Anegdota o Cymbarewiczu
Z racji zajmowanego stanowiska miałem zaszczyt w czasie wizyty w Polsce wicepremiera Anastazego Mikojana towarzyszyć mu w zwiedzaniu Warszawy. Gościa zachwycały wyniki odbudowy naszej stolicy. W pewnym momencie zwrócił się do mnie z pytaniem, dlaczego nie widzi w Warszawie pomnika Sienkiewicza. Zaskoczony, nie bardzo wiedziałem, co odpowiedzieć:
– Po prostu jeszcze nas nie stać – odrzekłem. – Przyjdzie kolej i na pomnik Sienkiewicza.
– To wielki polski patriota i zasługuje na uhonorowanie – z powagą zauważył Mikojan, a po chwili zapytał, czy przed wojną był pomnik i gdzie stał.
– Nie wiem, przed wojną nie byłem w Warszawie – ze wstydem przyznałem się do swojej niewiedzy.
Zaintrygowany, dlaczego nasz gość, z pochodzenia Ormianin, urodzony na dalekim Kaukazie, tak się interesuje Sienkiewiczem. Zapytałem go o to.
– Przypadkiem tuż przed rewolucją przeczytałem Trylogię i Krzyżaków i bardzo mi się podobały. Później trafiłem gdzieś na powieść dla młodzieży W pustyni i w puszczy. To też dobra książka. A wy, generale – uśmiechnął się –czytaliście Trylogię?[1]
Na szczęście generał Franciszek Cymbarewicz czytał Trylogię, najpierw po rosyjsku, a potem po polsku, ulubionymi lekturami jego ojca był Sienkiewicz i Krótki kurs WKP(b). Rzecz dzieje się w latach pięćdziesiątych, autor wspomnień jest wówczas z nominacji marszałka Konstantego Rokossowskiego Głównym Kwatermistrzem Wojska Polskiego (czy też jak to się wtedy nazywało, dowódcą Głównego Zarządu Tyłów). Dialog generała Cymbarewicza z Mikojanem schodzi na różnicę między oryginałem i przekładem oraz na ulubionych bohaterów Trylogii (Kmicic, nie Wołodyjowski). Kończy je podsumowanie:
Rozmowa sprawiła mi wielką przyjemność. Cieszyło mnie, że stary komunista, wybitny działacz partyjno-rządowy Związku Radzieckiego czytał dzieła naszego pisarza i docenił ich znaczenie dla narodu polskiego wówczas, gdy kraj rozdarty był na trzy części. Świadczyło to, że towarzyszowi Mikojanowi nieobca była nasza historia, obyczaje i kultura, chociażby widziane przez pryzmat wyobraźni autora Trylogii i Krzyżaków.[2]
Generał Cymbarewicz, urodzony w Mohylewie w roku 1917 w zruszczonej polskiej rodzinie, był lekarzem wojskowym w Armii Czerwonej, pod koniec wojny skierowanym do Wojska Polskiego, a po jej zakończeniu znalazł się w pokaźnej grupie oficerów, którym przyznano polskie obywatelstwo, za czasów stalinowskich doszedł do stopnia generała brygady i szefa kwatermistrzostwa całej armii. Opublikowane po raz pierwszy w roku 1984 wspomnienia generała noszą znamienny tytuł Kmicicem nie zostałem, zatem rozsiane w tekście drobne odniesienia do dziejów poznawania Sienkiewicza przez autora (historia z Mikojanem jest bodaj najważniejszym epizodem z tej serii) są zapewne rozmyślne (można dodać do tych elementów nawet samą konstrukcję relacji z uwielbianym przez autora, troszczącym się o ludzi, sprawiedliwym i wybitnym wodzem, marszałkiem Rokossowskim). Po 1956 roku Cymbarewicz został odstawiony na mniej eksponowane stanowiska w armii, natomiast w 1984 roku generał, będąc już od dziesięciu lat w stanie spoczynku, pełnił funkcję przewodniczącego Rady Naczelnej Zjednoczenia Patriotycznego „Grunwald”, grupującego konserwatywno-narodowych popleczników twardej linii partii. To oczywiście dla wymowy całości narracji, ale i dla użycia w tej historii Sienkiewicza, może być nieprzypadkowe. Nie zamierzam rozwijać tego kontekstu, choć go sygnalizuję. Sens anegdoty zapisanej przez Cymbarewicza zasadza się bowiem na tym, że to radziecki dygnitarz (skądinąd pobierający przed pierwszą wojną nauki w seminarium duchownym w Tbilisi, gdzie zaraz po śmierci Sienkiewicza w 1916 nazwano jedną z ulic i szkół imieniem noblisty[3]) wytyka brak takiego upamiętnienia wielkiego pisarza w odbudowującej się stolicy, domyślając się, że taki pomnik musiał stać przed wojną. A jednocześnie, jeśli generał pisał to trzydzieści lat po opisywanych zdarzeniach, to oczywiste jest, że takiego pomnika nadal w tamtym mieście AD 1984 nie było.