Alkohol
W ciągu tego wyjaśnienia pan Szprot ustawił na stole trzy kufle i odkorkował trzy butelki.
– No, tylko spojrzyj, panie Ignacy – mówił radca, podnosząc napełniony kufel. – Kolor starego miodu, piana jak śmietanka, a smak – szesnastoletniej dziewczyny. (II, 663)
Firmę J. Mincel i S. Wokulski oglądamy w Lalce po raz pierwszy „przez szkło butelek” w renomowanej jadłodajni przy Krakowskim Przedmieściu, do której przychodzą warszawscy kupcy i przedstawiciele inteligencji. Również Ignacy Rzecki, główny subiekt w sklepie Wokulskiego, lubi wieczorem udać się do restauracji, żeby samemu lub w towarzystwie radcy Węgrowicza i ajenta handlowego Szprota wypić kilka kufli piwa. Obraz powieściowy odpowiada tu rzeczywistości – mimo ogromnej popularności wódki wśród najbiedniejszych mieszkańców dziewiętnastowiecznej Warszawy i studentów, a także działalności prawie 400 szynków (według danych z 1873 r.), mieszczaństwo pozostało wierne piwu. Z wyjątkiem jadłodajni Antoniego Wolskiego w kamienicy Rezlera i Hurtiga przy Krakowskim Przedmieściu 79 nie można zidentyfikować innych lokali, w których mógłby bywać Rzecki.
W latach 70-tych XIX wieku w Warszawie było ponad 80 piwiarni, na ich szyldach malowano butelki, z których piwo lało się do szklanek lub przedstawiano wyciągnięte ręce, trzymające kufle piwa, wszystkie napisy były dwujęzyczne (polskie i rosyjskie) przy jednakowej wielkości liter w obu językach. Piwo sprzedawano także na świeżym powietrzu, na przykład podczas wyścigów konnych na Polach Mokotowskich, gdzie przekupnie zachwalali piwo, pomarańcze i pierniki. Wśród gatunków piwa wyróżniano bawarskie, angielskie, lekkie piwa marcowe (mniej sfermentowane) i ciemne, mocne portery. Te ostatnie zachwalał Rzecki: Kieliszek anyżówki i kawałek śledzia przy bufecie, a do stołu porcyjka flaków i ćwiartka porteru – oto bal!
Podczas obiadu u Łęckich Wokulski popija polędwicę piwem. To zupełnie zwyczajne zachowanie – piwo było popularnym napojem, mężczyźni i kobiety pili je jak wodę mineralną, nawet podczas przedstawień teatralnych.
Bohaterowie Lalki nie piją taniej wódki, która w ówczesnych czasach miała bardzo złą reputację: lud nazywał ją bełtuchą, brają, charą, prościuchą, siwuchą, a w prasie opisywano przypadki, kiedy jej spożycie skończyło się zatruciem lub nawet śmiercią. Tylko raz, w kulminacyjnym momencie akcji, na dworcu w Skierniewicach, Wokulski żąda wódki w dworcowym bufecie: – Wódki!… – zawołał. Zdziwiona bufetowa podała mu kieliszek. Podniósł go do ust, ale uczuł ściskanie w gardle i nudności i postawił kieliszek nietknięty. Jeżeli bohaterowie powieści sięgają po mocniejsze alkohole, wybierają wódki gatunkowe (anyżówkę), wyrabiany z ryżu, z palmy lub trzciny cukrowej arak – ulubiony dodatek do kawy i herbaty, mazagran, czyli kawę z koniakiem lub, jak Wokulski w paryskiej kawiarni, koniak podawany w karafce specjalnie oznaczonej kreskami, które odpowiadały objętości kieliszka. Oszołomienie Paryżem i zazdrosne, obsesyjne myśli o pannie Izabeli wpływają na zmianę zachowania Wokulskiego, który kilka razy upija się koniakiem i zasypia w kawiarni ku uciesze gości.
Były subiekt w sklepie z winami u Hopfera podczas spotkań towarzyskich i przyjęć w gronie arystokratów pije, zgodnie z obowiązującą etykietą alkoholową, wina i szampany. Raz tylko Prus wymienia konkretny gatunek wina – portwein, słodkie, czerwone wino portugalskie, którym w domu Łęckich Wokulski popija chłodnik.
Tuż po powrocie z wojny rosyjsko-tureckiej nie musiał przestrzegać etykiety. Kiedy przyjaciel poczęstował go butelką niezłego węgrzyna, pił wino ze szklanki (Rzecki miał tylko jeden kieliszek) i opowiadał o swoich sukcesach finansowych w Bułgarii. Wtedy jeszcze wszystko wydawało się możliwe…
→ Kulinaria; → Restauracje i cukiernie.
Bibliografia
- D. Kałwa, Polska doby rozbiorów i międzywojenna, w: Obyczaje w Polsce. Od średniowiecza do czasów współczesnych, red. A. Chwalba, Warszawa 2004.
- S. Milewski, Ciemne sprawy dawnych warszawiaków, Warszawa 1981.