Sienkiewicz wiecznotrwały, czyli w stronę parodii
Na koniec słówko o parodiach Sienkiewicza. Już w czasach jemu współczesnych, parodiowany chętnie, ze słynną hiszpańską bródką, niewysoki, wątłej postury, nadawał się na obiekt drwin. Najlepiej parodię Sienkiewiczowskich bohaterów – kobiet i mężczyzn w ich uwikłaniach – dał swego czasu, jeszcze w latach pięćdziesiątych XX wieku, Artur Maria Swinarski w Trylogii trojańskiej w dwóch wieczorach (z ilustracjami Jana Młodożeńca). Natomiast pół wieku później produktywność Sienkiewiczowskich figur i postaci, a zwłaszcza odczytanie ich uwikłania w erotykę i ciało zaowocowały dwiema kabaretowymi propozycjami. Jedną jest scena z kabaretu Elita, parodiująca sarmacki kontusz i entourage obyczajowy Trylogii. Druga to parodia Mariana Opani i Wiktora Zborowskiego, powstała na fali ekranizacji Ogniem i mieczem. W skeczu Ogniem i mieczem II. Casting odbywają przesłuchania do filmu, który ma być kręcony w Ameryce. Ogrywa się tam amerykańskie i polskie, kulturowo uwarunkowane, podejście do erotyki, nagości i seksualności sprzed ponad stu lat i to współczesne. Dialog, nastawiony na granie językiem, wzmocnioną rolę podtekstu i użyć metonimicznych, rozgrywa się między mężczyznami kandydującymi do ról herosów z powieści Sienkiewicza. Okazuje się, że rolę Skrzetuskiego ma zagrać Arnold Schwarzenegger, Wołodyjowskiego – Dustin Hoffman, Horpynę (Horpynnę!) – Madonna, Helenę – Leonardo di Caprio, Bohuna – Michael Jackson. Granie ciałem i warunkami ciała prowokuje do pytania, który ze śmiałków mógłby zagrać Małego Rycerza. Odbiorca zostaje pozbawiony złudzeń co do metonimii tego określenia i lęku przed upublicznieniem nagości, skoro okazuje się, że gatunkiem filmu produkowanego przez Amerykanów jest film pornograficzny.
Jeśli więc coś daje się parodiować, to, po pierwsze: jest produktywne, bo ma określony potencjał. Po drugie: broni się w parodii, zatem staje się czytelne i wiecznotrwałe. Nie schodzi do lamusa literatury i nie zasklepia się w otoczce anachroniczności czy koturnowości. Podobnie jak mit, którego siłą jest to, że aby był uniwersalny, musi być zmienny. I Sienkiewicz znakomicie wyczuł ten mechanizm. Na wykorzystanie swojej twórczości jako pożywki dla potomnych Sienkiewicz zapewne by się zgodził, gdyż – będąc opowiadaczem i konstruktorem światów literackich – wierzył w moc opowieści i w literaturę. Wiedział bowiem doskonale, że literatura tak jak historia ma sfinksową postać. Dlatego, używając nieco oczywistej metafory, można powiedzieć, że literatura i historia były dla Sienkiewicza kobietami, dzięki którym pisarz uwodził i z którymi grał. A grał językiem, który był tkanką tego uwodzenia: wyceny, pożądania, przynależności i pragnienia. Stawką w tej grze było zachowanie własnego ja przy jednoczesnej próbie godzenia się z przeciwnościami. Chyba dopiero w takim kontekście można zrozumieć przenikliwe, choć dyskusyjne i kontrowersyjne słowa Aleksandra Świętochowskiego, wypowiedziane w kontekście analizy Hani w 1884 roku:
Sienkiewicz z natury swego talentu jest autorem kobiet. Jak gdyby siedząc w ich gronie, opowiada miękko, czule, poetycznie, umie wzruszać drobiazgami, ogładzać charaktery szorstkie i łagodzić zbyt mocne cienie, gra ciągle albo melodie sielankowe, albo rycerskie[1].