Licytacja
Ale otóż i sala główna, do której biegną wszyscy starozakonni i gdzie skupia się cały interes licytacji. (I, 561)
Tomasz Łęcki bankrutował; jego kamienicę wystawiono na licytację. Licytacja przedstawiona przez Prusa przypominała widowisko teatralne. Pieniądze ze sprzedaży kamienicy, które pozostaną po spłaceniu długów i zaległych podatków, miały wystarczyć Łęckiemu na inwestycję w spółkę handlową z Wokulskim, na bieżące wydatki i jeszcze na wyjazd z córką do Paryża. Licytację, która odbywała się w sądzie, prowadzili licytatorzy, czyli komornicy sądowi (narodowości rosyjskiej). Osoby ubiegające się o kupno kamienicy, zgłaszały sumy, które skłonne były zapłacić. Wygrywał ten, kto dawał najwięcej. Prus z mistrzostwem opisuje, jak między legalnie licytującymi kręcą się fałszywi licytanci, podbijający cenę. Był to proceder nieuczciwy, stosowany często i tolerowany przez władze. W powieściowej licytacji kamienicy Łęckich jako licytanci wzięli udział: adwokat, reprezentujący baronową Krzeszowską, która mogła zapłacić za kamienicę najwyżej 60 tysięcy rubli, a z drugiej strony stary Szlangbaum, podstawiony przez Wokulskiego, chcącego zapłacić 90 tysięcy rubli. Szlangbaum doprowadził do wylicytowania zaplanowanej z góry sumy i kupił kamienicę w imieniu Wokulskiego, ku niezadowoleniu hrabiny Krzeszowskiej i hrabiego Łęckiego, który łudził się, że uda mu się podbić cenę kamienicy znacznie wyżej.