FRANCISZKAŃSKA/ KOŹLA (targ)

Perec Opoczyński

ONI, I

„[…] zaraz po wybuchu wojny jęli goje szturmować żydowskie targi i bazary, takie jak Wołówka, Kercelak, rynek wolski, Nalewki, Franciszkańska, Grzybów. Nie ścigał ich teraz nienawistny wzrok ludzi z „Nara”, [nie tropiły ich oczy] endeckich studenciaków, którzy czatowali na [polskich klientów] z aparatami fotograficznymi, by [w ten sposób] ich odstraszać, wpisywać na czarne listy w gazetach. Handel wrócił. Dobrze się kupowało u wygłodniałego grosza Żyda. Wyprowadzano towary na polską stronę, a tam odbiorcami byli przede wszystkim chłopi. I tak oto jedni żyli z drugich, jak za dawnych, dobrych czasów.” (Goje w getcie, s. 399)

ONI, II
„Mur getta odciął Franciszkańską tuż przy Koźlej. Z daleka tego nie widać. Jak to jest, wyjaśnia się zupełnie, kiedy się staje u wlotu uliczki, bo jest ona wąska i mała z dziwnymi staromodnymi [nieczyt.] i wiekowymi budynkami, podwóreczkami, zakamuflowanymi wejściami i chwiejącymi się schodami. Tylko tu i ówdzie między starodawnymi domkami strzela w górę pięciopiętrowa wąska budowla z mnóstwem okien. Znak, że wcześniej były tu mieszkanka dla robotników, rzemieślników i ulicznych handlarzy.
Te pojedyncze wysokie domy, wciśnięte między starodawne budyneczki, niszczą symetrię uliczki i wywołują wrażenie chaosu, bezładu. [nieczyt.] było zaniedbane i pozostawione [bez] kontroli także przed wojną, kiedy ówczesna władza miała [nieczyt.] machnęła ręką [nieczyt.].
Wózki z zieleniną i owocami oraz kramy z jedzeniem otaczają tu ciasno każdy dom. Spożywcze kramy są małe. Na ławeczce czy stoliku kładzie Żydówka kilka dwu-, trzykilogramowych torebek z mąką: kukurydzianą, razówką i „bonową” (to mąka, którą piekarze otrzymują od władzy okupacyjnej, żeby piec kontyngentowy chleb), lub kaszą: jagłami i pęczakiem. Innych produktów, jak fasoli, mąki pszennej albo suszonych owoców, zazwyczaj na stołach nie widać, to się kupuje w sklepach. Ceny są tu, rozumie się, trochę niższe niż na innych ulicach – w końcu to uliczka Koźla! Jednak dla większości warszawskich Żydów, których getto zostawiło z pustymi rękoma, odbierając im źródło utrzymania, a oferując [w zamian] tylko jedno – wyprzedawanie po trochu ubrań i sprzętów domowych na Wołówce, jest tu wystarczająco drogo.
Budki, stragany i wózki zatarasowały ulicę. Każdą budkę oblegają nie tyle klienci, ile ci, którzy chcą coś kupić i nie mają za co. Ruch jest duży, ale nabywane ilości znikome.” (Szmugiel w getcie warszawskim, s. 409)

Bibliografia

– Perec Opoczyński, Szmugiel w getcie warszawskim, w: Tenże: Reportaże z warszawskiego getta, przekład, redakcja naukowa i wprowadzenie M. Polit, Warszawa 2012.