SŁAWEK k. WOŁOMINA
Noemi Szac-Wajnkranc
JA, IV
„Tak jak człowiek po ciężkiej chorobie, po wielkim bólu fizycznym, myśli tylko o tym, że żyje i że go nic nie boli, tak i ja przez pierwsze chwile przebyte na Sławku myślałam o tym, że jest mi dobrze, że jestem razem z Jurkiem, że mamy gdzie mieszkać, gdzie się kryć, że po prostu mamy szansę na przetrwanie. Ostatnie dni były tak pełne wrażeń, tak wypełnione niepokojem, niepewnością, a teraz można było odetchnąć.” (s. 61)
JA, IV A
„W piekle wojny, w burzy mąk zaistniał maleńki zakątek – Sławek, w którym zdawało się, że jest spokojnie jak w niebie. W pobliżu żadnych domostw, a kiedy spadł gęsty, puszysty śnieg i ziemia pokryła się białym kobiercem, wydawało się, że wszystkie brudy świata znikły. Biało, biało. Słońce iskrzyło się w śniegu jak w kryształach. Eryk z zaróżowioną buzią zjeżdżał z górki na saneczkach. Wróbelki świergotały wesoło. Stojąc na ganku można było myśleć, że cały świat zamyka się tu na Sławku, że dalej za lasem nic już więcej nie ma. Nikt do nas nie przychodzi ze wsi. Zaspy śniegu utrudniają poruszanie się. Tylko znajome dźwięki żurawia przy studni, rżenie konia, łoskot topora przy rąbaniu drzewa i radosne okrzyki Eryka […]. Sto razy dziennie dziękujemy Bogu za szczęście sławkowskie, sto razy dziennie odpukujemy w nie heblowane meble ‘od uroku’. Mały, drewniany domku na uboczu, niewinny z pozoru, możesz uratować życie czterem osobom.” (s. 62)
ONI, IV
„W okolicach Sławka, po pobliskich wioskach, włóczy się dwoje żydowskich dzieci z Jadowa. Rodziców, rodzeństwo, rodzinę zamordowano w getcie. Czternastoletniej dziewczynce wraz z ośmioletnim braciszkiem udało się skryć, a potem uciec do lasu. Łaziły biedactwa odziane w szmaty po lasach, po polach i łąkach, kołatały nieśmiało do drzwi chat, prosząc gospodarzy co łaska, omijały szosy i drogi. Szły, nie wiedząc, kiedy i od kogo spotka je śmierć. Tu poszczuto je psami, tam obito, ale przecież litościwa ręka podała im kromkę chleba, ugoszczono ciepłą zupą, pozwolono przeprać szmaty. Nikt jednak nie zgadzał się dzieciom użyczyć noclegi, wpuścić do domu – tego bano się. Nikt zresztą nie chce narazić się na śmierć przez cudze dzieci. Gdy ciepło było, jakoś spały w lesie, ale kiedy nastały mrozy, spadł śnieg, dzieci wprost zamierały z zimna. Chłód i głód zniszczył ich organizm. Puchły im ręce, nogi. Przychodziły i na Sławek. Za każdym razem dostawały tyle, aby się mogły najeść do syta i zabrać nieco ze sobą, na drogę. Chętnie bym ich przetrzymała nieco, żeby odpoczęły, ale boję się przeciągać strunę. Pewnego dnia pod wieczór dzieciaki przyszły na Sławek. W kuchni była jak raz rodzina Frani i szwagier Staśka. Ale była w Warszawie. Frania nagrzała im zupy, nakroiła grube pajdy chleba i nastawiła wodę do mycia. Dzieci usiadły w kącie, jak małe zagonione zwierzątka, łapczywie pożerały kaszę ze swych miseczek, nieufnie spoglądając dookoła.” (s. 68)
JA, VI A
„Po upływie tygodnia Ala w sobotę rano dostaje zawiadomienie, że odprawa tajnego wywiadu organizacji podziemnej tym razem odbędzie się u niej na Sławku. Uczestnicy mają przyjechać około godziny 12 w południe. Sławek jest tak szczęśliwie położony na uboczu, że jest wymarzonym miejscem na tajne zgromadzenia. Jurek i ja, jako nie należący do organizacji, mamy stać się niewidzialni, do czego już przywykliśmy. Najgorsza sprawa z Erykiem, który się kręci jak bąk po całym domu.” (s. 73)
„Eryk biegnie do matki. Podążam za nim i oto jesteśmy już przy nich. Gerta, teściowa, Zosia i trzech nieznajomych mężczyzn w butach z cholewami i w kurtkach.
– Mamo – woła dziecko, ale Gerta nie uśmiecha się.
Kobiety patrzą na nas z rozpaczą i zgrozą. Mężczyźni zatrzymują nas.
– To wasze dzieci?
Zdejmuje opadający szalik z głowy.
– Ach, to pani? – kłania się jeden z nich.
Poznaję w nim policjanta Jurkowskiego, który wraz z kolegą przyjechał na wywiady zaraz po naszym przybyciu na Sławek.
– Te panie zatrzymano, posądzone są o pochodzenie żydowskie, oświadczyły, że idą na Sławek. Więc pójdziemy razem.
Po drodze wypytuje mnie, jak długo Eryk jest na Sławku. Każą mu odpiąć spodenki. Idę obok nieprzytomna, na Sławku jest odprawa – zakonspirowane zebranie, na które przyjechało około 20 osób. Co robić? Jak ich uprzedzić, gdzie Jurek? Po prostu ciągnę nogi, staram się chodzić jak najwolniej, ale każdy krok niemiłosiernie i bezapelacyjnie zbliża nas do wesołego drewnianego domku, w którego ścianach za chwilę rozegra się tragedia” (s. 74).
„I tak skończyło się szczęście sławkowskie, mały domek nie będzie schronieniem dla bezdomnych, gnanych i prześladowanych ludzi, jego ściany nie będą już nad odgradzać od wrogów, złe oczy nas wytropiły […]. Na razie zostajemy na Sławku z tej prostej przyczyny, że nie mamy dokąd jechać. Cybulski przynosi z gminy coraz gorsze wiadomości, plotki rozchodzą się z niebywałą szybkością. Ale dostaje formalne ostrzeżenie z organizacji za przetrzymywanie Żydów. Siedzimy jak na minie, która w każdej chwili może wybuchnąć.” (s. 78)
JA, VI A
„Jesteśmy z Jurkiem na Sławku, godzina późna, ciemno. Nie zapalamy światła – jasność nas razi, lepszy mrok – taki, jaki mamy w duszach.
– Żyjemy – mówi Jurek tak, jakby nie mógł sobie tego uświadomić.
– Żyjemy – odpowiadam mu, a głos mój brzmi niedowierzająco.
– Ale nie wiadomo, czy będziemy żyć – odpowiada Jurek
– W każdym razie nie będziemy się już ani śmiać, ani płakać – odpowiadam – wszystko dobre i złe pozostawiliśmy za sobą.” (s. 120-121)
Leokadia Schmidt
JA, IV A
„Któregoś dnia Zielińska przyjechała z Warszawy pociągiem południowym bardzo wzburzona. Dowiedziała się, że w nocy policja szukała domu nr 53, czyli jej domu. Nie wiedziała tylko, dlaczego nie znaleźli go. Buła przecież bardzo popularna w Wołominie. Obie bardzo się wystraszyłyśmy, myśląc, że to jakaś wsypa…Właśnie w tym czasie Zielińska była u Będkowskich i nie zastała ich w domu. Weszła więc do sąsiadki, chcąc zapytać, kiedy wrócą. Ta zaś wyśpiewała od razu jej nazwisko i adres oraz wszystko o mnie. Gdy zaś moja opiekunka próbowała zaprzeczyć, pięcioletni chłopczyk Marysi, który był u sąsiadki, potwierdził:
– Ta pani trzyma u siebie Żydówkę!…” (s. 183)
TRASY:
– Trasa: Warszawa – Sławek (k. Wołomina), – Trasa: Sławek (k. Wołomina) – Warszawa, – Trasa: Nowa Wieś – Sławek (k. Wołomina),
Bibliografia
– Noemi Szac-Wajnkranc, Przeminęło z ogniem. Pamiętnik. Pisany w Warszawie w okresie od założenia getta do jego likwidacji, przedmowa Efroim Kaganowski, Wydawnictwo Myśl, Warszawa 1990.
– Leokadia Schmidt, Cudem przeżyliśmy czas zagłady, przedmowa i objaśnienia Władysław Bartoszewski, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław 1983.