SIENNA 41
Mary Berg
JA, I
10.X.39: „Wróciliśmy na swoją ulicę. Na bruku leżały trupy koni, z których ludzie wycinali kawałki mięsa. Niektóre z koni jeszcze drgały, lecz wygłodzeni biedacy nie zwracali na to uwagi; kroili ciała wciąż żywych zwierząt. Nasze ostatnie lokum, mieszkanie przy ulicy Nalewki, zastaliśmy nienaruszone, z wyjątkiem powybijanych szyb. Jednak nie było tam nic do jedzenia. Dozorca zaprosił nas na obiad, na który podano kaczkę z ryżem. Później się dowiedziałam, że złapana przez dozorcę „kaczka” była ostatnim łabędziem pływającym w stawie Ogrodu Krasińskich. Mimo że woda w stawie była skażona przez rozkładające się ludzkie zwłoki, ów dziwny posiłek nam nie zaszkodził. […] Tamtego popołudnia zamieszkała przy Siennej kuzynka zaprosiła nas do swego przestronnego mieszkania, w którym zgromadziła duży zapas żywności. Znowu więc czekała nas przeprowadzka. Droga była koszmarna. Na wszystkich placach kopano zbiorowe groby. Warszawa wyglądała jak ogromny cmentarz” (s. 58-59).
27.XII.39: „W zeszłym tygodniu matka otrzymała list z konsulatu amerykańskiego z wezwaniem do przyjazdu do Warszawy. Doręczający nam pismo listonosz nie mógł powstrzymać się od wyrażenia zazdrości z powodu naszych związków z Ameryką. Wyjechałam do Warszawy jeszcze przed matką dzięki pewnemu znajomemu gojowi, mężowi przyjaciółki matki, który zabrał mnie ze sobą, podając się za mojego ojca i narażając tym samym własne życie. Zatrzymał się w Warszawie razem ze mną, a w święta Bożego Narodzenia przywiózł z Łodzi także moją siostrę. Większość czasu spędzamy w domu, dopiero po zmroku decydując się wyjść na krótki spacer przed budynkiem ambasady amerykańskiej. W jego cieniu czujemy się jakoś bezpieczniej” (s. 65-66)
5.I.1940: „Matka dołączyła do nas dopiero po Nowym Roku. Oznajmiła, że otrzymała wieści od ojca, który bardzo dobrze radzi sobie w Rosji i objął posadę kustosza muzeum na Ukrainie. Chce, żebyśmy natychmiast do niego przyjechały, ale to nie wchodzi w grę. Mieszkamy teraz w dwóch małych pokojach przy Siennej 41 razem z kuzynką. Ponieważ ta kamienica należy do jakiegoś urzędnika polskiego banku, Niemcy przydzielili jej wystarczającą ilość opału. Mamy zatem ochronę przed okropnym zimnem” (s. 66)
28.IV.40: „Zdołaliśmy uzyskać oddzielne mieszkanie w tym samym domu, w którym zajmowaliśmy pokoje we wspólnym lokalu. Matka przypięła na drzwiach swoją wizytówkę z napisem: „Obywatelka amerykańska”. Ten napis jest cudownym talizmanem przeciwko niemieckim bandytom, bez przeszkód nachodzącym wszystkie żydowskie mieszkania. Kiedy tylko w bramie naszego budynku pokazują się niemieckie mundury, sąsiedzi schodzą się z błaganiem, żebyśmy ich wpuścili, by i oni mogli skorzystać z tego cudownego znaku. Nasze dwa małe pokoje całkowicie się wypełniają. Czy moglibyśmy bowiem komukolwiek odmówić? Wszyscy sąsiedzi drżą ze strachu i z bezgłośną modlitwą na ustach wpatrują się w dwie małe amerykańskie flagi na ścianie” (s. 73)
12.VII.40: „Istnieje obecnie mnóstwo nielegalnych szkół, których liczba codziennie rośnie. Nauka trwa na strychach i w piwnicach, a w programie nauczania znajdują się wszystkie przedmioty, nawet łacina i greka. Dwie takie szkoły w czerwcu odkryli Niemcy. Później się dowiedzieliśmy, że nauczycieli rozstrzelano na miejscu, a uczniów wysłano do obozu koncentracyjnego pod Lublinem. Również nasza łódzka szkoła rozpoczęła lekcje. W Warszawie przebywa większość nauczycieli, a nauka odbywa się dwa razy w tygodniu u nas w domu, w którym dzięki obywatelstwu amerykańskiemu matki jest stosunkowo bezpiecznie. Uczymy się wszystkich podstawowych przedmiotów, a nawet zorganizowaliśmy pracownię chemiczną i fizyczną, zastępując probówki i retorty szklankami i dzbankami z naszej kuchni. Specjalną uwagę poświęcamy nauce języków obcych, głównie angielskiego i hebrajskiego. Szczególnie namiętne dyskusje wybuchają na zajęciach z literatury polskiej. Nauczyciele starają się wykazać, że wielcy polscy poeci: Mickiewicz, Słowacki i Wyspiański, przepowiedzieli obecne nieszczęścia” (s. 77-78).
JA, IIA
22.XI.40: „Getto jest zamknięte już przez cały tydzień. Mury z czerwonych cegieł u wylotu ulic wychodzących z getta osiągnęły znaczną wysokość. W naszej nieszczęsnej dzielnicy huczy jak w ulu. W domach i na podwórzach, wszędzie, gdzie nie sięgają uszy Gestapo, ludzie nerwowo dyskutują o prawdziwych celach zamknięcia przez Niemców dzielnicy żydowskiej. Jak będziemy się zaopatrywać? Kto będzie utrzymywał porządek? Może naprawdę to dla nas lepiej, może zostawią nas w spokoju? Tego popołudnia wszyscy członkowie naszej grupy ŁZA zebrali się u mnie w mieszkaniu. Siedzieliśmy odrętwiali, nie wiedząc, co począć. Cały nasz trud teraz jest bezużyteczny. Kogo w tych dniach obchodzi teatr? Wszyscy myślą o jednym: o getcie” (s. 87)
JA, IIB
4.IV.41’ „Dzieciom w ogóle poświęca się dużo uwagi. W wielu domach istnieją specjalne komitety pomagające w zaopatrywaniu biednych sierot. U nas w domu co piątek gotuje się garnek zupy specjalnie dla Szpitala Dziecięcego Mathiasa Bersohna przy Siennej. Są też inne organizacje pomagające dzieciom. Szczególną popularność zyskał tak zwany Komitet „Pełna Łyżka”, zbierający dwa razy w tygodniu po łyżce cukru lub po dwie łyżki mąki i kleiku od każdego lokatora danego domu. Zbiera się także pomidory, marchew, buraki, kapustę i inne artykuły żywnościowe” (s. 109).
4.IV.41’: „Kółko młodzieżowe z naszej kamienicy przy Siennej 41 pomaga w Domu Dziecka doktora Janusza Korczaka. Codziennie dwóch naszych członków wyznacza się do zbiórek, a wszyscy – nawet ci, którzy sami potrzebują pomocy – chętnie dzielą się z małymi podopiecznymi doktora Korczaka. Nazwiska ofiarodawców oraz informacja o ich datkach umieszczane są na listach wywieszanych w bramach domów. Obecnie domy dziecka żyją niemal wyłącznie z takich zbiórek, gdyż różne organizacje społeczne muszą poświęcić się pomocy tysiącom bezdomnych uchodźców przybywających codziennie do getta” (s. 110)
20.V.41’: „Po drugiej stronie ogrodzenia z drutu kolczastego w pełni rozkwitła wiosna. Przez okno widzę po aryjskiej stronie ulicy spacerujące młode dziewczyny z bukietami bzu. Dolatuje nawet delikatny zapach rozkwitłych pąków. Jednak w getcie nie widać oznak wiosny. Tutaj promienie słoneczne pochłania ciężki, szary bruk. Na kilku parapetach okiennych rosną długie, mizerne źdźbła szczypioru, bardziej żółte niż zielone” (s. 116-117).
ONI, IIB
10.VI.41’: „Kilka dni temu przy Siennej, róg Sosnowej, miała miejsce rewizja. Niemcy przyszli rzekomo w celu zarekwirowania mebli żydowskiego lokatora, ale znaleźli przy tym radiostację. Mieszkańcy kamienicy później opowiadali, że przez cały poprzedni dzień jakiś samochód bez przerwy jeździł ulicą tam i z powrotem, wreszcie zatrzymał się przy narożnym domu, a z jego wnętrza wypadli gestapowcy, którzy przeprowadzili rewizję. Najwyraźniej wóz należał do jednostki radiolokacji Gestapo i został wyposażony w specjalny detektor do wykrywania tajnych radiostacji” (s. 129-130)
JA, IIB
12.VI.41’: „Na podwórzu naszego domu przy Siennej 41 w ciągu dnia sporo się dzieje, zapewne dlatego, że mieszka tu więcej zamożnych ludzi niż gdziekolwiek indziej. Rano często przychodzi tu profesor Kellerman z konserwatorium w Lipsku, żeby grać na skrzypcach. To drobny, siwowłosy staruszek o fascynująco długich palcach. Kiedy zaczyna grać, na wszystkich piętrach otwierają się okna. Często zamykam wtedy oczy i wyobrażam sobie, że słucham koncertu jakiegoś wielkiego wirtuoza z dyskretnym akompaniamentem odległej orkiestry. Jednak jego grę często zakłóca dźwięk rzucanych mu kawałków twardego chleba oraz monet” (s. 135)
ONI, IIB
12.VI.41’: „Na ulicy przy naszej bramie często zjawia się młoda kobieta i śpiewa. Jest niespełna rozumu. Wczesnym rankiem dolatują mnie słowa jej żałosnej piosenki: „Gwiżdże lokomotywa, żegnaj, kochany, bądź szczęśliwy…”. Na zakończenie piosenki pociąg znika, a dziewczyna czeka na ukochanego. Kobieta jest córką bogatego i znanego warszawskiego kupca. Podczas bombardowania jej dom spłonął, a jedyny brat zginął w płomieniach. Wyskoczyła z drugiego piętra na rozpiętą sieć, lecz w rezultacie doznała szoku. Jej matka cudem ocalała. Obecnie dziewczyna śpiewa przy Siennej. Wszyscy mieszkający przy tej ulicy znają dziwne słowa jej śpiewki o odjeżdżającym pociągu i powrocie ukochanego” (s. 136-137)
JA, IIB
26.VI.41’: „Piszę te słowa w schronie przeciwlotniczym w naszym domu. Mam nocną wartę, ponieważ należę do domowej ochrony przeciwlotniczej. Rosyjskie bombardowania zdarzają się coraz częściej. Znajdujemy się w niebezpiecznym miejscu, niedaleko Dworca Głównego. Wybiła jedenasta. Siedzę przy lampce karbidowej. Pierwszy raz od rozpoczęcia działań zbrojnych pomiędzy Rosją a Niemcami mogę coś napisać. Ta wieść wywołała olbrzymi szok. Wojna między Niemcami a Rosją! Kto mógł się spodziewać, że nadejdzie tak szybko?!” (s. 141)
JA/ONI; IIB
26.VI.41’: „22 czerwca, o czwartej po południu nasz zespół teatralny wystawił tradycyjny spektakl niedzielny w sali szkoły tańca Weismana. Misza wyrecytował swój numer, następnie ja weszłam na scenę i – nie wiedzieć czemu – po raz pierwszy poczułam tremę. Siedzący za fortepianem Romek to zauważył i w charakterystyczny dla siebie sposób czule szepnął: „Nie bój się, tylko pamiętaj o tonacji!”. Spojrzeniem dodał mi odwagi i po kilku pierwszych taktach trema zniknęła. Zaśpiewałam pierwszą piosenkę i zaczęłam drugą, kiedy znienacka rozległ się straszliwy wybuch, a cała scena aż zadrżała. Przez okno zobaczyłam, jak zrujnowany budynek po drugiej stronie ulicy (trafiony podczas oblężenia Warszawy) rozpada się w gruzy. […] Kiedy skończyłam występ, w sali wybuchła panika i publiczność ruszyła pędem do wyjścia. Harry próbował zatrzymać widzów, lecz na próżno. Po paru chwilach sala opustoszała. Ktoś przyniósł wieść, że Rosjanie zbombardowali Dworzec Główny, a wiele domów przy Siennej, gdzie mieszkamy, zostało trafionych. Pobiegłam do wyjścia, lecz Romek mnie powstrzymał. Wyszliśmy dopiero wtedy, gdy wybuchy ustały. Na rogu Siennej i Sosnowej z ulgą zobaczyłam, że nasz dom stoi nietknięty” (s. 141-142).
JA, IIB
10.VII.41’: „Oddychamy świeżym powietrzem i choć na chwilę zapominamy o smutnym świecie wokół nas. Ale jeden rzut oka na podwórze przedzielone murem wystarczy, żeby rozwiać słodkie marzenia. Nasz balkon wychodzi na stronę aryjską przy Złotej. Z okna na czwartym piętrze dolatuje dźwięk fortepianu grającego zazwyczaj ten sam utwór – Marzenie Schumanna. Często myślę, że jakaś szlachetna chrześcijańska dusza stara się tą łagodną melodią ukoić nieszczęsnych mieszkańców getta zamkniętych za murami, a może ta osoba nawet odczuwa pewien żal, iż do getta często ciska się ze strony aryjskiej kamienie” (s. 149-150).
JA/ONI; IIB
27.VII.41’: „Po długiej walce ojciec otrzymał wreszcie posadę dozorcy ze wszystkimi przynależnymi do niej przywilejami. Sprawuje już swój „urząd” od dwóch tygodni i oprócz zwykłej żydowskiej opaski na rękawie nosi też żółtą z napisem „Gospodarz domu”. Otrzymał także od Gminy dokument zwalniający go od prac przymusowych. Może zatem swobodnie poruszać się po ulicach, nie obawiając się łapanki. Dozorcy są zwolnieni z rozmaitych podatków zbieranych przez Gminę, otrzymują dodatkowe przydziały żywności, pensję wynoszącą dwieście złotych miesięcznie oraz bezpłatne zakwaterowanie. Ale główny dochód przynosi im otwieranie bramy nocą. Zgodnie z przepisami wprowadzającymi godzinę policyjną bramę zamyka się wcześnie, a za jej otwarcie lokatorzy płacą po dwadzieścia groszy lub więcej. W niektóre noce te opłaty przynoszą nawet dwadzieścia złotych. Krótko mówiąc, zarobki dozorcy w obecnych okolicznościach są pokaźne, nic dziwnego, że trudno dostać tę pracę” (s. 151).
JA, IIB
31.VI.41’: „Siedzę teraz w oknie nowego mieszkania przydzielonego nam jako rodzinie dozorcy i wyglądam na ulicę. Okno wychodzi na część ulicy Siennej w pobliżu Sosnowej, gdzie zawsze panuje wielkie ożywienie. Na rogu ulicy stoi kiosk z gazetami. Nie trzeba dodawać, że sprzedaje się tu przeszmuglowane gazety, ponieważ na terenie getta oficjalnie można kolportować wyłącznie „Gazetę Żydowską”. Ale dostępne są też: „Nowy Kurier Warszawski”, „Das Reich”, „Krakauer Zeitung”, a nawet „Der Völkischer Beobachter”77. Czasami bowiem w oficjalnych gazetach znajdują się ciekawe informacje o różnych gettach w Polsce” (s. 157).
10.IX.41’:” Grupa teatralna ŁZA często odbywa spotkania u nas w domu. Wydaje mi się, że zespół nie przetrwa zbyt długo. Wszędzie przeważa nastrój okropnej depresji. Matka Edzi Piaskowskiej choruje na tyfus. Mieszkają przy Karmelickiej, gdzie epidemia sroży się szczególnie mocno. Edzia musiała wyprowadzić się z domu i teraz mieszka u nas. Ojciec Miszy także jest bardzo chory” (s. 164-165).
6.X.41’: „Długo wędrowałam schodami naszej kamienicy, a w uszach wciąż dźwięczały mi dolatujące dawniej przez otwarte drzwi rozmowy, śmiech i tony muzyki granej na fortepianach lub odtwarzanej z płyt gramofonowych. Z domem przy Siennej wiąże się tyle przyjemnych wspomnień. Nasze koło młodzieżowe spisywało się znakomicie, a i nasz komitet domowy był wzorem dla wszystkich pozostałych komitetów. Lokatorzy utrzymywali ze sobą przyjazne stosunki. Mogliśmy stąd wyglądać na drugą stronę i tym samym podtrzymywać złudzenie, że znajdujemy się o krok od wolności” (s. 185).
JA, IIC
16.I.42’: „Chłodną powszechnie uważa się za „arystokratyczną” ulicę getta, jak na początku Sienną. Dozorcą budynku przy Chłodnej 8 jest inżynier Płonskier, dawniej nasz sąsiad w domu przy Siennej. Przy naszej ulicy mieszka wielu medyków i prawie na wszystkich drzwiach wisi szyld lekarza lub dentysty. O szóstej rano dozorcy muszą odśnieżać chodniki, a komisarz Lejkin uczy byłych prawników i profesorów ich nowego fachu. Często sam chwyta szuflę albo miotłę i udziela lekcji bezradnym intelektualistom, których palce nie przywykły jeszcze do nowych narzędzi. Ojciec ciężko pracuje, a my mu pomagamy – myjemy schody i zamiatamy podwórze. W naszym domu mieszka niewielu lokatorów i dochód z tytułu otwierania bramy po godzinie policyjnej wynosi nie więcej niż kilka złotych za noc – to tylko część sumy zarabianej przy Siennej. Jednak ojciec ma inne źródło dochodu. Na wewnętrznym podwórzu stoi budynek piekarni Warszawianka. Co noc wóz dostarcza tam z tuzin worków przemyconej mąki, a ojciec za każde otwarcie bramy przed takim transportem otrzymuje pewną sumę pieniędzy, rano zaś jako dodatkowe wynagrodzenie dostaje dwa nieduże bochenki świeżego chleba” (s. 219-220).
Bibliografia
– Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tłum. M. Salapska, Warszawa 1983.