UMSCHLAGPLATZ (rampa Stawki 4/6)

Stanisław Gombiński

ONI, III A

„Na Umschlagu – straż, krzyki, Niemcy. Ludzie powoli wchodzą w głąb placu, za druty, powoli, jeden za drugim, wchodzą do pustych izb budynku szkolnego [szkół powszechnych nr 112, 120 i 122 pod adresem Stawki 4/6] lub pozostają pod gołym niebem. Nie ma wody, nie ma łyżki strawy. (Jakaś namiastka pomocy, jakieś pożywienie dla wysłanych zjawia się dopiero później, po kilkunastu dniach; z początku jest chleb i marmolada – tylko dla ochotników.) Ludzie są sami, czasem ze swoimi najbliższymi. Czekają. Nie zawsze odjazd następuje natychmiast, najczęściej upływa kilkanaście godzin, czasem doba, czasem dwie. Nie było pociągów.

Przez ten czas czekają. Na co? Czasem na pomoc z zewnątrz, może przyślą jakiegoś porządkowego, może obmyślą ratunek ci, co pozostali. Wielu tak myśli, często słusznie. Ale większość, olbrzymia większość nie ma na co ani na kogo czekać.” (s. 85-88)

Marek Edelman

ONI/JA, III A

„Ludzie poruszający się poza obrębem blokady rozpaczliwie szukają swych bliskich wśród idących wolno jezdnią, obstawionych Ukraińcami i policją żydowską czworobocznych grup. Za nimi, jedne przy drugich, zmobilizowane „riksze” wiozą starców i dzieci.

Bo droga na Umschlag jest daleka. Plac „przesiedleńczy” – miejsce, z którego odchodzą wagony, mieści się na samym skraju getta, na ulicy Stawki. Otaczające go wysokie mury, pilnie strzezone przez żandarmów, przerywaja się w jednym tylko wąskim miejscu. Tym wejściem właśnie wprowadza się grupy bezradnych, bezsilnych ludzi. Wszyscy mają w reku jakieś papiery, karty pracy, legitymacje. Stojacy przy wejściu żandarm rzuca na nie okiem. „Rechts” – to znaczy życie. „Links” – to znaczy śmierć.” (s. 34-35)

ONI/JA, III A

„Fala ludzka napływa, rośnie, zalewa cały plac, trzy duże, trzypiętrowe budynki poszkolne. Ludzi jest więcej, niż wymaga tego czterodniowy nawet kontyngent, ludzie są na „zapas”. Po 4-5 dni czekają na załadowanie do wagonów. Ludzie wypełniają każdą wolna przestrzeń, cisną się do gmachów, biwakują w pustych salach, korytarzach, na schodach. Brudne, lepkie błoto zalewa podłogi. Wody w kranach nie ma, ubikacje są zatkane. Co krok noga grzęźnie w kale. Zapach potu i moczu dławi w gardle. Noce są zimne, w oknach nie ma szyb. Niektórzy mają na sobie tylko koszule nocne, szlafroki.

Drugiego dnia głód gryzie żołądek bolesnymi skurczami, zeschnięte, popękane wargi męczą się bez kropli wody. Dawno już skończyły się czasy trzech bochenków chleba.” (s. 35)

Bibliografia

– Stanisław Gombiński (Jan Mawult), Wspomnienia policjanta z warszawskiego getta, red. naukowa i wprow. M. Janczewska, Warszawa 2010, ss. 282.

– Marek Edelman, Getto walczy. (Udział Bundu w obronie getta warszawskiego), Warszawa 1945.