Neapolitański traf
W krajach, które już wcześniej odkryły Sienkiewicza, takich jak Rosja czy Niemcy, przekłady Quo vadis ukazały się jeszcze przed pierwszym polskim wydaniem książkowym (zaczęto je drukować w odcinkach w gazetach, zanim zakończył się druk oryginału). W 1896 opublikowano przekład angielski, w 1897 czeski, w 1898 bułgarski, ormiański, niderlandzki, szwedzki i węgierski. Tymczasem we Włoszech, mimo rosnącej międzynarodowej sławy powieści, nie przyciągnęła ona zainteresowania ani krytyki, ani potencjalnych tłumaczy, takich jak Ciampoli. Co prawda jakieś informacje na ten temat przeniknęły i do włoskiej prasy. Już w 1896 roku rzymski dziennik „Voce della Verità” sygnalizował pojawienie się powieści Sienkiewicza, porównując ją z „otrąbionym przed światem” Rzymem Zoli i uznając za dużo lepszą niż określony jako „prawdziwe niepowodzenie” utwór francuskiego pisarza. Podkreślano, że polski pisarz „posiada tajemnicę sztuki klasycznej i prawdziwej” i że swoją wizję starożytnego Rzymu składa w całość „bardzo artystyczną i wykwintną”; wyrażano nadzieję, że „nowy, bardzo piękny romans doczeka się wkrótce przekładów z polskiego na główne języki europejskie, aby był poznany, jak na to zasługuje”[1]. Zarówno wzmianka, jak i rekomendacja przekładu przeszły jednak bez echa.
Ostatecznie do tłumaczenia doszło zupełnym przypadkiem — oczywiście jeśli wierzyć barwnemu opowiadaniu pierwszego tłumacza Federiga Verdinois, które ma pewne punkty styczne ze wspomnieniami amerykańskiego tłumacza i „odkrywcy” Sienkiewicza, Jeremiaha Curtina[2]. W latach dziewięćdziesiątych przeszło pięćdziesięcioletni już Verdinois (urodził się w 1844 roku), który od długiego czasu próbował przebić się do kręgu włoskich elit intelektualnych, nie miał wielkich powodów do satysfakcji. Zaczynał od przekładów literatury angielskiej, upodobawszy sobie Dickensa, ale publikowane w odcinkach w neapolitańskich dziennikach przekłady nie znalazły potem wydawców chętnych do opublikowania ich w formie książkowej. Wyjątkiem była Opowieść wigilijna opublikowana w 1888 roku przez wydawnictwo Hoepli jako książka pod choinkę. Rozczarowany Verdinois porzucił pod koniec lat osiemdziesiątych literaturę angielską i zwrócił się ku twórcom rosyjskim[3], którzy właśnie wtedy stawali się we Włoszech modni. Już w 1889 roku ukazał się, nakładem wydawnictwa Treves, przekład Zbrodni i kary Dostojewskiego. Gorzej powiodło się tłumaczowi z Braćmi Karamazow i Ojcobójcą, którymi po opublikowaniu w odcinkach w „Il Mattino” w 1892 roku nie udało mu się zainteresować żadnego wydawcy.
Szczęśliwy zbieg okoliczności, który zetknął Verdinois z Quo vadis, nie tylko zainicjował epokę Sienkiewiczowskiej „epidemii” we Włoszech, ale okazał się też wygraną na loterii dla tłumacza, który jako „tłumacz Sienkiewicza” nareszcie uzyskał wymarzony status w kręgach intelektualnych, stał się postacią rozpoznawalną i poważaną w całych Włoszech. Teraz już wszyscy chcieli publikować jego przekłady: w ostatnim ćwierćwieczu swojego życia Verdinois przełożył i wydał ponad siedemdziesiąt książek, głównie autorów rosyjskich, ale także polskich, m.in. Jeske-Choińskiego, a z powieści Sienkiewicza Ogniem i mieczem (1899), Rodzinę Połanieckich (1899) i Bez dogmatu (1919)[4].
Wzmianki i artykuły na jego temat ukazywały się nawet w prasie polskiej, tak jak ten szkic biograficzny w „Tygodniku Ilustrowanym”, z którego ze względu na charakterystyczny styl warto przytoczyć obszerniejszy fragment:
Fryderyk Verdinois, z pochodzenia Francuz, jest już dziś Neapolitańczykiem. Jego pradziad przyszedł z królem Muratem z Verdun nad niebieską zatokę i tu się osiedlił, zaś tłumacz Quo vadis (…) urodził się w 1844 roku w Casercie (…). Caserta to jak nasz Łobzów pod Krakowem, tylko że ten ostatni zatracił zupełnie dawny charakter.
Znać też po Fryderyku Verdinois, że nie jest Neapolitańczykiem; patrząc na niego, widzi się raczej francuskiego oficera, o uśmiechu trochę złośliwym w spokojnych, choć przenikliwych oczach; nie masz w nich wesołej dobroduszności ani gorącego temperamentu Neapolitańczyka, który urodził się u stóp Wezuwiusza. (Darowski 1899: 922, pisownia oryginalna)
Splendor, jaki spłynął na Verdinois dzięki przetłumaczeniu Quo vadis, trudno uznać za naprawdę zasłużony, z jego własnej relacji (Perché tradussi il „Quo vadis”[5]) wynika bowiem jasno, że z powieścią zetknął się przypadkiem, nigdy wcześniej nie zasłyszawszy o polskim autorze. Postanowił ją przetłumaczyć po prostu dlatego, że mu się spodobała, nie widząc nic złego w tym, żeby posłużyć się nie oryginałem, a przekładem rosyjskim[6], ani nie odczuwając potrzeby, by dowiedzieć się czegoś więcej o pisarzu i kontekście historyczno-literackim, w którym powstał utwór.
Perypetie ze znalezieniem gazety skłonnej opublikować powieść w odcinkach to natomiast potwierdzenie tego, jak trudno było wypromować we Włoszech nieznanego nikomu autora. Po odmowie Matilde Serao z „Il Mattino”, która zareagowała na propozycję Verdinois gromkim śmiechem, przekonana, że tematyka starożytna nie ma żadnej szansy zainteresować czytelników[7], tłumaczowi udało się ostatecznie uzyskać zgodę na druk w „Corriere di Napoli”, pod warunkiem, że zrezygnuje z honorarium za przekład[8]. Ani właściciel dziennika Matteo Schilizzi, ani zapewne sam tłumacz nie spodziewali się, jak wielki sukces odniesie powieść, choć w swoich wspomnieniach Verdinois umniejszył chyba, dla zwiększenia dramatycznego efektu, zainteresowanie wydawcy jego propozycją.
Szumne zapowiedzi, które zaczęły się ukazywać na pierwszej stronie dziennika na kilka dni przed rozpoczęciem druku, wskazują na to, że w „Corriere di Napoli” zdawano sobie sprawę, iż trafił do nich tekst o wyjątkowym potencjale. Zapowiedzi informowały w istocie (nieprawdziwie), że Quo vadis nie zostało jeszcze przełożone w Wielkiej Brytanii ani w Niemczech, i reklamowały powieść jako „ogromne płótno, na którym nakreślił pisarz pociągnięciami godnymi pędzla Michała Anioła sceny w najwyższym stopniu płomienne i dramatyczne”[9]. Podkreślano także, że tematyka książki jest „całkowicie włoska” (di argomento assolutamente italiano) i że przemówi ona do wszystkich czytelników, którzy „szukają w lekturze nie tylko pustej rozrywki, ale też szczerego i głębokiego wzruszenia” (ogłoszenie na pierwszej stronie dziennika od 22 września 1898). Była to reklama na dużo większą skalę niż ta, którą „Corriere di Napoli” rezerwował zazwyczaj dla swoich powieści w odcinkach[10], o wiele dłuższy niż zazwyczaj był także pierwszy fragment książki opublikowany 2 października 1898 roku (pełne dwie strony — dziennik ukazał się jako numer podwójny). Biorąc pod uwagę, że w swoim wspomnieniu o genezie przekładu Verdinois pomylił się aż o półtora roku co do daty początku publikacji, cofając ją do lutego 1897[11], być może należałoby też z pewną ostrożnością potraktować inne podane przez niego fakty. Miło jest jednak wierzyć, że reakcja czytelników „Corriere di Napoli”, którzy zbierali się pod drukarnią dziennika, żeby jak najszybciej przechwycić gazetę z najnowszym odcinkiem powieści, przypominała entuzjazm, z jakim dziesięć lat wcześniej polscy odbiorcy przyjęli druk Trylogii w warszawskim „Słowie”. Jeśli nawet nie jest prawdą, że w krótkim czasie dziennik potroił nakład, a wdzięczny Schilizzi wręczył Verdinois czek na pokaźną kwotę tysiąca lirów, skwapliwość, z jaką dziennik zamówił u tłumacza przekład Rodziny Połanieckich (druk rozpoczął się niespełna półtora miesiąca po zakończeniu publikacji Quo vadis), jest oczywistym potwierdzeniem wielkiego sukcesu powieści. Od 11 lutego 1899 roku przy kolejnych odcinkach zamieszczanych w „Corriere” pojawiła się informacja proprietà letteraria Detken e Rocholl (własność literacka Detken i Rocholl), co znaczy, że Verdinois już wtedy miał ubity interes z wydawnictwem. Tuż po zakończeniu druku w „Corriere” zaczęły się ukazywać reklamy wydawnicze zapowiadające: „za kilka dni ukaże się Quo vadis, powieść historyczna E. Sienkievica” (tra pochi giorni…). Pojawiały się niemal codziennie, budując atmosferę oczekiwania (po drodze poprawiono też częściowo pisownię nazwiska pisarza, z „E. Sienkievic” na „H. Sienkievicz”). 5 marca reklama pojawiła się z subtelną zmianą: „zostało opublikowane Quo vadis” (è pubblicato). Między zakończeniem druku w dzienniku a publikacją książkową powieści upłynęło 11 dni!
Już w pierwszym roku wydania wznowiono ją sześciokrotnie, jednak nadzieje na zachowanie wyłączności na druk bestselleru okazały się płonne. Na próżno w wydaniu z 1900 stronę tytułową opatrzono (niezupełnie prawdziwą) adnotacją „jedyny przekład autoryzowany przez pisarza”, a obok zamieszczono zdjęcie Sienkiewicza z dedykacją dla tłumacza (A monsier Federigo Verdinois, traducteur de Quo vadis — souvenir reconnaisant). Opublikowanie powieści dawało gwarancję szybkiego zysku, a autora, jako poddanego rosyjskiego, nie chroniła konwencja berneńska. Detken i Rocholl wytoczyli nawet proces o prawa autorskie wydawnictwom Baldini & Castoldi[12], Aliprandi i Treves z Mediolanu, ale przegrali z kretesem[13]. Nawet w samym Neapolu ukazały się wkrótce dwa konkurencyjne przekłady: w 1900 swoje tłumaczenie opublikował Eugenio Wenceslao Foulques (wyd. Lubrano), a w 1902 Ferdinando Bideri (wyd. Bideri). Już w 1900 roku wyszło w sumie przynajmniej osiem różnych przekładów, potem pojawiło się jeszcze kilka innych, bardziej powszechną praktyką stało się jednak drukowanie „anonimowych” przekładów „przejrzanych” lub „poprawionych” — innymi s łowy, korzystanie z wcześniejszych wersji po dokonaniu w nich dla niepoznaki pewnych zmian. Rzucono się także do tłumaczenia i wydawania wszystkich innych utworów Sienkiewicza.
Przypisy
- Cytaty z „Voce della Verità” (1896: 144) za polskim tłumaczeniem zamieszczonym w „Dzienniku Poznańskim” (1896: 152).
- Curtin podawał co najmniej dwie wersje tego, jak zainteresował się utworami Sienkiewicza. Według pierwszej, bardziej prozaicznej, stało się to dzięki temu, że pracując w Smithsonian Institute, zwrócił uwagę na wielki wzrost popularności pisarza w Rosji. Potem jednak pojawiła się bardziej romantyczna opowieść o tym, jak to jadąc metrem, Curtin zauważył jakiegoś Polaka, tak zaczytanego w książce, że nie zwracał uwagi na otoczenie (chodziło o Trylogię). Dowiedziawszy się, jaki jest tytuł dzieła, Curtin podobno jeszcze tego samego dnia zamówił książkę z Polski (por. Sztachelska 2017: 97).
- Nie było to zainteresowanie całkiem nowe, pierwszy przekład literatury rosyjskiej podpisany przez Verdinois ukazał się już w 1876 roku (Bohater naszych czasów Lermontowa), ale było to tłumaczenie z wersji francuskiej (por. Ruggiero 2009: 138). Tłumaczeniami z francuskiego wspomagał się Verdinois także w przekładach z Dickensa (124).
- Tom Nowego Korbuta poświęcony Sienkiewiczowi wzmiankuje także przekład Krzyżaków, który miał się ukazać w Mediolanie w 1925 roku pod tytułem I crociati, wydaje się jednak, że zaszła tu jakaś pomyłka. Żaden z katalogów bibliotecznych we Włoszech nie notuje takiego przekładu, a autorką tłumaczenia pod błędnym tytułem I crociati (czyli „Krzyżowcy”) była Nina Romanowska. Przekład ten po raz ostatni wznowiono w 1921 roku.
- Opublikowany po raz pierwszy w Natura ed Arte 1907/1908, tekst był kilkakrotnie przedrukowywany. W niniejszej monografii po raz pierwszy ukazuje się jego polskie tłumaczenie.
- W swojej relacji Verdinois twierdził co prawda, że drugą część utworu tłumaczył już z polskiego, trudno jednak traktować to zapewnienie poważnie: jak i kiedy miałby opanować w kilka miesięcy nowy język na tyle dobrze, żeby porywać się na przekład z oryginału? Poza tym, podana przez niego w artykule informacja, że „po polsku mówi się zawsze na ty do wszystkich”, nie budzi zaufania do jego orientacji w polszczyźnie.
- Warto zauważyć, że we Włoszech nie był jeszcze wtedy znany Ben-Hur Wallace’a: pierwszy przekład („poprawiony i wyczyszczony” w stosunku do oryginału, uznanego za „książkę niezdrową dla tych, którzy pragną zachować nienaruszoną wiarę katolicką”) ukazał się co prawda w 1895 roku, ale najwyraźniej przeszedł zupełnie bez echa, skoro w 1900 roku, na fali sukcesu Quo vadis, mediolański Baldini & Castoldi wydał powieść z dopiskiem „pierwsze tłumaczenie włoskie” (por. „La Civiltà Cattolica” 1900: 88). Książka miała kilka wznowień, ale nigdy nie osiągnęła nawet częściowo sukcesu odniesionego przez utwór Sienkiewicza: w 1900 roku recenzent w „Gazzetta Letteraria” wyrokował: „ani temat, ani akcja w amerykańskiej powieści nie mogą nas zainteresować. Ten pierwszy jest od początku niemal infantylny, ta druga wymuszona” [Né il soggetto né il suo svolgimento possono interessare nel romanzo americano. Il primo è quasi puerile dal suo inizio e il secondo è stentato.] (Bolaffi o 1900b: 1).
- Tego, że Verdinois zrezygnował z wynagrodzenia za swój trud, nie należy zresztą traktować jako czegoś wyjątkowego: już wcześniej zdarzało mu się zgadzać na publikację swoich przekładów gratis, aby tylko ujrzeć je w druku: „wystarczała mi skromna chwała ujrzenia swojego nazwiska na stronie tytułowej” [bastava a me la povera gloria di apporre il mio nome sul frontespizio] (por. Ruggiero 2009: 137).
- [Quo vadis è una vastissima tela, sulla quale il grande artista polacco ha dipinto a tratti michelangioleschi le più drammatiche scene e le più passionali].
- Kiedy 20 lutego 1899 zakończył się druk Quo vadis, zapowiedziano krótko, „Dzisiaj rozpoczynamy druk nowej superpłomiennej i dramatycznej powieści Pari e patta Carla Mérouvela” [Oggi cominciamo la pubblicazione del nuovo ardentissimo e drammatico romanzo Pari e patta di Carlo Mérouvel] (21 febbraio 1899).
- Por. przekład artykułu Verdinois na s. 183 niniejszego tomu. Na dobrą sprawę wszystkie polskie i włoskie opracowania naukowe podają błędne daty druku powieści: najbliższy prawdy jest tom Nowego Korbuta poświęcony Sienkiewiczowi, który podaje datę 1 października 1898. Ten sam Nowy Korbut mniej precyzyjnie określa początek druku w „Corriere di Napoli” Rodziny Połanieckich, sytuując go w styczniu 1899. W rzeczywistości w tym czasie trwał jeszcze druk Quo vadis (zakończył się 20 lutego 1899 roku). Publikację nowego tłumaczenia Verdinois zaczęto reklamować od 18 marca, zapewniając, że chodzi o dzieło „godne autora Quo vadis”, które osiągnie ogromny sukces, wzruszając i zaciekawiając czytelników.
Druk powieści rozpoczął się 1 kwietnia 1899 roku.
- W tym czasie wydawnictwo nazywało się właściwie Baldini, Castoldi & C., ponieważ jednak znane jest powszechnie jako Baldini & Castoldi, postanowiono przyjąć konsekwentnie taki zapis.
- Proces stał się głośny i był szeroko komentowany w prasie. „Gazzetta Letteraria” (nr 11, 17 marzo 1900) donosiła, że dwóch ekspertów powołanych przez sąd wyraziło sprzeczne opinie: prof. Francesco Novati (filolog, krytyk literacki, profesor na Uniwersytecie w Mediolanie) uznał, że mediolańskie przekłady są plagiatem wersji Verdinois, natomiast prof. Emilio De Marchi (pisarz, jeden z najważniejszych włoskich prozaików pod koniec XIX wieku) temu zaprzeczył. Obaj doszli natomiast do wniosku, że Verdinois przekładał z angielskiego. Czasopismo prawnicze „Filiangieri” przedrukowało z obszernym komentarzem uzasadnienie wyroku („Il Filiangieri. Rivista giuridica, dottrinale e pratica” (XXV) 1900, 304–311). Wynika z niego, że sąd uznał, iż Sienkiewicz jako poddany rosyjski nie jest objęty we Włoszech prawami autorskimi i wobec tego żadne włoskie wydawnictwo nie może sobie rościć do jego utworów wyłączności praw artystycznych i literackich. W czasie procesu zwrócono uwagę, że tłumacz rozpoczął druk przekładu, zanim jeszcze nawiązał kontakt z autorem utworu, i uznano, że zaskarżone przez Detken & Roscholl wydawnictwa słusznie podkreślają poniesione przez nie szkody moralne. O procesie pisze także obszernie Domenico Giurati w książce Il plagio (1903). Wspomina on, że sprawę o szkody moralne podjęto później w sądzie w Neapolu, który w 1902 roku odrzucił ostatecznie roszczenia mediolańskich wydawnictw. Co ciekawe, wszyscy powołani eksperci upierali się, że Verdinois dokonał przekładu z języka angielskiego. W wyroku z 1902 uznano, że przekład B & C jest de facto plagiatem: „tłumacze zaskarżonej wersji zapożyczyli z wydania Verdinois, przepisali w niektórych miejscach całe zdania, skopiowali niewolniczo wyrażenia, terminy, imiona własne, powtórzyli dużo błędów (…) jednym słowem, przywłaszczyli sobie więcej, niż dozwala lojalność i dobra wiara obowiązujące na polu literackim” [i traduttori della versione incriminata spigolarono dalla edizione di Verdinois, ne tolsero a volte di peso interi periodi, ne copiarono servilmente modi di dire, traslati, nomi propri, ne riprodussero non pochi errori (…) si appropriarono in una parola più di quanto era consentito della lealtà e buona fede correnti nel campo letterario] (Giurati 1903: 184).