[Stancje dla uboższych uczniów izraelskich]
Jakób Goldschmidt

[W rubryce: Korespondencja]

Z Lublina

Szanowny Panie Redaktorze!

Znowuż więc ośmielam się z mym skromnym odezwać pisaniem — znowu parę rzucam myśli, których urzeczywistnienie sowitą by już dla mnie płacą było. A jak zawsze i wszędzie kwestię pedagogiczną na pierwszym stawiam planie, ponieważ ją za najważniejszą uważam, to i tą razą korespondencję mą rozpoczynam od wiadomostki pedagogicznej, która, mam nadzieję, Was i waszych czytelników ucieszy.

Dzięki więc Bogu, przy wzrastającej corocznie liczbie uczniów żydowskich w naszym gimnazjum — kwestia ustanowienia posady nauczyciela religii mojżeszowej przy nim — którą pierwsi z prowincji w „Izraelicie” poruszyliśmy — szczere obudziła zajęcie. I dzięki JW. Teodorowiczowi, Naczelnikowi Lubelskiej Naukowej Dyrekcji[1], dzięki szlachetnym jego usiłowaniom, powołanym został już przed kilku tygodniami do pełnienia tych obowiązków w obu naszych gimnazjach, starszy nauczyciel naszej Izraelskiej Szkoły, jeden z celniejszych elewów znakomitej Wileńskiej Szkoły Rabinów, Pan A. Sołonowicz[2] — który, jak to wnosząc z dotychczasowego jego wykładu, twierdzić można zaszczytnie ze swojego wywiąże się zadania.

Mówiąc o gimnazjum, niech nam wolno będzie napomknąć słówko i o sytuacji naszych obcych izraelskich uczniów. A kwestia to wcale nie podrzędna — poruszaliśmy ją już raz w 91 numerze „Kuriera Lubelskiego”, w artykule O stancjach uczniowskich jako w odpowiedzi na dobrze obrobiony podobnejże treści i dawniej w nim zamieszczony artykuł pana Pustelnika z Ulicy P. M. (nr 61)[3]. Przedstawiliśmy w owym naszym artykule mały obrazek uczniowskich stancji — ów często w nich panujący z winy niedoglądania porządku ze strony gospodarza harmonijny nieład, powstaliśmy na często wydarzające się niewypełnianie warunków odnośnie do uczniów względem rodziców tychże przez zarządzających tymi stancjami i nareszcie zakończyliśmy prośbą do władzy szkolnej o przyczynienie się — jakeśmy tam się wyrazili — do „naprawy wadliwego ustroju większości naszych uczniowskich stancji”. Lecz ta nasza prośba tyczyła się niestety tylko chrześcijańskich stancji, przebywanie na których uczniom-Izraelitom religią jest zabronione.

Cóż więc mogą począć Izraelici-rodzice ze swymi dziećmi, kiedy w całym Lublinie —owym grodzie, którego współwyznawcy nasi większość stanowią, żadnej par excellence stancji dla biedniejszych obcych uczniów-Izraelitów nie znajdzie. Cóż, mówię, poradzić sobie mogą ci rodzice ze swymi dziećmi, których do szkół pragną oddać, kiedy ich w żadnym domu, nigdzie za wynagrodzeniem nawet ulokować nie mogą?

W takim więc stanie rzeczy, nie dziw, że na przykład biedna matka czująca sama potrzebę oświaty i gwałtem nawet pragnąca dać wykształcenie, odpowiednio zamożności, dziecku swojemu, zmuszoną się widzi umieścić je na żydach (!) i koniecznie u zachowawczych współbraci, aby nań broń Boże nie ściągnąć zarzutu odstępcy wiary swych praojców, w izdebce koniecznie także brudnej i nieporządnej. Nie dziw tedy, że uczeń – dzieciak ów zmuszony dla zupełnego bezładu i innego wcale porządku rzeczy na owej stancji (!) niż w skromnym, chociaż ciasnym, rodzicielskim jego domku, że więc ów dzieciak, mówię, przymuszony z rana (prawie zaraz po godz. 7) w zimie, mówiąc wyraźnie, bez należytego pokarmu, bez pożywnej nawet łyżki strawy, biec przyzwoitą przestrzeń do klasy i tam 5-6 godzin przesiedziawszy, podczas przerwy których posilenie się czymkolwiek znowu mu zakazanym jest prawem religijnym — zaledwie przedwieczorem dopiero posilając się pokarmami, również niekoniecznie dodatnio-higienicznie na żołądek jego oddziaływającymi — nie dziwota więc powtarzam, że uczeń ten nabawia się mimo woli choroby, która mu grozi utratą, jeżeli już nie życia lub zdrowia, to niezawodnie tak drogiego dlań szkolnego roku! A od kogóż, pytam, zaradzenie owej niedoli biednych tych studiosów zawisło, jeżeli nie od postępowych naszych współbraci? od kogóż, jeżeli nie od tych, że tak rzekę, reprezentantów naszych narodowych? Dlatego to nie wahamy się zanieść prośby nasze, które niepłonną cieszymy się nadzieją, że bezskutecznymi nie pozostaną, że nie będą głosem wołającego na puszczy — do inteligentniejszych naszych współwyznawców, którzy nawet ziomkom chrześcijanom z dobroczynności swej są znani — aby i oni szczerze zajęli się obmyśleniem zaradczych ku temu środków. Dlatego to ośmielamy się wezwać kilku owych czytelników tutejszych „Izraelity”, aby i oni również nie odmówili swej w tym tak ważnym przedmiocie pomocy, aby i oni nie zaspali tej naglącej sprawy — za co oprócz naszej i biednych tych uczniów-dzieci wdzięczności sowitą niezawodnie we własnym znajdą sumieniu nagrodę.

 

Przypisy

  1. Dawne okręgi szkolne, funkcjonujące w Królestwie Polskim przy województwach, zamieniono w dyrekcje naukowe podległe bezpośrednio ministerstwu w Petersburgu, co było jednym z posunięć represyjnej polityki popowstaniowej. Naczelnikiem takiej instytucji mógł być tylko Rosjanin. I zapewne Rosjaninem był wymieniony w tekście Teodorowicz (skrót JW. oznacza: „Jaśnie Wielmożny”, określenie przysługujące wysokim urzędnikom państwowym). Należy dodać, że w kontrolowanych przez ten organ gimnazjach (rządowych) liczba uczniów żydowskich była ograniczana; nie mogła przekraczać 5-15% ogólnej liczby uczących się.
  2. Abraham (Abram) Sołonowicz, nauczyciel w lubelskich szkołach elementarnych dla chłopców żydowskich, czas jakiś tzw. starszy nauczyciel oraz kierownik szkoły, na której otwarciu wygłosił mowę po rosyjsku. Założył też szkołę wieczorową dla rzemieślników żydowskich, żywot jej nie trwał jednak długo; lekcje rozpoczął w 1867 roku w obecności 11 uczniów. Starał się też o utworzenie biblioteki przy szkole żydowskiej. W jakim czasie uczył religii w obu lubelskich gimnazjach — męskim i żeńskim — nie udało się ustalić. — Szkoła Rabinów w Wilnie istniała jako państwowa szkoła średnia w latach 1847-1873.
  3. Artykuł autora to w niniejszym wyborze tekst https://nplp.pl/?post_type=artykul&p=1724&preview=true. Artykuł Pustelnika o tym samym tytule figuruje w podanym tam numerze „Kuriera Lubelskiego” na s. 289-290.

Bibliografia

„Izraelita” 1867 nr 1, s. 6-7.