Łęcka Izabela
Panna Izabela była niepospolicie piękną kobietą. Wszystko w niej było oryginalne i doskonałe […] Wzrost więcej niż średni, bardzo kształtna figura, bujne włosy blond z odcieniem popielatym, nosek prosty, usta trochę odchylone, zęby perłowe, ręce i stopy modelowe. (I, 90)
Izabelę Łęcką, obiekt uczuć głównego bohatera powieści, Stanisława Wokulskiego, Prus obdarzył modelowymi cechami pożądanej na małżeńskim targowisku panny z dobrego domu: wielką urodą, odpowiednią pozycją społeczną (stara szlachta, aspirująca do tytułu barona), posagiem (choć, co trzymano w tajemnicy, stopniał prawie do zera, jak wiele fortun szlacheckich). Otrzymała też odpowiednią dla jej społecznej pozycji edukację: minimum wiedzy, wystudiowane maniery, przeświadczenie o naturalnej wyższości własnej klasy nad pospólstwem, postrzeganym z odrazą jako istoty dziwne i przerażające. I tak ukazuje się Izabela w Lalce, odgrodzona od brutalnej rzeczywistości nieprzenikalną zasłoną iluzji, skrojonej ze strzępków wyidealizowanych opowieści, literackich fantazji i marzeń. Jak piękna lalka, toteż tytuł książki rozumiano dwojako: może lalką była Izabela, a może lalka prawdziwa – zabawka, o którą toczył się proces.
W postaci Izabeli są skumulowane wszelkie cechy, najostrzej krytykowane przez Prusa. To jej absolutna nieprzydatność w obrębie społecznego organizmu, pasożytowanie na pracy innych, podporządkowanie się modzie i konwencjom. Pokazywanie się w nowych kreacjach, otaczanie się właściwie sytuowanymi wielbicielami i epatowanie znajomością artystów (Rossi, Molinari) – tak pisarz ukształtował treść jej życia.
Oderwana od pospolitości świata, Izabela obdarza namiętnym uczuciem nie realnego człowieka, lecz pieści i całuje piękną rzeźbę Apollina, który w jej wyobraźni przybierał postać odmłodzonego jenerała, który wygrał bitwę i z wyżyn swego siodła patrzył na śmierć kilku tysięcy walecznych lub najsławniejszego tenora, któremu kobiety rzucały kwiaty pod nogi, a mężczyźni wyprzęgali konie z powozu.
Panna Izabela okazuje zainteresowania intelektualne. Czytała poezje dalekiego kuzyna Zygmunta Krasińskiego, znała też jego Nie-Boską komedię. Czytała Kartkę miłości – nową powieść głośnego wówczas francuskiego pisarza Emila Zoli, na jej stoliku leżały dzieła Szekspira, Dantego, albumy, francuski żurnal mód. Czasem – dla odmiany – brała do rąk książeczkę do nabożeństwa, w której odszukiwała Akt poddania się woli bożej. Troszczyła się o ubogich (dając im jałmużnę), i tkwiła w przekonaniu, że ludzie jej sfery obchodzą wieczne święto. Bawią się, chadzają do teatru, spędzają czas w salonach. Wiedziała, że istnieje również inny świat – rolników, kwiaciarek, posłańców. On również jej się podobał – był jakby teatrem marionetek, nawet ładniejszy od obrazów rodzajowych, gdyż poruszał się i zmieniał co chwilę. Żyjąc w przekonaniu, że natura urządziła dla niej piękne widowisko, Izabela patrzyła na świat z łagodnym pobłażaniem, obejmującym także dzieci, owe małe cherubiny, zesłane z nieba po to, żeby starsi mogli urządzać kinderbale.
Ta właśnie kobieta, pusta i egoistyczna, będąca zakałą w świecie wartości propagowanych przez Prusa, w warstwie fabuły przewróciła świat powieści. Doprowadziła do zguby Wokulskiego, to przez fatalne zauroczenie nią upadła spółka handlowa, a kwitnący sklep został sprzedany w obce ręce.
Własne życie Izabela też przegrała. O wielkiej miłości nie marzyła, miłość bowiem, nie ta szalona, o jakiej marzą poeci, ale prawdziwie chrześcijańska, zjawia się dopiero po sakramencie i najzupełniej wystarcza, ażeby żona umiała pięknie prezentować się w domu, a mąż z powagą asystować jej w świecie, ale gdy kierując się rozsądkiem „była już zdecydowana wyjść za mąż” – zabrakło adoratorów, a nadto jej decyzję o zamknięciu się w klasztorze Prus kąśliwie skomentował słowami Szumana: czy ma zamiar nawet Pana Boga kokietować, czy tylko chce po wzruszeniach odpocząć, ażeby pewniejszym krokiem wyjść za mąż?