MURANOWSKA 6
Perec Opoczyński
ONI, I
„Komitet domowy na Muranowskiej [6] – w sercu kupieckiej północy, tam, gdzie żyje tradycja cedaki, obyczaj wspierania ubogiego sąsiada, anonimowego niesienia pomocy – taki komitet nie potrzebuje wcale wielu działaczy, nie wymaga też z ich strony jakichś szczególnych starań. Tam od dawien dawna panuje taki zwyczaj. Przychodzi, uchowaj Boże, nieszczęście, wydarza się katastrofa, panoszy się zaraza i już znajdują się sąsiedzi, którzy opiekują się potrzebującymi.” (Tragedia komitetu domowego, s. 390)
ONI, I
„Dom przy ulicy Muranowskiej 6 miał przed wojną około czterdziestu lokatorów i tyluż sublokatorów. Teraz liczba lokatorów i sublokatorów wynosi okrągłą setkę, co [wraz z ich rodzinami] daje blisko pięciuset mieszkańców. Mieszkali tu kupcy, właściciele fabryczek, handlarze i rzemieślnicy. Byli to solidni, dobrze zarabiający lokatorzy. Oczywistą rzeczą jest to, że dostatnio żyli kupiec z fabrykantem, ale tutaj i rzemieślnik zarabiał dość, by mieć chleba do syta. Rzemieślnicy, którzy pracowali dla sąsiadów z podwórza, tacy jak krawcy i szewcy, prowadzili zasobne domy, a i ci, którzy świadczyli swoje usługi szerszej klienteli, też nie mieli na co narzekać, bo punkt był dobry – Nalewki, Bonifraterska i Franciszkańska z jednej strony, a z drugiej Dworzec Gdański i Wołówka.
W czasie wojny niewiele się zmieniło. Ci, którzy byli fabrykantami, nimi pozostali. Nie porzucili swojej profesji kupcy. Pojawili się nawet nowi, tak zwani wojenni kupcy, parający się szmuglem i handlujący starzyzną albo cukierkami i papierosami. Kupcy i fabrykanci pomniejszyli może swój kapitał obrotowy, a po otworzeniu getta zawęzili także obszar swojej działalności, ale produkowali i handlowali dalej, dopasowując się do zmienionych warunków życia. Stosując przedwojenne kryteria, nie moglibyśmy ich uznać za zamożnych obywateli, na pewno nie za bogaczy, ale porównując ich z tymi, którzy wstają rano i z przerażeniem i zgryzotą przyglądają się resztkom swego dobytku, z tymi, co myślą, co by tu jeszcze sprzedać, żeby starczyło na bochenek czarnego chleba, trzeba mieszkańców domu przy Muranowskiej 6 zaliczyć do grupy posiadaczy. Wraz z nimi możemy się cieszyć, że nie pospadali ze społecznej drabiny.
W domu mieszka fabrykant proszku do pieczenia i zapachów do ciast Awrom Przepiórka. Działacz społeczny (z odłamu robotniczego), pisarz, człowiek przystępny i serdeczny108. W tym samym domu mieszka też zamożny działacz Agudy Awrom Josef Galanter. Kiedy wybuchła wojna, nie namyślano się długo, tylko poczęto zbierać pieniądze i rozdzielać je między potrzebujących. Ten, kto chciał, włączał się w tę pracę i to się nazywało „komitet”. Za zebrane pieniądze kupiono chleb i rozdano go, a kto potrzebował kilku złotych, to też je dostał. Myślano: dożyjmy tylko końca bombardowań, a tych kilku groszy na jałmużnę, daj Boże, nie zabraknie…
OPL w domu był tym, czym był. Miał swoje zadania i żadnych bezpośrednich związków z komitetem. Komendant OPL był tylko komendantem ochrony powietrznej, a nie, jak na przykład na Wołyńskiej 21, przewodniczącym komitetu domowego110. Ten bardzo ważny szczegół pozytywnie wpływał na pracę komitetu. OPL miał do czynienia z władzą, nosił się wysoko i komenderował. Komitet domowy pochodził z wolnych wyborów, był przedstawicielem wszystkich, zrodził go oddolny ruch. Czy ufa się OPL, czy nie, to nikogo nie obchodzi, to sprawa władz. To natomiast, czy ufa się komitetowi domowemu czy nie – to już sprawa wielkiej wagi.
Spieszymy donieść, że lokatorzy domu przy Muranowskiej 6 tak zwany komitet od pierwszej chwili darzyli wielkim zaufaniem.” (Tragedia komitetu domowego, s. 391-2)
ONI, I (początek 1940)
„Przy Muranowskiej 6 organizowano wówczas wieczorki z udziałem żydowskich aktorów, którzy deklamowali poezje, a nawet wystawiali jednoaktówki. Kiedy występy artystyczne przestały przyciągać publiczność, zaczęto urządzać wieczorki taneczne, i to prawie co tydzień, a każda taka potańcówka przynosiła od czterystu do pięciuset złotych zysku. Dysponując takimi sumami, można było nie tylko ulżyć w nagłej potrzebie wszystkim ubogim z domu, ale też myśleć o niesieniu im konstruktywnej pomocy.” (Tragedia komitetu domowego, s. 393)
ONI, II A (1940/41)
„W domach utworzono kuchnie ludowe. W wielu miejscach udało się to wyśmienicie, a tam, gdzie kuchnie jednak upadły, działo się to z przyczyn [od komisji] niezależnych. Tak niestety stało się w naszym domu przy Muranowskiej 6. Kuchnia powstała tu w połowie 1940 roku. Istniała przez rok. Korzystało z niej bardzo wiele osób. Dziennie wydawano do stu dwudziestu obiadów. Prowadzeniem kuchni, kupowaniem produktów na rynku i tym podobnymi rzeczami zajmowali się dwaj sąsiedzi. Obiady były nie tylko tanie, ale i smaczne. Cena obiadu wynosiła 70 groszy, ale część konsumentów płaciła tylko 30 groszy, a niektórzy, bardzo ubodzy lokatorzy otrzymywali obiady za darmo.” (Tragedia komitetu domowego, s. 393)
ONI, II B (połowa 1941)
„Ożywiona działalność komitetu przy Muranowskiej, jak i w ogóle komitetów w mieście, pobudziła sąsiadów, zachęciła ich do reagowania na każde wezwanie pomocy. Zorganizowano akcję zbiórki odzieży, która zakończyła się nie oczekiwanym przez nikogo powodzeniem. Było ono prawdziwym zaskoczeniem dla samego komitetu. Jeśli w domu przy Wołyńskiej 21 w czasie pierwszej zbiórki odzieży nie przekazano nawet jednej nadającej się do użytku sztuki – choć dom nie był zamieszkany przez samą tylko biedotę – to przy Muranowskiej 6 zebrano blisko trzydzieści męskich garniturów! W dobrym czy złym stanie – to nieważne. Liczy się fakt. A po dwu i pół roku wojny, przy dzisiejszych cenach garniturów, tamte są warte majątek.” (Tragedia komitetu domowego, s. 394)
ONI, II B
„[…] powstał kącik dziecięcy, prowadzony przez komisję młodzieżową. Dzieci każdego dnia trzeba wyprowadzić do ogródka (albo na plac pełniący funkcję ogrodu, ponieważ władza okupacyjna zadbała o to, by jedyny ogród dawnej żydowskiej dzielnicy, Ogród Krasińskich, został dla Żydów zamknięty; tak więc żaden skwer, żaden skrawek zieleni nie był dla nich dostępny) i dać po kawałku chleba do rączki, zadbać też, by miały co zjeść po powrocie do domu. Problem w tym, że w domu zbyt jaskrawo zarysowały się różnice społeczne. To przecież Muranów! Nie wypada zasobnym matkom posyłać dzieci, żeby bawiły się ze swoimi biednymi rówieśnikami. Te różnice stały się zaczynem rozpadu kącika, którego bogaci tak naprawdę nie chcieli, a rodziców ubogich dzieci, rzecz jasna, nie było stać na jego finansowanie” (Tragedia komitetu domowego, s. 394)
ONI, II B (lato 1941)
„Na początku lata 1941 roku okupacyjna władza zabrała, jak zwykle, kontyngent młodych ludzi na roboty przymusowe. Dom wysłał ośmiu łagierników. Otrzymali od komitetu po osiemdziesiąt lub po sto złotych, niektórzy dostali parę spodni lub sztukę bielizny. Jednakże w tym samym czasie wydarzyło się coś, co wstrząsnęło lokatorami i przyczyniło się do upadku komitetu, nie tylko tego przy Muranowskiej 6. Mamy tu na myśli tajny okólnik Czerniakowa, przewodniczącego Judenratu, głoszący, że komitety domowe mają się zajmować wyszukiwaniem i doprowadzaniem lokatorów na przymusowe roboty.
Chociaż nazajutrz okólnik został wycofany, bo dostrzeżono zapewne, że jest jakimś nieporozumieniem, zdołał narobić szkód. Właściwie w tym samym czasie aresztowano przewodniczącego komitetu za brak 200 złotych obowiązkowej wpłaty na policję gettową. Co prawda wkrótce go zwolniono, ale złe wrażenie pozostało. Żaden z sąsiadów nie chciał już słyszeć nie tylko o członkostwie, ale nawet o zebraniach komitetu.” (Tragedia komitetu domowego, s. 396)
Bibliografia
– Perec Opoczyński, Tragedia komitetu domowego, w: Tenże, Reportaże z warszawskiego getta, przekład, redakcja naukowa i wprowadzenie M. Polit, Warszawa 2012.