
25. Odkrycia lekturowe czytelnika
Przyglądając się relacjonowanej w Wielki Piątek scenie, popełniamy najczęściej błąd ahistoryzmu: sądzimy postaci dramatu według naszego stanu wiedzy, a nie tego, jaki był im dostępny. Zazdroszczę tym, co słuchając zapisu Pasji, mają pewność, że krzyczeliby, iż chcą, by uwolniono Jezusa. Stoisz w podnieconym religijną, przedświąteczną atmosferą tłumie. Twoi kapłani mówią ci, że usunięcie z tego świata bluźniercy jest wolą samego Boga. Ten cały Jezus jest ponadto z pogardzanej Galilei, a ci, co krzyczą, to w większości pewnie mieszkańcy Jerozolimy. Skoro Barabasz brał udział w stołecznych rozruchach, może jest ich ziomkiem? Może jest narodowym albo ekonomicznym bohaterem, upominającym się o wolność dla narodu, chleb dla dzieci? Nie wiem, co wtedy bym krzyczał. Wiem jednak, że jeśli wyjdę ze spotkania z Barabaszem wyłącznie z żywioną doń odrazą za to, że stał się walutą, na którą wymieniono mojego Jezusa, przegapię lekcję, której może mi udzielić[1].