BERKA JOSELEWICZA 14 (mieszkanie Józka Wolmana)

Dawid Sierakowiak

III A,  JA

„28 marca 1942 r.: […] Byłem dziś po pracy z Dadkiem Hamerem u naszego starego kolegi z bloków, Józka Wolmana [Berka Joselewicza 14]. Graliśmy trochę w karty. Nie grałem już dwa lata. Cóż to za nonsensowne spędzanie czasu!” (s. 222)

III A,   JA/ONI

„18 kwietnia 1942 r.: […] Próbowałem dziś trochę się przejść do różnych kolegów, ale nagle tak się zmęczyłem, że odechciało mi się już na długi czas wszelkich wędrówek. Byłem u [Aleksego] Engla [Zgierska 39], który ma wyjechać do Warszawy. (Ostatnio wyjechało kilkaset osób do Warszawy autobusem, prawie, a podobno nawet zupełnie, legalnie). Słyszałem jednak potem, że już nikt nie wyjedzie, bo coś tam się zepsuło. W każdym razie zaniosę mu adres Lolka Łęczyckiego. Niech doń zajrzy i z nim pogada. Byłem też u [Józka] Wolmana [Berka Joselewicza 14]. Czytał mi ustęp swego ostatniego poematu o Hitlerze. Bardzo mocna i ładna rzecz. Sam Wolman jest prawie załamany głodem i ostatnio nie pisze. Miał dziś w resorcie dwie pogadanki dla młodzieży, ale wyczerpały go one okropnie. Czuję się pod pewnym względem mniej osamotniony i przybity. Więc nie jestem jedynym, którego głód zabija duchowo (fizycznie zabija wszystkich).” (s. 231)

III B,   JA

„11 lipca 1942 r.: Byłem dziś po południu u [Józka] Wolmana [Berka Joselewicza 14], dla którego załatwiłem pewną transakcję książkową. Jest on bardzo przybity, albowiem lekarz oświadczył mu, że stoi u progu suchot. Z uśmiechem zapewniał mnie jednak, że bardzo chciałby przeżyć tę wojnę. Spotkałem też Calela, który, chociaż pracuje jako goniec na Placu Warzywnym [Dworska 6] i obżera się zdrowymi warzywami, chodzi z gorączką i otrzymuje zastrzyki calcium, albowiem płuca ma „nie w porządku”. Zimno się robi człowiekowi na myśl: Co się też we własnych płucach dzieje?” (s. 284)

III B,   JA

„18 lipca 1942 r.: […] Byłem dziś po południu u [Józka] Wolmana [Berka Joselewicza 14], z którym gawędziło się na rozmaite tematy gettowe i przedwojenne.” […] (s. 287)

IV,  JA

„5 września 1942 r.: […] Od rana było już dzisiaj niespokojnie na mieście, bo rozeszła się lotem błyskawicy wiadomość, że w nocy brali dzieci i starców, których wsadzano do pustych szpitali, skąd w poniedziałek mają zostać wysiedleni (po 3000 osób dziennie!). Z rana byłem u Goldmana, którego córeczkę w nocy zabrano (powiedzieli mi o tym sąsiedzi, bo rodziców nie zastałem). Potem byłem u [Józka] Wolmana [Berka Joselewicza 14], u którego też było zamknięte. Byłem u Frydrycha, który jak zwykle bawił się swoją kurą. W ogóle od samego rana nie mogłem sobie miejsca znaleźć, raz gnany na dół złymi przeczuciami, następnie wobec niemożności usiedzenia w mieszkaniu z powodu upału i duszności.” (s. 318-319)

V A,   JA

„14 listopada 1942 r.: Byłem dziś u [Józka] Wolmana [Berka Joselewicza 14], który też skapcaniał już do reszty.” (s. 330)

„28 listopada 1942 r.: […] Byłem dziś u [Józka] Wolmana [Berka Joselewicza 14], który głodny jak ciągle dotychczas, ale po trochu też pisze.” (s. 338)

„5 grudnia 1942 r.: […] Później byłem u [Józka] Wolmana [Berka Joselewicza 14], z którym po wyjściu jego żony (akuszerki) i dziecka miałem poważną i szczerą rozmowę. Widząc, że orientuję się w jego nieznośnych stosunkach domowych, dysharmonii z nieodpowiednią żoną i pozbawieniu go wpływu na dziecko, wywnętrzył się przede mną ze swych zmartwień i marzeń o pozbyciu się już tej nieznośnej i ciążącej atmosfery. Ja, któremu w to tylko graj, odwzajemniłem mu się spowiedzią z mych cierpień w domu i mą chęcią wypłynięcia z tego niemożliwego już teraz portu. Mówiło się jeszcze na rozmaite przyjacielskie tematy, tyczące jego i moich zamierzeń po… A potem trzeba było wrócić do domu [Spacerowa 5/7], gdzie w cmiędzyczasie Nadzia pokłóciła się solidnie z ojcem.” (s. 341)

„16 stycznia 1943 r.: […] Wstąpiłem po pracy do [Mojżesza] Turbowicza [Kościelna 5], u którego pożyczyłem nasz ostatni szkolny podręcznik hebrajski, aby trochę poczytać w tym języku, który poczynam zapominać. Po południu byłem u [Józka] Wolmana [Berka Joselewicza 14], u którego pożyczyłem sobie pierwszy tom Pereca. Mam już cały skład książek w domu, które nie wiem, kiedy zdążę przeczytać.” (s. 357)

„20 lutego 1943 r.: Byłem dziś po południu u [Józka] Wolmana [Berka Joselewicza 14]. Wprawdzie ledwo chodzę przez tę przeklętą ranę na nodze, ale w domu nie mogę usiedzieć. Ze świerzbą coraz gorzej. Mam już pełno strupów na ciele i męczarnie moje są okropne. Muszę już jutro nieodwołalnie pójść do lekarza.” (s. 362)

„28 marca 1943 r. Byłem dziś też przez dwie godziny w biurze [Lutomierska 11], naturalnie przez zupę. Po południu byłem u [Józka] Wolmana [Berka Joselewicza 14]. Pożyczył mi wstęp do powieści, którą zaczął pisać. Gdy wróciłem do domu [Spacerowa 5/7], myślałem, że zemdleję. Uginają się pode mną kolana i ledwo mogę chodzić. Ciągle gorączkuję i nie mogę się pozbyć strupów i rany od odmrożenia. Wyglądam znów bardzo źle. A tu sprawa wysiedlenia ciągle jeszcze nie jest wyklarowana i ciągle czarne chmury wiszą nad gettem.” (s. 378-379)

„30 marca 1943 r.: Dzisiejszy dzień spędziłem na solidnej lataninie po mieście, przez co wieczorem ledwo się mogłem ruszać. O dziesiątej poszedłem do [Reginy] Wołkówny [Dworska 1], lecz dostałem się do niej dopiero po dwunastej. Pamiętała o telefonie Mońka Wolfowicza i przyrzekła załatwić nam sprawę butów i odzieży. Nadzia będzie też otrzymywała 30 RM miesięcznie jako dopłatę do swoich 5 RM tygodniowo które zarabia, pracując 5 godzin dziennie jako młodociana. Moje podanie o Heim Wołkówna przyjęła, ale oświadczyła, że wątpi, czy coś z tego będzie. Po wyjściu od niej spotkałem szczęśliwym trafem Mońka Wolfowicza, do którego właśnie chciałem się udać. Powiedział mi on, że w zeszłym tygodniu dzwonił do Wołkówny, która mnie kazała wywołać, ale było to już po tym, jak poszedłem do domu. Następnie oświadczył mi, że mówił wczoraj w mojej sprawie z jakimś referentem z Sonderabteilung, starym znajomym moich wujków z Palestyny, który przyrzekł się postarać o wtrynienie mnie do policji Sonderabteilung. Aż mi się dusza uśmiechnęła na samą myśl. Wszak to umożliwiłoby mi pozbycie się zadatków chorób i ciągłego głodu. Moniek kazał mi zgłosić się do owego pana Bursztyna z „Sonder” i przyrzekł ponowną interwencję u Wołkówny w sprawie mojego urlopu w Heimie. Nie chcąc sprawy odwlekać, poszedłem o trzeciej do „Sonder” [Zgierska 96], lecz owego Bursztyna nie było. Wstąpiłem więc do [Józka] Wolmana, [Berka Joselewicza 14] który pisze teraz teksty do kilku rewii w rozmaitych resortach, a o czwartej poszedłem ponownie do „Sonder”. Pokazałem Bursztynowi moje świadectwo małomaturalne i ostatnie świadectwo z gimnazjum (miałem je przy sobie, bo pokazałem je także Wołkównie). Wywarły nań widocznie wrażenie, bo kazał mi napisać ofertę i przynieść ją jutro z rana. Może coś się da zrobić. Poszedłem pełen nadziei do domu i długo nie mogłem zasnąć. Przyjęcie do „Sonder” to prawie jedyna szansa na uratowanie zdrowia! Oby tylko się udało!” (s. 380)

Bibliografia

Dawid Sierakowiak, Dziennik, oprac. A. Sitarek, E. Wiatr, Warszawa: Żydowski Instytut Historyczny, 2016.