Róg ulic KARMELICKA/NOWOLIPIE

Basia Temkin-Bermanowa

ONI, II (lipiec-wrzesień 1942)

„Julcia (Estera Fiks) […] Opowiadała mi historię swoją i braciszka [Bencjon Fiks, „Boluś”].

Ich ojciec był malarzem pokojowym, któremu przed wojną nieźle się powodziło, zatrudniał nawet czterech pomocników. Mieszkali na rogu Nowolipia i Smoczej. Była u nich kupa dzieci, w czasie wojny przymierali głodem. Ojciec nie mógł zarabiać, wobec czego dzieci zaczęły przechodzić na «drugą stronę» ze szmuglem. Mieli jakąś znajomą Ar[yjkę], siostrę – zdaje się – ich dozorczyni, również dozorczynię gdzieś na Kruczej, u której za dwa złote można było przenocować. Ta babcia [Zofia Kalotowa] była dla nich oparciem, w swoich wędrówkach zawsze o nią zahaczali. Również mały Bolek był kiedyś u niej, zdaje się z bratem” (s. 178)

Abraham Lewin

JA/ONI, II D (09.06.1942)

„Bardzo znaczna liczba mieszkańców getta w ogóle nie je obiadów. Głoduje albo obywa się, czym tylko się da: kawałkiem chleba, marchewką albo brukwią. Potem następuje długi łańcuch różnych poziomów. Najniższa warstwa, która składa się z kilku tysięcy konsumentów (3400) korzysta z wydawanych w kuchniach ludowych tzw. zupek, które kosztują 90 groszy za talerz. Talerz takiej zupy nie jest naturalnie w stanie nasycić nawet na krótki czas. Następna warstwa to grupa 1000 Żydów, którzy jedzą w kuchniach ludowych przy Lesznie 29 i Nowolipie 30 (dla urzędników). Pełny talerz gęstej zupy kosztuje tam 1,25 zł. Następnie mamy kilka tzw. samoutrzymujących się kuchni. Są one przeznaczone dla działaczy i urzędników (Leszno 14, Orla 6, Zamenhofa 13, Nalewki 32, Przejazd 9), gdzie obiad kosztuje 2,25 złotego i składa się z zupy z warzywami albo 3,50 złotych z małym kawałkiem mięsa. Potem idą kuchnie prywatne i tu widzimy znowu długi szereg cen i wyboru dań. W prywatnej kuchni można dostać za 4 złote obiad, składający się z talerza zupy, małego kawałeczka mięsa i odrobiny warzyw. Potem ceny idą crescendo: 4,50, 5, 6,50, 10, 14 i 17 złotych. W restauracji Szulca na rogu Karmelickiej i Nowolipia obiad kosztuje 14-15,50 złotych i przedstawia się, jak mi opowiadano, całkiem imponująco: bardzo tłusta zupa, duża porcja mięsa z warzywami oraz kompot. Przypomina się przedwojenny obiad. […] W restauracji Mojszele przy Nowolipiu 1 porcja mięsa kosztuje 18 złotych. Jedzą tam przede wszystkim szmuglerzy. Tak to wygląda na froncie obiadowym w getcie.” (s. 112)

ONI, II D (13.06.1942)

„W ubiegłą środę o godzinie 12 w południe Niemcy przywieźli na Karmelicką róg Nowolipia, koło zburzonego budynku, dwóch polskich robotników tramwajowych i tam ich zastrzelili. Żydowscy policjanci otrzymali rozkaz pochowania ich na żydowskim cmentarzu. Więcej szczegółów na temat […] nie było mi dane otrzymać.” (s. 121)

JA/ONI, II D (19.05.1942)

„Dziś o godzinie 9.15 rano moja żona, gdy szła do pracy, została zatrzymana na rogu Nowolipia i Karmelickiej do celów filmowych. Pewien Niemiec powiedział: <Siehe, diese ist ganz recht angezogen, ohne scmuck>. Pół godziny trzymali ją przed obiektywami aparatów filmowych. Nie była, rzecz oczywista, jedyna. Zatrzymali do tegoż celu więcej kobiet różnego wieku i pochodzenia.” (s. 156)

ONI, III A

„Nalewki przedstawiają straszny obraz. Wczoraj zastrzelili na ulicy kobietę, która wybiegła z podwórka i uciekała. Z szopu Toebbensa (Gęsia 6) zabrali robotników, wywieźli ich z Warszawy. Łapali również urzędników Gminy, schwytanych wywieźli. Opróżniono wszystkie sale. Ukrywających się i odmawiających wyjścia zastrzelili. Z drugiego wydziału ŻSS zabrali wszystkich pracowników szopu będącego w stadium organizacji. Przy zbiegu Karmelickiej i Nowolipia siekierami odrąbali kłódki i zamki i otworzyli sklepy. Do południa dostarczyli 4 000 ludzi, w tym 800 ochotników. Łączna liczba wysiedlonych do wczoraj wieczór przewyższała 60 000.” (s. 179)

Leokadia Schmidt

ONI, III A

„W miarę upływu czasu rozwydrzenie policji żydowskiej wzrastało, zuchwalstwo i bestialstwo ich dochodziło do najwyższych granic. Mąż był świadkiem, jak schwytano na ulicy Nowolipie, niedaleko Karmelickiej, kobietę, która trzymała w ręku małą buteleczkę z mlekiem na pewno z wielkim trudem zdobytą w tych warunkach. Dwóch policjantów napadło na nią i siłą zaczęło popychać na wóz. Kobieta rozpaczliwie się opierała, przyciskając buteleczkę. Błagała, by ją zwolnili. Mówiła, że w domu ma maleńkie dziecko, głodne, dla niego zdobyła trochę mleka. Prosiła, żeby jej przynajmniej pozwolili zabrać dziecko z sobą. Jeden z policjantów wyrwał jej siłą buteleczkę i cisną o ziemię. Wyjąc wprost, rzuciła się na te resztki. Wtedy ci dwa łotrzy, chwyciwszy ją za włosy, zawlekli na wóz. Takie zachowanie policji było na porządku dziennym. Niemcy wiedzieli, jak dzielić ludność żydowską i szczuć jednego na drugiego, by osiągnąć swój cel.” (s. 28-29)

JA, III C

„Siostra zajmowała frontowe mieszkanie. Przez szparę w firance wyglądałam często na ulicę, zaciekawiona, jak wygląda życie w tak wielkim szopie zatrudniającym jeszcze teraz, po wszystkich blokadach, 8000 ludzi. Od 5.00 rano, tj. od godziny, od której można było chodzić po mieście, do godz. 7.00 ulica zaludniała się spieszącymi dokądś. Na tym ciasnym odcinku od Smoczej do Karmelickiej ruch był taki sam jak przed wysiedleniem, z tą jedynie różnicą, że wszystkie sklepy były pozamykane. Gdzieniegdzie widać było sprzedawców chleba, kartofli i włoszczyzny. Zaopatrywali w żywność tych, którzy mieli za co ją kupić. Były tu jeszcze sklepy rozdzielcze, czynne tylko wtedy, gdy wydawano na kartki skąpe racje chleba i innych mniej ważnych produktów. Prywatnie po domach można było kupić masło, wędliny i różne artykuły spożywcze po bardzo wygórowanych cenach, sprzedawane już z trzeciej bądź czwartej ręki. Prowiant ten pochodził z filii lub placówek szopów po stronie aryjskiej. O 7.00 ulica pustoszała. Do tej godziny nocna zmiana wracała do domów, dzienna zaś znajdowała się już przy pracy. Na ulicach panowała zupełna cisza. Przed bramą szopu stali na straży werkschutze. Od czasu do czasu zajeżdżały auta ciężarowe, na które ładowano gotowy towar. Przywożono również surowce oraz stare wojskowe mundury do czyszczenia i przeróbki. Ludzie pracujący przy transporcie bardzo się wzbogacili. Pod stosem towarów szmuglowano żywność ze strony aryjskiej i sprzedawano, oczywiście po bardzo wysokich cenach. W ten sposób przemycano też ludzi na stronę aryjską, naturalnie tych, którzy mieli się gdzie ukryć. Trzeba przyznać, że szoferzy ryzykowali bardzo. Bramy skoszarowanych domów były normalnie otwarte od 5.00 rano do 9.00 wieczór. Werkschutze nie pilnowali ich jak u nas. Jedynie wylot Karmelickiej i Nowolipia, róg Smoczej, zamknięte drewnianymi bramami, były strzeżone. W obrębie tych ulic mieszkańcy mogli poruszać się swobodnie.” (s. 125)

Bibliografia

– Basia Temkin-Bermanowa, Dziennik z podziemia, wstęp, oprac., przypisy A. Grupińska i P. Szapiro, Warszawa: ŻIH, „Twój Styl” 2000, ss. 390.

– Abraham Lewin, Dziennik, wstęp i opracowanie K. Person, Warszawa 2016.

– Leokadia Schmidt, Cudem przeżyliśmy czas zagłady, przedmowa i objaśnienia Władysław Bartoszewski, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław 1983.