wysiedli, a jak wysiedli, wybiegł na ich spotkanie młody i nadzwyczaj ujmującej powierzchowności dżentel­men, którym byłem ja. Czekałem na nich powozem Luedtkich [!], wsadziłem ich i zaciąłem konie. Od kolei do naszego domu jest z półtorej mili. Dom był oświecony i urządzony jako tako. Kupiłem trochę łóżek u Boego, było nieco pościeli, na kominie się paliło, herbata była gotowa, przyjechali więc jakoby z długiej podróży do domu […]. Teraz już wszystko urządzone naj­dokładniej i porządek dzienny jak wszędzie w Polsce. W hotelu nie jedliśmy wcale, były bowiem takie zapasy spiżarniane – czego nie było, to się kupiło […] i mieliśmy obiad dzięki genialności p. Sypniewskiej taki, że ani oko wi­działo, ani ucho słyszało […]. Na trzeci dzień po przyjeździe p. Sypniewskich przyszły rzeczy – wyobraźcie sobie – mówią, że jeszcze nie wszystkie, a jest tego kilkanaście pak ogromnych i przeogromnych. Tyle przywieźli ze sobą, że gdybym zebrał wszystkich farmerów z okolicy, pewnie nie znalazłbym więcej najrozmaitszych rzeczy, porządków, ornamentów, utensylij etc. Między tym wszystkim biblioteka zajmuje dwie ogromne paki, jest książek z tysiąc, i sa­mych przednich, co mnie cieszy niewymownie – jest także trochę rysunków trochę wspaniale ilustrowanych poematów, słowem, mieć będziem tu małe Ateny”.

Horain J., L 8; Listy, t. I, cz. 2, s. 378, 379.

Trzecia wycieczka w góry do kanionu Jacka Harrisona. Udział w polowaniu na szarego niedźwiedzia. Zapewne kilkudniowy pobyt w wi­gwamach wioski indiańskiej. Podsumowanie wyników życia sportowo-myśliwskiego i dorobku literackiego osiągniętych w Anaheim. Ostatni pobyt w górach stał się tematem zajmujących rozdziałów Z pusz­czy (IX-X) w Listach z podróży. Wcześniej, bo w liście do Horaina z Los An­geles, Sienkiewicz zbilansował rezultaty anaheimskiej pracy literackiej:

„Nie ma jeszcze i dwóch tygodni, jak posłałem Selima Mirzę [w Warszawie otrzymano go przed 26 X, por. D 41, s. 232] – rzecz także dosyć dużą, tak więc w Anaheim kropnąłem już: I-o Pięć korespondencyj bitego pisma, każda po sześć arkuszy, II-o Dramat w V aktach pt. Na przebój, III-o Selim Mirza, IV-o Szkice węglem. To się znaczy, więcej niż w ciągu jakich dwóch lat w Warszawie. Oto, co znaczy nie wydawać się na fejletoniki”.

Horain J., L 7; Listy, t. I, cz. 2, s. 376.

„Proszę Was, jak zacznie wychodzić powieść moja Selim Mirza, nie czy­tajcie jej. Zrobiłem, bo musiałem, ale mnie samemu się nie podoba. Miało to być na tle powstania polskiego i byłoby coś dobrego, ale dla przyczyn cenzuralnych zostało przeniesione do Francji w czasie wojny pruskiej. Rozumie­cie, że ani tam byłem, ani nic nie widziałem, ani znam kraj, słowem: wyssa­łem wszystko z palca. Swoją drogą, redakcja i krytycy redakcyjni oczarowani. Mam tam taką powagę, jak w średnich wiekach miał między scholastykami Arystoteles. «Ipse dixit» – to im widocznie wystarcza”.

Horain J., L 10; Listy, t. I, cz. 2, s. 384.

W wiele lat później, bo w r. 1910, Sienkiewicz na pytanie o Hanię odpo­wiedział powtarzając poprzednie uwagi o Selimie Mirzy:

„…chłopiec, który posłużył za wzór Selima, poległ w 63 roku jako po­wstaniec. Pisałem nawet o tym powieść pod tytułem Selim Mirza, ale po­nieważ cenzura ówczesna nie pozwoliłaby na żadną wzmiankę o powstaniu, musiałem uśmiercić Selima w 1870 roku, w czasie wojny francusko-pruskiej. Z tej przyczyny powieść nie budzi interesu i nie umieściłem jej w zbiorze ogólnym”.

Śliźniówna M., L 1; Listy, t. V cz. 1, s. 487.

O  dobrym samopoczuciu fizycznym donosił Sienkiewicz z gór Edwardowi Leo w liście, stanowiącym dokumentarne uzupełnienie rozdziałów Z puszczy:

„Krótko Wam powiem, jest mi tu tak dobrze, że gdybym miał zapewnione życie wieczne, nie chciałbym go spędzić gdzie indziej […]. Tualeta moja, składająca się z flanelowej koszuli, z rypsowych portek i som­brero, kosztuje: one dollar (jeden dolar). Klimat nie wymaga tu innej. Na noc mam koc na wierzch, pod spód zaś plenty skór; sypiam przy ognisku z drzew, zgadnijcie jakich? Laurowych! Pozbyłem się nerwów, katarów i bólu zębów. Sypiam jak król. Płócienny dach nad głową uważam za zniewieściałość, potrzebny tylko w czasie pory dżdżystej. Wrzaski nocne w nocy nie budzą mnie już, chociaż cały kanion (wąwóz górski) się nimi rozlega, od grzechotników zaś, zresztą niezbyt nie­bezpiecznych, chroni doskonale włosianne lasso położone w kółko przy ognisku. Do tej pory trudy tego kozaczego życia wzmacniają mnie tylko, czy z czasem nie nastąpi reakcja i czy nie kropnę się od razu na ziemię pod ich brzemieniem – nie wiem. Ale tymczasem zdrów jestem jak byk, mocniejszy od czerwonych braci daleko – wesół i kontent. Co rano, gdy się budzę i gdy przypomnę sobie, gdzie jestem, nie mogę wstrzymać uśmiechu niekłamanego zadowolenia. Budzę się do życia z uśmiechem”.

Leo E., L 4, Listy, t. III, cz. 1, s. 452, 453.

Zamieszkanie u Chłapowskich. Sienkiewicz powraca z gór do Anaheim i po przyjeździe Chłapowskich zamieszkuje przez jakiś czas wraz z nimi. Sielanka kalifornijska rychło pęka, wedle relacji Modrzejewskiej wskutek nostalgii trapiącej „dobrowolnych wygnańców”, w rzeczywistości wskutek braku realnych podstaw. Chłapowscy tracą 15 000 dolarów, wo­bec czego „pani Helena” decyduje się wrócić na scenę i przenosi się do San Francisco. Sienkiewicz w listach do Horaina ukazuje prozaiczną stronę życia kolonii cyganów artystycznych.

Relacja Modrzejewskiej:

„Na dworcu [anaheimskim] oczekiwała nas cała nasza wychodźcza gro­madka wraz z Sienkiewiczem, który powrócił z Anaheim Landing i ukazał nam się silny, zdrowy i rumiany, tak iż mój mąż dziwił się takiej zmianie. «Za­wdzięczam to kąpielom w oceanie – odparł młody powieściopisarz – i po­wietrzu morskiemu; w żadnym zaś razie nie zawdzięczam tego próżnowaniu, bo robota idzie mi nieźle: napisałem właśnie nowe Szkice węglem, które chęt­nie Wam przeczytam przed wysłaniem ich do druku».

O  godzinie szóstej z rana przywdziewałam jedną z wzorzystych zapasek, umyślnie w tym celu przywiezionych z Europy, i udawałam się do kuchni. Trzeba było przygotować śniadanie. Pokazało się, że każdemu było potrzeba czegoś innego: jednemu kawy, drugiemu herbaty, innym szynki, jajecznicy lub winnej polewki; jużci, trudno było obejść się bez tego, gdy się chciało mieć siły na trudy pierwotnego życia. Natomiast obiady i wieczerze nie wymagały tyle zachodu, ilość zastępowała zupełnie jakość, nasi panowie powróciwszy z pola zmiatali wszystko, na nic się nie skarżąc, a choć ja i Hanusia zapobie­gliwie mozoliłyśmy się nad starannym przygotowaniem strawy, przyprawiał ją kucharz lepszy od nas obojga [!], nasz sojusznik głód. Pamiętam dobrze ten dzień, kiedy nasi pracownicy wybrali się po raz pierwszy na robotę około uprawy gruntu pod drzewa pomarańczowe. Szli z zapałem, pełni animuszu i energii, cieszyli się z góry z zetknięcia z wielką żywicielką i matką, ziemią. Oczywiście i mój piętnastoletni synek pospieszył za nimi. W południe po­wrócili, pełni wesołości i ochoty, przedrwiwając się nawzajem i omawiając najwydatniejsze sposoby uprawy gleby, podnieceni nadzieją wydobycia kroci z bujnej i żyznej kalifornijskiej ziemi. Wieczorem przyszli do domu zmęczeni, lecz z otuchą. Mój syn usiadł do fortepianu, by grać walca Chopina i prze­konać się zarazem, czy mu palce nie zgrabiały od motyki; po wieczerzy Sien­kiewicz, nie dbając o strudzenie ciała, odczytał nam jeden ze swych szkiców. Piękny to był wieczór i nawet ohydne sprzęty i kopcąca lampa nie zdołały pozbawić go – uroku. Nazajutrz nie wszyscy zerwali się na czas na śniadanie. Trzeciego dnia dotkliwe bóle krzyżów nawiedziły paru osadników, Sienkie­wicz pisać musiał pilną korespondencję do Warszawy, Paprockiego okulawił reumatyzm, że ledwie rysować zdołał karykatury, Sypniewski pielęgnować musiał chorą żonę. Po tygodniu dwóch ich tylko upierało się przy pracy: mąż mój i syn […]. Idealistom naszym brakowało metody; czasami pracowali z niesłychanym impetem, czasami nic nie robili, stosując się w tym nie do po­żądań ziemi, lecz własnych nerwów.

Sienkiewicz siadywał na progu, z łokciami na kolanach, i chwilami kąsał szczękami powietrze; pewnego wieczoru zdybaliśmy znów Paprockiego, jak płakał wsparty o drzewo; i tak spostrzegliśmy, że nas męczy tęsknota za kra­jem. Ażeby ją zmóc zmianą wrażeń przeniesiono się do Anaheim Landing, gdzie Sienkiewicz robił honory… puszczy, pokazując nam miejsca najciekaw­sze, różne swe ulubione zakątki i ścieżki, tudzież pałac, w którym mieszkał był niedawno i pisywał swe szkice”.

Modrzejewska H., Wspomnienia i wrażenia, Kraków 1957.

Relacja Sienkiewicza:

„Oto w czym rzecz: Taki tu panował chaos przy urządzeniu domu, tak były pomieszane dywany, łyżki, szklanki, suknie pani Heleny, pieluszki mło­dych Sypniewskich, portki Karola, krawaty Paprockiego, książki, ryciny, foto­grafie, bielizna, szczotki, grzebienie, pomada, że w tym chaosie i zamieszaniu zginęły mi (przekleństwo na mnie) Pańskie tygodniki i gazety […], obecnie w domu panuje już wzorowy porządek. Z Paprockim mamy osobny pokój,

przerobiony z jakiejś wozowni czy z diabła, ale ubrany, obwieszony dywana­mi, rycinami etc. W ogóle bardzo nam tu dobrze. Dziwnie się wprawdzie wy­daje widzieć np. panią Helenę, którą przywykło się widzieć królującą w kró­lestwie sztuki – natchnioną i okrytą idealnym nimbem – gotującą obecnie biwsztyki lub piorącą bieliznę, ale jak się Pan zapewne domyśla, umie to robić ze szczególniejszym wdziękiem. Wreszcie wesoła jest i kontenta – taką pracę nazywa odpoczynkiem, więcej więc nic nie trzeba.

Znam także pewnego fejletonistę, którego listy z Ameryki Unger wydaje ozdobnie, a Moskale kupują, aby je tłumaczyć, wywożącego obecnie gnój, ale to all right! Jest tu i pewien utalentowany malarz, który doi krowy i maca… niestety, tylko kury. Znam na koniec niejakiego Karola, który po całych dniach marzy tylko o tym, aby się nauczyć kapłonienia i poobrzynał wszystkim kogu­tom wszystko, co tylko się dało oberżnąć, skutkiem czego kury znienawidziły go do tego stopnia, że nie pozwalają mu przejść spokojnie nawet do wychodka. Wszystko to jest zabawne i o tyle zbawienne, że zadawalnia nas zupełnie”.

Horain J., L 9; Listy, t. I, cz. 2, s. 380, 381.

„Po staremu Paprocki siedzi od wielu tygodni w górach, nie wyrysował więc nic, reszta nie-literaci i nie-artyści. Zresztą niewiele wszyscy mamy hu­morów, więc wena nie służy”.

Horain J., L 10; Listy, t. I, cz. 2, s. 383.

1877

Szkice węglem w druku. Nowela, doznawszy pewnej ilości skreśleń, ukazuje się (8-23 I) w „Gazecie Polskiej” i wywołuje ożywioną i na­miętną polemikę.

Tekst autografu przedrukowany w D 53, s. 245-326. Skreślenia cenzuralne przedstawił A. Kotula w „Przekroju” 1952, nr 357, s. 5, 6 (z podobizną). Bibliografię polemiki, wywołanej Szkicami węgla, podano w D 60, s. 282, 283. Wypowiedzi B. Prusa dostępne obecne w jego Kronikach, Warszawa 1954, t. III, s. 43, 44, 402-407.

Wycieczka do Los Angeles i Mohave. Zapewne w lu­tym Sienkiewicz statkiem „Mohongo” odbywa przybrzeżną podróż do Los Angeles, skąd wraca bezpłatnym pociągiem nowo otwartej linii kolejowej i zwiedza po drodze pustynię Mohave.

Wycieczka ta opisana w rozdz. XI Listów z podróży (drukowanych 1 X 1877 r.) z uwagą, iż przedstawia wydarzenia, od których „upłynęło ze sześć miesięcy”. 

D 42, s. 113.

Koniec sielanki anaheimskiej. Ponieważ kapitały Chłapow­skiego grożą wyczerpaniem, Modrzejewska decyduje się zaradzić kłopotom, jedzie do San Francisco, poczyna brać lekcje języka angielskiego i przygoto­wuje się do wystąpienia w teatrze. Sienkiewicz postanawia porzucić Anaheim i w listach do przyjaciół snuje fantastyczne pomysły nie mniej fantastycznych podróży.

„«Gazety» już nie chcę, choć tam wychodzi podobno jakaś Barania Głowa, utwór genialny ulubionego mego autora, Litwosa. Nie chcę, raz dlatego, że nie chcę, a po wtóre, że ja wraz z moim kuferkiem o jednym uchu, z sakwoja­żem przez plecy, z baranią czapką etc., etc. prawdopodobnie zejdę na kształt słońca niedługo na firmamencie St. Franciszkańskim. Powiem Wam na ucho: farmerstwo, wywożenie gnoju, czyszczenie puzdra Dżordżowi (nasz cugowy koń), kuropatwy, zające i inne rozmaite sielankowe przyjemności, zacząwszy od wstawania (w teorii) do dnia, a skończywszy na używaniu liścia łopiano­wego tam, gdzie inni używają papieru, tak mnie już znudziły, że vomitandus sum. Może skutkiem tego i temperament mój mniej mi się wydaje teraz zgod­ny z usposobieniami innych kolonistów niż dawniej […]. Pisałem do Warsza­wy, aby mi przysłano 200 dolarów – jak mniemam – część tylko tego, com zarobił i co mi się należy. Polikwiduję rachunki i w nogi. Jeżeli tak za dwa tygodnie nie przyjdą pieniądze – napiszę do kapitana z prośbą o powyższą sumę, a jednocześnie do «Gazety» list, aby przysłali wszystko. Potem będzie, co Bóg da. W San Francisco posiedzę tak długo, jak wypadnie z rachunku, złożywszy to, co potrzeba na drogę, do banku. – Na drogę? gdzie? nie wiem korespondencje wszędzie można pisać”.

Horain J., L 11; Listy, t. I, cz. 2, s. 387.

Marzec w San Francisco. Sienkiewicz mieszka Minna Street 619, pracuje nad nowym dramatem i snuje pomysły prac dalszych, utrzyma­nych w tonie Szkiców węglem.

„Jak długo w San Francisco bawić będę – nie wiem. Nie mogłemże siedzieć całe życie w puszczy. Zabrałem się gorliwie do roboty. Resztę wspomnień leś­nych przeszlę Wam za parę dni. Potem rozmaite inne. Piszę także dramat ame­rykański z walki tutejszych partii nie dlatego, aby Wam go przesłać, ale aby go wystawić w tutejszych teatrach i jeśli się uda, zrobić grube pieniądze. Piszę go po polsku, a przetłumaczy go na angielski pani Helena, która bawi także tutaj i która po angielsku wyuczyła się już tak, że kiedy przekłada ustępy z polskie­go, nauczycielka jej nie może się wydziwić piękności języka, stylu i czystości angielszczyzny […]. Ten dramat jeśli zrobię, zrobię w dwa tygodnie. Będzie to humbug jaskrawy i do niczego. Nie spodziewam się nic po nim, ale dlaczego nie sprobować, tym bardziej, że te moje kochane U.S. pod względem literatury stoją najniżej ze wszystkich białoskórych ludzi na świecie. Ale nim to napiszę, nim wezmę tysiące tysięcy dolarów, nie chcę z głodu umrzeć ani też być w niemożności przesłania listu z braku marek pocztowych. [… ]

Prócz tego [Listów z podróży] bazgrzę tam i coś innego. Nie uwierzycie, jak mnie Wasze pochwały zachęcają. Nie jestem z tych, których pochwały psują, bo sam aż nadto zawsze wątpię o sobie. O Szkicach udawałem, żem w nie wierzył, ale w rzeczy tak nie było. Teraz, skoro istotnie się podobały, zaraz mam chęć pisać dalej coś podobnego. Ale przedtem muszę dokończyć coś innego, co jest zaczęte, porzucone, prowadzone dalej, znów porzucone i czekające końca, który nadejdzie, ale kiedy, sam nie wiem.

Czy wiecie także, jakie mam zamiary? Oto napisać szereg szkiców bar­dzo śmiałych, w których przedstawiony by był rozmaity patriotyzm naszego społeczeństwa. Banduję po prostu do tego. Nie uwierzycie, jakie szeregi safandułów, kpów, durniów typowych jak złoto przemykają mi przez wyobraź­nię, gdy o tym myślę. Co to mogłyby być za szkice! Ile jadu czuję w ustach, w piórze! Kręcę ogonem jak wyżeł, staję jak wyżeł polowy do szeregu takich patriotów. «O moje małe, bezpłciowe owady», o sesje dobrze życzących oj­czyźnie – o moi wielcy do małych interesów, o moja trzódko patriotów! jakie krwawe pogłówne z Was wybiorę, jeśli doprowadzę to do skutku! Wy wie­cie, Kochany Redaktorze, jaką obfitość wzorów mógłbym znaleźć w sferach, które sami znacie dobrze i z których podrwiwaliśmy nieraz. Fałszywy, ego­istyczny, miłujący własne ambicyjki i interesiki świat ten nigdy nie przedsta­wiał mi się tak plastycznie jak teraz, w tym otoczeniu trzeźwym, energicznym a potężnym i pełnym czynu.

Ale lękam się, że talentu mi nie starczy, że nie potrafię postaci tak odma­lować, jak je odczuwam. Po staremu wątpię o sobie! A przy tym wiele rzeczy mam innych, nie dokończonych, które by pierwej skończyć należało. Zachęć­cie mnie, jeśli więcej macie wiary w moje pióro niż ja sam. Czasem myślę także, że choć jest we mnie jakaś poetyczna nitka, przecie jednak urodziłem się na pamflecistę, i boję się, że zrobię pamflet. Sam nie wiem. Przy tym nie jestem płodny. Nie umiem się spieszyć, tak jak Kraszewski, a najczęściej my­ślę, że jestem literackim sztucznym zerem. Oto są moje kłopoty wewnętrzne, równie dolegliwe, jak pieniężne”.

Leo E., L 6; Listy, t. III, cz. 1, s. 467, 468, cytat.  Zgliński S., L. 1; Listy, t. V cz. 2, s. 584-594.

W Sebastopolu. W końcu marca, tuż przed Wielkanocą, po jakichś nieporozumieniach z Chłapowskim, zazdrosnym o żonę i o swe problematyczne zasługi literackie, Sienkiewicz wyjeżdża do osady Sebastopol i za­mieszkuje u starego kapitana Franciszka Wojciechowskiego. Do hamletyzujących listów do Horaina dodaje listy do Modrzejewskiej, prosząc o wręczenie ich „w cztery oczy”.

„Onegdaj przyjechaliśmy do Sebastopola. Pan Franciszek ma febrę bardzo silną. Woda w rezerwoarach wyschła, zresztą wietrzno, chmurno i smutno. Zebym miał talent do rysunków, wyrysowałbym Wam Sebastopol: chałup­ka – za nią suchy stawek, potem górka, potem znowu górka, potem jeszcze górka, a wszystkie łyse, porozkopywane, podrapane, świecące bezwstydnie golizną, kamieniami, rumowiskiem i żółtą trawką. Potem jeszcze dwóch ka­pitanów: jeden ciocię kocha, drugi się trzęsie, bo mu zimno […]. Oczywiście napiszę sielankę.

Powtarzam, że ja zdrów mniej więcej na ciele i umyśle, umyślnie i dobro­wolnie opuściłem dla tej sielanki San Francisco. Teraz przychodzi mi na myśl, że przez miesiąc tych rozkoszy za mało, będę siedział dwa. Zrozumiecie ła­two, że im dłużej tu posiedzę, tym San Francisco będę mniej pamiętał […]. Choćbyście mi zapłacili, nie wrócę. Człowiek na łonie natury bliżej jest Boga. A ja tak kocham naturę i sielankę! Powtarzam jeszcze raz, że mi tu jest bar­dzo dobrze. Rozwinę gorączkową działalność artystyczną i będę pisał plagiat pt. «Chwile stracone». Jest mi tu tak dobrze, że nie umiem wypowiedzieć. Osiadłbym tu nawet na zawsze, gdybym był pewny, że mam duszę […]. Pokój mojej duszy, która mi się gdzieś podziała”.

Horain J., L 13; Listy, t. I, cz. 2, s. 389; 390.

Dramat amerykański. W samotności Sebastopola Sienkiewicz pi­sze dramat, równocześnie zaś układa się z redaktorem i wydawcą, Dyniewi- czem, o jakąś książkę popularną dla emigracji, ujętą na sposób prac J. Choci­szewskiego, a więc zapewne jakiś zarys historii, obiecując sobie zarobić w ten sposób 100 dolarów. Ostatecznie po kilku tygodniach bajronizowania uspokaja się i porzuca swą samotnię.

„Głucho tu, samotnie i tęskno. Kapitan Piotrowski prawdopodobnie nie zdecyduje się osiąść tu stale. Skończy na Haywards. Być może, że na jakiś czas zamieszkamy na współkę, ale zresztą Bóg raczy wiedzieć, co się ze mną stanie. Tymczasem piszę. Zacząłem amerykański dramat. Zrobiłem już prawie cały akt, za jakie dwa tygodnie skończę go. Pani nasza obiecała przetłumaczyć go na angielski. Panna Castelhune ma poprawić […]. Co chcecie? Piszę dramat ot i wszystko. Amerykański, businessowy, krytyczno-satyryczno-uczuciowy. Będzie lichy, bo na obcym gruncie niewiele można zrobić. Zresztą osądzicie sami i naśmiejecie się z autora wszyscy do woli – jestem na to gotów […].

Dziś niedziela rano. Akt I skończony. Czytałem go kapitanowi Piotrow­skiemu. Podobał mu się. W każdym razie zrobię z tego powieść polską i wy­drukuję w «Gazecie». Powieść będzie nawet lepsza niż dramat. Mam choć tę jedną pociechę, że obietnic moich dotrzymuję. – Obiecałem pracować, więc choć myśl własna ucieka ode mnie – ściągam ją gwałtem i pracuję. Jest i bę­dzie może kilka scen niezłych między bohaterką Heleną Steven a bohaterem Simonym. Pisząc ją wyobrażam sobie, że widzę genialną grę pani Heleny, i to dodaje mi odwagi i ochoty. Gdyby ona kiedykolwiek wystąpiła w tej roli, pokryłaby swoim królewskim płaszczem nędzę autora”.

Horain J., L 14; Listy, t. I, cz. 2, s. 391-393.

Dopiero w r. 1954 odnalazł się w Oblęgorku duży fragment dramatu, obec­nie w Zakładzie im. Ossolińskich (Sg. 12 583). Jego akcja rozgrywa się wpraw­dzie w Galicji, w stosunkach polskich, ale jest to niewątpliwie przeróbka „dramatu amerykańskiego”.

Trzej przyjaciele. Pobytu w Sebastopolu zapewne dotyczy aneg­dota zapisana przez Modrzejewską:

„Do dawnego pokolenia należał również inny weteran z powstania listo­padowego, sędziwy kapitan Franciszek Wojciechowski, stary towarzysz Pio­trowskiego, znany w Kalifornii jako kapitan Francis. U niego to przemieszki­wał obecnie Sienkiewicz po swym przyjeździe z Anaheim. Ja nie znałam go bliżej, pamiętam tylko, iż był bardzo wysoki, bardzo chudy i małomówny. Opowiadał mi Sienkiewicz, jak raz w dzień słoneczny przechadzał się piasz­czystą drogą z zażywnym i barczystym kapitanem Piotrowskim i chudym jak tyka kapitanem Wojciechowskim, a idąc w środku między nimi, zobaczył na ziemi cień własny pomiędzy cieniami dwóch owych kapitanów: małą a zwinną sylwetkę pomiędzy otyłą i zamaszystą postacią Piotrowskiego a ci­chą figurą Wojciechowskiego. I ta dziwna trójca cieniów tak uderzyła jego wyobraźnię, iż mówił, że coś o tym napisze. Wówczas nie napisał. Kto wie jednak – bo dziwne bywają drogi myśli twórczej – czy wspomnienie tej trójcy cieniów nie było Sienkiewiczowi później podnietą do stworzenia niezrówna­nej trójcy epicznej: Zagłoby, Podbipięty i Wołodyjowskiego”.

Modrzejewska H., Wspomnienia i wrażenia, Kraków 1957. Hoesick F., Sienkiewicz i Wy­spiański, Warszawa 1918, s. 176, cytat.

Haywood. W kwietniu wyjazd z Sebastopola do Haywood i ukończe­nie dramatu z życia amerykańskiego.

„Malowałem Wam czarno Sebastopol, bo mi tu tęskno. W Haywards [Hay­wood], bliżej Was wszystkich, będę lepszej myśli. Z Sebastopola wyjeżdżam jutro, tj. w poniedziałek […]. Będę kończył dramat. Wczoraj napisałem miłe słowa: koniec aktu II. Jak skończę, zaraz Wam prześlę, a Wy przeczytacie Pani, bo pisząc ustawicznie ją mam na myśli. Jej grę, jej postać, jej geniusz słowem, jako autor dramatyczny uważam ją za swoje natchnienie”.

Horain J., L 16; Listy, t. I, cz. 2, s. 397, 398.

„…posyłam wam dramat skończony. Propria laus sordet, więc powiem tyl­ko, że nie jest tak zły, jakem się spodziewał. Nie brak gorzkich prawd o Ame­ryce – nie brak ruchu i akcji – mężczyźni mają pewne zarysy charakterów kobiety tylko są aniołami […]. Słowa tam są proste – mogłoby być wszystko o wiele subtelniejsze, ale starałem się nie utrudniać przekładu. Jak na Ame­rykę, dla Kalifornii i jej szlachty – może to i ujdzie, tak zresztą niewiele trzy­mam o kalifornijsko-amerykańskiej literaturze dramatycznej. Gra powinna wypełnić, czego brak, a do gry jest trochę pola”.

Horain J., L 17; Listy, t. I, cz. 2, s. 400.

Kontynuacja Listów z podróży (rozdz. X) przy pomocy informacji botanicznych, otrzymywanych od przyjaciół z San Francisco.

„…proście Bielawskiego, aby oznaczył dobrze, skąd, tj. od którego miasta zaczyna się pustynia kalifornijska […]. Jestem w trakcie opisywania jej”.

Horain J., L 20; Listy, t. I, cz. 2, s. 406.

Maripoza i awantura w San Francisco. W lipcu i sierp­niu zwiedza Sienkiewicz Maripozę, po czym na kilka tygodni osiada w San Francisco.

„Obecnie znowu bawię w San Francisco, gdzie przyjechałem umyślnie na występy pani M [odrzejewskiej] z Maripozy. Przed wyjazdem do Maripozy trafiło mi się kilka awantur. Najprzód były tu – jak i w całej Ameryce – «strajki» robotników kolejowych, którym zmniejszono płacę dzienną. Widziałem nader burzliwe meetingi, na których strzelano z rewolwerów do siebie, bito się na ce­gły, pięście i kije. Mało się nie oberwało i mnie. Potem w moich oczach jakiś Hangs, konsul Gwatemali, zabił niejakiego pana Leslie (być może, że inaczej się pisze). Należałem do liczby tych, którzy złapali za kark zabójcę i odbierali mu rewolwer. Żałowałem następnie bardzo, że nie wsadzili mnie jako świadka do kozy, bo tu świadków czasem sadzają do kozy, aby ich usunąć spod wpły­wów rodziny oskarżonego, ale za to płacą pięć dolarów dziennie (nie wiem, czy i w Kalifornii), czyli sumę, jakiej zapewne żaden literat na dzień nie zarabia.

Koniec końców nie wsadzili mnie, więc pojechałem do Maripozy. Maripoza to jeden ogromny las; w tydzień po moim przyjeździe wlazłem w gąszcz za postrzelonym sępem ze strzelbą, w której jedna lufa od śrutu była właśnie wystrzelona, a druga od kuli nie nabita, i spotkałem się nos w nos ni mniej, ni więcej, tylko z madame la Cougouar. Madame huknęła na mnie i parsknę­ła gwałtownie, ja zaś, jako nie przedstawiony, cofnąłem się z takim pośpie­chem, że przyniósłby on zaszczyt najlepiej wychowanemu dżentelmenowi. Powiadam Wam, że literalnie małom nie siadł ze strachu. Bo żebym choć miał nóż, ale i to nie! Miałem tylko strzelbę nie nabitą, to się znaczy kawał liche­go drąga. Kuguarzyca schroniła się do starej miny srebra, ja zaś do chałupy. Tam dopiero ochłonąwszy wziąłem henryrifle czternastostrzałowy, wróciłem do miny i przesiedziałem o trzydzieści kroków od otworu całą noc [… ] bez­skutecznie”.

List Litwosa z 9 IX 1877 [w:] D 42, s. 230,231.

Awanturę uliczną w San Francisco znamy również z relacji drugiego jej uczestnika, Horaina:

„We wtorek 7 sierpnia, mniej więcej o godzinie 10 przed południem, wa­łęsaliśmy się z Litwosem po wspaniałej i ludnej ulicy Montgomery. Gapiliśmy się oba: ja – jak zwykle – na pieniężne wystawy wekslarzy, Litwos na płeć piękną, gdy naraz usłyszeliśmy wystrzał pistoletowy. Zwróciliśmy się w tam­tą stronę i przedstawił się nam następny widok: Na chodniku z przeciwnej strony ujrzeliśmy dwóch pysznie ubranych dżentelmenów, z których jeden wyprężył się gwałtownie, potem przykląkł na jedno kolano, nareszcie runął na chodnik, drugi zaś z rewolwerem w ręku oddalał się nieco przyspieszo­nym krokiem. Domyślając się morderstwa, pospieszyliśmy oba ku tej scenie: ja do tarzającego się po chodniku, Litwos zaś – przynajmniej sam tak utrzy­muje – zatrzymać mordercę.

[Ranionego śmiertelnie bankiera nowojorskiego, J. Paily, wniesiono do ap­teki, gdzie przybył lekarz, sędzia śledczy i policjanci z ujętym mordercą, Le­slie Hangsem, konsulem Gwatemali].

Przyszedł za nimi i Litwos w kapeluszu, niosąc drugi kapelusz w ręku, który, jak się okazało, był mordercy. [Po doraźnym przesłuchaniu] na znak coronera otwarły się drzwi i więźnia wyprowadzono, Litwos zaś podał mu kapelusz z bardzo ceremonialnym ukłonem.

[Świadkowie zbrodni dali zobowiązanie, że przez miesiąc nie opuszczą miasta, nazajutrz zaś dowiedzieli się, że są wolni, morderca bowiem nocą popełnił w więzieniu samobójstwo]”.

Horain J., Listy z Kalifornii, XXV. „Gazeta Polska” 28 IX 1877, nr 213.

Debiut amerykański Modrzejewskiej. Przybywszy na pierwszy występ Modrzejewskiej w California Theatre 20 VIII Sienkiewicz pisze o nim entuzjastycznie w korespondencjach do „Gazety Polskiej” (19 IX i 12 X):

„Tegoż samego dnia, wezwany poprzednio listem Horaina, przybyłem z lasów Maripozy. Była godzina szósta po południu. Udałem się natychmiast do mieszkania artystki, aby osobiście dowiedzieć się, jakim sposobem cud ten przyszedł do skutku. Odpowiedziano mi, że jest w teatrze. Poszedłem do te­atru – i nie mogłem się dostać do wnętrza, więc stanąłem przed afiszem i… nie chciałem własnym oczom wierzyć […]. A jednak afisz mówił wyraźnie swymi trzyłokciowymi literami… ”

Nieznany artykuł o Polsce. Pod wpływem nagłego zaintere­sowania się Polską, wywołanego przez sukcesy Modrzejewskiej, przyjaciele artystki rozpoczynają akcję propagandową; w jej ramach Sienkiewicz pisze do któregoś z dzienników w San Francisco artykuł o Polsce, o czym z uzna­niem Modrzejewska wspomina w liście z 5 IX do przyjaciółki (Andzi, zapew­ne Wolskiej):

„Litwos napisał bardzo piękny artykuł o Polsce, który przetłumaczyłam na angielski język i będzie w tych dniach drukowany. Właściciel dziennika zażądał go z powodu moich występów”.

Artykuł Sienkiewicza Poland and Russia, ogłoszony anonimowo w „Dai­ly Evening Post” 8 września 1877 r., przełożony na angielski zapewne nie przez samą Modrzejewską, ale przez jej nauczycielkę Jo Tucholską, ogłoszony został w przekładzie polskim przez J. Krzyżanowskiego w „Wiadomościach” londyńskich 1965, nr 4, pt. Pierwszy artykuł polityczny Henryka Sienkiewi­cza, pod pseudonimem: Jacek Bukowiecki.

Wyprawa na bawoły do Wyomingu. W październiku pi­sarz na zaproszenie klubu kalifornijskiego wyrusza na kilkutygodniową uciążli­wą wyprawę myśliwską na stepy Wyomingu na jesienny ciąg bawołów. W dro­dze powrotnej zwiedza kopalnie srebra w Virginia City. Doświadczenia swe i przygody przedstawia w Szkicach amerykańskich (tj. rozdz. XII-XV Listów z podróży), napisanych w San Francisco pod koniec r. 1877, drukowanych w lutym i marcu 1878, wskutek jednak jakiegoś nieporozumienia pomieszczo­nych w dziele, do którego należą, dopiero w wydaniu zbiorowym z r. 1950.

„…długi czas spędziłem w Wyomingu na wyprawie myśliwskiej, która trwała przeszło miesiąc. Towarzystwo sportsmenów w San Francisco, złożone z bogatych ludzi, często nie wiedzących, co robić z pieniędzmi, przesła­ło mi zaproszenie do owej wyprawy wraz z biletem na podróż do lasu (!) i na powrót […]. Miała się [ona] składać z dwudziestu przeszło ludzi wraz z końmi, wozami krytymi płótnem, z zapasami żywności, amunicji i tak da­lej. Koszt jej obliczał się zapewnie na setki dolarów, ten jednak wzgląd mnie, jako zaproszonego gościa, nie dotyczył […], kupiłem więc jak najspieszniej dwie kołdry, opatrzyłem broń rdzewiejącą nad łóżkiem w mieszkaniu Horaina, nabyłem jeszcze nowy nóż, stary bowiem złamałem w Maripozie, i byłem gotów”.

D 42, s. 146, 147.

Choroba w grudniu.Listach z podróży do Ameryki z 18 XII 1877 Sienkiewicz donosi o swej chorobie i zamiarze opuszczenia Kalifornii:

„Nadspodziewanie bawię jeszcze w San Francisco, gdzie zatrzymała mnie jeszcze słabość, jakiej nabawiłem się w czasie ostatniej mojej wyprawy do Wyomingu. Wyprawy tej nie będę wam opisywał, albowiem opis jej dość ob­szerny posłałem do «Gazety Polskiej», w której będziecie mogli go czytać. Nie wspomniałem jednak o tym, że po drodze wstępowaliśmy na jeden dzień do Virginia City w Nevadzie […], chciałem zwiedzić żyły srebrne…”.

D 42, s. 207.

„Bywajcie zdrowi! Jak tylko moje zdrowie się polepszy, siadam na statek i «Hejże, sterniku!» – a potem, jeśli okręt się nie rozbije, za miesiąc lub dwa będę miał sposobność uścisnąć Wasze dłonie”.

D 42, s. 221.

Drobne utwory. Z ostatnich tygodni pobytu w Kalifornii pochodzą, prócz końcowych Listów z podróży, utwory i artykuły osnute na tematach amerykańskich, drukowane w styczniu i lutym r. 1878 (Komedia z pomyłek, Chińczycy w Kalifornii).

Sienkiewicz a „Gazeta Polska”. Ogólny dorobek Sienkie­wicza, powstały w latach 1876 i 1877, drukowany niemal wyłącznie w „Ga­zecie Polskiej”, gdzie w r. 1877 ukazały się Szkice węglem, Selim Mirza, dwie korespondencje o Modrzejewskiej, wreszcie dalszy ciąg Listów z podróży (rozdz. VIII-XI), odegrał wybitną rolę w dziejach tego pisma. Ponieważ zmie­niło ono właściciela, od Kronenberga bowiem nabyli je Leo i Bronikowski, którzy nie posiadali odpowiedniego kapitału, „Gazeta Polska” przeżywała poważny kryzys, z którego wydobyła ją w dużym stopniu współpraca z Sienkiewiczem. W ten sposób sprawę tę ujmował on sam w rok później, w liście do L. Mikulskiego, a więc człowieka zbyt dobrze zorientowanego w stosun­kach warszawskich, by Sienkiewicz mógł sobie pozwolić wobec niego na sa­mochwalstwo.

„…jeśli oni [redakcja «Gazety Polskiej»] robili dla mnie to, że przysyłali mi zawsze na żądanie pieniędzy, nie powinni jednak byli zapominać, że bez obwijania w bawełnę, przez fejletony swoje, przez listy amerykańskie, Szkice węglem etc. ja jeden, i wyraźnie ja jeden z całej redakcji, trzymałem «Gazetę» za uszy wówczas, kiedy chwiała się bardzo”.

List do L. Mikulskiego omyłkowo wydrukowany w D 56 jako list do Piltza: Piltz E., L 3; D 56, s. 39. Mikulski L., L 2; Listy, t. III, cz. 2, s. 85.

Opinia Sienkiewicza znajduje potwierdzenie w uwagach Antoniego Zale­skiego, a więc również człowieka doskonale wtajemniczonego w zakulisowe stosunki prasy warszawskiej, piszącego zaś w czasach, gdy E. Leo nadal reda­gował „Gazetę Polską”:

„Talent Sienkiewicza zaczął się w nich [felietonach] po raz pierwszy roz­wijać i powszechną na siebie zwracać uwagę, a Litwos stał się odtąd benia- minkiem «Gazety» i jej ukochanym dzieckiem. W jej łamach ukazywały się wszystkie prawie początkowe powieści i nowele Litwosa. Ona to miała szczę­ście drukować pierwsza Szkice węglem, Przez stepy, Hanię… Była to najświet­niejsza epoka «Gazety». Obok Sienkiewicza ukazywały się w fejletonie po­wieści i utwory najznakomitszych w Polsce piór, a pod względem literackim należała niewątpliwie do najlepiej i najświetniej redagowanych u nas pism”.

Baronowa X.Y.Z. [Górska J., Górski K., Koźmian St.], Towarzystwo warszawskie, Kraków 1889, t. 2, s. 120.

1878

Przed wyjazdem. Sienkiewicz spędza styczeń w San Francisco, kończąc dawniejsze prace literackie. Utwory z roku poprzedniego ukazują się w pismach warszawskich: Osady Polskie w Stanach Zjednoczonych w „Prze­glądzie Tygodniowym” (od 20 I do 4 II), Chińczycy w Kalifornii w „Gazecie Handlowej” (19-29 I), Komedia z pomyłek w „Gazecie Polskiej” (30 I-4 II), ostatnie Listy z podróży (rozdz. XII-XIV) tamże (20 II-23 III).

W Nowym Jorku. Zapożyczywszy się u kapitana Piotrowskiego, pieniądze z Warszawy bowiem nie nadchodziły, Sienkiewicz rusza szlakiem teatralnych tryumfów Modrzejewskiej, która od 22 grudnia 1877 występowała w New Yorku. Odwiedza ją w Bostonie, Pittsburgu i Nowym Jorku. Towarzystwa dotrzymuje mu „Count Bozenta” (Chłapowski był herbu Bo- dzenta) i Edmund Zbigniew Brodowski, działacz-dziennikarz polsko-amery­kański, znajomy z poprzedniego roku z San Francisco.

Horain J., L 22; Listy, t. I, cz. 2, s. 410.

Powrót do Europy (do Liverpoolu). „Z New Yorku wyjechałem, zdaje się 23 lub 24 marca na okręcie «Nevada Guyone Line». Pogoda ciągle była śliczna, więc nie chorowałem”.

Horain J., L 22; Listy, t. I, cz. 2, s. 410.

W Londynie. W pierwszych dniach kwietnia Sienkiewicz przybywa do Londynu, mieszka w „Golden Cross Family Hotel” na Charing Cross, po­szukuje Sygurda Wiśniowskiego i postanawia osiąść w Paryżu do czasu wy­jaśnienia się sytuacji politycznej, która w związku z wojną rosyjsko-turecką grozi mu przymusową służbą w armii carskiej.

„…otóż jestem w Londynie, a jutro lub pojutrze wyjeżdżam do Paryża. Jak długo w Paryżu zabawię – nie wiem, będzie to zależeć od wiadomości, jakie z kraju odbiorę. Teraz pono wracać do miłej ojczyzny niezbyt bezpiecz­nie, bo wojna wisi na włosku i kto żyje w Polsce, musi brać karabin i «służit’ po wojennoj czasti», do czego – Bóg widzi – nie mam najmniejszej ochoty […]. W Londynie jestem od dwóch dni”.

Horain J., L 22; Listy, t. I, cz. 2, s. 410.

Rok we Francji. Od 4 IV rozpoczyna się roczny pobyt pisarza we Francji. Sienkiewicz nawiązuje stosunki z przedstawicielami kolonii pol­skiej w Paryżu oraz z mnóstwem przyjezdnych, których ściągnęła wystawa. Należą do nich dziennikarze, jak Sygurd Wiśniowski, Jan Finkelhaus, Da­niel Zgliński, Wacław Szymanowski, artyści, jak Józef Chełmoński i Antoni Piotrowski, nadto syn emigranta Cyprian Godebski, w świecie tym wreszcie pewną rolę odgrywa docent politechniki lwowskiej, rychło głośny przemysło­wiec francuski, Bruno Abakanowicz. Po wyjeździe Wiśniowskiego do Ame­ryki Sienkiewicz zajmuje jego miejsce jako korespondent z wystawy piszący sprawozdania dla „Gazety Polskiej” (Listy Litwosa z „Wystawy paryskiej”, drukowane w maju i czerwcu). Brak specjalistów w tej dziedzinie sprawia, iż do Sienkiewicza zwraca się za pośrednictwem L. Mikulskiego Erazm Piltz, re­daktor „Nowin”, z prośbą o współpracę. Sienkiewicz propozycję przyjmuje, ustalając stosunkowo wysokie honorarium (po 10 gr. = 5 kopiejek od wier­sza) i zobowiązuje się przesyłać co tygodnia felietony w granicach od 200 do 500 wierszy. Równocześnie, w związku z ochłodzeniem stosunków z E. Leem, zastanawia się, czyby nie wejść do redakcji „Nowin”, których radykalno-postępowy kierunek odpowiada mu całkowicie. Począwszy od 12 maja pisuje do tego dziennika korespondencje, tj. Listy z Paryża i sprawozdania z „Kon­gresu międzynarodowego literackiego” (11 VII) oraz z „Wystawy antropolo­gicznej” (13 VIII). „…w połowie r. 1878 […] pismo dodatkowe niedzielne «Nowiny» prze­mienionym zostało na codzienne w rzeczywistym znaczeniu tego słowa […]. W prospekcie tak zmienionego dziennika zapowiedziano trzymanie się zasad «postępu naukowego», tj. uznawano za prawdę to tylko, co przez umiejętne badanie stwierdzonym zostało, dla hipotez zaś naukowych domagano się zu­pełnej swobody dyskusji”.

Chmielowski P, Zarys najnowszej literatury polskiej, Kraków 1898, s. 143.  Zgliński D., L 2; Listy, t. V cz. 2, s. 595, 596.

Sam Sienkiewicz na propozycję współpracy odpowiada tak oto:

„Co do projektu pisma – ten przemawia mi do duszy i serca. Czy do ko­mitetu red. wstąpię, nie mogę Wam odpowiedzieć przed porozumieniem się i ułożeniem w prawo lub lewo moich stosunków z Leem – w każdym jednak czuję do głębi wątroby potrzebę takiego organu, czuję potrzebę bicia drągiem po łbie, bez litości, wstecznictwa – i pomoc moją zapewniam […]. Powta­rzam, że pismo takie postępowe, antyultramontańskie, trzeźwe, w Warszawie to dobrodziejstwo”.

List do Mikulskiego omyłkowo wydrukowany w D 56 jako list do Piltza: L 1 (D 56, s. 35, 36); Mikulski L., Listy, t. III, cz. 2, s. 79-86, cytat na s. 82.

Mieszkanie w Paryżu. W pierwszych miesiącach pobytu Sien­kiewicz mieszka przy rue de Provence 76, następnie: Rue Joubert 7.

Piltz E., L 1; Listy, t. III, cz. 2, s. 447, 448.  Godlewski M., L 1-7; tamże, t. I, cz. 2, s. 8-24.

„W Paryżu wydaję trzy franki dziennie – z mieszkaniem. Jeść rano i o szó­stej sam sobie gotuję. Nauczyłem się tego w Ameryce, jak również i pomagać samemu sobie”.

Leo E., L 8-10; Listy, t. III, cz. 1, s. 472-485.

Powstanie noweli Przez stepy. W Paryżu powstaje nowela Przez stepy, ukończona dopiero w marcu 1879 r. Autor przeznacza ją do „Ku­riera Warszawskiego”, przyobiecał bowiem jakiś utwór jego redaktorowi W. Szymanowskiemu, później zamierza ją drukować w „Nowinach”, ostatecznie jednak, po wygładzeniu się nieporozumień, ogłasza ją w r. 1879 w „Ga­zecie Polskiej”. „Powiastkę pt. Opowiadania kapitana Korwina prawie już ukończyłem. Właściwie mówiąc, chodzi tylko o przerobienie początku i przepisanie. Za tydzień lub dziesięć dni będzie gotowa – i wówczas natychmiast Wam ją prześlę. Prawdę rzekłszy, zamówił ją u mnie Szymanowski i chciałem ją też pierwiastkowo zrobić tylko dla pieniędzy, ale ponieważ dosyć się udała i przy tym chciałbym czynniejszy niż dotąd wziąć udział w Waszym piśmie [„Nowinach”], więc ją dla Was przeznaczam – Szymanowskiemu zaś odpiszę, że mając u Was długi, musiałem się wypłacić. Co zaś do zapłaty, trzymam się naszej umowy, proszę Was tylko nadzwyczaj usilnie, abyście zechcieli przysłać 150 rubli bez żadnej zwłoki, pod adresem: Cyprian Godebski, Paris, Rue de Procession 48”.

Mikulski L. [omyłkowo Piltz], L 2 (18 IX); Listy, t. III, cz. 2, s. 84.

Nieporozumienia z Leem. Wskutek okoliczności dotąd bliżej nieznanych dochodzi do ostrej wymiany listów między Sienkiewiczem a re­daktorem „Gazety Polskiej”. Jedną z przyczyn zadrażnienia było stanowisko Lea w sprawie dramatu Na jedną kartę, wysłanego mu jeszcze z Ameryki z prośbą o przesłanie go na konkurs. Dramat nagrody nie otrzymał, za co roz­żalony autor odpowiedzialnością obarczał Lea. Do tego dołączyła się sprawa felietonu Nad morzem, napisanego w Grand-Camp w Normandii, gdzie Sien­kiewicz bawił we wrześniu, mieszkając w „Hôtel de Croix Blanche”. Sytuację przedstawia list wyżej cytowany do Mikulskiego:

„…kasa moja wyczerpana, a do Paryża przyjadę o kilku frankach. Położeniu temu […] winien jest Leo. Posłałem mu z Grand-Camp obszerny list Znad mo­rza, o którym jako o części szeregu wspominałem Wam w liście poprzednim. Otóż Leo drukować go ku wielkiemu memu zdziwieniu, jako radykalnie anty- religijnego, ultraateistycznego etc., nie chciał. Wówczas napisałem, żeby mi go odesłał, ponieważ pragnąłem, przerobiwszy go trochę, a raczej napisawszy jesz­cze śmielej, posłać go Wam jako początek serii. Otóż Leo nie chciał wprawdzie drukować, ale również nie chciał, żeby go drukowało inne pismo – i ani słowem mi na to nie odpowiedział, ja zaś zwłóczyłem pisanie następnych aż do odebra­nia i przerobienia pierwszego. […] Po przybyciu do Paryża zażądam jeszcze raz stanowczo odesłania, gdy zaś to nie pomoże, napiszę drugi raz i przeszlę Wam. Póki jednak albo nie pogodzimy się z Leem, albo też stanowcze zerwanie nie nastąpi, nie chcę, abyście robili z tej sprawy jaki publiczny użytek”.

Mikulski L., L. 2; Listy, t. III, cz. 2, s. 84, 85.

Nieco wcześniej Sienkiewicz wysłał ów list do Lea, domagający się zwrotu obydwu utworów.

„Zechciejcie łaskawie odesłać moją korespondencję wraz z dramatem (Na przebój), o który nie wiem już, ile razy prosiłem… Co do korespondencji, pisaliście mi w pierwszym liście, że chodzi tylko o  zakończenie, w drugim, że cała nudna i do druku nieprzydatna. De gustibus non est disputandum! Nie przypuszczajcie znowu, abym się miał narzucać. Zobaczymy jednak, czy ten cały szereg listów tak mało dotrzyma […] Być może także, że moje przekonania nie idą już ręka w rękę z kierunkiem i za­daniem «Gazety»: że jednak są szczęśliwi, którym w «Gazecie» wolno mieć swoje zdanie, dowodem dla mnie Listy z Galicji, które czytam w tej chwili. Nie zarzucam im nic do formy, bo są pisane dobrze, ale doskonalszej kwinte­sencji klerykalizmu, nepotyzmu, stańczykostwa, uwielbienia dla rozmaitych «dostojnych hrabiów» etc. nie spotkałem dawno. Mogłaby je drukować zu­pełnie zgodnie ze swym duchem «Kronika Rodzinna», a drukowała «Gazeta Polska». Ale widocznie, co wolno niepodpisanemu Koźmianowi, nie wolno podpisanemu nawet Litwosowi. Przykro mi tylko, że wobec tego nowego wiatru redakcyjnego, wiejącego mi w oczy, i wobec tego «pożałowania w se- natory» nie wiem, co i jak pisać dla «Gazety», nie wiem, czego chcecie, co się Wam podoba, nie widzę podstaw, według których sądzicie. Tracę zaufanie do siebie, czy potrafię Wam dogodzić, a jednocześnie przypominają mi się czasy Sikorskiego, któremu moje odcinki nie podobały się właśnie zawsze wówczas, gdy ja uważałem je za lepsze, i który zamiast myśli i uczuć póty wo­łał o fakta, póki mnie faktycznie nie wyrzucił z dziennika. O  drukowanie tej korespondencji mi nie idzie i wprost sprzeciwiam się temu bezwarunkowo – idzie mi tylko o to, że literalnie wytrącacie mi pióro z ręki – i że po prostu boję się pisać dla Was, bom stracił klucz do Waszych sądów, a przy tym upokarzałoby mnie być albo odrzucanym, albo przyjmo­wanym ze względu na przeszłość”.

Leo E., L 9 (Grand-Camp, 24 VIII); Listy, t. III, cz. 1, s. 477, 478.

W dwa tygodnie po tym liście, jak widać z następnego, z datą: Paryż 10 IX, Sienkiewicz otrzymał obydwa rękopisy. Ostatecznie zapewne dzięki pojed­nawczemu stanowisku Lea, a może wskutek zobowiązań finansowych Sien­kiewicza wobec „Gazety Polskiej” pod koniec roku doszło do zgody, tak że w rok później, powróciwszy do Warszawy, autor opowiadania Przez stepy po­wrócił do swej dawnej pracy redakcyjnej.

Leo E., L 10; Listy, t. III, cz. 1, s. 481.

Spotkanie z Asnykiem. W Grand-Camp Sienkiewicz spotyka starszego od siebie poetę, którego poznał już niegdyś na wywczasach w Szczaw­nicy (w r. 1869). Powróciwszy do Warszawy, swe Mieszaniny literacko-artystyczne rozpoczyna od wspomnienia o rozmowach z nim w Normandii.

„Co do Asnyka – jest on istotnie taki jak jego utwory; niechże mi więc będzie wolno parę słów mu poświęcić. Włócząc się po świecie, zetknąłem się z nim zaprzeszłego [!] lata. Siedzieliśmy obaj na brzegu morskim, w zapadłym kącie normandzkim, zwanym Grand-Camp. Jest to niby miejsce kąpielowe, ale ci­che, mało znane, mało uczęszczane, po prostu wioska rybacka na piaszczystym brzegu, otulona w drzewa i mgły: miejsce nudne! Przyjeżdżają tu mieszczanie z Bayeux dla kąpieli i jacyś rzekomi artyści z Caen dla zdejmowania widoków morskich, które zresztą zdejmują sposobem fotograficznym, mianowicie sia­dając nieostrożnie w białym ubraniu na miejscach wilgotnych. Nie ma tam nic innego do roboty, tylko chodzić po brzegu; chodziliśmy więc z Asnykiem nieraz do późnej nocy. Miało to swój urok. W miesiącach letnich noc zaczyna się zwykle pogodna i widna, ale już koło dziesiątej mgły zaczynają powstawać z wody. Po osadach zapalają latarnie dla opóźnionych rybaków. O jedenastej widzi się zarysy masztów i czarne sylwetki statków topnieją i topnieją coraz bardziej, światła w latarniach bledną, tuman z morza wznosi się coraz wyżej i stopniowo zakrywa księżyc i gwiazdy; wszystko zlewa się, łączy, mąci; mgła staje się coraz gęstsza, a wreszcie oko nie przebija już tej gęstej, wilgotnej opo­ny, wśród której płucom ciężko oddychać, a najbliżej nawet stojące postacie ludzkie mają niepewny kształt cieniów. Morza wcale nie widać, słychać tylko jego szum i jakby tajemnicze jakieś wołanie z przestrzeni i ciemności. Zdaje się wówczas, że to nieskończoność tak woła. Noce podobne rozmarzają i usposa­biają do szczerych rozmów prowadzonych cichym głosem. Człowiek wówczas chętnie wypowiada, co myśli o naturze, życiu i jego zagadkach.

W takich rozmowach poznałem bliżej Asnyka. Jest to dusza nieco po­sępna, owiana jakby mgłą melancholii i głęboko uczuciowa. Usposobienia takie lubią zamykać się w sobie, czego przyczyną bywa wielka wrażliwość, jak w kwiatach mimozy. Z tego źródła płynie czysto już estetyczna zdolność do odbijania najsubtelniejszych uczuć, najlżejszych odcieni między pięknem i brzydotą, słowem, wykwintność myśli, która też stanowi jedną z cech po­ety. Utwory jego misternością formy przypominają dzieła Benvenuta Cellini. Słowa tak są wyrzeźbione starannie, że nic nie ma w nich nieobrobionego, szorstkiego, rzuconego w masach, nic nie wyskakuje chropowato. Nawet gdy poeta mówi o miłości, miłość lubo idzie z głębin, jest raczej głęboką tęsknotą, serdecznym a smętnym wołaniem duszy na duszę niż huczącym płomieniem nawet ironia jest więcej żalem niż zgrzytem… Dla wykończenia portretu dodam, że Asnyk jest i człowiekiem, i poetą wielkiej prostoty. Na pozór trudno to pogodzić z wykwintnością, ale w grun­cie rzeczy jedno drugiego wcale nie wyłącza”.

D 50, s. 6-9.

Pomysły zajęć zarobkowych. Trudności materialne, z któ­rymi Sienkiewicz musiał się borykać w czasach paryskich, sprawiają, iż nosił się on z zamiarami zarobkowania czy to we Francji, czy nawet w Turcji. W li­stach do M. Godlewskiego przewijają się tedy raz po raz wzmianki o pracy nauczycielskiej, czy raczej guwernerskiej, w liście zaś do L. Mikulskiego jest wiadomość, iż pisarz zamierzał wybrać się na front turecki jako korespondent wojenny któregoś z dzienników paryskich: „Jeśli moje bardzo mocne wysilenia, aby wyjechać do Konstantynopola jako korespondent, przyjdą do skutku – zawiadomię Was przed wyjazdem”.

Mikulski L., L 2; Listy, t. III, cz. 2, s. 86.

Ustalenie losu siostry Heleny. Po porozumieniu się z Leem i odzyskaniu rękopisu dramatu Sienkiewicz przerabia go czy przynajmniej postanawia przerobić, zmienia tytuł z dawnego „Na przebój”, na nowy: Na jedną kartę, i przesyła M. Godlewskiemu do druku w „Niwie”. Hono­rarium przeznacza na wyposażenie najmłodszej siostry Heleny, średnia bo­wiem, Zofia, 1 V 1878 r. wyszła za mąż, przy czym pisarz ze względów i pasz­portowych, i finansowych nie mógł na ślub pojechać do Warszawy. Helena Sienkiewiczówna dzięki protekcji rodzinnej została przyjęta do kanoniczek w Warszawie, instytucji pośredniej między pensjonatem, klasztorem a przy­tuliskiem dla kobiet z arystokracji i zamożnych sfer ziemiańskich, co zapew­niało jej dobrobyt do końca życia, a nie krępowało nadmiernie, kanoniczki bowiem mogły – oprócz ksieni – wychodzić za mąż.

„Trudności, nim nią została, były dla mnie niemałe, musiałem bowiem dostarczyć pieniędzy na wyszukanie dowodów szlachectwa ośmiu rodzin w skład naszej wchodzących […]. Ale nie żałowałem na to, albowiem gdy dwie siostry moje wyszły za mąż, los tylko tej jednej leżał jeszcze na moich ramionach. Przez wejście zaś do zgromadzenia pp. kanoniczek mógł być raz na zawsze zapewniony […]. [Kanoniczka] dostaje opiekę, dobre towarzystwo, mieszkanie, pannę służącą, całkowite utrzymanie i dwa tysiące złp [= 300 ru­bli] rocznej pensji z funduszów zakonu […]. Pragnę więc przyjść jej z pomocą tym, co mi się od Ciebie za dramat należeć będzie […]. Ile mi o to chodzi, możesz osądzić stąd, że sam tu jestem prawie bez grosza i czasem obywać się muszę bez arcyważnych potrzeb do życia. Wiem, że 150 rs. na wszystko nie wystarczy, ale liczę, że meble może dostanie na wypłaty, zresztą więcej – Bóg widzi – nie mogę jej dać w tej chwili”.

Godlewski M., L 7 (Paryż, 30 XII); Listy, t. I, cz. 2, s. 22-24, cytat. Sienkiewiczówna H., tamże, t. IV, cz. 3, s. 360-454.

Nowela Jamioł. Stosunki, panujące wśród cyganerii warszawskiej na paryskim bruku, przedstawi w pamiętniku Antoni Piotrowski, znany ilu­strator (m.in. nowel Sienkiewicza oraz Ogniem i mieczem). Opowiadanie jego o powstaniu Jamioła budzi wprawdzie pewne wątpliwości, trudno bo­wiem zrozumieć, dlaczego nowela ta ukazała się w druku dopiero 1 X 1880, a nie w r. 1879, gdy Sienkiewicz ogłasza całą zawartość swej teki autorskiej, ze względu jednak na prawdziwość mnóstwa szczegółów relacja wydaje się zupełnie prawdopodobna. Jeśli więc Piotrowski zachował opowiedziane szczegóły wiernie w pamięci, ustęp o Jamiole dotyczyłby schyłku r. 1878 lub początku roku następnego:

„Wystawa paryska w r. 1878 ściągnęła z rozmaitych stron świata i wszystkich dzielnic Polski wielu Polaków. Z Ameryki przyjechał Litwos (H. Sienkiewicz) i Helena Modrzejewska; z Australii Sygurd Wiśniowski; z Warszawy – Antoni Sygietyński, Tymoteusz Adamowski i Stanisław Barcewicz. Z malarzy zjawili się Styka, Łosik i Dettloff z Nicei. Główna kwatera tej grupy mieściła się w «Café de la Régence» na placu Komedii Francuskiej. Tam to codziennie po obiedzie (nie zawsze «po») zbieraliśmy się na mazagran z koniakiem. Nastrój był wielce ożywiony. Już sama wystawa dostarczała wiele łatwego tematu do rozmowy. Prócz tego politykowano zawzięcie. Wybuchały też spory, często humorystycz­ne, nad zagadnieniem kultury towarzyskiej. Szczególnie zajadły był Sygurd Wiśniowski, który zapomnieć nie mógł o tym, że kiedyś u Duvala spostrzegł jakiegoś Polaka jedzącego ryby nożem. Sienkiewicz, który wrócił właśnie z Gór Skalistych, odpowiedział, że często podczas swych podróży widywał Anglików pożerających ryby po prostu palcami, a potem oblizujących jeszcze te palce z apetytem. Wiśniowski się zaperzył, a Sienkiewicz na to: A czym to pan spożywa ryby w towarzystwie swoich wełnistowłosych australskich dzikusów? Sienkiewicz wraz z Adamowskim mieszkali wtedy przy ulicy Joubert, prze­cznicy od Chaussée d’Antin. Jadaliśmy (nie wszyscy i nie zawsze) u Duvala na Montesquieu albo w table d’hôte przy ulicy N. D. de Victoire. Ja zajmo­wałem skromne locum na Batignolles. Schodząc co dzień bulwarami do pra­cowni, która mieściła się na ulicy Bizet, wstępowałem do pana Henryka. Pewnego razu byłem jakoś bez kapitału, co w tych czasach zdarzało się czę­sto, ale za to miałem z sobą dwa obrazki, nie większe od dzisiejszych pocztówek. Pan Henryk zapytał, czy spotkamy się dziś jak zwykle, u Duvala. – Nie­koniecznie – odparłem. – Dziś «nie odpowiadam». (Był to umówiony termin, oznaczający brak gotówki). – Ja też dziś «nie odpowiadam» – zauważył pan Henryk. – A co ma pan zamiar zrobić z obrazkami? – Chciałbym oczywiście sprzedać. – To zróbmy tak: ja wezmę obrazki, pan pójdzie malować, a o siód­mej zejdziemy się na Victoire. Przyciągając pasa malowałem cierpliwie do piątej. Dłużej nie mogłem. Lekki jak piórko, naturalnie piechotką, powędrowałem na umówione miej­sce. Choć usiłowałem iść wolno, pusty żołądek spieszył się bardzo i pomimo sprzeciwu głowy dodawał nogom nadmiernej szybkości. O  szóstej i pół byłem już w restauracji. Znajoma kelnerka przyniosła mi sztućce, serwetę, chleb, wino, spis potraw. Pan Henryk nie przychodził. Zrobiło mi się niewyraźnie, ale kości były rzucone. Z dobrą miną zamówiłem jedzenie, do czego zresztą miałem szaloną ochotę. Zjadłem obiad i wypiłem wino, a Sienkiewicza jak nie ma, tak nie ma. Ponieważ przykro siedzieć nad pustym stołem, zamówiłem żółtą chartreuse, potem – drugą… potem trzecią, dla odmiany jednak – zieloną, bo to kolor nadziei. Wtedy nareszcie wszedł pan Henryk. Miał zagadkowy wyraz twarzy. Był przy tym dziwnie chłodny. Pan po obiedzie? – pyta. – Tak, i po trzeciej chartreuse, bo przyszedłem trochę za wcześnie. – Nie odezwał się nic. Podano obiad. Zjadł, potem w mil­czeniu wypił sumiennie dwie «żółte» i jedną «zieloną». Uśmiechnął się lekko, wi­dząc moją zaciekawioną i niespokojną minę. – Co słychać? – pytam w końcu. Co prawda, to nic nie słychać, a to, co słychać, to też nieprawda – odparł. Za­palił «caporala», pociągnął raz; wyjął z kieszeni 100-frankowy banknot i położył przede mną; pociągnął znowu i położył drugi banknot, potem trzeci, czwarty, piąty, szósty… Zgłupiałem. – To za wasze obrazki – rzekł. – Jeden kupiła pani Modrzejewska, a drugi hrabina Zamoyska. Spotkałem je u Godebskich. Naturalnie pojechaliśmy zaraz omnibusem do «la Régence», gdzie zapano­wała radość z powodu, że jestem tak «odpowiedzialny» dzięki panu Henrykowi, którego ogłosiliśmy najlepszym marchand des tableaux w całym Paryżu. Zacny Ciszkiewicz aż płakał ze wzruszenia i zaprosił nas wszystkich do siebie na herbatę. …coraz więcej Polaków zjeżdżało na wystawę, a było między nimi dużo naszych znajomych. Nic więc dziwnego, że kwatera przy ulicy Joubert stała się bezpłatnym hotelem. Wkrótce i tam zabrakło miejsca do tego stopnia, że w moim mieszkaniu była rezerwa dla tych, których Joubert nie mieścił. Zdarzyło się raz, że sam Sienkiewicz nie mógł skorzystać z własnego loka­lu, bo go stamtąd wykurzyli zachwyceni wystawą i mocno «wstawieni» roda­cy. Wobec tego zamówił u mnie pół łóżka. Jakoś nie mogliśmy zasnąć, a ponieważ pan Henryk lubił słuchać ma­zurskich przyśpiewek w gwarze, zacząłem w ciemnościach pokoju wyśpie­wywać o Marysiach, Kasiach, Jasieńkach… Przypomniała mi się także pieśń śpiewana przy wiejskich pogrzebach:

 

A kiedy przyjdzie ostatnia godzina,

Uproś nam, uproś u Twojego Syna,

Niech nam da spokój, spokój pożundany,

Jezu kochany…

 

Rano pan Henryk usiadł i napisał Jamioła.

Często jedno słowo, nuta, zapach, wiatr, słońce, twarz ludzka nasuwają twórcom tematy”.

Michalska O., Jak powstał „Jamioł”, „Kurier Warszawski” 18 I 1935, nr 18.

1879

Orso i Janko Muzykant. Korzystając z posiadanego (wygasłe­go zresztą) paszportu Sienkiewicz spędza czas od stycznia do marca w Paryżu i Port Marly. Kończy tutaj korespondencje dla „Gazety Polskiej” (drukowane 2-23 I) i pisze nowele, prawdopodobnie OrsaJanka Muzykanta, drukowa­ne w połowie roku. Podtrzymuje dawne i nawiązuje nowe kontakty z krajem, przy czym najwidoczniej waha się, czy wracać do Warszawy, czy też osiąść w Galicji, i to we Lwowie, z którego demokratycznymi i postępowymi ko­łami łączą go jakieś, bliżej nie znane, nawiązane jednak za pośrednictwem Brunona Abakanowicza, stosunki. Skąpa korespondencja z r. 1879 i niewiele od niej bogatsze wzmianki w prasie nie pozwalają na wyjście poza domysły, układy jednak z Erazmem Piltzem prowadzone za pośrednictwem Leopolda Mikulskiego o objęcie redakcji „Nowin” w Warszawie z jednej strony, z dru­giej zaś współpraca z pismami lwowskimi i pomoc Abakanowicza w układach z Gebethnerem i Wolffem nadają domysłom cechę dużego prawdopodobień­stwa.
Abakanowicz Bruno, zob. jego życiorys, rozpoczynający Polski Słownik Biograficzny.  — Abakanowicz B., L 1-3; Listy, V cz. 3, s. 5-11.

Prapremiera dramatu Na jedną kartę. Teatr lwowski wystawia 14 III dramat Sienkiewicza, zapewne w jego redakcji pierwotnej:

„Ze Lwowa. W dniu 14 bm., jak nam donoszą, w tamecznym teatrze przedstawiono dramat Litwosa pod tytułem Na jedną kartę. Publiczność zgromadziła się licznie, dramat mimo niejakich usterek zyskał zupełne po­wodzenie”.

„Gazeta Polska” 17 III 1879, nr 60. — Recenzje w dziennikach lwowskich: „Gazeta Naro­dowa” 18 III 1879, nr 64; „Dziennik Polski” 16 III 1879, nr 63.

Wyjazd do Lwowa. W połowie marca Sienkiewicz ma już ustalone plany pobytu we Lwowie, jak świadczy jego korespondencja z Godlewskim i Leem.

„Za piętnaście dni będę we Lwowie. Omyliłeś się, przewidując, że Do­brzańscy nie zechcą grać sztuki, w której znaleźć mogą swoje portrety. Nie tylko będzie grana, ale Dobrzański przysłał mi mnóstwo komplimentów tak osolonych i przesadzonych, że gdybym w nie uwierzył, musiałbym się poczytywać za największego… durnia albo za Zalewskiego, co by na to samo wyszło.

We Lwowie będę miał odczyt o Stanach Zjednoczonych… ”

Godlewski M., L 8 (9 III); Listy, t. I, cz. 2, s. 25.

„Do Lwowa jadę dlatego, że tam grać będą moją sztukę, o której już «Gazeta Narodowa» pisała z wielkimi pochwałami. Jest to ten sam dramat, który leżał u Was, ale przerobiony zupełnie. — Przez Bern i Wiedeń chcę jechać dla­tego, że tą drogą musi jechać Ciszkiewicz, który w interesie mięsnym jedzie aż do Rumunii — droga więc nam wypadnie razem i taniej, a przy tym zobaczę nie znane mi okolice”.

Leo E., L 11; Listy, t. III, cz. 1, s. 486.

Pobyt we Lwowie. Przybywszy do Lwowa, gdzie przy końcu kwiet­nia mieszka w Księgarni Polskiej, pl. Halicki 14, Sienkiewicz wdaje się w ukła­dy z E. Piltzem o objęcie redakcji warszawskich „Nowin”.

„Na propozycję Piltza zgadzam się w zasadzie, chciałbym tylko porozu­mieć się z nim bliżej. Na redaktora prawdopodobnie mnie zatwierdzą — bo nie ma racji, żeby nie potwierdzili. Prócz przetrzymania paszportu nic na mnie nie ciąży. Piltz jednak powinien by się ze mną widzieć pierwej, nim mnie poda o potwierdzenie, i tym celem powinien donieść mi, gdzie będzie przebywał aż do września. Ja jadę do Krynicy i Szczawnicy, żeby coś zebrać odczytami”.

Zgliński D., L 3 (omyłkowo: Piltz E., L 4), D 56, s. 40. — Zgliński D., L 3; Listy, t. V cz. 2, s. 596.

Odczyty publiczne. 10 V w „sali radnej” Sienkiewicz ma odczyt pt. Z Nowego Jorku do Kalifornii, 15 V zaś na temat Osady polskie w Stanach Zjednoczonych Północnej Ameryki. Odczyt drugi, wygłoszony przy pustej sali, ukazał się w zeszytach lipcowym i sierpniowym „Przewodnika Naukowego i Literackiego”.

„Lwów [Sienkiewicz] pamiętał z swego pobytu w r. 1879, kiedy miał od­czyt w sali ratuszowej […], z owego odczytu zebrało się dochodu [… ] 13 zło­tych [guldenów austriackich] 17 centów”.

„Tydzień Polski” 18 V 1979, nr 16, s. 253 (Sprawozdanie z odczytu). — „Dziennik Pol­ski” 10 i 13 V 1879, nry 108 i 110 (W Zawadzki, Z Nowego Jorku do Kalifornii). — „Gazeta Lwowska” 27 V 1900. — „Słowo Polskie” 27 X 1924, nr 294 (k., H. Sienkiewicz we Lwowie). — Godlewski M., L 8; Listy, I, cz. 2, s. 25, 26. — Bełza Wł., L 1; tamże, t. I, cz. 1, s. 66, 67.

Przyjaciele literaci. W trzy lata później, w liście do Horaina, który po powrocie z Ameryki próbował osiąść we Lwowie, Sienkiewicz prze­syła ukłony dla Jana Lama, Władysława Łozińskiego i „wszystkich znajo­mych”, których poznał najwidoczniej w r. 1879.

Horain J., L 23; Listy, t. I, cz. 2, s. 413.

Wycieczka na prowincję. W archiwum Gebethnera i Wolffa istniały listy B. Abakanowicza z 1 V i 2 VI 1879 (dzisiaj zachowane w odpisie J. Birkenmajera), pozwalające domyślać się, iż pomysłowy inżynier, załatwia­jący kłopoty finansowe Sienkiewicza, sprowadził pisarza do Lwowa i krzątał się około jego interesów. W listach tych są ogólnikowe wzmianki, iż Sien­kiewicz spędził jakiś czas poza Lwowem, a mianowicie w początkach maja na Huculszczyźnie, w początkach zaś czerwca był gościem Edmunda Starzeńskiego pod Tarnopolem. Na tej wiadomości opiera się domysł, iż autor Ogniem i mieczem był w Zbarażu.

Odczyty w uzdrowiskach. Ze Lwowa Sienkiewicz udaje się na lipiec do Szczawnicy, spodziewając się pobyt w niej opłacić dochodem z odczytu, stamtąd zaś wypada na odczyt do Krynicy.

„Pan Henryk Sienkiewicz, pisarz niepospolitych zdolności, znany także na­szym czytelnikom z pięknego artykułu o polskich osadach w Ameryce, który drukujemy w «Przewodniku», udaje się tymi dniami do Szczawnicy, a następ­nie do Krynicy i w obu tych miejscowościach zamierza wystąpić z odczytami. Jesteśmy pewni, że odczyty tego utalentowanego autora, którego nadobne pióro, pełne świeżości i wdzięku, umiało już zjednać sobie zasłużony rozgłos, znajdą powodzenie, na jakie niezawodnie zasługują”.

[Łoziński Wł.], „Gazeta Lwowska” 22 VII 1879, nr 167. — „Tydzień Polski” 27 VII 1879, nr 26, s. 410.

Sam Sienkiewicz o pierwszym odczycie, który odbył się 2 VIII, donosił w kryptonimowej korespondencji do „Gazety Polskiej”:

„Odbył się tu odczyt p. Henryka Sienkiewicza o koloniach polskich w Sta­nach Zjednoczonych Północnej Ameryki i koncert deklamacyjno-wokalny panów Stromfelda i Chodakowskiego z Warszawy. Oba te wieczory ściągnęły dość liczną publiczność. Teatr za to, mimo wszelkich rozpaczliwych usiłowań dyrekcji, bankrutuje”.

Odczyt w Krynicy odbył się 15 VIII.

Sienkiewicz H., Z Szczawnicy, D 44, s. 160. — X, Z Krynicy, „Czas” 4 X 1879. — Łoziński Wł., L 1; Listy, t. III, cz. 2, s. 14-16.

Życie literackie Szczawnicy. Podczas pobytu w uzdrowi­sku Sienkiewicz nawiązuje stosunki z krakowskim światem literackim i na­ukowym, m.in. wtedy zapewne poznaje Stanisława Tarnowskiego. Wskazuje na to urywek z przytoczonego poprzednio listu do „Gazety Lwowskiej”:

„Sezon jest jeszcze w całej pełni. Największego zastępu gości dostarczy­ło, jak zwykle, Królestwo. Zakordonowi bracia potrzebują latem koniecznie odetchnąć swobodnie nie tylko świeżym powietrzem, ale odetchnąć w naj­szerszym znaczeniu tego słowa. […]. Wiele osób umyślnie zwleka z wyjaz­dem, by za powrotem trafić na obchód jubileuszu Kraszewskiego. Gorąca chęć ta powinna by znaleźć uwzględnienie w Krakowie. Tymczasem w samej Szczawnicy odbyła się narada nad jubileuszem u prof. Tarnowskiego, bawią­cego tu od kilku dni. Prócz literatów brali w niej udział i profesorowie wyż­szych zakładów naukowych w Galicji, którzy zjechali się tego roku bardzo licznie, a którzy równie dzielnymi okazali się na wycieczkach i przy boku płci pięknej, jak na katedrach”.

Sienkiewicz H., Listy z podróży i wycieczek, D 44, s. 161; Sienkiewicz H., Z Szczawnicy.

Układy o wydanie Pism. Sienkiewicz, który już przed wyjaz­dem do Ameryki czy też w czasie pobytu w Kalifornii prowadził jakieś układy z firmą Gebethnera i Wolffa w Warszawie o wydanie zbiorowe swych utwo­rów, zwraca się do niej ze Szczawnicy za pośrednictwem Edwarda Leo. Na­wiązane rokowania ukończył podwójny skutek, tom I bowiem Pism ukazał się w kilka miesięcy później, równocześnie zaś otrzymane honorarium zapewniło gołemu pisarzowi pewną swobodę ruchu, tj. pozostanie poza granicami Kró­lestwa Polskiego i zwiedzenie Włoch. Sprawy te roztrząsa list do „redaktora”, najwidoczniej E. Leo, przekazany przez niego Gebethnerowi, w którego ar­chiwum istniał do r. 1944. „Jeszcze o sprawie z Wolffem. W liście do Aba­kanowicza Wolff robi projekt wydawnictw moich powieści i pyta, co o tym sądzę — a zarazem, czy zgadzam się na włączenie do nich Janka Muzykanta. Otóż moje zdanie w tym względzie jest następujące:

Tom I:

Hania

Stary sługa

Szkice węglem

Janko Muzykant

Tom II:

Listy z podróży

Zaś z Przez stepy mógłby zrobić ozdobne noworoczne wydanie z ilustra­cjami, które by się niezawodnie dobrze rozeszło, albowiem rzecz, o ile słyszę że wszystkich stron, ogólnie się podobała, a ponieważ składa się z ciągłych obrazów, nadaje się więc z natury swej par excellence do ilustracji […].

Dwa pierwsze, według mego projektu, były bardzo spore. Ze wszystkiego zaś, com napisał, byłby opuszczony tylko Mirza Selim. Według mnie jednak nic to nie szkodzi, bo Mirza Selim jest rzecz słaba i popsułaby tylko całość, zatem lepiej ją opuścić. Co zaś do Komedii z pomyłek, Orsa itp. drobnych rzeczy, lepiej by było, by Wolff poczekał, aż się takich drobiazgów więcej zbierze, i wydał tom osobny. Komedia z pomyłek już jest jego, zaś Orsa i inne drobne rzeczy, które napiszę, odstąpiłbym bez żadnych wymagań za opusz­czenie Mirzy Selima.

W liście do Abakanowicza, o którym wspomniałem i który czytałem, pi­sał Wolff, że świeżo wypłacił 100 rs za Listy z podróży. Otóż prosiłem Was, byście te pieniądze zaraz wysłali, bom wyjeżdżał literalnie z kilkunastu tylko reńskimi do Szczawnicy. Dotychczas jednak nic nie ma, a kasa moja dziś (Po­niedziałek [= 29 VII]) składa się z 70 centów, odczyt zaś prawdopodobnie dopiero koło soboty przyjdzie do skutku i nie wiadomo, ile przyniesie, tym bardziej że sali nie ma.

Nie gniewajcie się, że dałem JankaOrsa «Kurierowi», ale Szymanow­ski prosił mnie jeszcze w Paryżu, by mu coś napisać. Zresztą są to rzeczy mniejsze. Napiszcie mi choć słowo, i to jak najprędzej, czy wysłaliście owe Wolffowe 100 rs, bo mnie te ciągłe walki o byt gnębią niewypowiedzianie. Być może, że wkrótce nadeślę Wam coś większego, a dawno bym już pisał dalszy ciąg szkiców, żebym miał choć trochę wewnętrznego i zewnętrznego spokoju”.

Leo E., L 13; Listy, t. III, cz. 1, s. 491-493.

Współpraca z „Tygodniem”. „Tydzień” lwowski i jego następ­ca, „Tydzień Polski” upowszechniają nazwisko i twórczość Sienkiewicza w ów­czesnej Galicji. Tutaj to ukazuje się pierwsza obszerniejsza charakterystyka jego dorobku, tutaj też przedruki jego utworów, znanych dotąd jedynie czytelnikom prasy warszawskiej. (Hania, Przez stepy, Z niedawnej przeszłości, Szkice węglem, Komedia z pomyłek).

Mikulski L., L 2; Listy, t. III, cz. 2, s. 84-86.

Wyjazd do Włoch. Po wygłoszeniu odczytu w Krynicy, za otrzy­mane honoraria i zapewne zaliczkę na Pisma młody pisarz wyjeżdża do Włoch i czas jakiś przebywa w Wenecji.

Godlewski M., L 10; Listy, t. I, cz. 2, s. 28-31.

Znajomości i prace weneckie. W Wenecji pisarz wchodzi w zażyłe stosunki z Marią i Jadwigą Szetkiewicz oraz ich przyjaciółką, Ma­rią Sobotkiewicz, które ok. 15 IX wracają do kraju. Maria Szetkiewiczówna to przyszła żona Sienkiewicza, siostra jej, Jadwiga, w przyszłości Edwardowa Janczewska, to na całe życie wierna jego przyjaciółka, powierniczka i dorad­czyni, „Mara” Sobotkiewicz wreszcie, późniejsza Bronisławowa Dembowska, przez wiele lat będzie należeć do grona bliskich przyjaciół pisarza.

Listy do obydwu sióstr, pierwszy z 15, drugi z 21 IX rozpoczynają kore­spondencję Sienkiewicza z Janczewską. Drugi, z oznaczeniem miejsca „Vene­zia la Bella i la Nudna”, zawiera relację o pracy literackiej.

„Co do mnie, napisałem milion listów na wszystkie strony i […] niech Pa­nie zgadną, co? […] Oto: korespondencję z Wenecji.

Nie tylko napisałem, ale posłałem w dwóch egzemplarzach «Gazecie Polskiej» i «Lwowskiej». Nigdy podobnie ohydna proza nie wyszła jeszcze spod mego pióra; nigdy nie napisałem nic równie nudnego, nieznośnego i banal­nego. Jako styl kwalifikuje się do wypisów na klasę II. Pocieszam się tylko nadzieją, że albo «Gazeta» nie zechce wydrukować tego listu, albo jeśli wy­drukuje, to prześliźnie się on niepostrzeżenie i nie obudzi tak namiętnych rozpraw jak traktat O związku hanzeatyckim.

Jednakże napisałem, a teraz kolej na Panią, Panno Mario. Trzeba umowy dotrzymać: słowo się rzekło. Ja wychyliłem ten kielich goryczy do dna.

Teraz piszę powiastkę Z pamiętnika korepetytora. Niechże Panie patrzą: i ja zaczynam mówić o pedagogii. «Zaprawdę, wielu dziś jest ludzi opętanych przez aniołów» (Anhelli).

Do tej powiastki przywiązuję pewną wartość i prawie z zamiłowaniem po­suwam każdego wieczora owo opowiadanie przepełnione smutkiem. Rzecz to będzie bardzo tendencyjna, na dzisiejszych stosunkach szkolnych oparta, na rozpaczliwym położeniu dzieci. Może się uda i pod względem artystycznym. Wyjdzie w «Gazecie Polskiej», jeśli zaś tam nie puści cenzura, to w «Niwie». Pisałem już o tym do Mścisława.

Będę się starał skończyć przed przyjazdem, może bardzo wkrótce.

Mam stałe postanowienie powrócić do Warszawy, zamknąć księgę tułactwa, a otworzyć nową. Co w tej nowej znajdę, czas pokaże”.

Janczewska J., L 2; Listy, t. II, cz. 1, s. 120-122. — Sienkiewiczowa M. z Szetkiewiczów, L 2; tamże, t. IV, cz. 1, s. 41-50.

Pomysł współpracy z „Gazetą Lwowską”. W liście do redaktora „urzędówki” lwowskiej Sienkiewicz proponuje artykuły poli­tyczne, o których nie wiemy, czy doszły do skutku, a przynajmniej odpoznać ich dotąd nie zdołano.

„Posyłam Szanownemu Panu list z Wenecji… Z końcem października wra­cam do Warszawy na stałe i najchętniej podejmę się być korespondentem «Gazety Lwowskiej» z Królestwa i Rosji, jeśli Szanowny Pan na to się zgadza. Zdaje mi się, że się z tej misji potrafię wywiązać lepiej niż dotychczasowi sprawoz­dawcy. Upraszam tylko o napisanie mi do Rzymu, jak częste mają być kore­spondencje, jak długie, słowem: o danie mi najszczegółowszych instrukcji”.

Łoziński Wł., L 2; Listy, t. III, cz. 2, s. 16-18.

W Rzymie. W październiku powstaje korespondencja, drukowana w „Gazecie Lwowskiej” jako Z wrażeń rzymskich, w „Gazecie Polskiej” zaś jako List z Rzymu. Po ukończeniu Z pamiętnika korepetytora Sienkiewicz rozpoczyna Za chlebem z zamiarem przeznaczenia tej noweli na odczyty w Warszawie.

3 X przesyła do „Gazety Lwowskiej” nowelę Z pamiętnika korepetyto­ra, podpisaną kryptonimem „XXX”, drukowaną 14-16 X, odnalezioną zaś w tym dzienniku dopiero w pół wieku później.

„Przesyłam Szan. Panu powiastkę pt. Z pamiętnika korepetytora. Jest to rzecz oparta na dzisiejszych stosunkach szkolnych w Królestwie, istotnie okropnych. Z drukiem zechciej się Sz. Pan wstrzymać, dopóki «Gazeta Polska» nie zacznie, a to dlatego, że jeśli powiastki w Warszawie cenzura zupełnie nie puści, to we Lwowie lepiej będzie nie podpisywać jej: ani Henryk Sienkie­wicz, ani Litwos, ale po prostu jakimikolwiek literami. Chodzi mi o to, żeby mi nie odmówiono w Warszawie pozwolenia na odczyty […].

W Warszawie będę zapewne z końcem tego miesiąca albo nawet wcze­śniej, to jest, jak tylko Leo wyrobi mi nowy paszport”.

Łoziński Wł., L 3; Listy, t. III, cz. 2, s. 18. — Bostel F., Z twórczości H. Sienkiewicza, „Sło­wo Polskie” 27 X 1924, nr 294.

Powrót do Warszawy. W dn. 7 listopada, po czteroletniej blisko podróży, Sienkiewicz przyjeżdża do Warszawy.

„Litwos (Henryk Sienkiewicz) w tym tygodniu powróci do Warszawy. Za­mierza wkrótce po powrocie mieć odczyt najnowszej pracy swej pt. «Rodzina chłopska za oceanem» [= Za chlebem]”.

„Gazeta Polska” 19 X 1879, nr 243. List nie drukowany E. Lubowskiego do E. Orzeszko­wej z 8 XI 1879 (data powrotu).

Gabinet Sienkiewicza w Warszawie wycinek z czasopisma

Gabinet Sienkiewicza w Warszawie wycinek z czasopisma

Początek Pism. 7 X wychodzi z druku tom I Pism w wydaniu Gebe­thnera i Wolffa, rozpoczynając pierwsze wydanie zbiorowe, które do r. 1920 obejmie 38 tomów.

Powrót do pracy redakcyjnej. Począwszy od 19 XI ukazu­ją się w „Gazecie Polskiej” drobne notatki, przeważnie z dziedziny literatury i sztuki, zatytułowane Wiadomości bieżące. Podpisywane pseudonimem Musagetes lub znakiem §, ciągną się one do końca r. 1881. Autorstwo ich ustalił i wydobył je z zapomnienia dopiero J. Birkenmajer.

Birkenmajer J., Musagetes i znak paragrafu, „Prosto z Mostu” 1937, nr 35.

Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela. Ponieważ, jak pisał Sienkiewicz do Łozińskiego 3 XI: „Pamiętniki korepetytora […] tu całkowicie nie przeszły” zdecydował się je przerobić i w nowej postaci wydrukował je w grudniowym zeszycie „Niwy”, w której pomieścił również pierwsze Mieszaniny literacko-artystyczne. Wspomnienia o przeróbce podał, po wydobyciu z zapomnienia niecenzuralnego pierwodruku, cioteczny siostrzeniec pisarza, I. Chrzanowski.

Łoziński Wł., L 5; Listy, t. III, cz. 2, s. 20.

„Piszący te słowa doskonale pamięta (był wówczas, w zimie roku 1879, uczniem klasy czwartej Gimnazjum V w Warszawie), jak jednego wieczoru, w domu swojej ciotki, Aleksandry z Cieciszowskich Dmochowskiej, Sien­kiewicz czytał w obecności kilku osób nowelę pt. Z pamiętnika korepetytora warszawskiego; pamięta także, jak olbrzymie wrażenie na słuchaczach (prze­ważnie młodziutkich) ta nowela wywarła, tym większe, że czytał ją sam autor, obdarzony przedziwną zdolnością modulacji swego cichego, ale donośnego i przenikającego do duszy głosu. Skończywszy czytać, Sienkiewicz odezwał się mniej więcej tak: «O tym, żebym mógł to drukować w Warszawie, mowy nie ma; będę musiał przenieść Michasia do Poznania — może się nie połapią i puszczą». I tak się stało”.

Chrzanowski I., H. Sienkiewicz: „Z pamiętnika korepetytora” ze wstępem […], Kraków 1926, s. 7; Studia i szkice, Kraków 1939, t. 2, s. 196.

1880

Wydanie zbiorowe Pism. Na skutek układu z roku poprzed­niego Gebethner i Wolff wydaje Pisma Sienkiewicza, obejmujące w tomach I-III dotychczasowy jego dorobek nowelistyczny (Stary sługa, Hania, Szkice węglem, Komedia z pomyłek) i Listy z podróży (rozdziały I-XI, trzy końcowe ulegają zapomnieniu), Listy z Rzymu, Wenecji i fragment Z Paryża.

— [H. Sienkiewicz], „Gazeta Polska” 7 IV 1880, nr 76 = D 51, s. 175, nr 106.

Odczyty Za chlebem. 2, 19 i 25 II Sienkiewicz na dochód Osad Rolnych (zakładu wychowawczego dla chłopców-przestępców) odczytuje w sali ratusza warszawskiego nowelę Za chlebem, drukowaną (od 24 IV do 4 VI) w „Gazecie Polskiej”, a następnie (z przeniesieniem sytuacji z Mazow­sza w Poznańskie) w „Dzienniku Poznańskim”. Komunikaty prasowe określa­ją Za chlebem jako „obrazek pełen poezji szczerej i prostej”, „nacechowany smutną prawdą”, „wygłoszony głosem sympatycznym i zajmującym bardzo”, ujęty „z wielką siłą dramatyczną, która słuchaczy głęboko wzruszyła”. Autora określa się jako „jednego z pierwszorzędnych talentów pisarskich”.

Atmosferę odczytów, które sprawiły, iż modny prelegent stal się „bohate­rem miesiąca”, zabawnie przedstawił B. Prus w kronice z 21 II: „Co p. Sienkiewicz wyrabia z piękniejszą połową Warszawy”.

Na zaproszenie Fr. Dobrowolskiego Sienkiewicz udaje się 9 kwietnia do Poznania, gdzie w dniach 14, 16 i 17 w wielkiej sali Bazaru odczytuje Za chlebem. Po uczcie pożegnalnej zwiedził w drodze powrotnej Gniezno, Inowrocław, Kórnik i Rogalin.

Redakcja czytana — jak wynika ze sprawozdań — różniła się w dwu co naj­mniej miejscach od drukowanej. Sprawozdawca „Gońca Wielkopolskiego”, nr 89, zaatakował umizgi Williama do Marysi: „Syn Polaka nie umiejący już po polsku, zbytecznie do lady [!] Marysi swe uczucia zbyt romansowe wyja­wia. Zdaje się, że prelegent zapomniał o tym, iż co dopiero Marysię wysta­wił jako wynędzniałą marę… W ogóle ustęp romansowy dowodzi artyzmu, przypominając Owidiusza (De arte amandi)”. Sienkiewicz uznał słuszność tej uwagi i dany ustęp usunął z tekstu.

Recenzent „Przeglądu Tygodniowego”, nr 10, s. 121, podał pierwotne za­kończenie noweli: „Litwos w ostatniej części swego opowiadania nagromadził masę wstrząsających nerwy epizodów, a na zakończenie sprowadził z Europy byłego admiratora Marysi… i Numa poszła za Pompiliusza”. Ze tak było istot­nie, świadczy wypowiedź Sienkiewicza. „Gdyby nie to, starałbym się wytłuma­czyć i usprawiedliwić mojego Jaśka z Lipiniec, że jeśli za swoją Marysią do Ame­ryki pojechał i wiary jej dochował — to nie w tym celu, by obrazić czyjkolwiek sceptycyzm. Nie! Obaj mieliśmy cel inny: on pojechał, bo Marysię kochał i za­pomnieć nic nie mógł — ja go tam zawiodłem, bo ona także go kochała”.

D 50, s. 51; Maciejewski J., „Za chlebem” H. Sienkiewicza, Poznań 1956. „Gazeta Polska” 4 II 1880, nr 26; 21 II 1880, nr 41; 27 II 1880, nr 46. — „Tygodnik Ilustrowany” 6 II 1880, nr 215, s. 87. — Prus B., Kroniki, Warszawa 1955, t. 4, s. 265, 266.

Odczyty o Ameryce. Według trudno uchwytnych informacyj pra­sowych, Sienkiewicz pod koniec marca wygłasza dwukrotnie odczyty o sto­sunkach amerykańskich. W Warszawie odczyt pt. Szkice amerykańskie, urzą­dzony na rzecz subiektów sklepowych, odbywa się 21 III. Zapewne ten sam odczyt powtarza się w Lublinie między 12 III a 2 IV. Honorarium prelegenta wynosi 270 rubli.

Na zaproszenie Towarzystwa Dobroczynności w Kaliszu, Sienkiewicz ma w tym mieście dwa odczyty O kraju i ludziach w Nowym Świecie w dn. 29 i 30 V. Dochód z nich wyniósł 331 rb 65 kop.

Odczyty ukazują się drukiem w warszawskiej „Gazecie Rolniczej”, nry 47-51 w listopadzie i grudniu. Zapomniane w tym piśmie, w wydaniu książkowym udostępnione są dopiero w r. 1952.

„Kurier Warszawski” 12 III 1880, nr 56 (projekt wyjazdu do Lublina). — „Biesiada Lite­racka” 2 IV 1880, nr 222, s. 219 (wiadomość o sprawozdaniu w „Gazecie Lubelskiej”; rocz­nika jej biblioteki nasze nie mają). — „Kurier Warszawski” 20 III 1880, nr 63, s. 3 (o odczycie warszawskim). — R., Sienkiewicz w Kaliszu, „Gazeta Kaliska” 1900, nr 250, s. 7. — „Rocznik Lubelskiego T [owarzyst] wa Dobroczynności” 1881, s. 10 (wśród dochodów „czwarta część” z odczytów Sienkiewicza — rb 90, kop. 40). D 54.

Współpraca w „Niwie”. W redagowanym przez siebie wraz z M. Godlewskim tygodniku Sienkiewicz drukuje kroniki tygodniowe, Mie­szaniny literacko-artystyczne (I-XII), jednoaktówkę Czyja wina? i nowelę Niewola tatarska.

Godlewski M., L 13, 14; Listy, t. I, cz. 2, s. 33-35. — Witkiewicz St., L 1, 2; Listy, t. V cz. 1, s. 220-230.

Współpraca w „Gazecie Polskiej” od 2 I do 31 XII, sta­nowiąca główne obok honorariów za Pisma źródło dochodów Sienkiewicza, wydaje wówczas kronikę kulturalną Wiadomości bieżące, sygnowaną znakiem §, oraz Jamioła, ogłoszonego pod pseudonimem Litwosa.

Orso, pierwodruk w „Kurierze Warszawskim” od 23 III, nry 65-68.

Jednoaktówka Czyja wina? złożona w Dyrekcji Teatrów War­szawskich 24 V wchodzi na stałe do repertuaru. Z jej przedstawień na scenie amatorskiej uwagę zwraca nałęczowskie, w sztuce bowiem grał Stefan Żerom­ski, na widowni zaś był Bolesław Prus.

„Gazeta Polska” 24 V 1880, nr 112 (D 51, s. 191; D 60, s. 365); nr 126. — Brandys M., Tajemnice Nałęczowa, „Świat” 16 X 1955, nr 41, s. 5.

Kłopoty przednarzeczeńskie. Sienkiewicz „stara się” o rękę Marii Szetkiewiczówny, zabiegi te jednak natrafiają na mnóstwo przeszkód. Trzydziestoczteroletni pisarz zdobywa wprawdzie wzajemność panny, rodzi­ce jej jednak mają dużo zastrzeżeń ze względu na jego reputację: człowieka o nie ustalonym zawodzie, lekkomyślnego i zadłużonego. Córkę zagrożoną gruźlicą wysyłają na kilkumiesięczną kurację do Steinerhofu w Tyrolu, gdzie towarzyszy jej Maria Sobotkiewiczówna, której listy odtwarzają słowa cho­rej przyjaciółki: „Aj, Boże, jak ja sobie pomyślę o artykułach w «Niwie», o myśli ciągłej spotykania go lub niespotykania, o półsłówkach Szczuki i nie-Szczuki, o owym ciągłym stanie napięcia nerwów, to zimno się robi i taki strach, Maro, że rady sobie dać nie mogę”. Ostatecznie w końcu roku, na list z formalnymi oświadczynami Sienkiewicza, Szetkiewiczówna wysyła mu od­powiedź na ręce swej matki, uzależniając od niej decyzję. Matka rozstrzyga sprawę na korzyść zakochanych zapewne dopiero z początkiem r. 1881.

Listy Marii Sobotkiewiczówny (3 X 1880) i Marii Szetkiewiczówny (1 XII 1880) do Wan­dy Szetkiewiczowej. — Witkiewicz St., L 13-18; Listy, t. V, cz. 2, s. 264-280.

Prace literackie w Rudzie. Sierpień i wrzesień Sienkiewicz spędza na wsi, u krewnych Dmochowskich w Rudzie na Podlasiu. Pracuje tutaj nad utworami przeznaczonymi do „Niwy”, tj. MieszaninamiNiewolą tatarską, na której wystylizowaniu staropolskim bardzo mu zależy, równocze­śnie zaś dla redakcji „Mód Paryskich” pisze nowelę W krainie złota.

„W tej chwili nie bardzo mogę pisać, bo dom tu szczupły, a prócz mnie bawią inni goście, więc prawie nie mam osobnego pokoju. Piszę w saloniku, gdzie raz wraz ktoś zagląda”.

Godlewski M., L 12 (18 VIII); Listy, t. I, cz. 2, s. 32.

„Dramatu przesłać teraz nie mogę, bo nie należąc do czwororęcznych, mogę pisać i robić co najwięcej dwie rzeczy razem, ale nie cztery. Muszę się pozbyć «Kroniki» [Niewoli tatarskiej], a II-o Ratyńskiej, wieczorami robię więc «Kronikę», a rankami dla Ratyńskiej powieść pełną awantur znad Sacra­mento. Idzie to bardzo spiesznie. Po obiedzie chodzę na polowanie. Konno nie jeżdżę, bo nie ma na czym”.

Godlewski M., L 14 (ok. 1 IX); Listy, t. I, cz. 2, s. 35.

Udział w komisji repertuarowej. Sienkiewicz wraz z Wła­dysławem Bogusławskim, Edwardem Lubowskim, Zygmuntem Sarneckim i Kazimierzem Kaszewskim wchodzi w skład Komitetu Delegowanego Te­atralnego, tj. komisji repertuarowej teatrów warszawskich.

„Gazeta Polska” 2 XI 1880, nr 244; 17 XII 1880, nr 281 — D 52, s. 39, 105.

Odczyty o naturalizmie. Sienkiewicz 2 i 9 XII wygłasza w Warszawie na dochód Towarzystwa Dobroczynności dwa odczyty o Natu­ralizmie w powieści, drukowane w „Niwie” (1881).

„Gazeta Polska” 4, 6, 10 XII 1880, nry 271, 272, 275.

Pisma t. IV. Z końcem roku ukazuje się nowy tom nowel (Przez stepy, Orso, Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela, Czyja wina?, Za chlebem).

Sienkiewicz w Czechach. Rok 1880 przynosi pierwsze sukce­sy zagraniczne Sienkiewicza, w pismach bowiem czeskich ukazują się prze­kłady jego nowel, dwukrotnie tłumaczony Janko Muzykant, Stary sługa, od tej chwili wielokrotnie powtarzany Orso, Za chlebem, Czy ci najmilszy?Z dziennika poznańskiego nauczyciela. Przekłady te pojawiają się w czoło­wych czasopismach literackich, takich jak „Maj” i „Lumir”.

Narzeczeństwo i pobyt w Meranie. Dzięki pomocy Mścisławowej Godlewskiej Sienkiewicz przełamuje trudności i zaręcza się z Marią Szetkiewiczówną. Narzeczonej, która musi wyjechać do Meranu, towarzyszy do uzdrowiska w Furstenberg, gdzie bawi przez styczeń i luty, w marcu zaś wraca do Warszawy.

Godlewski M., L 15; Listy, t. I, cz. 2, s. 36.

1881

Współpraca w „Gazecie Polskiej”. Od 5 I do 25 XI ukazu­ją się tu Wiadomości bieżące, podpisywane znakiem §, nadto z końcem wrze­śnia Szkice literackie (tj. recenzje Zarysu literatury Chmielowskiego i Pism Prusa).

Współpraca w „Niwie”. Dalszy ciąg Mieszanin literacko-artystycznych (XIV-XVIII), nadto Na jedną kartę, O naturalizmie w powieści i Latarnik.

Wypadek rzeczywisty w Latarniku. Nowelę o Skawiń­skim Sienkiewicz opatrzył przypisem: „Opowiadanie to osnute jest na wy­padku rzeczywistym, o którym w swoim czasie pisał J. Horain w jednej ze swoich korespondencji z Ameryki”. Relacja Horaina, powtórzona przez Sienkiewicza przed Latarnikiem w liście prywatnym (Dzieła, t. 42, s. 218) brzmi, jak następuje:

„Gazety nowojorskie doniosły o śmierci ziomka naszego, Siellawy, niegdyś obywatela gub. wileńskiej. Poznałem go osobiście w czasie pobytu w Nowym Jorku, przeto mogę udzielić kilku szczegółów z jego życia i jeden psycholo­giczny. Śp. Siellawa (nie wiem, jakie miał imię chrzestne) był człowiek wyso­ko ukształcony, prawy i szlachetny. Miał wszakże jedną dziwną monomanię; wszędzie, gdziekolwiek przebywał, zdawało mu się, że go szpieguje, ściga i prześladuje jeden z rządów europejskich. Stąd też nigdzie nie mógł zagrzać na długo miejsca, a nawet z nikim utrzymać trwałych stosunków przyja­znych. Zdarzało się często, że po kilka miesięcy nie pokazywał się żadnemu z ziomków i zwykle nie wiedziano, gdzie mieszka. Gnany myślą, że go ścigają i prześladują, po opuszczeniu Europy (zdaje się w r. 1848) zwiedził Przylą­dek Dobrej Nadziei, Madagaskar, Australię, Amerykę Południową, Środkową i nareszcie Stany Zjednoczone.

Powiadał mi nieraz, że za najszczęśliwsze chwile swojego życia uważa te parę lat, które przebył na międzymorzu Panama, spełniając obowiązek straż­nika latarni morskiej przed portem Colon-Aspinwall. Obowiązkiem jego było o każdej szóstej godzinie zapalać lub gasić latarnię. Mieszkał o 10 mil od brzegu, sam jeden wśród morza na samotnej skale, której przez 26 mie­sięcy nie opuszczał. Co dwa tygodnie przywożono mu żywność (niekiedy żywe ptastwo lub barana, gdyż w tym klimacie mięso świeże pół dnia nie da się przechować). Raz mu przysłano pakę z gazetami i książkami polski­mi — i to go wygnało z samotnego raju, w którym żył naj­szczęśliwszy, bez Ewy i węża, jak się sam wyrażał. W liczbie przysłanych książek była powieść Zygmunta Kaczkowskiego Murdelio. Otóż w pewien mglisty dzień Siellawa tak się zaczytał przy lampie w owej powieści, że wiecznym prawem zapomniał zapalić lampę-latarnianą. To zmyliło z drogi jakiś okręt i o mało nie stało się powodem rozbicia. Zaskarżono strażnika i Siellawa stracił miejsce. Odtąd znienawidził książki, a każdego, którego podejrzewał o złe względem siebie zamiary, nazy­wał «Murdelio». Przysłanie zaś książek przypisywał intrydze [caratu].

W Nowym Jorku pracował po aptekach. Cierpiąc bezsenność, używał morfiny czy innego jakiegoś niebezpiecznego lekarstwa i tym się podob­no otruł. Dopiero w kilka dni po jego śmierci ziomkowie dowiedzieli się o tym i pospieszyli pochować”.

Horain J., Listy z Kalifornii, XIX, „Gazeta Polska” 10 II 1877, nr 32.

Wystawienie Na jedną kartę. 24 II premiera w warszawskim teatrze „Rozmaitości”. Obsada: Książę — A. Żółkowski, Żuk — J. Królikowski, Stella — M. Deryng, Pretwicz — B. Leszczyński, Józwowicz — J. Tatarkiewicz.

Dramat, który przez lat dwadzieścia miał cieszyć się uznaniem w świecie aktorskim, gdzie chętnie grywano go na benefisy, wywołał ożywioną dyskusję.

„Jedni — w prasie stanowili oni mniejszość — z ostentacją starali się wyka­zać, że sztuka Sienkiewicza jest utworem partii, że autor wszystkie światła skupił na głowach, nad którymi unosi się świetna aureola tradycji, a wszyst­kie cienie ześrodkował w tej stronie, gdzie stoi szczupła gromadka ludzi dobijających się w społeczeństwie stanowiska dorobkiem własnej ręki lub gło­wy. Twierdzili oni dalej, że gromadka ta jest jeszcze tak słabo zorganizowana i na takie niebezpieczeństwa ze strony groźnych przeciwników narażona, iż nie wypada inteligencji przeciwko niej pociski swe kierować, ale przeciwnie, umacniać ją na duchu i do wielkich przeznaczeń słowem rozumnym a gorą­cym przygotowywać. Drudzy — stanowiący większość — nie wzięli za złe au­torowi przedstawienia ujemnego typu z łona demokracji, a w rozumieniu ca­łości sztuki objawili różne domniemania. Już to przyjmując przeciwstawienie arystokracji i demokracji, utrzymywali, że demokracja bynajmniej pokrzyw­dzona nie została; już to pomijając wszelką umyślną stronniczą tendencję, starali się oprzeć znaczenie sztuki na trafnym odmalowaniu charakterów; już to widzieli typowe upostaciowanie trzech kolejnych generacji z ostatnich lat kilkudziesięciu u nas i na wybornym uchwyceniu tych typów zasadzali donio­słość utworu (Chmielowski)”.

Kotarbiński J., Sienkiewicz jako dramaturg, „Sfinks” 1917, z. 1, s. 36-40. — Chmielowski P., Nasi powieściopisarze, Kraków 1887, t. 1, s. 580-591; H. Sienkiewicz w oświetleniu kry­tycznym, Kraków 1901, s. 40. — „Prawda” 1900, nr 45, s. 541 (powtórzenie recenzji z r. 1881, wywołane przedstawieniem w listopadzie 1900, urządzonym przez miłośników sceny na War­szawskie Towarzystwo Dobroczynności). — Witkiewicz St., L 15; Listy, t. V cz. 2, s. 273-276.

W przekładzie czeskim L. C. Frica sztukę wystawiono w Łomnicy pod Jiczinem, „Czas” 9 XI 1881.

Małżeństwo. Sienkiewicz urządza mieszkanie na Chmielnej 15 („Me­ble wszystkie przywiozę jutro. Jutro je ustawię. Potem będę miał mniej roboty. Dziś kupiłem rolety. Portiery będą na sobotę. Zresztą jestem już urządzony […]. W gniazdku będzie wcale ładnie […]. Z zapowiedziami zrobi się przez indult. Zaproszenia drukowane będą jutro już gotowe i rozesłane”), załatwia formal­ności przedślubne i 18 VIII w kościele kanoniczek w Warszawie poślubia Marię Emilię Kazimierę Szetkiewiczównę. Akt spisano w parafii św. Aleksandra.

List do narzeczonej bez daty [na 12 dni przed ślubem], Listy, t. IV, cz. 1, s. 39-72. — Kozłowski-Boleścic SA, Henryk Sienkiewicz i ród jego, Warszawa 1917, s. 26, 27. — Witkiewicz St., L 19-24; Listy, t. V, cz. 2, s. 280-294.

Żona. „Wielki wpływ na rozwój, a raczej na skondensowanie się jego ta­lentu [Sienkiewicza] miała […] żona (Maria z Szetkiewiczów). Ona go przy­kuła do miejsca, ona dała mu to szczęście, które sił przysparza, ufność w sie­bie samego budzi i możność pracy podwaja. Bez niej nie mielibyśmy może ani Ogniem i mieczem, ani Potopu, bo ich autorowi, przyzwyczajonemu dotych­czas do kilkunastu felietonowych nowelek, zabrakłoby wytrwałości do napisania obszerniejszych rozmiarów powieści. Ona przytłumiła w nim tę pesymi­styczną nutę, która dźwięczała zawsze trochę rozpaczliwie we wszystkich jego poprzednich utworach; ona rozpogodziła ten umysł, co zbyt czarno zaczął już na świat patrzeć; ona była największym jego na ziemi uczuciem, przyjaciółką, powiernicą, doradczynią, krytykiem i jedyną osobą, o której sąd i zadowo­lenie dbał istotnie. Nosił się kiedyś Sienkiewicz z myślą napisania powieści, której przeznaczał tytuł: «Kronika szczęścia». Było to wkrótce po jego ślubie. Nie trudno zgadnąć, czyjego szczęścia miała to być kronika… Przyszło ono i znikło jak cień, pozostawiając tylko po sobie rzewne zawsze wspomnienie osoby gruntownie, choć nie pretensjonalnie wykształconej, dziwnie miłej, za­cnej i dobrej, która w życiu takiego jak Henryk Sienkiewicz człowieka ode­grała ważną i zwrotniczą niemal rolę”.

Baronowa X.Y.Z. [Górska J., Górski K., Koźmian St.], Towarzystwo warszawskie, Kraków 1889, t. 2, s. 130.

Sienkiewicz H. il. do Potopu rys. J. Kossak

Sienkiewicz H. il. do Potopu rys. J. Kossak

Teść. „Kazimierz Szetkiewicz, ojciec przyszłej Sienkiewiczowej, typowy «Litwin», posiadał znaczny majątek, do 200 włók ziemi liczący, w powiecie trockim. Mówiąc nawiasem, sam las niemal stuwłókowy Hanuszyszek wart był milion rubli wedle rządowej ceny. W 1862 dziedzic hanuszyski zrezygno­wał na rozkaz Rządu Narodowego z zajmowanego stanowiska «pośrednika dla spraw włościańskich». To wystarczyło dla wywiezienia Szetkiewicza bez sądu, bez zawiadomienia rodziny, najpierw do Belebeja w gub. ufimskiej, potem do samej Ufy, gdzie na wygnaniu przebył lat kilka. Hanuszyszki zaś uległy przymusowej sprzedaży za bezcen generałowi Ołsufiefowi. Zostały Szetkiewiczom tylko rozlegle na całą Litwę koligacje […]. Pani Kazimierzowa była niemniej «szczerą Litwinką». Brat jej rodzony, Bronisław Mineyko, [… ] gospodarzył w rodzinnych Dubnikach, pięknej posiadłości, w powiecie wi­leńskim sytuowanej […].

Sienkiewicz już nie lada sławą opromieniony, zjeżdżał, bywało, latem do Dubnik — na wypoczynek. Na wieść o tym ciągnęło tam ziemiaństwo z bliższych i dalszych okolic istnym pospolitym ruszeniem i zaznawało nie­odmiennego zawodu. «Sławny pisarz» nader mało «udzielał się», prawie wcale. Albo polował, albo grał w winta tak zapamiętale, że można było wieczór jeden i drugi spędzić pod gościnnym dachem dziedzica Dubnik i słowa z ust Sienkiewicza nie usłyszeć, okrom wintowej licytacji. Niektórzy wprost obra­żali się […], a Sienkiewicz dworował sobie wykwintnie, jak zwykle, a dowcip­nie w ścisłym kółku z tej — tak zresztą naturalnej i godziwej, choć natrętnej — ciekawości ludzkiej…

Humoru miał sporo; dowcip cięty i łatwy; było w nim niemało tego, co zowią Francuzi joie de vivre, z obfitą przymieszką wrodzonej wesołości. Nie gardził — o, bynajmniej! — konceptem zawiesistym i pieprznym, oczywi­ście «pierwszej klasy», lub stylowym à la Rabelais albo à la Wacław Potocki. Dar słowa miał wybitny; głos niski, cały w półtonach misternych, zawsze jak­by zawoalowany.

Teść Sienkiewicza, przezacny i nieskończenie dobry człowiek, lecz — jak to mówią — starej daty, a niepozbawiony wielu oryginalnych właściwości, w sposobie zwłaszcza dosadnego wyrażania się, obdarzony nadto humorem, z którego aż biło staropolszczyzną arcy nawet stylową, był dla Sienkiewicza istną kopalnią nie tylko szczegółów obyczajowych, lecz zwrotów mowy, ko­ordynacji myśli, powiedzeń, wyrażań się, a nawet całych dowcipów, poprzenoszonych potem żywcem do Trylogii. Zwłaszcza imć pan Zagłoba mógłby za niejeden rys i za niejeden koncept nisko a z głęboką wdzięcznością pokłonić się grodzieńskiemu «hreczkosiejowi», do którego również staropolskie określenie: «nie bity w ciemię», pasowało, jak nie można lepiej”.

Jankowski Cz., Ze wspomnień osobistych o Sienkiewiczu, „Sfinks” 1917, t. 1, s. 51-54.

Opinie obozu postępowego o Sienkiewiczu. Na tle antagonizmów między obozem publicystów postępowych, których czołowym przedstawicielem jest redaktor „Prawdy”, Aleksander Świętochowski, a zwo­lennikami „młodego konserwatyzmu”, którego organem będzie od r. 1882 dziennik „Słowo”, Sienkiewicz, z nim właśnie związany, staje się przedmio­tem energicznych ataków, które na razie odbywają się w korespondencji pry­watnej, posługującej się chętnie pogłoskami i plotkami. Wyrazem i świadec­twem tych stosunków są przede wszystkim listy Orzeszkowej do przyjaciół-literatów, zwłaszcza z 7 VIII 1881 do T. T. Jeża, którego zasypuje „plotkami i wiadomostkami”, jak to sama określa:

„À propos Sienkiewicza, odstępstwo jego od obozu postępowego stanow­cze i jawne. Był w Krakowie, oddawał wizyty Stańczykom, którzy dawali dla niego wieczory, w Warszawie mówi głośno o tym, że jest tylko artystą, że zatem wszystkie idee i teorie naukowe i filozoficzne nic go wcale nie obchodzą. Przyjaciół dawnych unika, Humoresek z teki Worszyłły, mocno demo­kratycznych, do wydania pism swych włączyć nie pozwolił, o Szkicach węglem mówi, komu tylko może, że to grzech młodości. Bogato żeni się, salo­ny artystyczne rozrywają go pomiędzy sobą. Powiadają, ale to już niepewne, że na współkę z Wrotnowskim, pełnomocnikiem i totumfackim wielkich pa­nów, kupił od Sarneckiego «Echo», które ma być organem uznanym i jeśli trzeba będzie, subwencjonowanym klerykalno-arystokratycznych przekonań. Szkoda! Ale wobec wszystkiego, co się dzieje, trudno dziwić się, że charaktery słabe i dóbr tego świata żądne gną się i brudzą”.

Orzeszkowa E., Listy, Warszawa 1937, t. I, s. 176; Listy zebrane, wyd. E. Jankowski, t. VI, Wrocław 1967, s. 135.

Jeszcze gwałtowniej uderzyła Orzeszkowa w liście z 20 X, rozdrażniona krytycznymi uwagami Sienkiewicza o Zarysie literatury Chmielowskiego, drukowanym wśród jej wydawnictw:

„Mnie się zdaje […], że Sien[kiewicz] i nietęgi filozof z natury, i filozofię za twardą poduszkę w dzisiejszych czasach uważa. Ale w rozbiór rzeczy tych mało kto wdawać się chce i może, więc słowo jego, jako znakomitego nowe­listy, powagę ma wielką.

Powagę tę zwiększa on jeszcze manewrem bardzo zręcznym dla ogółu, dla myślących ludzi nadzwyczaj śmiesznym. Nie należy on do stronnictwa żadne­go, jak orzeł panuje nad tym padołem kędyś pod chmurami czy pod słońcem. Nie jeździ omnibusem z tłumem śmiertelników, lecz na swojej biedce, której kołami są bardzo arystokratyczne nowele. Nie po raz to pierwszy odzywa się on z tym, że umysł prawdziwie wyższy, że talent prawdziwy nie powinien służyć żadnemu stronnictwu. Przeciw służeniu za pieniądze albo [za] honor bywania na hrabiowskich wieczorach — ani słowa. Jest to rzecz podła po pro­stu”.

Autorka pamfletu, zamiast uzasadnić swe twierdzenia dowodami, odwo­łuje się do opinii literackich Sienkiewicza, mających zilustrować „zagadkę tej bezstronności”, a głoszących, że „Świętochowski jest pisarzem średniej miary [!] i że w Chmielowskim są materiały na poważnego pisarza. Prus większym pisarzem od Świętochowskiego” i wzywa Jeża, by zabrał głos w dyskusji i „siłą swą braci swych poparł”, nie pozwalając Sienkiewiczowi „urość na nie­zaprzeczalną powagę”.

Orzeszkowa E., Listy, Warszawa 1937, t. I, s. 182, 183; Listy zebrane, wyd. E. Jankowski, t. VI, Wrocław 1967, s. 139.

Ofiarą zacietrzewienia, wymierzonego przeciw pisarzowi, a godzącego w człowieka, padł przy tej sposobności Latarnik. W liście Orzeszkowej z 17 XII znajduje się o nim taka uwaga:

„Czy czytał Pan ostatnią nowelę Litwosa w «Niwie»: Latarnik? Ładna jesz­cze, ale już trochę słaba. Myślę, że wielki talent ten nie ma długiego życia przed sobą. Brak mu gruntu, z którego by mógł długo soki pożywne czerpać. Zdaje mi się, że nadchodzi czas, w którym bez umysłowych podstaw natury pewnej i pewnych przymiotów charakteru absolutnie niepodobna będzie być dobrym pisarzem”.

Orzeszkowa E., Listy, Warszawa 1937, t. I, s. 189; Listy zebrane, wyd. E. Jankowski, t. VI, Wrocław 1967, s. 143.

Zapytany, nie wiedząc oczywiście, iż modelem noweli był Siellawa, a nie Skawiński, odpowiedział, co następuje:

„O Latarniku myślę to samo, co Pani. Złe on na mnie sprawił wrażenie z powodu, że autor dał bohaterowi nazwisko prawdziwe, a jam bohatera tego znał osobiście. Był to samochwalca, kłamca, karciarz i pijak. Miałem go we wspomnieniach przed oczami, gdym nowelkę czytał; to przeszkadzało mi może piękność onej odczuć należycie. Ale to pewna, że talenty obniżają się, jak skoro wchodzą na drogę inną aniżeli ta, na której wykwitnęły — świadectwem Mickiewicz i Słowacki jako towiańczycy”.

Orzeszkowa E., Listy, Warszawa 1937, t. I, s. 191; Listy zebrane, wyd. E. Jankowski, t. VI, Wrocław 1967, s. 392.

Dopiero w dwadzieścia lat później, w liście do A. Drogoszewskiego z 16 IV 1903 Orzeszkowa wyjaśniła źródła niechęci, której wyrazem był list do Jeża:

„…Jeszcze nie o stronnictwach politycznych dziś pisać będę, chociaż muszę koniecznie myśli moje o nich Panu wyznać. Ale dziś cóś bardzo aktualnego i nagłego ciśnie mi się pod pióro i zaczynam od — anegdoty, która przecież jest zdarzeniem z życia mego najprawdziwszym. Otóż tak się raz zdarzyło. Przed wielu laty, gdy byłam w Warszawie, przyszedł do mnie z wizytą jeden z powieściopisarzy, z pomniejszych, bardzo daleki znajomy, i wnet po przyjściu, ledwie co usiadłszy, zaczął mówić o Trylogii Sienkiewicza, która wówczas właśnie do­sięgała najwyższego szczytu wrzawy i chwały. Godzina była wczesna, żadnych innych wizyt jeszcze nie było, w saloniku hotelowego numeru gość mój, a za­razem najbezpośredniejszy kolega po piórze, i ja byliśmy zupełnie we dwoje. Zdaje się, że dlatego właśnie przyszedł tak wcześnie, aby wszystkie inne przyj­ścia uprzedzić i sam na sam ze mną serce swe przede mną, a może i moje przed sobą otworzyć. Otworzył i począł z niego na Sienkiewicza i Trylogię wylewać żółć z octem. «Człowiek marny i autor marny. Skrzetuski szuka Heleny, Kmi­cic szuka Oleńki, inwencja uboga; batalie — blaga błyszcząca; Wiszniowiecki — kłamstwo historyczne; Kozacy — ofiary; Zagłoba — bestia; wbijanie na pal Azji — obrzydliwość» itd. bez końca. A za każdym zdaniem takim zwrócone do mnie zapytanie: «Nieprawdaż, Pani? Czy nie tak? Czy nie blaga? czy nie kłamstwo? czy nie bestia?». I z oczu mu widzę, z głosu słyszę, że kawał życia dałby za to, abym odpowiedziała: «O, tak, tak! blaga, bestia!» itd. Słucham i od razu uczuwam cały komizm i całą trywialność sytuacji. Przy pozamykanych drzwiach i oknach siedzi naprzeciw siebie dwoje powieściopisarzy i — obrabia trzeciego, któremu — lepiej się powiodło. Nie! Za nic! Próbuję zrazu przerzucić rozmowę na inny przedmiot, ale tego znowu gość mój nie może za nic, więc zaczynam za­przeczać i bronić zrazu rozsądnie, pomału, potem, w miarę wzrastania ferworu strony drugiej, z ferworem coraz większym mówię to, co myślę, i to, czego nie myślę, wpadam w absurda, wynoszę Trylogię i jej autora na coraz niedościglejsze emporia — aż ani obejrzałam się, jak daleko poza Sienkiewiczem zostawiłam Homerów, Szekspirów, Iliady, Eneidy i wszystko, co było w tym rodzaju pod słońcem. A gość mój ani spostrzegał, jak wlatywał ze swej strony na kraniec mojemu przeciwległy, górami i murami przygniatając nazwisko współzawodni­ka. Takeśmy sobie przyjemnie — i owocnie — z godzinę pogwarzyli i potem już nigdy w życiu się nie widzieli.

Albo znowu innym razem: przyjeżdża członek redakcji «Kraju» w celu interwiewowym [Czesław Jankowski]. Prosi o kilka godzin rozmowy. Niepo­dobna odmówić: człowiek uczciwy, poeta nie bez talentu i umyślnie po to je­chał koleją całą dobę. W rozmowie, wśród mnóstwa innych rzeczy, zapytanie: «Jakim jest zdanie Pani o Sienkiewiczu?». Co ja jemu mogę powiedzieć, nieznajomemu, i wiedząc, że to zaraz będzie wydrukowane. Więc nie kłamię, ale czepiam się jednej tylko strony przedmiotu: «Artysta potężny… plastyka… koloryt… styl» itd.

Taka jest wartość słów mówionych w okolicznościach rozmaitych. Czy mówiłam z kim o Rodz[inie] Połanieckich w Krakowie (we Lwowie nie by­łam nigdy), nie pamiętam. Może i mówiłam, a jeżeli mówiłam, to najpewniej chwaliłam, ale to wszystko jest zdawkowe, odczepne, często podyktowane uczuciem przyzwoitości albo po prostu samoobrony od szpetnych posądzeń i obmów. Prawdziwego zdania mego o autorze Trylogii nikt nie wie, a teraz Pan pierwszy i zapewne ostatni wiedzieć będzie, bo wypowiem je tu aż do dna — naturalnie tylko dla Pana.

Czym jest w samej istocie swojej tzw. talent artystyczny czy dar twór­czy? Wiadomo, że — nie wiadomo. Nieliczne osobniki przynoszą go w so­bie na świat, czasem w rozmiarach malutkich, czasem w średnich, czasem w ogromnych. Lecz nie przynoszą daru tego w odosobnieniu od składników innych, tworzących kompleks ich psychicznej istoty. Wyjątkowa zdolność znajduje się w otoczeniu powszechnych zdolności myślenia i odczuwania, które mogą być małe lub wielkie, słabe lub silne, niezależnie od wielkości czy małości, siły czy słabości, zdolności wyjątkowej, a wszystkie razem na rozwój czynności i skierowanie się jej oddziaływują. Nieobliczenie ważne, stanowcze są wpływy wywierane na zdolność twórczą przez zdolności umysłowe i może bardziej jeszcze przez ten związek zdolności uczuciowych, który pospolicie nazywa się charakterem. Jeżeli potężna zdolność twórcza — ta wyjątkowa i ta tajemnicza — zjawia się na świat w otoczeniu potężnego myślenia i uczuwania, ludzkość obchodzi niesłychanie rzadkie święto narodzin geniusza, który imieniem swym naznaczy epokę, czymś nadzwyczajnym, nowym, do­broczynnym życie ludzkości wzbogaci. Ale to wydarzenie tak bywa rzadkim — jak rzadkimi są na ziemi dla jednostek i gromad błyski doskonałego szczę­ścia. Najpospoliciej, jedno jest duże, drugie małe, jedno gorące, drugie zimne, jedno pełne, drugie cząstkowe i — nie ma wielkiego święta, ani doskonałego szczęścia, jest tylko cóś, co ma swoją cenę, ale nie najwyższą, i ma swój blask, ale nie najczystszy. (Nie wiem, doprawdy, czy tłumaczę się jasno, bo piszę z biegiem pióra, ale Pan zrozumie myśl moją i swoją ją dopełni, prawda?).

Otóż Sienkiewicz jest wedle mnie tym, który zdolność twórczą przyniósł z sobą na świat w postaci nie skierki, nie szkiełka błyszczącego, lecz płomie­nia i diamentu pierwszej wody i wielkości, zaś temu płomieniu i temu dia­mentowi otoczenie nie dopisało. Ktoś powiedział świeżo, że Sien[kiewicz] nie jest wizjonerem. To absurd. Właśnie, że wizje jego są dziwnie jasne, roz­ległe, dobitne, kolorowe, na doskonale wyodrębnione, wyindywidualizowane szczegóły rozbite. Stąd pochodzi nieporównana barwność, płomienność i plastyczność jego obrazów, opisów, scen, czyli uzewnętrznień tych wizji. Według mego zdania w doskonałości wizji właśnie rzadko który z pisarzy świata dorównuje Sienkiewiczowi, a może żaden go nie przewyższa. Ale teraz następuje pytanie: Jakimi, z jakiej dziedziny życia branymi, pod wpływem jakich pobudek myślowych i uczuciowych powstającymi są te wizje? I tu na­potykamy to, co po francusku nazywa się pierre d’achoppement. Naturalnie, że wizje powstawać mogą tylko na polu widzenia dostarczanym przez myśl i przez uczucie. Myśl rozległa i głęboko sięgająca — pole rozległe i głębokie perspektywy ukazujące, uczucia gorące i liczne — nad polem słońce gorące, piekące, ze smugami świateł na wsze strony. I przeciwnie. Myśl Sienkiewicza nie jest ani rozległą, ani głęboką, i uczucia nie są ani gorące, ani liczne. W tym jego słabość i stąd niedobory — nie tylko w filozoficznej czy społecznej stronie dzieł, ale i w artystycznej, bo zupełnie zgadzam się z Panem, że w artyzmie kompletnym musi być obok sensacji cóś nadto i cóś powyżej.

Tyle z jednej strony, a z drugiej sensacja — choć wyosobniona — ale potężna, i jedno przynajmniej uczucie b[ardzo] silne: miłości ojczyzny. Miłość ta ciasno pojęta, mówią niektórzy. To prawda, i to wina myśli. Lecz jakąkolwiek była, w czasach niesłychanie groźnych dla samego uczucia i dla samej idei ojczyzny była dobroczynną i zbawczą, i siłę pociągu niezmierną wywierającą na tych wszystkich, którzy uczucie i ideę w sobie mieli i o nie drżeli. Należę do nich i doskonale spostrzegając różne braki w tworach Sienk[iewicza] byłam mu zawsze wdzięczną, że przez uzewnętrznianie swych ognistych i potężnych wi­zji wstrząsa tym, budzi to, co bardzo łatwo może zasnąć na wieki. W tym też po części zagadka jego bajecznego powodzenia, po części, gdyż wiele przy­czyniły się do niego i różne cechy społeczeństwa naszego: żal za przeszłością ludzi teraz nieszczęśliwych, pociąg do piękna artystycznego, mała skłonność, może nawet wstręt do rzeczy głębokich, bolesnych itd. Głębokości i boleści w pismach Sienk[iewicza] było mało; to wielki powab dla tych, którzy bardzo lubią śpiewać, tańczyć i etc.

A teraz: czy sprawiedliwą jest wojna, którą młodzi pisarze wytoczyli Sien­kiewiczowi? Nie, sprawiedliwą nie jest, bo za cóż karać? Dał, co miał, a bądź co bądź, miał wiele. Sypał jak perłami pięknymi słowami polskimi, wtedy, gdy dla przyszłości, ba, dla życia narodu każde piękne słowo miało nieprzepłaconą cenę. Pracował. Nie spał, nie pił szampana z kokotami, nawet «per-kalików» cudzymi rękami nie tkał, ale własną głową, własnymi nerwami, wła­snym zdrowiem pracował. Praca jego nie zataczała widnokręgów szerokich, nie szła w głąb społecznego życia, nie płakała z płaczącymi, nie ujmowała się za skrzywdzonymi, nie dobywała na jaw zapomnianych, to prawda; jego Połaniecki jest płaski, Płoszowski zbyt szeroko rozlany, Marynia i Anielka — istoty bierne (Oleńka jednak niewiasta dzielna i myśląca), Wiszniowiecki sfałszowany etc., etc. — to prawda, lecz aby to ukazać, jest ocena, nie wojna. W sądzie o nim ogół stracił równowagę, i to prawda; lecz czyż kiedykolwiek równowagę przywrócić może wojna? Gdyby kilka takich artykułów spokoj­nych i poważnych, jak ten długi p. Brzozowskiego w «Głosie», gdyby szereg wyczerpujących i beznamiętnych rozbiorów, ocena byłaby dokonaną i rów­nowaga sądu przywróconą. Ale to, co się stało, tak jak się stało, na nic się nie zda i budzi tylko bolesne uczucie roz[s]troju i poniewierki. Za co poniewie­rać? Za to, że pisarz nie dał sam jeden wszystkiego? O Panie, Panie, i któż się przed Tobą ostoi! Jeden dał to, drugi tamto; jednemu nie dostaje tego, drugiemu tamtego. Wskażcie to, czego któś nie dał i czego komu nie dostaje, ale bez zapominania o drugiej, jasnej stronie przedmiotu. Na tej dwustronności tylko polega dobroczynność krytyki. Czy nie mam racji? Czy mam prosić o przebaczenie za szczerość, z jaką wypowiadam zdanie swe o akcie zbioro­wym, w którym Pan wziął udział? Nie; nie proszę o nie, bo to jest najwyższy dowód szacunku i sympatii, jaki człowiek człowiekowi złożyć może, ta właśnie szczerość, która sprawia, że Pan jeden jest teraz posiadaczem całego zda­nia mego o — wojnie i jej przedmiocie.

A dlaczego w liście poprzednim nazwałam Sienk[iewicza] największym z nas? Naprzód, jest to w połowie prawdą: artystą jest największym. A po­tem: przyzwyczajenie. Tak od dawna i tak ogólnie mówią nam o tej największości, że przeszła w zwyczaj. Temu zresztą, kto zna własną małość, nietrudno uwierzyć w czyjąś większość. I w ogóle, jaka tam nasza wielkość! Kto choć trochę głęboko wejrzał w nędze ludzkie zbiorowe i własne, ten wie dobrze, że wszyscyśmy mali i że często bardzo ktoś na pozór maluczki jest w istocie rzeczy większym od pozornie wielkich. Tak się tylko mówi: «wielki, największy», zwyczajowo, warunkowo, względnie.

Co do mnie na koniec, to organizacja moja i Sienk[iewicza] są diametralnie różne. Jeżeli ze zdolnością twórczą przyszłam na świat, to z bardzo średnią, a tę iskierkę rozdmuchiwały nieco zdolności umysłowe znaczne i uczuciowe duże, na jedno serce może za duże. Całkiem na odwrót niż tam. Toteż zawsze my­ślałam sobie, że gdyby dwie nasze indywidualności zlać w jedną, byłby — szyk pisarz! Nie zlały się nawet w przyjacielskim, nawet w towarzyskim znaczeniu. Spotkania nasze były rzadkie i chłodne; organizacje przeciwstawne zbliżyć się do siebie nie mogły — w żadnym celu, nawet publicznym. Przed kilku laty byli­śmy we troje, Sienk[iewicz], Prus i ja, zaproszeni przez pisarzy rosyjskich do Petersb[urga] na urządzaną przez nich uroczystość Mickiewiczowską. O jechaniu, rzecz prosta, ani mowy być nie mogło. Ale trzeba było na wezwanie odpowie­dzieć odmową wymotywowaną. Przez kogoś, kto się tą sprawą zajmował, pro­ponowałam tym Panom, abyśmy tę szczerą i silnie, aczkolwiek grzecznie, sfor­mułowaną odmowę wspólnie zredagowali i wszystkimi trzema nazwiskami na­szymi podpisali, co by nadało rzeczy powagę i wagę niemal aktu politycznego. Obaj wręcz odmówili, uchylili się od wspólnego czynu. Sienk[iewicz] zbył rzecz krótką depeszą telegraficzną, Prus napisał tłumacząc się newralgią w głowie (!), ja również napisałam i list mój drukowany był potem w Krakowie. Czy Pan go czytał? Stracona została sposobność śmiałego i pięknego czynu. Trudno! Nie łączyła nas żadna sympatia. W jednym zawodzie i w jednych ciężkich zmrokach przebyliśmy życie, nieznajomi sobie i obcy. Młode pokolenie piszących ma nad nami tę już widoczną wyższość moralną, że solidaryzuje się i miłuje; tak to przy­najmniej z daleka wygląda”.

Orzeszkowa E., Listy, Warszawa 1937, t. 2, cz. 2, s. 134-139; Listy zebrane, wyd. E. Jan­kowski, t. IV Wrocław 1958, s. 117-121.

Projekt dziennika „Słowo”. Pod koniec roku grono działa­czy i dziennikarzy warszawskich o nastawieniu liberalno-konserwatywnym, jak Antoni Wrotnowski, Antoni Zaleski, Mścisław Godlewski, ks. Zygmunt Chełmicki, Edward Lubowski i in. postanawia przystąpić do wydawania dziennika „Słowo”. Redakcję powierzono Sienkiewiczowi. Kierunek pisma, ideowo spokrewnionego z „Czasem”, organem konserwatystów krakowskich (stańczyków), miał jednak być bardziej postępowy; liberalizm jego wyrażał się w energicznym zwalczaniu antysemityzmu, w niechęci do klerykalizmu, w głoszeniu zasad umiarkowanie pozytywistycznych, konserwatyzm zaś w stanowisku ugodowym wobec caratu i zwalczaniu socjalizmu jako ruchu międzynarodowego, a wskutek tego poczytywanego za szkodliwy dla ówcze­snego stanu życia w kraju. W oczach ówczesnej opinii postępowej „Słowo” — jako organ „młodego konserwatyzmu” — rychło poczęło uchodzić za „filię” „Czasu”, jego zaś ideologia za pogłos wstecznictwa zachodnioeuropejskiego.

Sienkiewicz, jako przyszły redaktor, już pod koniec r. 1881 poczyna za­biegać o pozyskanie wybitnych współpracowników. W związku z tym pisze 27 XII list do J.I. Kraszewskiego, przedstawiając mu program nowego dzien­nika:

„…zadaniem naszym będzie krzewienie zdrowego postępu na gruncie po­szanowania tradycji i wiary narodu. Nie będziemy bynajmniej pismem jakiejś koterii ani organem awanturniczych mrzonek o jakichś zobowiązaniach się i układach, i ustępstwach dla istniejącego stanu rzeczy. Będziemy szanować religię jako środek obrony narodowej, ale bynajmniej nie zamierzamy two­rzyć organu klerykalnego, podporządkowywującego polityce kościelnej sprawy bliżej nas obchodzące. Nie będziemy również bynajmniej organem arysto­kracji, jak nas zbyt gorliwi lub niechętni posądzają. Pragniemy stać na grun­cie narodowym, bronić ducha narodowego, by nie zwątlał — i zajmować się sprawami naszymi — o ile nam na to pozwolą. Innymi słowy, pragniemy być pismem umiarkowanie i rozsądnie postępowym, a przy tym patriotycznym, to jest broniącym naród od doktryn osłabiających lub zgoła zabijających uczucie patriotyzmu…

Wobec trudności, jakieśmy napotkali, postanowiliśmy początkowo odło­żyć wydawnictwo, ale zaszły wypadki [ekscesy antyżydowskie w okresie Bo­żego Narodzenia], które wymagają, by podniosło się jak najwięcej stanow­czych i patriotycznych głosów, wychodzimy więc od Nowego Roku bez pro­spektu, bez ogłoszeń — byle zacząć”.

Kraszewski J. I., L 1; Listy, t. III, cz. 1, s. 293. — Chmielowski P., Zarys najnowszej lite­ratury polskiej, Kraków 1898, s. 164-168. — „Tygodnik Ilustrowany” 1881, nr 365, s. 410.

 

1882

Objęcie redakcji „Słowa”. W ciągu stycznia „Słowo” przynosi komunikat: „Od redakcji. Na redaktora przedstawionym został do zatwier­dzenia Głównego Zarządu Prasy w Petersburgu Henryk Sienkiewicz, który też obejmuje z dniem dzisiejszym kierownictwo naszego pisma”. Zatwierdze­nie nastąpiło 27 I.

Na stanowisku redaktora. Sytuację i kłopoty redaktorskie Sienkiewicza przedstawia list do Kraszewskiego pisany w pierwszym dniu pracy.

„Co do naszych zasobów […], nie są one nadzwyczajne, ale wystarczające. Mówiąc więc zarówno ściśle, jak otwarcie, posiadamy około 30 000 rs. Ale jak nic nie będzie już — będzie jeszcze. O prenumeracie nic dotąd powiedzieć nie można, bo nawet i prospektu nie mogliśmy wypuścić. Pierwszy kwartał będzie ciężki, ale widoki są niezłe. Pismo obudziło zajęcie i dziś już zgłasza się stosunkowo znaczna liczba ciekawych. Zresztą nie łudzę się, nie lekceważę trudności — a jeśli się nimi nie zrażam, to dlatego, iż wierzę, że ani mnie, ani kolegom moim nie zbraknie tego wytrwania, które Sz[anowny] Pan tak słusznie nam zalecasz”.

Kraszewski J. I., L 2; Listy, t. III, cz. 1, s. 295, 296, cytat. — Smolka St., L 1; tamże, t. V cz. 1, s. 43, 44. — Bliziński J., L 1-4, tamże, t. I, cz. 1, s. 83-87.

„Z powodu ostatnich wypadków” — artykuł Marii Sienkiewiczowej w „Słowie” z 6 i 7 stycznia 1882, nry 4-5, opisujący ekscesy antyżydowskie przed kościołem św. Krzyża w Warszawie i nawołujący do po­kojowego wspólistnienia obu narodów. —

Kraszewski J. I., L 3; Listy, t. III, cz. 1, s. 297.

Stosunek do „Czasu” i ideologii stańczyków. Wbrew opiniom, iż „Słowo” jest tylko filią dziennika krakowskiego, powtarzanym przez prasę ówczesną wszelkich odcieni, przez lwowską „Gazetę Narodo­wą”, przez krakowską „Nową Reformę”, a później przez petersburski „Kraj”, Sienkiewicz w początkach swej kariery redaktorskiej odgranicza się wyraźnie od stanowiska ideowego wsteczników krakowskich, jakkolwiek nie rezygnuje ze współpracy z nimi. Gdy mianowicie redaktor „Czasu”, historyk Stanisław Smolka, proponuje mu wymianę artykułów między obydwu dziennikami, Sienkiewicz odpowiada mu 18 I:

„Zgoda na wszelkie propozycje. Dla naszego pisma byłoby wielką rzeczą dostać coś w tym rodzaju jak pańskie Szkice, dlatego najchętniej przystałbym i na zamianę, gdyby taki rachunek okazał się dogodnym. Cała trudność leży tylko w tym, że obecnie nic nie mam ani w tece, ani w zamyśle i nie umiałbym dokładnie wskazać, kiedy bym mógł coś swego nadesłać na wypadek odebrania pierwej od Sz[anownego] Pana jakiejś pracy. Teraz i czasu mi brak, bo nie część, ale cały dziennik muszę mieć w opiece i pilnować, by nie po­szedł w strony, w które ja iść nie chcę. O przekonaniach i zasadach moich nie będę Sz[anownemu] Panu pisał rozpraw, wszelako winienem nadmienić, że może nie wszystko, co wyjdzie spod mego pióra i co będzie w «Słowie», mogłoby znaleźć pomieszczenie w «Czasie». Swój sposób myślenia wypo­wiadałem, o ile mogłem, w tym, com pisał — i nie sądzę, abym się zmienił; wszelako obawiam się, że zachodzą znaczne różnice między tym, co ja myślę, a kierunkiem «Czasu».

Piszę to dlatego, że dochodzą mnie z Krakowa objawy niezadowolenia z kierunku «Słowa». Owóż winienem ostrzec, że kierunek ten i na przyszłość nie będzie silniej zabarwiony na kolor dla Krakowa najmilszy. U nas są inne stosunki i my, miejscowi, znający je najlepiej, musimy uważać, aby nie rozdzielać, nie tworzyć wrogich obozów, ale raczej skupiać w imię rozsądnego postępu i łączącej wszystkich miłości do kraju. Ale stanowisko takie wymaga czujności i zabiera wszystek czas; dlatego nie wiem, kiedy czym będę mógł służyć. Powtarzam jednak jeszcze raz, że o ile moje bazgrociny przydałyby się na coś, służę i na zamianę, i jak Sz[anowny] Pan zażąda. Prawdopodobnie na przyszły kwartał muszę co dla «Słowa» wysmażyć. Jeśli się to stanie, prze­ślę korektę tak, abyśmy mogli drukować jednocześnie”.

Smolka St., L 1; Listy, t. V, cz. 1, s. 43, 44.

O jakie to różnice chodziło, wskazuje list o rok niemal późniejszy (z 15 XII 1882), ukazujący sprzeczności wewnętrzne w komitecie redakcyjnym „Słowa”:

„Zgodzę się tylko na taki układ, na mocy którego p. A. Wrotnowskiemu nie będzie służyło prawo absolutnego veto — nie tylko względem Twoich lub moich artykułów, ale względem niczyich. Jak to już z Tobą mówiłem, mogę się zgodzić jedynie na przyznanie p. Wrotnowskiemu prawa wstrzymania ważniejszego artykułu, odnoszącego się do spraw społecznych, aż do sesji re­dakcyjnej, która może i ma być zwoływana natychmiast — i która rozstrzyga większością głosów.

Dobrześ zrobił, żeś do mnie napisał, bo po Twoim liście podwójnie nie mogę — ten zaś mój list jest również w Twoim ręku dokumentem, a raczej zobowiązaniem się z mojej strony. Na koniec, skoro będziemy wiedzieli, że re­dakcja de facto et de jure jest w naszym ręku, będziem mieli eo ipso pewność, że pismo nie będzie ultramontańskim ani arystokratycznym.

Inaczej nigdy byśmy tej pewności nie mieli. Nie przewiduję, żeby moje sine qua non odrzucono, ale gdyby nawet certowano się zbyt długo i nudnie, to oświadczę, że mam «Słowo» w.., bo nie myślę ani siebie, ani kogoś gryźć dla rzeczy, bez której ostatecznie tak dobrze jak i Ty mogę istnieć”.

Lubowski E., L 2 (15 XII); Listy, t. III, cz. 1, s. 527, 528.

Praca literacka w „Słowie”. Współpracownicy „Słowa”, jak A. Breza, K. Kucz i , przedstawiają w swoich anegdotycznych wspomnie­niach Sienkiewicza jako niezbyt dbałego redaktora, zajętego bardziej win­tem niż sprawami dziennika; być może, że dotyczy to lat późniejszych, gdy redaktor częściej przebywał poza Warszawą niż w niej, a pismo stało głów­nie Trylogią. W latach natomiast pierwszych Sienkiewicz nie tylko redaguje dziennik, ale ogłasza w nim mnóstwo własnych prac nowelistycznych i spra­wozdawczych. I tak w roczniku I „Słowa” ukazują się: 1. Kronika tygodniowa wraz z Mieszaninami artystycznymi i literackimi (styczeń-marzec). 2. Cztery recenzje teatralne: Szymanowskiego Posąg (luty), Galasiewicza Wspólne winy (lipiec), Okońskiego Piękna (październik), Lubowskiego Jacuś (grudzień). 3. Trzy recenzje literackie: Rollego Z przeszłości Polesia, Kraszewskiego Na tułactwie (lipiec), Karasowskiego Chopin (październik). 4. Sprawozdania z wystawy Hołdu pruskiego Matejki, przy czym Sienkiewicz rzuca pomysł zakupienia tego płótna dla przyszłego muzeum w Warszawie, a gdy Matejko obraz ofiarował Krakowowi, Sienkiewicz proponuje, by zebrane składki pu­bliczne przeznaczyć na pomnik Mickiewicza w Warszawie, na lat 15 przed realizacją tego projektu. 5. Trzy nowele: Wspomnienie z Maripozy (kwiecień), Bartek Zwycięzca (maj), Z Puszczy Białowieskiej (październik).

„Słowo” 22, 24, 26 VI 1882, nry 137, 139, 140 (Zakup obrazu Matejki). — Wierzbowska B., Listy, V cz. 2, s. 213, 214 (Studium o Szopenie). — Witkiewicz St., L 31, 32; tamże, t. V cz. 2, s. 308-317.

Kasa im. Mianowskiego. 17 I Sienkiewicz występuje wśród członków założycieli Kasy im. Mianowskiego w Warszawie i bierze czynny udział w jej pracach, referując sprawy wydawnicze i zasiłków naukowych.

„Słowo” 18 I 1882, nr 23. — Szweykowski Z., Dwa nie znane rękopisy Sienkiewicza z ar­chiwum Kasy im. Mianowskiego, „Kultura” (Warszawa) 6 III 1932, nr 10-(15). — D 46, s. 61.

Zamierzona nowela Kochankowie leśni. W listach 2, 3 i 9 do Smolki przewijają się wzmianki o projektowanej noweli na tle powstania styczniowego, o dwojgu kochankach, którzy przez lat dziesięć ukry­wali się w lasach. Pomysł ten nie doczekał się realizacji.

Smolka St., L 4; Listy, t. V cz. 1, s. 44, 45, 47, 49.

Bartek Zwycięzca. Nowela, rozpoczęta w lutym, 27 III dobiega do połowy, w miesiąc później jest „skończona i przepisuje się”. Honorarium za nią w „Słowie” wynosi 200 rb, w „Czasie” 200 guldenów.

Smolka St., L 4, 5, 8-10; Listy, t. V cz. 1, s. 47-49.

Bartek Zwycięzca w pierwszej połowie maja ukazuje się równocześnie w „Słowie” i w „Czasie”, sam autor nie jest jednak z noweli zadowolony, niedomagania zaś kładzie na karb pośpiechu:

„Po Bartku, który jest dość podławy — mówiąc między nami — nie mamy nic [w tece redakcyjnej] i chyba musielibyśmy się ratować przekładami”.

Kraszewski J. I., L 4; Listy, t. III, cz. 1, s. 298.

Nowela spotkała się z nieprzychylnym przyjęciem w Poznańskiem. Sporo zarzutów wysunął przeciw niej „Kurier Poznański”:

„…Pan Sienkiewicz ma serce dla ludu i zna lud polski; ale tylko lud w Kró­lestwie — o wielkopolskim chłopie słyszał tylko z wieści i powieści, a i to jesz­cze niedokładnie, i dlatego też Bartek Zwycięzca na Wielkopolaninie robi smutne wrażenie […], Sienkiewicz nie zna sfery wyobrażeń i pojęć, w jakiej się chłop wielkopolski obraca, nie zna formy ani wyrazu tych pojęć, tj. toku mowy tego chłopa, nie zna jego prowincjonalizmów, jego przysłów, pieśni, nawyknień, a co gorsza, nie zna tych uczuć, co drzemią na dnie duszy nasze­go włościanina […], usposobienie chłopa wielkopolskiego jest dla Sienkiewi­cza tak nieznane i niezrozumiałe, jak wszystkie okoliczności, jakie pochodo­wi wojennemu towarzyszyły, że np. weźmiemy ów pochód landwerzystów na dworzec w towarzystwie żandarmów. Po co Sienkiewicz z Bartka zrobił w końcu pruskiego patriotę tak konsekwentnego, że mimo kozy odsiedzianej za pobicie nauczyciela Niemca — idzie głosować na kandydata niemieckiego, chociaż od dziedzica Polaka doznaje tak serdecznej pomocy? […] Jak z jednej strony uznajemy szlachetną dążność szanownego autora, zmierzającą do za­interesowania rodaków w Kongresówce i w Galicji naszymi sprawami i na­szym położeniem, tak z drugiej strony mamy żal do pana Sienkiewicza, że tak po prostu chłopa naszego skarykaturował”.

„Kurier Poznański” 14 V 1882, nr 110. — Maciejewski J., O „Bartku Zwycięzcy”, „Prze­gląd Zachodni” 1955, z. 7-8, s. 527-579; „Wielkopolskie” opowiadania Henryka Sienkiewi­cza. Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela. Za chlebem. Bartek Zwycięzca, Poznań 1957. — Smolka St., L 7-10; Listy, V cz. 1, s. 48, 49.

 

Wspomnienie z Maripozy. W pierwszej połowie miesiąca Sien­kiewicz ciężko choruje. Bezpośrednio po wyzdrowieniu w nocy z 18 na 19 pi­sze Wspomnienie z Maripozy, osnute na opowiadaniu K. Benniego, oznaczone­go w rękopisie noweli literami K.B., zmienionymi ostatecznie na literę M.

Smolka St., L 7; Listy, t. V cz. 1, s. 48.

Urodzenie się syna. 15 VII w mieszkaniu Marszałkowska 85 ro­dzi się syn, Henryk Józef, ochrzczony w kościele św. Barbary.

Kozłowski-Boleścic S. A., Henryk Sienkiewicz i ród jego, Warszawa 1917, s. 27. — Horain J., L 22 (23); Listy, t. I, cz. 2, s. 412. — Sienkiewiczowa M. z Szetkiewiczów, L 4; tamże, t. IV s. 56-61. — Witkiewicz St., L 35; tamże, t. V cz. 1, s. 328. — Sienkiewicz H. J., tamże, t. IV, cz. 3, s. 5-145.

Dwumiesięczny pobyt w Nałęczowie. „Byłem dwa mie­siące na wsi — w Nałęczowie. Kąpałem się, strzelałem kuropatwy, o Bożym świecie nie wiedziałem”.

Smolka St. L 10 (21 IX); Listy, t. V cz. 1, s. 49, cytat. — Sienkiewiczowa M. z Szetkiewi­czów, L 4-6; tamże, t. IV cz. 1, s. 52-61. — Breza A., tamże, t. V cz. 3, s. 31-33.

Wycieczka do Puszczy Białowieskiej. 24 IX wyjazd w towarzystwie Zygmunta Glogera, upamiętniony szkicem drukowanym w miesiąc później. — „W niedzielę wyjeżdżam do Puszczy Białowieskiej. Wra­żenia z tej wycieczki będą drukowane w «Słowie»”.

Smolka St., L 10; Listy, t. V cz. 1, s. 49. — „Słowo” 1883, nry 238-240. — „Łowiec” 1883, nr 5-6.

Pisma tom IV wychodzi w listopadzie w wydaniu drugim; ukazuje się tom V (Latarnik, Niewola tatarska, Na jedną kartę, Bartek Zwycięzca).

„Słowo” 8 XI 1882, nr 251.

Obóz postępowy o Sienkiewiczu. Adam Asnyk, redaktor „Nowej Reformy”, organu demokratycznego mieszczaństwa w Krakowie, w liście do Orzeszkowej z 12 XII:

„Gdyby się stosunki nasze jakim cudem poprawiły, szturmowałbym o większą powieść, bo nasz dziennik i bez udziału Szanownej Pani nigdy nie będzie kompletnym.

Obejdę się bez Sienkiewicza, który jest tylko artystą nie posiadającym żad­nych przekonań, lecz bez Szanownej Pani, której przekonania tak są nam pokrewne i bliskie, obejść się niepodobna”.

Oryg. w Archiwum Orzeszkowej, IBL PAN.

Orzeszkowa kontynuuje swoją kampanię przeciw Sienkiewiczowi i reda­gowanemu przez niego „Słowu”, donosząc Jeżowi 23 II 1882:

„«Słowo» ma podobno prenumeratorów mnóstwo. Oto droga, którą iść trzeba, chcąc zajść. Ależ bo śliczne! Sienkiewicz kontynuuje swoje «Nie ma»! Już ich naliczyłam kilka. I tak: socjalistów Polaków — nie ma. Uliczników — a propos mojej Sielanki nieróżowej — wychodzących na złodziejów i pijaków — nie ma! Chłopów nieszczęśliwych — a propos ludowych poezji Konopnic­kiej — nie ma! I nie tylko nie ma, ale nawet być nie może. To dopiero położył się na różach — głupiec! Każdy jednak ma swoją zmorę. Tym razem — ruch umysłowy. Ruchu umysłowego, wedle Litwosa, jest u nas tak wiele, że aż od niego duszno. Czy podobna, aby ludzie bzdurstwa takie tak chciwie czyta­li, że aż kompletów pisma, po wielokroć przedrukowywanych, coraz brakuje. Jednak to fakt. «Słowo» zaczyna zabijać inne gazety. Chciałabym urodzić się pomiędzy czerwonoskórcami”.

Orzeszkowa E., Listy zebrane, wyd. E. Jankowski, t. VI, Wrocław 1967, s. 148.

1883

Sachem. „Tymczasem mam gotowy dla «Czasu» i dla «Słowa» malutki obrazek pt. Sachem”. (Druk w „Słowie” 28 V, w „Czasie” 2 III).

Smolka St., L 11; D 56, s. 135; Listy, t. V cz. 1, s. 50, 51.

Pogrzeb Szujskiego. Sienkiewicz 9 II bierze udział w pogrzebie Szujskiego w Krakowie.

„Słowo” 1883, nry 39, 41.

Praca nad Ogniem i mieczem. Dzieje powstania pierwszej powieści historycznej Sienkiewicza odtwarza jego korespondencja ze Smolką:

„Co do powieści wielkiej, ta będzie nosiła prawdopodobnie tytuł «Wilcze gniazdo». Rzecz dzieje się za Jana Kazimierza, w czasie inkursji kozackiej. Źródeł mam dosyć — i od dawna nad tym pracuję. Może się uda. Najchęt­niej dałbym ją do «Czasu», ale jest jedna trudność, z którą nie wiem, jakby sobie można poradzić. Oto jak się zacznie, będę miał dopiero część goto­wą, może połowę, może nawet większą część — ale przewidywać należy, że druk mnie dogoni i będę musiał pisać z dnia na dzień. Jakim tedy sposobem urządzić wówczas, aby «Czas» dostawał pierwej niż «Słowo», które będzie czekać z dnia na dzień. Nie wiem, tym bardziej, że trzeba wziąć w rachunek czas potrzebny do przesyłki; myślałem nad tym i nic nie wymyśliłem […]. Na dobitkę zachorowałem na oczy i wieczorami nie mogę pisać, a dzień tak krótki! — i najlepsze godziny schodzą w redakcji. Rzecz będzie większa, może 60 fejletonów, może więcej”.

Smolka St., L 11 (1 II), 12; Listy, t. V cz. 1, s. 50, 51, cytat.

„Co do mojej powieści, tytuł jest zmieniony stanowczo na Ogniem i mie­czem. Będę się starał posyłać Wam odbitkę z korektą, byście, ile możności, szli razem z nami; trudność tylko w tym, że w maju wypada tyle świąt, w któ­rych dajemy numera, drukarnia więc bardzo zajęta i nie może składać wiele naprzód. Będę posyłał odbitkę co wieczora, abyście ją nazajutrz mogli mieć i zaraz dawać do składania. Tom I mam cały gotowy, ale poświęcam każdą chwilę pisaniu drugiego, nie mam czasu przepisywać — a komuś dać to do ro­boty niepodobieństwo.

O swojej powieści powiem to tylko, żem grunt pod nią przygotował z całą sumiennością i przeczytałem mnóstwo źródeł współczesnych, tak że ani jednego nawet nazwiska nie zaczerpnąłem z fantazji. Staram się też koloryt epo­ki oddać wiernie i to, co wyda się może zbyt szorstkim, jest wiernym czasów odbiciem. Zresztą zobaczycie…

Jestem tak zajęty, że rady sobie dać nie mogę, a przy tym zupełnie nie wglądam w sprawy administracyjne, co sobie kontraktem wymówiłem”.

Smolka St., L 12 (z kwietnia); Listy, t. V, cz. 1, s. 51, cytat.

Tytuł powieści. W pięć lat po wydaniu Ogniem i mieczem Sienkie­wicz wspomniał o kłopotach z tytułami swoich utworów.

„Tytuł Ogniem i mieczem wymyślił Olendzki, Potop Henkiel, Ta trzecia zapewne Wolff”.

Godlewski M., L 40; Listy, t. I, cz. 2, s. 67.

Źródła Ogniem i mieczem. Na czym polegało wspomniane przygotowanie gruntu powieściowego, wskazuje list z 18 VI 1885, skiero­wany do nieznanego adresata w Częstochowie (Bronisława Grabowskiego), a wyliczający źródła historyczne, wyzyskane przy pisaniu Ogniem i mieczem. Sprawę tę Sienkiewicz przedstawił widocznie już wcześniej w jakimś liście, w czerwcu 1884 bowiem ukazała się w krakowskim „Przeglądzie Powszechnym” obszerna recenzja powieści, napisana przez Ignacego Skrochowskiego, odwołująca się niejasno do informacji autorskich a zgodna z uwagami Sienkiewicza, znanymi ze wspomnianego listu, który brzmi:

„Głównym źródłem do epoki, o której mowa, jest Księga pamiętnicza Ja­kuba Michałowskiego, wydanie Helcla w Krakowie. Jest to zbiór listów, diariuszów i dokumentów.

Do powieści Ogniem i mieczem użyłem przy tym dzieł następujących: Samoiła Weliczko Kroniki rusińskie (zbiór). — Jerlicz — Pamiętnik. Maszkiewicz — Pamiętnik. Nieznajomego — Pamiętnik. Beauplana — Opis Ukrainy. — Istorija wozsojedinienija Rusi — Kulisza. Gliński — Opis Siczy zaporoskiej. — Rudaw­ski — Kronika. Kochowski — Kronika (Klimaktery). Silva rerum Wiśniowieckich (rękopism w Bibliotece Przezdzieckich). — Regestra chorągwi koronnych r. 1648 (rękopism).

Oczywiście nie wymieniam prac i monografij współczesnych, polskich i rosyjskich, bo te znajdują się w katalogach księgarskich…

Zresztą mnóstwo monografij. Z tych ważne prace dra Antoniego J., dalej Kubali, z dawniejszych Szajnochy etc.

Do historii rodzin herbarze.

Skrzetuski wspomniany jest u pana Paska i w Księdze pamiętniczej. Woło­dyjowski w świeżo wydanych dokumentach do panowania Michała Korybuta i Sobieskiego, zebranych przez Kluczyckiego (wydanie zeszłoroczne Akade­mii Krakowskiej).

Naturalnie, że wymieniam źródła najważniejsze, bo są jeszcze i inne, jako to Pamiętnik Wydżgi i rozmaite Silva rerum, zawierające czasem ważne wska­zówki”.

Adresat nieznany w Częstochowie, D 55, s. 1-2. Był nim Bronisław Grabowski, Listy, t. V cz. 3, s. 63-69.

Uzupełnieniem tych danych jest uwaga w liście z 28 VIII 1883 do A. Wo­dzińskiego, który powieść zamierzał udostępnić czytelnikom francuskim:

„Mniemam, że to, co się tyczy Siczy zaporoskiej, będzie dla nich nowym, gdyż miałem w ręku źródła poprzednio nawet historykom nie znane, bo bardzo niedawno przez Komisję Archeograficzną wydane, zarówno polskie, jak rusińskie.

Całość, nie przesądzając jej wartości artystycznej, jest owocem studiów, która mnie niemało pracy i czasu kosztowała”.

Wodziński A., L 3; Listy, t. V cz. 1, s. 388, cytat.

Druk Ogniem i mieczem w dziennikach. Powieść uka­zuje się w „Słowie” od 2 V 1883, nr 117 do 1 III 1884, nr 51; w „Czasie” od 3 V 1883, nr 100 do 5 III 1884, nr 54. Nad drukiem w „Słowie” czuwa literat warszawski Julian Łętowski (Władysław Książek):

„W Warszawie korektę prowadzi Łętowski i puszcza mnóstwo nonsen­sów. Trzeba poprawiać koniecznie wyrażenia rusińskie, nie zważając na to, co przychodzi ze «Słowa» […]. Może w redakcji «Czasu» znajdzie się ktoś biegły. Następnie upoważniam Sz[anownego] Pana do wprowadzenia wszelkich poprawek w interesie sensu i gramatyki”.

Smolka St., L 13; Listy, t. V cz. 1, s. 52, cytat. — Redakcja „Czasu”, tamże, t. V cz. 3, s. 244, 245.

Jeszcze w rok później, pracując nad przygotowaniem wydania drugiego, „bo pierwsze […] przepełnione jest nonsensami pochodzącymi z wadliwej korekty”, Sienkiewicz zabiega o to, by tekst oddać do przejrzenia powieścio-pisarzowi Piotrowi Bykowskiemu, który jako Podolak znał język ukraiński.

Wolff A. R., L 2; D 56, s. 320; Listy, t. V, cz. 2, s. 407, 408.

Anegdota o Wł. Olendzkim i Zagłobie. Adam Breza, który karierę dziennikarską rozpoczynał w czasach redaktorstwa Sienkiewi­cza, zachował anegdotę, która poza mylną datą na wstępie ma wszelkie cechy prawdopodobieństwa.

„Działo się to w redakcji «Słowa», mieszczącego się w owych czasach przy ul. Mazowieckiej 11, w dziedzińcu na parterze. Sienkiewicz przestał już być nominalnym, czyli urzędowym redaktorem pisma [! nastąpiło to dopiero w r. 1887]. Bezpośrednim jego następcą był Władysław Olendzki, doświadczony publicysta a wcale sprężysty redaktor. Przy tym odznaczał się dużymi wąsiskami, trochę czernionymi, a zarazem i tym, że lubił silnie koloryzować różne wspomnienia z własnego życia. Podczas powstania styczniowego, w którym brał oczywiście bardzo czynny udział, wyciął w pień, jak zapewniał, kilka sotni Kozaków. Mówił też, że był wtedy w randze porucznika. Może być. A że od powstania minęło wtedy ze 20 lat, więc, rzecz prosta, uznaliśmy za stosowne, żeby go awansować w randze. Został więc z biegiem czasu mianowany przez nas: majorem. W kółku poufnym nie zwano go ina­czej.

Poza tym był major serdecznym przyjacielem i wielbicielem talentu Sien­kiewicza.

Zauważyliśmy, że przez kilka dni coś musiało ciężyć na sercu Sienkiewiczo­wi. Chodził po redakcji mocno zamyślony. Nareszcie zwierzył się majorowi: — Słuchaj, Władek. Mam w powieści scenę, jak Bohun, pojmawszy opitego miodem Zagłobę, zamyka go dla pewności na strychu, ażeby mu nie uciekł, wiąże go w kij — w tym wypadku w krzywą szablę.

— Więc co? — pyta major…

— Nie widziałem nigdy tej operacji — rzekł Sienkiewicz. — Może ty wiesz, majorku, jak się to robi. Zagłoba musi przecie uwolnić się z przykrej opresji. Inaczej musiałby marnie zginąć. A nie można… Rozumiesz…

Major natychmiast zapewnił, że Moskale w jakiejś krwawej potyczce w r. 1863 także go pojmali i w kij związali. Ale on się uwolnił, potem wszyst­kich zarąbał… Wie zatem doskonale, jak się to robi.

— No to pokaż — przerwał Sienkiewicz.

Major zgodził się natychmiast. Zwołano nas wszystkich jako widzów i świadków do sanktuarium redaktorskiego. Niewielki był to pokoik, o jed­nym oknie. Stały też w nim dwa niewielkie biurka, kilka krzesełek i coś w ro­dzaju otomanki, mocno sfatygowanej. Żeby na niej usiąść, trzeba było unieść ją do góry i oprzeć silnie o ścianę.

Major rzucił się na podłogę, na sam środek pokoju. Przystąpiliśmy zaraz do wiązania go według własnych jego wskazówek. Kolana mocno zgięte, aż pod samą brodę. Pod kolanami przeciągnięto kij, a ręce wysunięte na przód kolan bardzo silnie związano mocnym sznurem, dostarczonym przez zecernię.

Pozycja istotnie bardzo niewygodna; na pozór prawie niemożliwa do uwol­nienia się z tych więzów.

Major był jednak krzepki i zręczny. Kołysząc się na tyle, czołgał się bokiem ku otomanie. Doczołgawszy się, zaczął się jeszcze mocniej kołysać, stukając jednym końcem kija o drewniane pudło otomanki. Za każdym uderzeniem w drewno kij zaczął się jednym końcem wysuwać, a drugim zbliżać się coraz bardziej ku skrępowanym dłoniom. Trwało to kilka minut. Powoli… powo­li… posuwał się jeden koniec kija coraz bliżej ku związaniu, a major ciągle się bokiem przechylał i kołysał. Aż nareszcie wysunął się kij całkiem ze zwią­zanych dłoni i upadł na podłogę. Dalsza operacja była już dziełem krótkiej chwilki. Aż nareszcie powstał major tryumfalnie z podłogi. Nagrodziło go silne brawo, uczciwie zapracowane. Sienkiewicz czule go uściskał…

… I oto w kilka dni po tym doświadczeniu ukazała się w fejletonie znana, a doskonała scena, jak po napiciu się na chłopskim weselu doskonałego trójniaku chwycił Zagłobę Bohun, jak go w kij, to jest w szablę związać kazał, jak się Zagłoba z tej ciężkiej opresji uwolnił — itd.

Major znów tryumfował, jako że był uwiecznionym modelem w tak do­skonałej scenie”.

Breza A., Ze wspomnień o Sienkiewiczu. Wzory Zagłoby i Bohuna, „Gazeta Warszawska” 1933, nr 353, dod. — Już A. Zaleski w nekrologu „majora” („Słowo” 1894, nr 54) mówił o nim jako modelu facecjonistyczno-łgarskich pomysłów powieści.

Entuzjazm starego romantyka. Pod koniec roku w pra­sie krakowskiej i warszawskiej ukazuje się list 81-letniego J. B. Zaleskiego o Ogniem i mieczem.

„… W miłym kółku — jak pamiętasz — mówiono z niewolącym współczu­ciem o smutkach, zwątpieniach, rozczarowaniach młodego poety i w koń­cu proszono mię o słówko zachęty dlań. Mój Boże! na «słowo zachęty», i to jeszcze dla takiego Sienkiewicza, potrzeba by natchnienia górnego jak na pieśń nową, a ja, stary lirnik na odstawce, i to do tego oślepły, utraciłem już od dawna moc we mnie boską. Pomodlę się natomiast chętnie o spo­kój święty i chrześcijańską cierpliwość dla młodego pana Henryka. Vatum irritabile genus karmią się jadami, bolami, ale z nich nie umierają. Młody nasz autor rychło orzeźwieje i rozochoci się do pracy w podniosłości swego ducha. Posiada on rozległą wiedzę i zna obowiązki patriotycznego zawodu […]. Powieść Ogniem i mieczem czytam z niewysłowionym zaciekawieniem. Niezaprzeczenie to pierwszorzędny powieściopisarz i poeta! Ileż to siły twór­czej, jakiż nastrój uroczysty, rycerski i utrzymany po mistrzowsku. Jaka głębia uczucia narodowego, jakie pracowite i rozumne wystudiowanie kawałka dzie­jów arcymętnego i arcysmętnego […]. Wyobraźnia prawdziwie czarodziejska, odzwierciedla i odwzorowuje przepysznie miejscowość, obyczaj, postacie i charaktery wojaków naszych starosławnych […]. A polszczyzna jaka pięk­na i przepiękna… Świeża, barwna i prosta; błyskawicują po niej ustawicznie myśli, co goreją, i wyrażenia nowe, co zdumiewają trafnością. Szczęść Boże poecie na wzrost i na chlubę narodu polskiego!

Osobiście takoż zawdzięczam Sienkiewiczowi dużo miłych i błogich go­dzin. Rozkoszowałem duszą ślepając nad jego powieścią. Przypomniał mi tak żywo Ukrainę — Arkadię moich młodych lat. Urocze i wierne opisy okolic rodzinnych, w części mi znajomych, wprawiały mnie w zachwyt […]. «Jakby ojców doń mogiły żywym głosem przemówiły». Bóg zapłać za dobre! Błogo­sławię mu z rzewnością starca nad grobem!”.

Zaleski do I. Kossiłowskiego 31 X 1883 = Korespondencja J. B. Zaleskiego, Lwów 1904, t. 5, s. 307. List drukowany był bezpośrednio po napisaniu w „Czasie” i „Gazecie Polskiej” 1883, nr 283.

Pobyt w Nałęczowie. O krótkim zapewne pobycie w Nałęczo­wie świadczy data na liście 13 do Smolki.

Smolka St., L 13; Listy, t. V cz. 1, s. 52.

 

Powrót z Wiednia. Urządzenie mieszkania w domu Marconiego, Jerozolimskie 25 (naprzeciw ówczesnego dworca kolejowego).

List M. Sienkiewiczowej do matki z 5 IX z wiadomością o przyjeździe „do Warszawy, pustej, gorącej, z okropnymi zapachami. Henryk chodzi do redakcji, zaczął niby pisać, ale jakiś smutny”.

Wydanie książkowe Ogniem i mieczem. Dwa tomy pierwsze, wydane nakładem „Słowa”, kosztują 5 rb.

Honorarium za Ogniem i mieczem. Wedle relacji Hoesicka, powołującego się na informację dra J. Skłodowskiego, która wydaje się zupełnie poprawną, honorarium Sienkiewicza było bardzo niskie:

„Sienkiewicz za książkową odbitkę z Ogniem i mieczem otrzymał od wy­dawców, Antoniego Zaleskiego i Eugeniusza Bonieckiego, rubli 800 płatnych w dwóch ratach, i to jeszcze z tym zastrzeżeniem, że gdyby tom II nie obej­mował 250 najmniej stronic, Henryk Sienkiewicz obowiązuje się dodać nowelkę do liczby stron 300. Dnia 6 I 1883 otrzymał autor Ogniem i mieczem rubli 300, dnia zaś 3 V 1883 poświadczył odbiór sumy rubli 500”.

Hoesick F., Sienkiewicz i Wyspiański, Warszawa 1918, s. 184, 185, przyp.

Kasa im. Mianowskiego. Wskutek wylosowania Sienkiewicz 17 XI wychodzi z komitetu Kasy.

Jednoaktówka Czyja wina? ukazuje się 1 XII w warszawskim Teatrze Wielkim.

„Słowo” 1 XII 1883, nr 327.

Przyjście na świat córki Jadwigi. 13 XII rodzi się Sien­kiewiczom drugie dziecko, ochrzczone 5 III 1884 u św. Barbary imionami: Jadwiga Maria Łucja Helena.

Kozłowski-Boleścic S. A., Henryk Sienkiewicz i ród jego, Warszawa 1917, s. 27.  — Sienkiewiczówna J., Listy, t. IV, cz. 3, s. 146-359.

1884

Bankiet ku czci L. Kubali. W Hotelu Bruhlowskim w Warsza­wie urządzono bankiet ku czci Ludwika Kubali, historyka ze Lwowa, z toa­stami Edwarda Lubowskiego, Władysława Olendzkiego i Sienkiewicza.

„Słowo” 5 I 1884, nr 4.

Wznowienie Czyja wina? w teatrze „Rozmaitości” 26 II.

„Słowo” 26 II 1884, nr 47.

Ukończenie druku Ogniem i mieczem w „Słowie” 1 III i podniesienie ceny (zapewne łącznie z cz. 1 tomu III) z 5 na 6 rb.

„Słowo” 28 II 1884, nr 49.

Choroba żony i wyjazd do Włoch. Choroba żony, trwa­jąca od porodu, sprawia, iż Sienkiewicz już w styczniu zamierza wyjechać na południe (list do St. Tarnowskiego z 16 I). Plan ten udaje mu się urzeczy­wistnić dopiero w marcu i przez Wiedeń, Udine, Weronę, Mediolan, Genuę i Bordighierę udaje się do San Remo. „Słowo” z 11 III, nr 59, donosi o wyjeździe, zaprzeczając pogłosce o ustąpieniu Sienkiewicza z redakcji.

Szetkiewiczowie K. i W, L 1-7; Listy, t. V, cz. 1, s. 179-184. — Tarnowski St., L 1; tamże, t. V cz. 1, s. 533-535.

Pobyt we Włoszech. Osiadłszy w San Remo, gdzie współmiesz­kańcy pensjonatu z „hołdami” witają głośnego już pisarza polskiego i gdzie zdrowie chorej poprawia się znacznie, Sienkiewicz odpoczywa, urządza wy­cieczki do miejscowości okolicznych: Ospedaletti 24 III, Nicei 30 III i in. oraz na morze. Atmosferę tych kilku tygodni marca i kwietnia odtwarzają listy Marii Sienkiewiczowej do matki, z żartobliwymi dopiskami męża w ro­dzaju: „Moja baba zajmuje się bliźnimi, zbiera o wszystkich plotki, kto się źle prowadzi, kogo mąż nie kocha, kto bogaty, kto udaje — i nazywa te najoczywistsze i najbezczelniejsze plotki «studiami nad charakterami» (przypisek męża)”, co z kolei autorka listu zaopatruje w wyraz „bezecnik”.

Szetkiewiczowie K. i W, L 5; Listy, t. V, cz. 1, s. 183, 184.

Praca nad drugim wydaniem Ogniem i mieczem. Niezadowolony z przepełnionego błędami wydania książkowego powieści Sienkiewicz przesiaduje w San Remo nad korektą wydania nowego, nabytego przez Gebethnera i Wolffa, w toku zaś tej pracy postanawia zmienić zakoń­czenie rozdziału ostatniego (od przybycia Skrzetuskiego do Toporowa).

„Jestem zajęty — pisze 15 IV — korektą do drugiego wydania. Pierwsze jest pod psem. — Koniec zapewne przerobię i właśnie układam sobie teraz w myśli przeróbkę. Pierwszy tom skorygowany starannie przeszlę Panu wkrótce […].

Mam jeszcze wstręt do pióra i dlatego dotąd nie zająłem się zakończe­niem, które musi być znacznie obszerniejsze. Jak się raz zabiorę — to już pój­dzie szybko”.

Wolff A. R., L 1, 3, 4; Listy, t. V, cz. 2, s. 473-476.

Wyjazd do Francji. W początkach maja Sienkiewiczowie wyjeż­dżają przez Marsylię (7 V) i San Remo (16 V) do Arcachon we Francji i bawią tam przez cztery tygodnie. W pustym uzdrowisku, którego życie przezabawnie przedstawia list Sienkiewiczowej do matki z 23 V, odwiedza ich Abakanowicz; w jego towarzystwie Sienkiewicz bierze udział w wyprawie rybackiej na morze.

Szetkiewiczowie K. i W, L 9-11; Listy, t. V, cz. 1, s. 185, 186. – Wolff A. R., L 2, 3; tamże, t. V cz. 2, s. 406-408.

Artykuł w obronie Józefa Ignacego Kraszewskiego. „Nic cały czas nie pisałem, bo nie umiem nic na poły robić”, donosi w li­ście 2 do Wolffa, nie odpowiada to jednak rzeczywistości, w Arcachon bo­wiem powstaje odkryty w Bibliothèque Nationale w Paryżu i zidentyfikowa­ny przez Barbarę Śniadower artykuł w sprawie Kraszewskiego, przeznaczony do paryskiego „Le Temps”, a dotyczący niewątpliwie uwięzienia przez władze pruskie starego powieściopisarza. Wiadomości o tym w liście 2 do Ochorowicza, który artykuł miał przełożyć na francuski i ogłosić pod pseudonimem, oraz w liście Sienkiewiczowej do matki z 28 V — Artykuł zatytułowany: J. I. Kraszewski, le prisonnier de Magdebourg, ogłoszony był w „La Nouvelle Revue” i podpisany nazwiskiem A. Hołyński. Być może jego autorem był istotnie Aleksander Hołyński (1816-1893), a nie Sienkiewicz.

Ochorowicz J., L 2 (maj 1884); Listy, t. III, cz. 2, s. 240-242.

W Paryżu. Sienkiewicz z żoną przybywa w pierwszych dniach czerw­ca do Paryża, mieszka wraz z Bronisławowstwem Dembowskimi w „Passy”, „Pension Pinel” i po kilku dniach wraca do Warszawy.

Ochorowicz J., L 4, Listy, t. III, cz. 2, s. 243. — List M. Dembowskiej do J. Janczewskiej.

Nałęczów. „…siedziałem bowiem na wsi w Nałęczowie i kręciłem się między Lublinem i Warszawą. Oblewań zimną wodą doświadczyłem obficie, bo Nałęczów jest zakładem hydropatycznym”.

Tarnowski St., L 2 (16 VII), Listy, t. V cz. 1, s. 535-537.

Przyjęcie Ogniem i mieczem. Powieść, której część druga tomu III uzyskała aprobatę cenzury 24 II 1884, rozeszła się tak szybko, że z końcem lipca mogła ukazać się w wydaniu drugim, czterotomowym (data cenzury 21 VII 1884), w wysokości 3000 egz. („Słowo”, 25 V 1884); już w czasie druku zdobyła ona duży rozgłos, upamiętniony anegdotami:

„Kiedyś pamiętniki, może i historie literatury wspominać będą, że kiedy wychodziło Ogniem i mieczem, nie było rozmowy, która by się od tego nie zaczynała i na tym nie kończyła, że o bohaterach powieści mówiło się i my­ślało jak o żywych ludziach, że małe dzieci w listach do rodziców po zdrowiu swoim i swojego rodzeństwa donosiły o tym, co zrobił Skrzetuski albo co Za­głoba powiedział, że kiedy młode panienki pisały lub chciały pisać do autora, aby na miłość boską nie zabijał Skrzetuskiego, to matki i babki sędziwe w błogosławieństwach swoich ze łzami prosiły, aby synowie ich synów mieli takie jak on dusze. Jak legenda wyglądać będą opowiadania o tej pani, co za­pytana przy powitaniu, czy jej się stało co złego, że taka smutna, odpowiedziała: «Bar wzięty!», o tym pacierzu, który ktoś (Henryk Wodzicki) mówił za duszę Podbipięty i aż w połowie spostrzegł się, że to wymyślona śmierć i wymyślona dusza. A to wszystko to szczera prawda przecież i szczery tylko dowód, że my z figurami tej powieści żyjemy, jak one opanowały nam wy­obraźnię i serca”.

Tarnowski St., Henryk Sienkiewicz, Kraków 1897, s. 29, 30.

Powieść zdobywa powodzenie, zwłaszcza w kołach arystokracji krakow­skiej, gdzie 26 III grono amatorów, Czartoryskich, Sanguszków, Zamoyskich, wystawia żywe obrazy na tematy z Ogniem i mieczem, układem ich ma się zająć Juliusz Kossak, robi to ostatecznie Jacek Malczewski.

„Słowo” 1884, nry 56, 61, 72, 74.

 

Innym środkiem reklamy nowości są odczyty, urządzane przez pisarzy z tego samego środowiska, w Krakowie przez Stanisława Tarnowskiego (druk. w „Przeglądzie Polskim”, 1884), we Lwowie przez Wojciecha Dzieduszyckiego (druk. w „Bibliotece Warszawskiej”, 1885).

Natomiast poza ówczesną Galicją rozlegają się głosy daleko powściągliw­sze, niejednokrotnie bardzo krytyczne. W pismach warszawskich recenzu­ją powieść J. I. Kraszewski („Kłosy”), T. T. Jeż („Przegląd Tygodniowy”), A. Świętochowski („Prawda”), w petersburskim „Kraju” omawia ją B. Prus. Zamilkły od wielu lat Zygmunt Kaczkowski pisze o Ogniem i mieczem do „Gazety Lwowskiej” i warszawskiego „Wędrowca”. Recenzenci ci przeciwstawiają się energicznie zachwytowi ogółu czytelników i podobnie jak w prasie kijowskiej znany historyk Ukrainy, Antonowicz, zarzucają autorowi istotne i rzekome błędy w przedstawieniu Chmielnickiego i Wiśniowieckiego oraz najrozmaitsze inne uchybienia.

Antonowicz W, Polsko-russkija sootnoszenija XVII w. w sowriemiennoj polskoj prizmie; Głos obcy o „Ogniem i mieczem”, „Kraj” 2 VI 1885, nr 22, s. 22.

Prym w atakach wiedzie „Prawda” piórem zarówno samego redaktora, jak korespondentów z prowincji, Fr. Gawrońskiego i in. Pod pretekstem zwalczania przesadnego kultu Sienkiewicza i jego powieści, Świętochowski w ca­łym roczniku 1884 rozprawia się z redaktorem „Słowa”, przy czym jego wycieczki nieraz mają ton wyraźnie napastliwy.

Już więc w nrze 5 (s. 54) korespondent krakowski, wspominając o bra­ku felietonów w „Czasie”, dorzuca ironicznie, iż dziennik „z tego powodu miał podobno prosić p. Sienkiewicza o napisanie jeszcze czwartego tomu Ogniem i mieczem”. W nrze 47, omawiając album Wisła, Świętochowski podrwiwa z listu Sienkiewicza zawierającego wiadomość, iż zajęty Potopem nie mógł wziąć w wydawnictwie udziału: „Takich «perełek», godnych druku, jest mnóstwo. Za to zewnętrzna strona i rysunki bardzo piękne, a co dziwne, nie ma w nich ani jednego widoku [!] z powieści Ogniem i mieczem” (s. 56). W numerze przedostatnim (51, s. 609) jest następująca notatka: „Od nowego roku w «Słowie» warszawskim i w «Czasie» krakowskim zacznie wychodzić tegoż autora Potop, w którym również połączą się geniusze Homera, Dante­go, Shakespeare’a i Mickiewicza, czyli: objawi się jeden geniusz p. Sienkiewi­cza”.

Złośliwostkom tym towarzyszą kilkakrotnie równie napastliwe uwagi o potknięciach Sienkiewicza w stosowaniu języka ukraińskiego. Rozpoczyna je notka pt. Ścisłość autorska (nr 3, s. 36) w Kronice bieżącej, kontynuuje duży przypis F. Gawrońskiego do artykułu Świętochowskiego (s. 379), kończy zaś drwiąca uwaga w recenzji miesięcznika kijowskiego, głosząca, iż „komiczne błędy w tej cudackiej epopei […] dowodzą wszakże, że twórca nie zna abecadła etnografii narodu, o którym pisze” (nr 36, s. 427).

Do tych napaści, częściowo pióra Świętochowskiego, dochodzą trzy jego wypowiedzi dalsze. Pierwsza z nich (nr 8), w rubryce Liberum veto jest atakiem na „rozbrykaną” bezczelność „Niwy” i innych pism, broniących Sienkiewicza. Końcowa uwaga ukazuje bez osłonek, o co redaktorowi „Prawdy” chodziło: „Chociaż p. Sienkiewicz tyle złożył nam dowodów swej «bezstronności», że jednego razu nas zwymyślał w «Słowie», a drugiego — zamieścił cudze wymyśla­nie — i chociaż cała jego publicystyczna działalność jest dla nas wstrętna, przy­znamy zawsze, że jest to powieściopisarz bardzo zdolny i pozostawi w literatu­rze utwory bardzo piękne” (s. 93). Wypowiedź druga (nr 13, s. 151) zawiera ostrą recenzję odczytów Tarnowskiego, ocenionych jako „blaga”, i kończy się wyrazami rzekomego współczucia dla Sienkiewicza, któremu pochlebna kryty­ka złą wyświadcza przysługę. Wypowiedź wreszcie trzecia, wywołana notatką Tarnowskiego o zmianach w drugim wydaniu Ogniem i mieczem, raz jeszcze piętnuje „koteryjną chwalbę, amerykańską reklamę, durzenie i gwałcenie opi­nii” przez profesora z Krakowa i innych wielbicieli powieści (nr 46, s. 548).

Wszystko to jednak stanowi tylko harce w stosunku do uderzenia czoło­wego, tj. ogromnego artykułu Świętochowskiego pt. Henryk Sienkiewicz (Litwos). Artykuł ten w sześciu rozdziałach zawiera charakterystykę człowieka i pisarza, jego zaś sens występuje już w rozważaniach wstępnych na temat młodzieńczych utworów Sienkiewicza: „Przedstawiają nam one całego niemal przyszłego autora cenionych nowel i świętego w litanii stańczyków” (s. 317). Co to znaczy, wyjaśnia rozdział IV: „Jeszcze po powrocie z Ameryki Sien­kiewicz przez pewien czas farbował się na czerwono, jeszcze w fejletonach drwił z tych, którzy wstrzymują ociężale u nas wlokący się rydwan postępu”, rychło jednak stał się „redaktorem «Słowa», filii banku stańczykowskiego”, co tłumaczy się po prostu tym, że „albo sprzedał swe nazwisko na szyld towa­rzystwu akcyjnemu, nie troszcząc się i nie dbając wcale, co ono pod jego fir­mą wyrabia, albo też godzi się z całym tym klerykalno-szlacheckim towarem” (s. 352). Świętochowski bez wahania przyjmuje za pewnik przypuszczenie pierwsze i ma nawet dlań uzasadnienie literacko-psychologiczne. „Sienkie­wicz jako redaktor stańczykowskiej gazety, jako autor fejletonowych wycie­czek przeciw postępowi, czuł, że na giełdzie liberalnej jego papiery spadają, więc po niefortunnej próbie wynalezienia «postępu zdrowego», usiłował od­zyskać popularność lat młodych i napisał Bartka Zwycięzcę” (s. 353). Ponie­waż nowela zawiodła, „trzeba więc było dać pokój tej strunie i uderzyć w inną, do której palce dawno się rwały; trzeba było wyśpiewać chwałę szlachty” (s. 354). Kropką nad i tego ujęcia, pomawiającego Sienkiewicza o prostytucję literacką, jest godna Świętochowskiego informacja: „Autor otrzymał nieby­wałe u nas honorarium, bo podobno sięgające 8000 rb” (s. 365).

Do tak w maglu redakcyjnym spreparowanego wizerunku handlarza włas­nym talentem dorzucił Świętochowski sporo uwag o nowelach Sienkiewicza i o jego pierwszej powieści historycznej. Niektóre z nich są rozbrajająco płyt­kie i naiwne, inne głębokie i trafne. Wszystkie jednak zmierzają do jednego celu, do obniżenia entuzjazmu wywołanego pojawieniem się powieści. For­muła ostateczna „Posła Prawdy” uderza swą perfidią: Sienkiewicz jest dlań pomysłowym uczniem mistrzów, których znakomicie umie podpatrzeć, stąd nawet wtedy, gdy tworzy postaci tak niezwykłe jak Zagłoba, jest to zasługa doskonałych modeli, w tym wypadku Szekspirowskiego Falstaffa.

Taką oto karykaturą Świętochowski, poczytywany wówczas za wyrocznię, uraczył swych czytelników, którzy się nie orientowali, jak małym człowie­kiem i pisarzem był ten namiętny publicysta.

Sienkiewicz, który z zarzutami Prusa, merytorycznie bliskimi uwagom Świętochowskiego, ale utrzymanymi w tonie przyzwoitym, rozprawi się do­piero w r. 1889, w odczycie O powieści historycznej, gdzie zresztą nie wy­mieni autora Placówki po nazwisku, na atak „Prawdy” i jej redaktora zare­agował pogardliwym milczeniem.

Jak dotkliwie jednak odczuwał napaści przeciwników, świadczy jego ko­respondencja. Szczególnie wymowny jest list z 16 VII do „towarzysza nie­doli”, tj. Stanisława Tarnowskiego, wyjaśniający, dlaczego pisarz zwrócił się ku przeszłości:

„Za to [chodzi o zimne kąpiele w Nałęczowie] ponieważ nie czytałem żadnych gazet i nie byłem w zetknięciu z Warszawą, nie wiedziałem o tych wszystkich abreibungach i halbbadach, które sprawiano mi za Ogniem i mie­czem. Teraz dopiero słyszę o tym trochę, ale godzę się z losem, zwłaszcza po odebraniu słów zachęty ze strony Szanownego Pana Profesora. Przypusz­czam, że «oblewania» zniósłbym dość filozoficznie, ale czego istotnie było mi trzeba, to zachęty od kogoś tak kompetentnego jak Sz[anowny] Pan, gdyż łatwo to zrozumieć, że porwawszy się na rzecz większą, nieraz przyj­dzie człowiekowi zwątpić o sobie. Materiały przygotowywałem dość staran­nie i od dość dawna, ale nie miałem pewności, czy potrafię należycie w spo­sób powieściowy z nich skorzystać. Niewola tatarska była tylko przygrywką do powieści tego rodzaju, jak Ogniem i mieczem — inna bowiem rzecz dać obrazek, a inna radzić sobie z historią i życiem dawnym, którego szczegóły i rzeczywistość trzeba odtwarzać. A tak by mi się chciało pozostać na tej dro­dze, bo tam wszystko takie wyraźne i wielkie w przeciwstawieniu do marno­ści życia dzisiejszego. Sam pierwszy, i może na szczęście dla mnie, uczułem niesmak do nowelek, do bohaterów liliputów, do rozczulania się na kwincie cienko brzmiącej, do swoich i cudzych utworów tego rodzaju. Powiedziałem więc sobie: jam satis!, i próbuję na inną nutę. A jeśli, co niewątpliwa, znajdą się tacy, którzy będą utrzymywać, że Ich singe viel zu grob, to mniejsza o to, bylem sam miał przekonanie i usłyszał potwierdzenie od ludzi, co się na rze­czy znają, że robię dobrze. Dlatego za serdeczne «Szczęść Boże!» przesyłam również serdeczne «Bóg zapłać!» i zabieram się do roboty z nową otuchą”.

Tarnowski St., L 2; Listy, t. V, cz. 1, s. 535-537.

Niedostępny natomiast jest dzisiaj list, zawierający uwagę o recenzentach warszawskich: „Czego ta psiarnia chce ode mnie? — to, żem porządną powieść napisał?”.

M.K., Wśród skarbów przeszłości [o listach anonimowych w zbiorach K. Kierskiego], „Ku­rier Literacko-Naukowy” 21 XII 1936, nr 51, dod. „I.K.C.”.

Opinia Witkiewicza. Istotne przyczyny powodzenia Sienkiewi­cza przedstawił najprecyzyjniej w kilkanaście lat później St. Witkiewicz, gdy na kartach wstępnych swego studium o Juliuszu Kossaku (1900, s. 4-8) tak rzecz ujmował:

„Taką chwilę przeżyło nasze społeczeństwo, kiedy w nie ukołysany jeszcze wir, zatoczony przez ruch pozytywistyczny, Sienkiewicz rzucił swoje Ogniem i mieczem.

Oprócz tej warstwy społeczeństwa, która w nowym ruchu udziału nie bra­ła, która nie pracowała nad odbudowaniem z nowego materiału zdruzgotanego gmachu ducha — wszystko zresztą stanęło zdumione.

Autor Szkiców węglem, Janka Muzykanta, Bartka Zwycięzcy, autor mnó­stwa felietonów, w których wołał o postęp, o światło, w których przetrze­pywał zdziurawioną przez mole tradycję, ten, który nie wierzył, żeby «wóz społeczny tak leciał w przepaść, żeby pod jego koła trzeba było podkładać dokumenta wymagane u kanoniczek», ten człowiek z Teki Worszyłły zawrócił nagle w miejscu i poszedł, jak się zdawało, na przełaj ruchowi, do którego w tak znacznej mierze się przyczynił.

Zdziwienie, a nieraz oburzenie było powszechne. I nie tylko obozy lite­rackie, nie tylko kółka młodzieży, nie tylko pisma pozytywistyczne, nawet ludzie, którzy wiedzieli o zamiarze Sienkiewicza napisania powieści histo­rycznej, mieli chwilę rozterki i ciężkiego z nim nieporozumienia…

Po chwilowym zwątpieniu […], po gwałtownych krytykach […] opowiada­nia zaczęto słuchać z przyjemnością, co przyszło tym łatwiej, że brzmiało ono niekiedy z porywającą siłą, życiem i fantazją. Z tych kart buchnęła nagle ży­wiołowa siła plemienna; spod całego samokrytycyzmu, pozytywizmu, pracy organicznej odezwało się silne i czyste echo tych samych drgnień duszy, tego samego sposobu przejawiania uczuć, tego samego wyrazu na ból i radość, na rozpacz i szczęście.

Społeczeństwo, które przez kilkanaście lat usiłowało wyjść z siebie, któ­re miało tylko «socjalne» dążenia, które goniło za nowymi pojęciami, hasła­mi, często po prostu za wyrazami z Zachodu, które zdawało się zapominać «na ustach wyrazu», nagle uświadomiło swoją szczególną odrębność, odnala­zło w swojej duszy treść wspólną z tymi, którzy poprzez zmienne losy dziejów kładli kości «jako sztandar wojsk zatraconych». I co ważniejsze, ta warstwa społeczeństwa, która była tylko skibą odwróconą pod zasiew przyszłości, którą z tradycją szlacheckiego wszechwładztwa mogła wiązać tylko tradycja niewoli i wyzucia z praw ludzkich — ta warstwa znalazła w tych książkach również wyraz swojej duszy — lud czyta je i czuje w nich tętno swego serca.

Jeden ze strumieni myśli narodowej, wyparty z łożyska przez zbieg wy­darzeń, wracał doń, osadzając muł użyźniający, zebrany po obcych brzegach i grający szumem fal dobrze znanych”.

Rzecz godna uwagi, że z tego samego stanowiska zareagował na Potop Ste­fan Żeromski, dwudziestoletni student, gdy zestawiał Sienkiewicza i Matejkę jako „ludzi jednej miary”, o powieści zaś mówił, że „jest wielką pieśnią naszej przeszłości, jest zbiornikiem treści egzystencji naszej politycznej, jest fotogra­fią ducha narodowego nie w danej epoce, lecz w ciągu całego istnienia”.

Żeromski S., Dzienniki, Warszawa 1954, t. 2, s. 440, 441.

Miesięczny pobyt w Ostendzie. Sienkiewicz wybiera się do Szwecji (zapewne w związku z zamiarem zdobycia materiałów do Potopu, którego pomysł wraz z tytułem powziął już z początkiem r. 1884), ze wzglę­du jednak na trudności komunikacyjne z podróży tej rezygnuje i kilka tygodni, od 29 VI do 30 VII spędza w Ostendzie, skąd zamierza wyjechać do Za­kopanego.

Smolka St., L 15; Listy, t. V, cz. 1, s. 54. — Wolff A. R., L 4; tamże, t. V cz. 2, s. 407-409. — Chłędowski K., Pamiętniki, Wrocław 1951, t. 2, s. 66. — Sienkiewiczowa M. z Szetkiewiczów, L 9; Listy, IV cz. 1, s. 66, 67. — Tarnowski St., L 1, 2, tamże, t. V cz. 1, s. 532-537.

Choroba żony. Wskutek złego stanu zdrowia żony Sienkiewicz wy­jeżdża z nią do Reichenhall (mieszka w willi „Lutzenberger”) i przerabia tam, kończąc pracę zaczętą już w Ostendzie, zakończenie Ogniem i mieczem.

„Posyłam początek zakończenia powieści […]. Z drukowanego poprzed­nio zakończenia nie pozostanie nic od s. 729, którą załączam. Epilog będzie również nieco zmieniony”.

Wolff A. R., L 5, 6; Listy, t. V cz. 2, s. 409, 410, cytat s. 409.

„Powieść Ogniem i mieczem jest istotnie nieco powiększona, ale nie tyle, żeby warto było wypisywać na tytule. Najlepiej będzie napisać na drugim wydaniu: przejrzane przez autora.

Szkoda, że cenzura nie pozwoliła dodać mapki — ale trudno!

Szkoda również, że nie napisaliście mi, kto robił korektę. Chodzi mi głów­nie o tom III, którego sam nie miałem czasu przejrzeć”.

Wolff A. R., L 6 (23 VIII); Listy, t. V cz. 1, s. 410, cytat.

Warunki życia w uzdrowisku bawarskim ukazuje list do poznanego tam ziemianina spod Warszawy, Wł. Mysyrowicza, i jego matki.

„Zdrowie jej [żony] polepsza się z wolna i byłoby już wcale nieźle, gdyby nie owo małe zapalenie, którego nabawiła się w Warszawie. Była to rzecz niby nic nie znacząca, ale ślady są dotąd. — Pokazuje się, jak niebezpiecznie jest wracać zbyt wcześnie, a zwłaszcza jak jeszcze niebezpieczniej uważać chwilowe polepszenie za stanowczy powrót do zdrowia i narażać się przez nieuwagę. Z tego powodu nie puszczą jej przez zimę — a prawdopodobnie wyszlą z Meranu do San Remo…

Z Reichenhall dość jesteśmy kontenci. Powietrze tu nader łagodne — i co lepsze, pogoda stała. Od czasu do czasu robię wycieczki dalsze piecho­tą. Byłem w Berchtesgaden i w Koenigssee; zajęło mi to cały dzień. Na dłużej nie mogę się oddalać, gdyż zdrowie żony mojej wymaga bardzo starannej i czujnej opieki […].

Odwiedziłbym Pana kochanego najchętniej, ale nie mogę żony zostawić samej, tym bardziej, że jest mocno podrażniona nerwowo; zwłaszcza w nocy boi się wszystkiego. Nie mogę nawet drzwi zamykać od swego pokoju, bo za­raz nie śpi”.

List do Wł. Mysyrowicza z 13 sierpnia 1884, Listy, t. III, cz. 2, s. 203, 204, cytat. — „Myśl Narodowa” 12 VI 1938, nr 26.

Praca nad Potopem. Już 14 stycznia Sienkiewicz pisał do Tar­nowskiego: „Po skończeniu roboty [Ogniem i mieczem] i po dobrym wypo­czynku zabiorę się do epoki następnej, to jest do czasów wojen szwedzkich, moskiewskich, tatarskich, Rakoczego itd. Ta druga zamierzona powieść bę­dzie nosiła tytuł: «Potop»”. Po powrocie z Reichenhall Sienkiewicz rozpo­czyna pracę nad nią, jak dowodzi list do J. Miena z odmową współudzia­łu w wydawnictwie „Wisła”, z dn. 1 X, umotywowaną zajęciem się nowym dziełem. Z końcem miesiąca jednak, za wskazówką lekarzy, może Chałubiń­skiego, redaktor „Słowa” odwozi żonę do Meranu (willa „Aders”), po czym wraca do Warszawy, zaalarmowany jednak jej listami, wyjeżdża tam ponow­nie, by towarzyszyć jej, z małymi przerwami, aż do jej zgonu jesienią roku następnego. Pielęgnowanie dogorywającej gruźliczki, konieczność podołania ogromnym wydatkom, intensywna praca nad Potopem, utrzymywanie wresz­cie kontaktu z dziennikiem, którego fikcyjny redaktor obowiązków swych spełniać nie może, wszystkie te sprawy przewijają się zarówno w korespon­dencji samego Sienkiewicza, jak w wypowiedziach jego żony, w jej listach do matki i siostry:

„…spieszyłem już jednym tchem do Meranu, gdzie oczekiwał mnie przy­kry zawód, znalazłem bowiem żonę nie w tak pożądanym stanie zdrowia, jak sobie z jej listów wyobrażałem”.

Tarnowski St., L 1; Listy, t. V cz. 1, s. 534. — Smolka St., L 16; tamże, t. V cz. 1, s. 54-56, cytat na s. 55. — Szetkiewiczowie K. i W, L 12-16; tamże, t. V cz. 1, s. 186-189. — Wolff A. R., tamże, t. V cz. 2, s. 406, 407.

„Henio pisze, cierpi na głowę i narzeka na zimno […]. Dziś rano obudzi­łam się wyspana, wchodzi Henio: «Jak się masz, aniołku, jak się masz, różanku». On, Mateczko, taki: powiedzieć, że spałam, to jeszcze po rękach całuje, a kiedy się dowie, że nie spałam, to nawet nie pogładzi, bo zły…

«Gegenwart» dała p. Lola do przeczytania dr Rochelt, ten dał innym i te­raz w «Meraner Zeitung» wyszła wzmianka, że w naszym mieście bawi sław­ny autor Mit Feuer und Schwert Sienkiewicz, a jednocześnie członkowie kur­hauzu przysłali bilet wejścia na całą zimę. Henryk zły, bo trzeba dziękować […]. Utrapieniec wybiera się za rok na polowania do Meksyku i tłumaczy, że to czysta korzyść. Zrazu byłam za tym, a teraz zaczynam się bać i życzyć źle Tatarowi [tj. Abakanowiczowi, autorowi tego pomysłu]”. Dopisek Sienkiewicza: „Najnowszy dowcip Mańci. — Ja: Pojedziem do Meksyku. Powiozę cię pod zwrotnik Raka. Ona: A ja zrobię z ciebie koziorożca”.

Szetkiewiczowie K. i W, L 13; Listy, t. V, cz. 1, s. 188.

„Przyślijcie mi, jak będziecie mogli najprędzej, pod opaską Pamiętniki Pa­ska i Iliadę w przekładzie Popiela. — Pierwsza z tych książek jest mi potrzebna do pisania, a drugą czytuję stale i zawsze, gdy coś większego piszę”.

Wolff A. R., L 7; Listy, t. V, cz. 1, s. 410-412.

„Mnie się zdaje, że nowa powieść b. piękna i nic do Ogniem i mieczem niepodobna. Utrapieniec kaprysi, że nie taka, jak on chce”.

Maria Sienkiewiczowa z Szetkiewiczów do siostry, 26 XI.

Maria Sienkiewiczowa do matki: „Tymczasem Wielki-umysł pracuje nad nową powieścią i już 2 i pół tomu namachał. Mnie się bardzo podoba to, co już znam, a kapryśnik się krzywi, ale już się wpisał i ça ira. Wyobrażam sobie, jak mnie różne panie i krytycy radzi by w łyżce wody utopić, faktem jest, że moje choroby stoją ciągle na zawadzie pracom męża. Tak, ale cóż ja na to poradzę […].

Jechać do Cannes? Czy dlatego, żeby drożej płacić i nie mieć Polaków? Nie mam zamiaru, żeby moje podróże pochłonęły ogromne zarobki Henry­ka”.

Maria Sienkiewiczowa z Szetkiewiczów do siostry, 3 XII.

„Mój mały pisze rankami, po śniadaniu wychodzi, wieczorem tkwi przy Mańci, jodynuje pleczki, wietrzy, w nocy znowu pisze”.

Maria Sienkiewiczowa z Szetkiewiczów do siostry, 26 XI.

„Po śniadaniu Henio w najlepszym humorze idzie chodzić, najczęściej w letnim płaszczu, i chodzi do zmroku […]. Kapryśnik, jak w usposobieniu, to gada, a nie, to idzie palić niby. Oto nasz dzień bez odmiany”.

Maria Sienkiewiczowa z Szetkiewiczów do siostry, 3 XII.

„Być bardzo może, że już na Wilię ukaże się w «Słowie» powieść, bo bie­daczysko skrobie co rano i wieczór i już sporo namachał”.

Maria Sienkiewiczowa z Szetkiewiczów do siostry, 7 XII.

„Henryk na gwałt przepisuje i poprawia to, co napisał, żeby na Wilię 24 grudnia wyszło jednocześnie w «Słowie» i «Czasie»”.

Maria Sienkiewiczowa z Szetkiewiczów do siostry, 13 XII.

W związku z propozycją redaktora „Dziennika Poznańskiego”, ks. Kanteckiego, pragnącego Potop drukować w tym piśmie, Sienkiewicz precyzuje redakcji „Czasu” swoje warunki:

„Będę się starał posłać Wam znaczną część rękopisu, tak, abyście na Wilię mogli zacząć. Jednocześnie jednak zacznie i «Słowo», gdyż nie mogę go bezwzględnie pozbawić nawet współczesności. Honorarium niech wynosi 2500 złr, jeśli «Kurier» będzie drukował, a 3000, jeśli nie będzie.

Prawdopodobnie wyjadę w ostatnich dniach grudnia do San Remo, obli­czyłem się zaś tak, że tego, co mam, stanie mi tylko do Bożego Narodzenia. Mam nadzieję, że koło 15 grudnia prześlę Wam już w całości I tom lub znacz­ną jego część — zależeć to będzie od jego wielkości. Sam jeszcze nie wiem, czy się w czterech tomach pomieszczę”.

Smolka St., L 17 (18 XI); Listy, t. V cz. 1, s. 56, 57.

„Rękopism odbierzecie zaraz po tym liście, więc jutro lub pojutrze. W miarę jak będę przepisywał, będę przesyłał po 10 lub mniej kartek choćby co dzień […]. Mam napisanych dwie trzecie tomu I, ale pragnąłbym jeszcze bardziej odskoczyć, bo [druk] zaczyna się wcześniej, niżem myślał”.

Smolka St., L 18; Listy, t. V cz. 1, s. 57. — Mien J., L (1 X 1884), tamże, t. III, cz. 2, s. 73, 74.

Nieporozumienia ze „Słowem”. Wydawcy „Słowa” piszą do Sienkiewicza „głupio-sentymentalne” listy z powodu rzekomego krzyw­dzenia dziennika warszawskiego przez uprzywilejowanie innych przy druku Potopu. Wśród wynikłych stąd nieporozumień Sienkiewicz zgłasza rezygnację ze stanowiska redaktora, rezygnacji tej jednak nie przyjęto.

Smolka St., L 18; Listy, t. V cz. 1, s. 57. — Maria Sienkiewiczowa z Szetkiewiczów do mat­ki, 28 XII.

Sienkiewicz H. il. do Potopu rys. J. Kossak

Sienkiewicz H. il. do Potopu rys. J. Kossak

Druk Potopu, zapowiadany w „Słowie” 2 i 22 XII, rozpoczyna się tam 23 XII 1884, nr 292, i trwa do 10 IX 1886, nr 201. — W dzień później, 24 XII, rozpoczyna się w „Czasie” i trwa do 2 IX 1886, nr 200. — W dn. 25 XII pierwszy odcinek powieści ukazuje się w nrze 207 „Dziennika Poznań­skiego” i trwa do 7 IX 1886, nr 204.

Wydanie Pism. Gebethnerowskie wydanie zbiorowe przynosi tomy I-IV w wydaniu czwartym; dopełnienie ich stanowią tomy VI-IX, tj. Ogniem i mieczem w „wydaniu drugim, poprawionym”, mającym nowe ujęcie roz­działu ostatniego.

Bartek Zwycięzca na scenie. Teatr w Łodzi wystawia nowelę w przeróbce J. Łętowskiego.

„Dzień Łódzki” 1884, nr 229.

1885

Praca w Meranie nad Potopem. — „Mój utrapieniec przy swojej pracy ma częste bóle głowy i jest wówczas bardzo blady, co mnie moc­no niepokoi. On się tu w Meranie nudzi, ale przypuszczam, że w San Remo będzie jeszcze gorzej”.

Maria Sienkiewiczowa z Szetkiewiczów do matki, 11 I.

Kłopoty z „Dziennikiem Poznańskim”. „Księża z «Ku­riera Pozn[ańskiego]» kręcą z zapłatą; teraz, kiedy już zaczęli drukować, bła­gają, że umówione 10 f [enigów] za drogo, a kiedy pisał przed paru tygodnia­mi, ani wspomniał o cenie”.

Maria Sienkiewiczowa z Szetkiewiczów do siostry, 4 I.

Miesięczny pobyt w San Remo. Od połowy stycznia do po­łowy lutego pobyt w San Remo, przerwany trzęsieniem ziemi. Ok. 25 I Sien­kiewicz „znowu zasiadł do pisania i dowodzi, że przy tym słońcu raźniej idzie”.

Maria Sienkiewiczowa z Szetkiewiczów do siostry, 25 I. — „Czas” 31 I 1885, nr 25.

Pracę nad powieścią urozmaicają rozrywki, jak obserwowanie miejscowe­go karnawału, spacery i wycieczka do Monte Carlo, które Sienkiewicz odwiedzał już w r. 1884, w którym jednak teraz ostrożnie grywa. — „…jutro sobota — jadę z moimi stoma frankami do Monte Carlo. Zeszłym razem wygrałem 120, a zatem nie będę już grał za swoje. Koncert pyszny i osób najgorsze­go prowadzenia się i najlżejszej treści jak wody. Być może, że od pierwszego — wedle projektu Mańci — przeniesiemy się do Mentony. Mała zresztą daleko zdrowsza […], choć jeszcze niezupełnie dobrze”.

Sienkiewicz do K. Szetkiewicza, dopisek na liście żony; Listy, t. V, cz. 1, s. 190.

Mentona. „Wczoraj pociąg wiozący Lucypera z całym dworem przeje­chał pod ziemią w San Remo, pod hotelem «Beau Séjour», czyli doświadczyli­śmy po raz drugi trzęsienia ziemi, skutkiem czego — nie chcąc czekać na trze­cie — przenieśliśmy się dziś do Mentony”.

Smolka St., L 19 (18 II); Listy, t. V, cz. 1, s. 58. — „Czas” 1885, nr 44, s. 3.

Praca nad Potopem. „W Mentonie zostanę jeszcze od daty dzi­siejszej [19 II] przez dwa tygodnie do piętnastu dni, a ponieważ nie wiem, czy następnie przeniesiemy się do St Raphaël czy do Antibes, czy może z na­staniem ciepłych dni wrócimy do Meranu, zatem nie zwlekajcie z posyłką [reszty honorarium za trzecie wydanie Ogniem i mieczem]…

Potopu t[om] pierwszy skończy się już zaraz. Całość obejmie może do pię­ciu lub cztery duże. W każdym razie nie przypuszczam, żeby rzecz mogła pomieścić się w rozmiarach Ognia i miecza.

Czy nie posiadasz Szan[owny] Pan czasem Rycerza Lizdejko [H. Rzewu­skiego] — albo może potraficie go dostać skądinąd? Jest to powieść z czasów wojny szwedzkiej, tak jak i Potop — więc chciałbym ją koniecznie odczytać, bo czytałem jeszcze będąc w gimnazjum. Wielką oddalibyście mi przysługę, gdybyście mogli jakkolwiek to dostać i przysłać mi choćby tylko na czas pe­wien.

Występują tam Radziwiłłowie, ale w zupełnie innym świetle niż u mnie — owóż chciałbym się przekonać, czy to jacy Radziwiłłowie fantastyczni, czy też rzeczywistych kreował Rzewuski na bohaterów, na co — mówiąc nawia­sem — nie zasługują zgoła.

…postarajcie się o Rycerza. W czytelniach znalazłby się z pewnością, np. u ta­kiego Frühlinga, który pewnie nie robiłby trudności ze sprzedażą”.

Wolff A. R., L 8; Listy, t. V, cz. 2, s. 413, 414.

Warunki życia i pracy w Mentonie odtwarza list do teścia z 2 III:

[Mentona, 2 marca 1885]

„Kochany Ojcze! Łączę swoje życzenia z życzeniami Maryni i życzę Kocha­nemu Ojcu wszystkiego najlepszego. Mańcia niespokojna, że listów z domu nie ma, a ja myślę, że chyba jaki przepadł w drodze.

W Mentonie jesteśmy już kawał czasu i nieźle nam jest — tylko mnie ciągle głowa boli i utrudnia mi pisanie. Tom I już skończyłem. Będzie teraz z 10 dni przerwy w «Czasie», żebym się mógł odbić naprzód, a trzeci dzień odpoczy­wam i nic nie robię.

Kwiecień się zbliża — robimy rozmaite projekta, gdzie jechać, jak się tu za­czną gorąca. Skończy się na Meranie, z którego ja pewnie wrócę na jaki miesiąc do Warszawy, bo mi się już i paszport kończy. — Latem dobrze by było, gdybyśmy się mogli zebrać w Zakopanem, ale to jeszcze daleka historia.

Z bronchitą Maryni jest lepiej, ale katar żołądka jej nie przechodzi, cho­ciaż robimy wszystko, co można. Trochę jest jednak i w tym polepszenia. Zalecono jej bardzo mleko ośle, którego na próżno szukaliśmy w San Remo razem z Tymowskim. Tu znaleźliśmy, a raczej wskazał nam drogę Irlandczyk mieszkający w tym samym hotelu. Drogie to jak co dobrego, półtora franka szklanka. W ogóle wszystko tu drogie, ale różnicy z San Remo nie ma.

Pogoda w tej chwili nieszczególna, jednakże nawet letniego okrycia nie można nosić, bo za gorąco. Nic na świecie nad Arcachon, ale nie pojedzie- my, bo za daleko od całego świata — zresztą trzeba by i małą [znajomą pannę] ze sobą trębalić i płacić za nią, bo jej pieniądze nigdy na czas nie przychodzą.

Miałem list od Wolffa, któren zrobił ze mną ugodę o III wydanie Ognia i miecza. Donosi mi, że Potop drukuje się w «Zywopisnom Oboźreniu» — i przysyła dwa numera na dowód oraz namawia, żebym przeciw temu wy­stąpił. Być może, że to uczynię zarazem o obie powieści, bo Ogniem i mie­czem toż samo pismo dopiero co ukończyło.

Ciężka to rzecz podróżować i pisywać po hotelach, bez żadnych resur­sów umysłowych — i ciarki mnie biorą, gdy pomyślę, że jeszcze trzy tomy trzeba nabazgrać i żyć ciągle tymczasowym życiem. Gdyby nie to i nie bóle głowy, byłoby tu przyjemnie. Kiedy w niedzielę przy pięknej pogodzie zawio­zę Marynię do Nizzy, bo to stąd godzina drogi. Ale trochę czasu nie mam — bo «Czas» następuje mi na pięty i spod pióra drukuje. Straciłem dużo czasu na podróż tu i dlatego mnie dogonili.

Pójdę dziś na pocztę pytać, czy nie ma jakich listów poste restante. Adres nasz: «Hôtel de Paris». Zdaje się, że stanowczo lepiej adresować na Berlin i Paryż.

Ściskam Kochanego Ojca — Matki ręce całuję. — Czy też Henio urósł wedle miary na drzwiach? a mała czy już co mówi? Oboje z Marynią bardzo już wyglądamy wiadomości.

Henryk Sienkiewicz”

Szetkiewiczowie K. i W, L 19; Listy, t. V, cz. 1, s. 191-193.

Uzupełnienie dokumentu poprzedniego przynosi list do Smolki:

„Posyłam początek tomu drugiego, a zarazem propozycję, czybyście nie mogli wprowadzić do odcinka interlinij. Mówią, że za mało dajecie — w ten sposób zamknęlibyście usta narzekającym, bo gdy są interlinie, daje się mało, a wydaje się, że to dużo. Wygląd pisma na tym zyskuje. Wy zyskuje­cie, bo Wam powieść za tę samą cenę na dłużej wystarczy. Na koniec zyskuję i ja, bo nie będziecie mnie tak gonić. Faktycznie odcinek «Czasu», nawet nie przechodzący na drugą stronę, jest tak duży, że nie podobna wydążyć, zwłasz­cza gdy z powodu podróży zajdzie jaka przerwa w pisaniu. Zwracam Pańską uwagę, że wszystkie niemal pisma używają interlinij, a nawet przy tym i od­miennego, grubszego druku.

W każdym razie teraz będę przesyłał więcej, bo chciałbym się znacznie wysunąć naprzód ze względu na czekającą mnie podróż do Meranu, z odpoczynkami w drodze dla żony potrzebnymi. Zajmie to ze cztery, pięć dni, a nastąpi za jakie dziesięć lub dwa tygodnie.

Odwiózłszy żonę wracam do Warszawy, ale nie wiem jeszcze, czy o Kra­ków zawadzę. Chwała Bogu, że ma się teraz lepiej, a przez to i moja głowa mniej skłopotana”.

Smolka St., L 14; D 56, s. 136 (zaopatrzony w fałszywą datę 12 marca 1884 r., pochodzącą zapewne od samego Sienkiewicza); Listy, t. V cz. 1, s. 52, 53.

Powrót z Mentony do Meranu 24 IV „…teraz, kiedyśmy tu przyjechali, musi Henio kilka dni pozostać, żeby zrobić nowy zapas pisania…”.

Maria Sienkiewiczowa z Szetkiewiczów do matki, 24 IV

Wyjazd przez Kraków do Warszawy. Pozostawiwszy żonę w Meranie, Sienkiewicz 7 V wyjeżdża do Krakowa, gdzie bawi dni kilka, za­sypywany „nerwowymi” listami chorej, żądającej powrotu do kraju.

Maria Sienkiewiczowa z Szetkiewiczów do matki, 6 V, i do męża, 13 V. — „Czas” 12 V 1885, nr 107.

Źródła Potopu. Z Warszawy Sienkiewicz pisze 18 VI do nieznane­go adresata z Częstochowy (Bronisława Grabowskiego) list z informacjami o źródłach swych powieści historycznych. Dla Potopu podaje następujące:

„Do wojen szwedzkich: Pamiętniki Paska. Pufendorf (główne źródło) Caroli Gustavi Gesta. — Michałowski […]. Księga pamiętnicza. De Noyers Lettres. — Medeksza Księga pamiętnicza. — Gigantomachia p. Augustyna Kor­deckiego. — Galeria nieświeska — Żywot ks. Janusza Radziwiłła Kotłubaja — Pamiętnik — Bogusława Radziwiłła. — Jemiołowski — Pamiętnik, Albrecht Radziwiłł — Pamiętnik. — Kochowski Rudawski — Kronika. — Łoś — Pamiętnik. — Z nowszych rzeczy: Historia wyzwolenia Rzplitej Walewskiego, prof. Uniw. Krak. — Plebański — Jan Kazimierz i Maria Ludwika. — Kalicki Bernard — Bogusław Radziwiłł. — Droysen — Trzydniowa bitwa pod Warszawą (po nie­miecku etc.)”.

Grabowski B., Listy, t. V, cz. 3. s. 63-69.

Wyjazd do Reichenhallu. Po powrocie żony z Meranu Sien­kiewicz wyjeżdża z nią przez Trzebinię, Bogumin, Wiedeń 24 VI do Reichenhallu, gdzie — po dłuższym odpoczynku wiedeńskim — przybywa 30 VI.

Szetkiewiczowie K. i W, L 21 (25 VI, Wieden); Listy, t. V, cz. 1, s. 194, 195.

Pielęgnowanie chorej i praca nad powieścią. Pobyt w Reichenhall, gdzie lekarze stwierdzają końcowe stadia gruźlicy, trwa przez lipiec, sierpień i większość września. W pielęgnowaniu chorej dopomagają Sienkiewiczowi Dembowscy, w połowie sierpnia przyjeżdża, wezwana listem z 11 VIII, matka. Mimo tych warunków praca nad Potopem posuwa się i 15 IX tom III jest gotów:

„Przesyłam zakończenie tomu III dziś rano. Zona moja ma się stosunkowo lepiej i za kilka dni wyjeżdżamy do Falkenstein […]. Następny tom zacznie się najpóźniej 10 października — nie będzie więc przerwy dłużej nad 20 dni. Natomiast zakończenie niemal na pewno po Nowym Roku, co może będzie z korzyścią dla pisma”.

Smolka St., L 20 (15 IX); Listy, t. V, cz. 1, s. 58, 59.

Wyjazd do Falkenstein. 23 IX. „…od 23 jesteśmy już w tej no­wej stacji, która — dałby Bóg — aby mojej żonie na co przydać się mogła”.

Smolka St., L 21 (27 IX); Listy, t. V, cz. 1, s. 59.

Ostatnie dni i śmierć Marii Sienkiewiczowej. Li­sty Wandy Szetkiewiczowej do córki Jadwigi zawierają szczegółowe sprawoz­danie z ostatnich chwil umierającej i z zabiegów celem przewiezienia do War­szawy zwłok zmarłej 19 X. Sam Sienkiewicz na tydzień przez owdowieniem pisze do Smolki:

„Żonę moją doktorzy opuszczają i życie jej na dni się liczy. Wy więcej niż ktokolwiek rozumiecie, że siły mają swoje granice. Zrobię, co będzie w mocy mojej, ale lepiej niech będzie przerwa między tomami niż w biegu rzeczy. Dotąd jeszcze pracuję i zapas zwiększa się. To, co Wam posyłam, powinno na jakie dwa tygodnie wystarczyć. Czekajcie, by się zebrało choć na miesiąc, bo i tak krzyż to dla mnie prawdziwy”.

Smolka St., L 22 (12 X); D 56, s. 141, 142; Listy, t. V, cz. 1, s. 59.

Pogrzeb Marii Sienkiewiczowej. „W dniu wczorajszym zmarła w Falkenstein, blisko Frankfurtu nad Menem, Maria z Szetkiewiczów Sienkiewiczowa, żona zaszczytnie w naszej literaturze znanego Henryka Sien­kiewicza.

Jest to dla człowieka i dla pisarza cios niepowetowany; człowiek skupił w przywiązaniu do towarzyszki życia wszystkie szlachetne sercowe aspiracje, pisarz czerpał w niepospolitej inteligencji pokrewnej sobie indywidualności, w niezwykłym jej wykształceniu otuchę i coraz nowe bodźce do twórczości poetyckiej.

Śp. Maria była wzorem żony literata; oddana domowemu ognisku, umie­jąca zawsze stanąć na uboczu, a sercem i myślą podążająca za natchnieniem poety, pojmująca potrzeby fantazji i wyobraźni pisarza, przykuwała do siebie tą wyrozumiałością na wszystko, co się składa na indywidualność twórczego artysty. Pokój jej duszy!”

„Kurier Warszawski” 21 X 1885, nr 291a, s. 2 — „Kronika Rodzinna” 1885, nr 21.

„Śp. Maria z Szetkiewiczów Sienkiewiczowa, po długiej i ciężkiej choro­bie, w dniu 19 października 1885 roku przeniosła się do wieczności.

W głębokim żalu pozostały mąż z dziećmi i rodzina zapraszają krewnych, przyjaciół i znajomych na wyprowadzenie zwłok dnia 25 października, to jest w niedzielę, o godzinie 2 po południu z dworca kolei żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej na cmentarz Powązkowski”.

„Kurier Warszawski” 25 X 1885, nr 295, s. 4. — „Czas” 28 X 1885, nr 246.

„Wszystkim, którzy w dniu 25-ym raczyli zebrać się dla oddania ostatniej posługi śp. żonie mojej, Marii z Szetkiewiczów Sienkiewiczowej, a miano­wicie szanownemu duchowieństwu, krewnym, kolegom i przyjaciołom oraz wszystkim, którzy nazajutrz w dniu 26. zebrali się na nabożeństwie żałobnym w kościele pp. kanoniczek, składam niniejszym serdeczne «Bóg zapłać!» Hen­ryk Sienkiewicz”.

„Kurier Warszawski” 31 X 1885, nr 301a, s. 3.

Nekrolog w „Czasie” (21 X, nr 240): „Maria z Szetkiewiczów Sienkiewiczowa, żona Henryka Sienkiewicza, wczoraj d. 19 października za­kończyła życie w Falkenstein pod Frankfurtem.

Bolesna ta wiadomość wzbudzi żywe a głębokie współczucie w całym spo­łeczeństwie polskim, które tak szczery udział weźmie w nieszczęściu Sienkiewicza, jak gorącym, wyjątkowym udziałem darzy każdą jego nową kreacją.

Śp. Maria, córka Kazimierza Szetkiewicza i Wandy z Mineyków, urodziła się 20 września 1854 roku we wsi Hanuszyszkach w Trockim, od dawna należącej do rodziny Szetkiewiczów, a obecnie skutkiem ukazu z 10 grudnia znajdującej się w rękach rosyjskich. W dzieciństwie dotkniętą została wraz z całą rodziną ciężkim ciosem. Ojciec, który był w latach 1861-63 komisarzem do spraw wło­ściańskich, aresztowany w r. 1863, wywieziony został do Ufy, skąd przenoszono go do Belebeju, Riazania, wreszcie do Pskowa. Zimę 1866/7 przepędziła dwu­nastoletnia dziewczynka w Riazaniu, dokąd zjechała z matką i siostrą dla wspól­nego pobytu z wygnanym ojcem. — W roku 1868 dopiero zgromadziła się roz­bita rodzina w Warszawie, gdy ojciec otrzymał pozwolenie powrotu do kraju.

Odtąd mieszkali państwo Szetkiewiczowie stale w Warszawie, oddani z ca­łym poświęceniem starannemu wykształceniu córek, pod wpływem którego, jak również w podróżach za granicę z Warszawy przedsiębranych, rzadka, żywa inteligencja śp. Marii rozwinęła się tak niepospolicie.

Z przyszłym swym mężem poznała się pani Sienkiewiczowa za granicą w cza­sie chwilowego pobytu rodziców w Wenecji; w sierpniu 1881 roku odbył się ślub. Wkrótce potem objął Sienkiewicz obowiązki redaktora «Słowa»; młoda małżonka była mu w tej tak czynnej literackiej i publicystycznej działalności, jaką zwłaszcza od tego czasu rozwinął — prawdziwą towarzyszką życia w najszlachet­niejszym znaczeniu tego słowa; wspólniczką wszystkich myśli snujących się tak obficie z talentu, który coraz bardziej potężniał, wszystkich uczuć, które w słońcu najzupełniejszego szczęścia nabierały coraz więcej żywotności. — Dwa lata trwało to szczęście, niczym nie zamącone; ku schyłkowi roku 1883 poczęła się choroba piersiowa, jak się zdawało dawno zażegnana, objawiać się coraz groźniej.

Państwo Sienkiewiczowie wyjechali w marcu 1884 z Warszawy, pozosta­wiając u rodziców dwoje malutkich dziatek, i odtąd całe ostatnie półtora roku spędzili za granicą, na przemian w Meran, San Remo i Reichenhall, szukając ratunku, którego nadzieja z każdym dniem malała. Już przed kilkoma tygodnia­mi, w sierpniu, podczas pobytu w Reichenhall, obawiano się katastrofy, którą troskliwość dra Liebiga, syna sławnego chemika, zdołała jeszcze odwlec. Jedy­ną jeszcze deskę ratunku widzieli najbliżsi, do ostatka łudzić się skłonni, w za­kładzie kuracyjnym Falkenstein. Przybywszy tam, po uciążliwej podróży, czuła się coraz gorzej; przed kilkoma dniami nadeszła wiadomość, że ją lekarze sta­nowczo opuścili; wczoraj skonała na ręku męża i matki. Mąż nie opuszczał jej przez cały czas długo trwającej choroby, pielęgnując gasnącą z poświęceniem, jakiem[u] obecne przy chorej kobiety z trudnością mogły dorównać: cały Potop i ostatni tom Ogniem i mieczem powstały niemal przy łóżku śp. Marii.

Pani Sienkiewiczowa często pisywała w «Słowie» rzeczy literacko-krytyczne, które nieraz zwracały na się uwagę znamionami prawdziwego talentu; zawsze w ukryciu, tak że prócz męża i najbliższych mu osób w redakcji nikt nie wie­dział o literackiej pracy młodej kobiety. Przez czas dłuższy zajmowała się nawet wyłącznie redagowaniem dodatku literackiego, który redakcja «Słowa» zniewo­lona była zwinąć po jej wyjeździe z Warszawy. Czym jednak była, jakie nieprze­brane zasoby serca i umysłu złożone były w tej rzadkiej istocie — na to najlepszą odpowiedzią jest sam Henryk Sienkiewicz w ostatnich latach swego literackie­go zawodu. Znaliśmy go przed kilku laty jako pisarza niepospolitego talentu, który im więcej wszystkich zachwycał, tym też większe obudzał obawy swym zbolałym, pesymistycznym ustrojem, nie znajdującym wyjścia z kolizji, których pełne były jego dawniejsze kreacje. W pożyciu z śp. Marią twórczość Sienkie­wicza urosła w taką potęgę, jakiej nawet najwięksi wielbiciele autora Szkiców węglem w nim się nie domyślali; nabrała tyle męskiego hartu, który z pełną świadomością, gdzie szukać wyjścia z położeń bez wyjścia, na każdej karcie swych ostatnich utworów tyle uzdrawiającego kordiału podaje społeczeństwu. Historyczne powieści Sienkiewicza pozostaną trwałym pomnikiem zmarłej, która w twórczości swego małżonka tak potężną była dźwignią; w nich ona żyć będzie, jak i w dalszych Sienkiewicza dziełach, których społeczność polska potrzebuje i których z takim upragnieniem wygląda.

W mieście naszym cios, który dotknął autora Potopu, okrył żałobą dom profesora Janczewskiego, ożenionego z siostrą pani Sienkiewiczowej”.

Wyjazd do Kaltenleutgeben. Sienkiewicz załatwia sprawę grobu rodzinnego na Powązkach, następnie, w ostatnich dniach listopada, przez Kraków i Wiedeń wyjeżdża do uzdrowiska dra Winternitza w Kaltenleutgeben, które od tej chwili stanie się dla niego na wiele lat ulubionym miejscem wypoczynku i pracy:

„Przyjechałem dziś do Kaltenleutgeben o 12 w południe — […] Po obiedzie auskultowano mnie w pokoju recepcyjnym: Winternitz i drugi młody. Zdaje się, że znaleziono wszystko w porządku — za wyjątkiem ogólnego znerwowania, nie wystukano tylko tego, że trzeba mieć wolę i ochotę do zdrowia, a o to właśnie mi najtrudniej.

Trzeba się będzie jednak tu trzymać tak długo, jak można, bo nareszcie do pisania mam tyle spokoju, ile potrzeba — i wreszcie z samych nudów trze­ba będzie szukać ucieczki w Potopie”.

Janczewska J., L 7 (3 XII); Listy, t. II, cz. 1, s. 128, 129, cytat. — Olędzki Wł., tamże, t. III, cz. 2, s. 248-250.

Druk Trylogii. Wydanie trzecie Ogniem i mieczem z uwagą „przej­rzane i poprawione” z datą cenzury 10 I, pojawia się jako t. VI-IX Pism. — Po­top, tomy od I do połowy IV, wychodzi przez cały rok w „Czasie”, „Słowie” i „Dzienniku Poznańskim”; między t. I i II przerwa 12 dni, II i III 20 dni, III i IV 46 dni.

Ogniem i mieczem na scenie. Zapomnianą przeróbkę po­wieści przez Poboga, drukowaną w Gródku przez Czaińskiego, wystawia we Lwowie teatr Lasockiego.

„Dziennik Polski” Lwów 1885, nr 203.

Ogniem i mieczem jako libretto. Prośba Tadeusza Borodzicza o pozwolenie na przeróbkę Ogniem i mieczem na libretto, które za­pewne nie było napisane.

Borodzicz T., Listy, t. I, cz. 1, s. 97.

 

1886

Powstawanie Potopu. Praca nad pisaniem powieści trwa od stycznia do 21 VIII. Ostatnie odcinki ukazują się między 2 (w „Czasie”) a 10 (w „Słowie”) IX. Wydanie książkowe, którego tom I ma datę cenzury 17 IX 1885, tom VI zaś 4 IX 1886, było gotowe w październiku. „Słowo”, które nabyło prawo do sporządzenia tego wydania, odprzedało je niejakiemu Bonieckiemu, który zamiast 3000 egzemplarzy wydrukował i sprzedał 7000.

Ukończenie t. IV 17 II Sienkiewicz kończy t. IV i wyjeżdża na kilka dni na Litwę.

Janczewska J., L 8; Listy, t. II, cz. 1, 132-139.

Spotkanie z Brandesem. Głośny krytyk duński, G. Brandes, miał w Warszawie odczyty o literaturze polskiej. Jeszcze w początkach roku następnego dużo mówiono o jego stosunkach z Sienkiewiczem, wspomnia­nych również przez A. Zaleskiego (zob. niżej). Sam Sienkiewicz na tę rzeko­mą zażyłość spoglądał z dużym humorem:

„Jest tu także Brandes. Widziałem go na sesji konkursowej, jestem bowiem sędzią pracowitym i sumiennym. Dość hadki — a przy tym literaci lezą mu w oczy. Ma mówić o literaturze polskiej, skutkiem czego namawiałem na se­sji ostatniej Chmielowskiego, aby pojechał do Kopenhagi i miał odczyty o literaturze duńskiej. Ksiądz [Chełmicki] mówił mi, że na pierwszym odczycie ma mówić o Pasku i o mnie”.

Janczewska J., L 8; Listy, t. II, cz. 1, s. 133.

Kaltenleutgeben. Marzec i kwiecień wypełnia prawdopodobnie pobyt pod Wiedniem, zapowiadany w listach do Janczewskiej.

Lato w Zakopanem. W początkach czerwca Sienkiewicz, według listu do J. M. Kamińskiego, wybiera się na cztery miesiące z Warszawy; 7 VI przez Nowy Targ jedzie do Zakopanego, gdzie bawi do końca lipca. W Kra­kowie spędza ostatnie dni lipca; zamawia u Pochwalskiego portret zmarłej żony, robiony z fotografii.

Kamiński J. M., L 1; Listy, t. III, cz. 1, s. 70. — Janczewska J., L 10; tamże, t. II, cz. 1, s. 140-143. — „Czas”, 26 VII 1886, nr 168.

Sienkiewicz H. i K. Pochwalski ok. 1886 r.

Sienkiewicz H. i K. Pochwalski ok. 1886 r.

Wiedeń i Kaltenleutgeben. 1 VIII wyjazd do Wiednia. W Kaltenleutgeben towarzyszą pisarzowi E. Leo i Komierowscy. 15 VIII wraz z K. Chłędowskim urządza wycieczkę do Vöslau. Głównym zajęciem, jak wska­zuje list z 17 VIII, jest intensywne kończenie Potopu:

„Nauczyłem się dobrze gospodarować godzinami dnia, bo i dużo piszę, i dużo chodzę, a prócz tego kąpię się, strzelam z pistoletu — i czytam. Za to towarzystwu mało się udzielam…

Dziś prawie skończyłem przedostatni rozdział. Naturalnie, że ostatni będzie długi bardzo, ale jestem zupełnie pewien, że do soboty wykaligrafuję to roz­koszne słowo koniec. Będzie to 21. Zostanę jeszcze po tej dacie, nie dłużej jak do 25 — tak, aby pod koniec przyszłego tygodnia być w Zakopanem.

Dobrze?

Gdyby nie Potop i nieodzowne przy tym palenie mnóstwa papierosów, to kuracja doskonale by uczyniła, ale i tak mam się nieźle i pierwiastkowe zmęczenie przeszło. Spacery robię aż do Neu Mühle, Rodaun, dziś chciałem się zapędzić do Liesing, alem się rozmyślił”.

Janczewska J., L 16; Listy, t. II, cz. 1, s. 166.

Ukończenie Potopu 21 VIII. „Przed godziną skończyłem Potop i właśnie podpisywałem pożądany wyraz «Koniec», gdy zadzwoniono na ko­lację. — Leży przede mną trzynaście ostatnich kartek — trzeba tylko jeszcze jutro przejrzeć i wyprawić. Cała kilkoletnia robota jest już za mną, a przede mną? — bo ja wiem co. Jak na teraz to pustynia, a raczej próżnia, bo w tej chwili nie ma ani jednej farby na mojej palecie. Jestem, co się nazywa, zmę­czony, a jednak przez te ciężkie lata tak przywykłem do tej orki, że nie wiem, co będę robił z jutrzejszym dniem — to jest nie ściśle z jutrzejszym, bo się wybieram do Wiednia, ale z całym szeregiem następnych, aż do przybycia do Zakopanego. Potop miał tę dobrą stronę, że bronił mnie całymi godzina­mi od nieróżowych rozmyślań. Może nie ma żadnej innej dobrej, ale i to było coś warte […]. Aż mi dziwno, żem ten Potop skończył. Nie doznaję nawet dziś jeszcze tego zadowolenia, którego się spodziewałem”.

Janczewska J., L 18; Listy, t. II, cz. 1, s. 170, 171.

Pomysł wycieczki do Turcji. Kończąc powieść, 18 VIII Sien­kiewicz nabywa w Wiedniu przewodniki i inne studia o Konstantynopolu i Turcji.

Janczewska J., L 17; Listy, t. II, cz. 1, s. 168.

Miesiąc w Zakopanem. Po miesięcznym wypoczynku w Zako­panem w domu ks. Stolarczyka, w towarzystwie rodziny, Sienkiewicz wyjeż­dża do Krakowa, gdzie spędza około tygodnia.

„Słowo” 28 IX 1886, nr 215.

Rumunia, Bułgaria i Turcja. Dla odpoczynku oraz zobaczenia życia wschodniego, niezbędnego dla napisania Pana Wołodyjowskiego, Sien­kiewicz w towarzystwie wydawcy „Słowa”, Antałka, tj. Antoniego Zaleskie­go, i malarza Pochwalskiego wyrusza 6 X z Krakowa do Konstantynopola pociągiem na Bukareszt i Warnę.

„Słowo” 28 IX 1886, nr 215; 5 X 1886, nr 221; 9 X 1886, nr 225. — „Czas” 7 X 1886, nr 229.

Przebieg wycieczki. A. Zaleski, który wyruszył na Bliski Wschód celem zorientowania się w ówczesnej sytuacji politycznej, zapowiadającej woj­nę rosyjsko-turecką, spostrzeżenia swe utrwalił w szkicach od grudnia dru­kowanych w „Słowie” i wydanych w książce Z wycieczki na Wschód (1887). Ona to, następnie zaś listy Sienkiewicza do Janczewskiej i do Henryka Gropplera, emigranta w Konstantynopolu, u którego uczestnicy wycieczki gościli przez dwa tygodnie, stanowią bardzo dokładne źródło wiadomości o pobycie 9 X w Bukareszcie, 10 X w Ruszczuku, 13 X w Warnie oraz w Kawaku, gdzie statek „Oleg”, na którym podróż z Warny do Konstantynopola odbywano, przeszedł dziesięciodniową kwarantannę (17-27) w związku z cholerą.

Bebek i Konstantynopol. Z przedmieścia Bebek, gdzie stała willa Gropplerów, Sienkiewicz z towarzyszami urządza wycieczki do Kon­stantynopola i okolicy, zwiedza muzea, meczety i inne osobliwości stolicy Turcji, poznaje nadto dyplomatę, Achmed Wefika baszę, z którym prowadzi dyskusję na temat stosunków polsko-tureckich z epoki Sobieskiego. Zaleski, który (s. 388) zdaje sprawę z tej rozmowy, opisuje również wycieczkę do me­czetu „derwiszów wyjących” w Skutari.

Sienkiewicz H. rysunek w liście Bebek 5 XI 1886 r.

Sienkiewicz H. rysunek w liście Bebek 5 XI 1886 r.

„Słabnie jednak wycie, ceremonia ma się ku końcowi. Arcyderwisz wraca do mihrabu [ołtarza]. Nastaje cisza, zbliża się chwila cudów. Wnoszą do meczetu dzieci i kładą je szeregiem przed mihrabem. Arcykapłan wznosi ręce do góry i zaczyna chodzić po ciałach biednych dzieciaków. Spacer ten ma im wrócić zdrowie. Scena ze strasznej przemienia się w wstrętną. Dzieci krzyczą wniebogłosy, a ten drab depcze po nich swymi słoniowymi nogami i czyni to tak spokojnie, jakby je błogosławił. Widok ten tak drażni pana Henryka, że zlatuje z galerii i widzę, jak gotów biec z pomocą nieszczęśliwym ofiarom zabobonu. Dopędzam go w samą porę i uspokajam. Rozpłakane dziecięta wynoszą z meczetu”.

Zaleski A., Z wycieczki na Wschód, s. 468. — Groppler H. A., L 1, 2; Listy, t. I, cz. 2, s. 312, 313. — Janczewska J., L 26-30; tamże, t. II, cz. 1, s. 210-245. — Wrotnowscy L. i M., L 6; tamże, t. V cz. 1, s. 543-548.

Bajka Kwiaty i krzemienie. 9 XI, w przeddzień wyjazdu z Bebek pisze Sienkiewicz bajkę wierszem wymierzoną przeciwko antypol­skiej polityce Prus. (Data na brulionie autografu).

Grecja. 10 XI pozostawiwszy w Bebek Pochwalskiego i rozstawszy się z Zaleskim, który przez Odessę wrócił do Warszawy, Sienkiewicz na pa­rowcu „Donnaie” wyjechał do Aten, gdzie stanął 12 i zamieszkał w „Hôtel d’Athènes”.

Wrażenia z dwutygodniowego pobytu w stolicy Grecji, gdzie wkrótce przybył również Pochwalski, otrzymały swą postać literacką w szkicu Wy­cieczka do Aten (1889), przygotowanie zaś do niego stanowią długie i szcze­gółowe listy do Janczewskiej. Jeden z nich zachował się w dwu redakcjach, brulionowej (w zbiorach Bibl. Jagiellońskiej) i ostatecznej, obydwu ozdobio­nych rysunkami autora. Wedle pierwszej, z 18 XI, tryb życia turysty wyglądał tak oto:

„Rano pisuję, o 12 jem śniadanie i pyrgam na miasto lub za miasto […]. Byłem już wszędzie, na Akropolu, Pnyksie, Aeropagu, Hagia Triada, Mu­zeum, resztkach świątyni Zewsa […], w świątyni Tezeusza, w Stoach, na Ago­rze, i nie wiem, czy jest w mieście lub w najbliższych okolicach jedna przewrócona kolumna, której bym nie oglądał […].

I patrz, jaka praktyczność! Ani Joana, ani Bedekiera specjalnego do Grecji nie mogłem dostać, więc wziąłem w księgarni Bournoufa, przeczytałem nie rozcinając, wynotowałem to, na czym mi zależało, i zamieniłem na Diction­naire des antiquités Richa, który obejmuje 2000 rysunków objaśniających […].

Z ich pomocą [tych książek] i przy studiach na miejscu poznałem wszyst­ko, nie tak jak specjalny hellenista, ale dziesięć razy lepiej niż przeciętny hotelowy drogman. Jeżeli będziesz kiedy jechać do Aten, polecam ci guida ta­kiego: [Tu rysunkowy autoportret]. Jest trochę nierozgarnięty, ale trzeźwy, wierny, umie w razie potrzeby ciskać kamieniami na psy, co w okolicach Aten jest niemałą rzeczą — i w dodatku sam ma pewne zamiłowanie do greckich zabytków, tylko jest trochę nudny, bo naczytawszy się świeżo, jak zacznie sy­pać heksastylami, abakusami, sedpusami, tympanami etc., końca nie będzie. Naprawdę w ciągu tego tygodnia nauczyłem się dużo i będę walnym cycero­nem dla Pochwalskiego.

Na Akropol latam prawie codziennie, bo tu wszystko bliskie […]”.

Por. Janczewska J., L 23 (32); D 56, s. 342; Listy, t. II, cz. 1, s. 260, cytat. — Groppler H., L 3, 4; tamże, t. I, cz. 2, s. 314-317. — Szetkiewiczowie K. i W, L 31; tamże, t. V cz. 1, s. 218-221. — Wrotnowscy L. i M., L 6; tamże, t. V cz. 2, s. 543-548.

Wyjazd do Włoch. 26 XI na pokładzie statku „Il Principe Oddone” Sienkiewicz wraz z Pochwalskim wyrusza do Włoch i ląduje w Brindisi 28 listopada.

Groppler H., L 2 (4); Listy, t. I, cz. 2, s. 315. — Smolka St., L 23; tamże, t. V cz. 1, s. 59-61. — Janczewska J., L 34; tamże, t. II, cz. 1, s. 274, 275.

Tydzień w Neapolu. Przybywszy do Neapolu 29 XI turyści mieszkający w Hotelu Hasslera zwiedzają osobliwości miasta i jego okolice, a więc Psią Grotę, Baje, Pompei, urządzają nadto wycieczkę na Wezuwiusz. Wrażenia doznane Sienkiewicz odtwarza szczegółowo w ogromnych listach do Janczewskiej, bogactwem i plastyką szczegółów nieustępujących jego dru­kowanym szkicom z podróży.

Janczewska J., Listy, t. II, cz. 1, s. 276-295. — Smolka St., L 23; tamże, t. V, cz. 1, s. 59-61.

Sześciodniowy pobyt w Rzymie, 5-10 XII.

Groppler H., L 2 (4); Listy, t. I, cz. 2, s. 315-317. — Janczewska J., L 49 (36); tamże, t. II, cz. 1, s. 280-295. — „Czas” 10 XII 1886, nr 282. — Sienkiewiczówna H., L 1; tamże, t. IV, cz. 3, s. 362-366. — Szetkiewiczowie K. i W, L 33; tamże, t. V cz. 1, s. 224.

Florencja. W czasie przejazdu zwiedzanie Uffizi 10 XII.

Janczewska J., L 37; Listy, t. II, cz. 1, s. 295, 296.

Wiedeń. Odwiedziny u Chłędowskiego.

Janczewska J., L 37; Listy, t. II, cz. 1, s. 295, 296.

Kraków. Święta w Krakowie w oczekiwaniu na powrót Pochwalskiego i dokończenie przezeń portretu M. Sienkiewiczowej.

„Czas” 17 XII 1886, nr 288.

Pierwsza apologia Sienkiewicza. W związku z poprzed­nimi atakami na autora Ogniem i mieczem, ponowionymi po wyjściu Poto­pu (patrz niżej r. 1887), Julia z Golicynów Górska, Konstanty Górski i Jan Górski w wydanej w Krakowie pod pseudonimem Baronowej X.Y.Z. książce Towarzystwo warszawskie, charakteryzującej prasę warszawską, jej organy, przedstawicieli i warunki pracy, dają obszerny portret literacki Sienkiewicza. Celem tej szczegółowej relacji o człowieku i pisarzu, ujętej dyskretnie, unika­jącej komentarzy pochwalnych, operującej znaczną ilością faktów biograficz­nych, było ukazanie całej niezwykłości twórcy Potopu.

Najznamienniejsze ustępy wywodów brzmią następująco:

„Sienkiewicz nie należy do tych, co sami rzucają się w oczy: raczej od ludzi stroni, aniżeli ich szuka. Próżnymi były od lat kilku moje zabiegi, osobiście poznać go nie zdołałam, aczkolwiek spotykaliśmy się nieraz. Muszę więc kre­ślić tę sylwetkę zapożyczonymi barwami, więcej niestety z opowiadań dru­gich aniżeli z własnej obserwacji. Tobie zaś, skoro tak gorąco prosisz, abym ci wskazała drogę poznania tyle głośnego dziś pisarza, jednej tylko udzie­lić mogę rady. Bawiąc w Krakowie zapukaj do pp. Janczewskich, szwagrów H. Sienkiewicza; tam go jeszcze najłatwiej spotkasz i tam znajdziesz go naj­mniej do mizantropii skłonnym, bo w atmosferze stosunków rodzinnych ożywia go nadto specjalna z gospodarzami tego domu przyjaźń.

Wszystko w tym człowieku jest jakoś dziwnie równe, harmonijne, arty­stycznie pełne. Twarz piękna, ale nie banalnie przystojna, rysy ostre, wyra­ziste, męskie, w spojrzeniu jakiś odcień zadumania, które nie jest bynajmniej rozmarzeniem. W zachowaniu się spokój, miara, prostota. Nigdy żadnej pozy, nigdy udawania czegoś lub kogoś. Raczej apatyczny aniżeli nieśmia­ły, nie znosi towarzystwa ludzi mało sobie znanych. Nowa znajomość jest dla niego istnym poświęceniem. Skorym też do niego nie bywa, a odczułam to, jak widzisz, na samej sobie. Za to w gronie bliższych przyjaciół staje się swobodnym, wesołym, dowcipnym, czasami, dawniej zwłaszcza, nawet swa­wolnym jak żak. Bez fałszywej skromności, obojętnym jest jednak na pochwa­ły i uznanie, o tyle naturalnie, o ile człowiek śmiertelny, który zawsze woli, by go spotkało dobre ani[żeli] złe, obojętnym być może. Powodzeniem nie gardzi — byłoby to bowiem pozą — ale gdyby go zabrakło, sądzę, że nie uskar­żałby się wcale i nie kiwnąłby nawet palcem, aby je sztuczną posiąść drogą.

W rezultacie wszystko, co o nim i na niego piszą, zarówno dobrze, jak źle, mało go obchodzi, nie dlatego, aby był tak bezdennie zarozumiałym, ale skut­kiem pewnej w tym kierunku apatii i znieczulenia nerwów. Trzeba jakiejś bar­dzo wybitnej i istotnej powagi, aby zdanie, które o nim wygłosiła, mogło go zainteresować. W całym powodzeniu Ogniem i mieczem oraz Potopu jedno mu tylko zrobiło zadowolenie, to mianowicie, że dochód, jaki mu te powieści przyniosły, umożliwił troskliwą kurację chorej żony. Poza tym, jak napaści nie robiły żadnego wrażenia, tak i pochwały sprawiały względne tylko zadowo­lenie, o tyle tylko, że mógł je pokazać żonie i tym jej sprawić przyjemność. Czuje dobrze wartość swego talentu i dzieł, niemniej jednak zarozumiałym nie jest i nie był nigdy. Przeciwnie, nikt chyba z piszących równie łatwo nie przyjmuje wszelkich rad i wskazówek aniżeli on. Powolność w tym kierunku posuwa często aż do przesady, słuchając takich nawet, którzy prócz życzliwo­ści osobistej żadnej innej kompetencji nie przedstawiają. Jest jednym z tych rzadkich, co nie cierpią o sobie samym rozmowy. To go głównie odstręczyło od bywania w świecie, gdzie salonowych komplementów i zdawkowych po­chwał znieść nie mógł, tak go one nużyły, a co gorzej, nudziły. Nie należy zaś do tych, co by nudę jak sport uprawiali. Owszem, boi się jej straszliwie i starannie unika, choćby z narażeniem swej popularności kosztem zdobycia przydomku: mizantropa.

W sądach o drugich czasem aż do słabości wyrozumiały: czyni to zapewne głównie z obawy, aby go ktoś o małostkową zazdrość nie posądził. Natura to na wskroś estetyczna, która wielu rzeczy nie popełnia głównie dlatego, że się nimi brzydzi i że jest zanadto na to wykwintną. Z sztuk pięknych najwięcej lubi malarstwo, zna się na nim i zawsze żałuje, że malarzem nie jest. Zamiło­wany podróżnik i namiętny myśliwy, gdyby się nie był ożenił, spędzałby nie­wątpliwie całe życie na koczowniczych wędrówkach. Skoro znuży go czczość i szablonowość naszego codziennego życia, wówczas przychodzi mu na myśl Ameryka i wybiera się do Meksyku, to znów do Kalifornii, gotów szukać przygód, rzucać się z oszczepem na niedźwiedzia, polować na jaguary… Jedną z najulubieńszych jego lektur są też opisy podróży: Stanley, Livingstone itp. Z powieściopisarzy lubi może najwięcej starego Dumasa. Od ławy studenc­kiej ma wielkie zamiłowanie do Szekspira, ciągle go czytuje, głównie Burzę, Hamleta i serię Henryków. Do Falstaffa ma specjalną predylekcję, którą znać w panu Zagłobie… Z książek polskich najulubieńszym chyba przekład Odyssei Siemieńskiego, z którym się prawie nigdy nie rozstaje […].

Henryk Sienkiewicz ma swój odrębny, charakterystyczny sposób tworze­nia. Nie pisywał on nigdy inaczej jak urywkami, z fejletonu na fejleton.W ten sposób powstawała niegdyś w «Gazecie Polskiej» pierwsza jego obszerniejsza powieść: Hania, tak samo w «Słowie» i «Czasie» Ogniem i mieczemPotop. Niektóre tylko drobniejsze nowelki przyszły na świat za jednym zamachem; inne pisane były z dnia na dzień. Cały plan układa w myśli, żadnych nota­tek nie robi, nie wie, co to brulion — pisze od razu do druku. Dopiero w cią­gu roboty rozmiary powieści i figur rosną mu pod piórem. Kiedy zaczynał Ogniem i mieczem, sądził, że powieść ta będzie miała dwa tomy — zrobiło się cztery. Potop miał mieć cztery, a powstało sześć. Skoro raz zasiędzie do pisa­nia, skoro się do roboty wciągnie, idzie mu ona niezmiernie łatwo i prędko. — Wpierw jednak przygotowuje się bardzo długo, mozolnie i pracowicie. Stu­dia historyczne do Ogniem i mieczem trwały przeszło rok, do Potopu trochę mniej. Czyta on bardzo dużo, wertuje całą prawie literaturę historyczną dane­go przedmiotu, głównie pamiętniki współczesne, rękopisma, kroniki, Silvae rerum, wżywa się w ten sposób w epokę, zaznajamia się z nią w najdrobniej­szych szczegółach i dopiero kiedy postacie historyczne stoją przed jego oczy­ma żywe, z krwi i kości — zaczyna pisać. Mylą się też ci, co zarzucają Sien­kiewiczowi odtwarzanie figur historycznych z fantazji a la Dumas (ojciec). Kolosalna między sposobem tworzenia jednego i drugiego zachodzi różnica, a opowiadano mi niedawno ciekawą pod tym względem dyskusję między Sienkiewiczem i Brandesem za pobytem tego ostatniego w Warszawie.

Brandes powziął od razu wielką dla talentu Sienkiewicza sympatię i zniezmiernymi odzywał się pochwałami. Znał on naturalnie drobne tylko jego nowelki z przekładów francuskich i niemieckich, ani Ogniem i mieczem, ani Potopu nie czytał — wychodząc jednak ze swej doktrynerskiej zasady, zarzucał mu, że zamiast pisać powieści współczesne, kreślić to życie, które zna i na któ­re patrzy, rzucił się na temata historyczne i tworzy nie z obserwacji, ale z fan­tazji. Odpowiedź Sienkiewicza na ten zarzut była bardzo prosta. Realistyczna metoda nigdzie właśnie nie da się lepiej stosować aniżeli w historycznej po­wieści. Tu bowiem autor rozporządza w całej pełni tym, co realiści nazywają: «dokumentami ludzkimi». Ma on cały zasób tych dokumentów i wie nie tylko, jak się taki np. Bogusław Radziwiłł ubierał, jak wyglądał, ale zna najtajniej­sze jego plany i zamysły, zna jego listy, pamiętniki, korespondencje prywatne i urzędowe, wyznania wyrwane z głębi duszy, skrzętnie ukrywane przed całym światem. Może go więc obserwować w najrozmaitszych położeniach i wypad­kach życia, może te dokumenty segregować i rozróżniać, jakim był wtenczas, kiedy pozował przed drugimi, a jakim wówczas, gdy występował przed po­wiernikami w całej swej nagości. A nadto obserwator ma tu przed sobą postać całą, skończoną, życie zamknięte; wie nie tylko, czego chciało, ale czego do­konało; ma fakta niezbite, historyczne, bardzo łatwo skontrolować się dające. Nie potrzebuje więc tworzyć, ale odtwarzać z systematyczną prawie ścisłością daną postać. Fantazja odgrywa tu artystyczną tylko rolę, daje formę, treści zaś dostarczają owe najpewniejsze, najbardziej skrupulatne i niezawodne «dokumenta ludzkie». Nie obserwuje on tu sam jeden, ale zlewa obserwacje tysięcy ludzi i pokoleń. Po czyjej więc stronie istotna prawda i istotny realizm? Zresztą cóż go obchodzić może ta szara, mgława codzienność nasza? Tam rozgrywają się wypadki i występują wielcy ludzie. Tam jest się do czego i czym się zapalać — są wielkie charaktery, wielkie zbrodnie i wielkie poświęcenia. Czyż może go do tyla obchodzić jakiś współczesny pan X lub pani Y, aby miał obserwować, badać życie i cierpienia jego odtwarzać? Oni go przede wszystkim nudzą. Jeśli zaś idzie o tendencje i oportunizm powieściopisarski, to czyż nie lepiej i zdro­wiej zamiast malować dzisiejszy stan umysłów i ludzi, dzisiejszą ich nędzę, sprzeczność z samymi sobie, bezsilność i szamotanie się — pokazać swemu spo­łeczeństwu, że były chwile jeszcze gorsze, straszniejsze i bardziej rozpaczliwe i że pomimo tego ratunek i odrodzenie przyszło. Tamto może do reszty znie­chęcić i zrozpaczyć — to sił dodaje, nadzieję wlewa, ochotę do życia zagrzewa.

I oto, co go głównie skłoniło do przerzucenia się na pole historycznej po­wieści. Długo nosił się z tą myślą, zaczątek jej znać już w Niewoli tatarskiej, ale kto wie, czy ostateczny przełom nie nastąpił skutkiem obrzydzenia, jakie mu sprawiła cała rzesza naśladowników i naśladowniczek, te legiony Janków Muzykantów, które nagle zaczęły się pokazywać w każdym piśmie, co dzień niemal. Znienawidził biednego Janka za to, że tak liczną miał progeniturę, a istotnie mogła mu go ona obrzydzić. Pojawiały się tu bowiem monstrual­ne w tym kierunku rzeczy, rozpoczęło się powszechne na tę nutę kwilenie. Każdy tworzył swojego Janka, każdy kazał mu kraść, nawet zegarki, i po­wstał chór, który mógł istotnie zdenerwować i zniechęcić tego, co pierwszy właściwie poddał mu nutę. Sprzykrzyło się więc Sienkiewiczowi wygrywanie na «wyciągniętej kwincie uczucia» i postanowił z innego zagrać tonu.

W początkach r. 1880 nosił się on z myślą napisania powieści, której boha­terem miał być Władysław Warneńczyk. Temat podsuwała mu wzmianka kro­niki o jakiejś bardzo romantycznej przygodzie miłosnej króla na Węgrzech. Zaniechał jednak niebawem tego zamiaru dla Bartka Zwycięzcy. A kiedy wy­szły Szkice Kubali, pod ich wpływem wziął się do studiów nad Kozaczyzną. I oto geneza Ogniem i mieczem. Zrazu miała się ta powieść nazywać «Wilcze gniazdo» i skupiać się głównie około rodziny Kurcewiczów. «Wilcze gniazdo» to rodzina Heleny. Pod piórem dopiero rozwinął się obraz, wzrosły postacie, powieść przybrała obecne rozmiary. W różnych miejscach pisaną była ta po­wieść, z początku w Warszawie, później w Nałęczowie, potem w Zell am See, w Arcachon, w Mentonie, w miarę jak choroba żony przerzucała ich obojga z jednej stacji klimatycznej do drugiej. W podobnych, tylko w cięższych jesz­cze warunkach, powstał Potop. Niektóre jego rozdziały pisane były wśród najstraszniejszych cierpień i rozpaczy, w chwili kiedy wszelka nadzieja ratun­ku biednej pani Henrykowej nikła i kiedy jedynym środkiem oderwania myśli od przewidywań rychłej katastrofy była właśnie przymusowa i forsowna nad tą powieścią praca.

Jak każdy prawdziwy talent, tak i Sienkiewicz nie wszystkie utwory swej fantazji równym obdarza sercem. Wspomniałam już, że nienawidzi Janka. Tak samo dzieje się z wielu innymi. Z dawniejszych najwięcej może lubi Przez stepy, a kocha się zawsze w Lilianie, specjalnym zaś faworem obdarza pana Zagłobę i nieboszczyka pana Podbipiętę. Z kobiecych jego postaci ulubioną chyba Oleńka; kniaziówna Helena, choć taka ładna, stoi daleko niżej w afek­cie autora.

Zamiłowany w Dickensie i w ogóle w Anglikach, z współczesnej beletrysty­ki francuskiej ceni najbardziej, a może nawet jedynie Alfonsa Daudeta i sam kil­ka drobnych jego nowelek tłumaczył, a był czas, że zamierzał nawet przełożyć Tartarin sur les Alpes, bo dla Tartarina ma taką niemal, jak dla pana Zagłoby słabość. Nie cierpi zaś Feuilleta, Ohneta i wszystkich salonowych romansistów, zarzucając im ckliwość i szablonowość. O Zoli i całej szkole naturalistycznej wypowiedział swe zdanie w dwóch odczytach, mianych przed paru laty w ratuszu, a drukowanych później w «Niwie». Po powrocie z Ameryki pisywał w «Niwie», a później czas jakiś i w «Słowie»: Mieszaniny artystyczno­-literackie, rodzaj przeglądów bardzo ciekawych i zajmujących o książkach, obrazach i teatrze. Kto go chce dobrze poznać, ten powinien do tych Miesza­nin zaglądnąć, a znajdzie w nich niejedno estetyczne wyznanie wiary, nieje­den do jego literackich poglądów komentarz.

Powieściom Sienkiewicza zawdzięcza głównie «Słowo» swój wzrost i po­wodzenie, na szczęście bowiem publiczność nasza nie nauczyła się jeszcze od waszej zachwytów swych tylko platonicznie wyrażać. Pierwsze wydanie Ogniem i mieczem rozeszło się w parę miesięcy w 3000 egzemplarzy, z których, rzecz charakterystyczna, nie wiem, czy i 200 przypadło na Galicję, u was bowiem uwielbiają powieści, urządzają na ich tle bale kostiumowe i żywe obrazy, u nas kupują je i czytają. Drugie poszło równie szybko, a trzecie jest na wyczerpaniu… To samo stało się z Potopem, a w ogóle jedynymi dziełami, które teraz z handlu księgarskim idą, są powieści Sienkiewicza. Na tych po­wszechny zastój nie odbił się wcale…”.

Baronowa X.Y.Z. [Górska J., Górski K., Koźmian St.], Towarzystwo warszawskie, Warsza­wa 1886, t. 2, s. 126-137.