Esteci, kolekcjonerzy, zdobywcy
Ważnym doświadczeniem bohaterów współczesnych powieści i nowel Sienkiewicza staje się testowanie życia dla przyjemności. Patrzenie na kobiety zdradza w językowym obrazie świata przede wszystkim zapotrzebowanie na mechanizm zderzania elementów służących porównaniu. W Bez dogmatu jeden z fragmentów dobrze oddaje cechy językowego opisu świata Płoszowskiego próbującego zrozumieć znaczenie wzroku ukochanej i jej sposobu widzenia:
Jak dawniej znajomi na ojca mego, tak ona dziś patrzy na mnie jako na człowieka wyjątkowych zdolności, po którym wielkich rzeczy należy się spodziewać. Pozwolić, by pozostała przy tym mniemaniu, wydaje mi się nadużywaniem jej dobrej wiary; oświadczyć jej, że nie tylko wielkich rzeczy, ale niczego nie ma się po mnie spodziewać, byłoby to przesądzać przyszłość tylko prawdopodobną, a zarazem zadać staruszce cios stanowczy. (BD, 29: 8)
Fragment ten ujawnia istotę szukania podobieństw i różnic mających na celu wpisanie nowego wizerunku w katalog znanych desygnatów i zjawisk oraz powszechnie możliwych do zwizualizowania komponentów doświadczanego świata. Znaczenie struktur porównawczych to stała cecha opisu wyglądu bohaterek Sienkiewicza. Linetka Castelli to jednocześnie malarka i poetka przypominająca storczyk i śpiącą królewnę (RP, 33: 240) oraz „martwą głowę posągu” (tamże: 239). Teresa Krasławska podobna jest „do pustej lalki” (RP, 32: 197), „manekina” (tamże) czy „karafki zmrożonej wody” (RP, 33: 72). Aneta Osnowska to postać smagła, mająca wiśniowe usta, rozwianą grzywkę i skośne fiołkowe oczy. Dlatego Połaniecki będzie ją porównywał do rusałki. Laura Davis z Bez dogmatu przypomina z kolei Płoszowskiemu grecki posąg. Określana jest jako Wenus, Sybilla, Diana – łowczyni. Wygląda w jego optyce jak Junona, „kształt greckiego posągu” (BD, 29: 77). Davis z kolei jest pokazywany jak schorowany, wręcz umierający człowiek (tamże). Ojciec Płoszowskiego jest opisywany jako „przepyszna głowa patrycjusza filozofa” (tamże). To poczucie estetyzacji życia powoduje, że Płoszowski na kartach dziennika zwierzy się przed samym sobą, iż nie był przy balsamowaniu ojca, ponieważ nie chciał z nim „postępować jak z rzeczą” (tamże: 86).
W wyglądzie Klary Hilst (niemieckiej pianistki) podkreśla się w sposób stereotypowy ze względu na cechy narodowe (i rasowe – chciałoby się rzec za fizjonomistami XIX wieku) takie jak jej ogromny wzrost, dlatego mówi się, że jest „kariatydą”. Przypomina bowiem św. Cecylię – figurę poważną, statyczną i wzniosłą: „Hilstówna należy do kategorii filozofujących w muzyce” (BD, 30: 11). Klara „wyglądała jak pagórek pokryty heliotropami” (tamże: 138). Anielka jawi się w rozmowie Śniatyńskiego z Klarą jako „typ, jakby była portretem wiszącym na ścianie, nie zaś żywą i obecną osobą” (tamże: 87). Podczas tej wymiany zdań obecny jest również Płoszowski, który milczy i porównuje w duchu te trzy twarze kobiece. Dochodzi wówczas do wniosku, że Anielka „ma regularne rysy, jest pomysłem artystycznym” (tamże).
W zasadzie identyczne ujęcie mamy w Rodzinie Połanieckich, kiedy narrator pokazuje, że Litka wyglądała w Reichenhallu „jak artystyczny pomysł” (RP, 32: 84), a nie jak żywa dziewczynka. Bukacki mawia, że jest utkana z mgły – pojęcia, które jest nośnikiem znaczeń tekstowych w całej powieści, gdyż oniryzm staje się tam konwencją opisu i budowania nastroju.
Płoszowski uprawia nieustanną cytatomanię. Porównuje siebie samego z bohaterami literackimi i wyimaginowanym światem ich wrażeń, doświadczeń, emocji. Dzięki sile odwołania i porównania ze światem ich myśli ma za zadanie stawać się na ich podobieństwo i diagnozować własną kondycję filozoficzną i emocjonalną. W analogii do wielkich filozofów buduje również swój system metafizyczny i filozoficzny. W związku z tym odkrywa, że jego doświadczenie idealnie pasuje do zapoznanych już, choć ważnych dla myśli naukowej, diagnoz bycia w świecie i zachowania w nim pewnej równowagi. Szuka elementów podobnych, żeby łatwiej było konfrontować nieznane i takie, co do których nie ma pewności, nie umie ocenić ich rangi i charakteru. Szuka więc bezpieczeństwa w tym, co znane, żeby chronić siebie i umiejętnie nad sobą panować. Gra przed sobą i przed lustrem, skoro mówi: „Mam w sobie zawsze dwóch ludzi: aktora i widza” (BD, 29: 75). Określa siebie również następująco: „Miałem serce podobne do mimozy, która zamyka się za każdym dotknięciem” (BD, 30: 7). Chce tym samym doświadczaną przez siebie rzeczywistość uatrakcyjnić i poddać procesowi fikcjonalizacji tekstowej. Ma nadzieję dopisać kolejny wers do księgi doświadczonych przez los „geniuszów bez tek” i improduktywów literackich, którzy cierpią na chorobę woli, łakną wrażeń, ale i stymulują się własnym niezaspokojonym dążeniem do osiągnięcia pełni. Płoszowskiego nie interesuje nic poza kontemplowaniem siebie i testowaniem różnorodnych relacji z kobietami. Te zawsze podlegają szacowaniu zarówno ze względu na typ zachowania, jak i na typ nerwowości, stopień wytworności i pożądliwości, a także ze względu na ich pojmowanie życia:
Co do mnie, kręciłem się w nich najchętniej ze względu na „te panie”. Są one subtelne, wyrobione nerwowo, szukające wrażeń, chciwe użycia, a pozbawione naprawdę wszelkich ideałów. Bywają też częstokroć równie zepsute jak romanse, które czytają, bo moralność ich nie ma ani gruntu religijnego, ani tradycji obowiązującej. Z tym wszystkim jest to świat bardzo błyszczący. „Godziny sali” są w nim tak długie, że równają się dniom i nocom, mogą zaś być niebezpieczne, bo tam nie ma w zwyczaju stępiać floretów. (BD, 30: 17)
Kontemplacja wizerunku kobiet jest jednak kontrolowana. Podlega dyktatowi dystansu, zdrowego rozsądku, jakby ta sfera doświadczeń wymagała czujności, uwagi i rozważenia, czy warto podejmować ryzyko gry. Grą bowiem okazuje się balansowanie przez Płoszowskiego na krawędzi zbliżania się do kobiet i oceny ich poprzez wartość tego, jak wyglądają, jak się zachowują, jak są postrzegane.