UMSCHLAGPLATZ – ZAMENHOFA – LESZNO 76 [TRASA]

Leokadia Schmidt

JA, III A

„Godzina 8.30. Wreszcie Szmerling zakończył służbę. Przeczekaliśmy jeszcze dziesięć minut i ruszyliśmy ku ostatniej przeszkodzie – ku wasze. Froger kazał mi schować dziecko pod płaszczem impregnowanym, który miałam na sobie. Sam eskortował nas na rowerze. Kilkadziesiąt kroków w prawo i wylot – wyjście przez wachę, gdzie stoi żandarm niemiecki i polski policjant. Przyznam, że jeszcze w tej ostatniej chwili nie wierzyłam w możliwość wydostania się. Sądziła, że Niemiec wypuści nas i strzeli. Szłam jednak. Dotarliśmy do wylotu. W tym momencie Froger zwrócił się do Niemca

– Hans, zwei!

Faktycznie było nas troje: trzeci pod płaszczem. W tym momencie usłyszałam szeptem skierowane do mnie słowa po niemiecku:

– W lewo, kilka kroków trzymać się muru, potem w prawo, śmiało na chodnik.

To żandarm dawał mi wskazówki, podczas gdy maż dla pozoru pokazywał granatowemu policjantowi byle jakie papiery, na wypadek, gdyby ktoś niepożądany przechodził w tej chwili ulicą. Zastosowaliśmy się ściśle do polecenia żandarma. Kilkanaście kroków i oto jesteśmy na wolności. Froger poinformował nas, że musimy się pospieszyć, gdyż tego dnia godzina policyjna została cofnięta do godz. 9.00. Godzina 8.45, jeszcze tylko 15 minut wolno chodzić po ulicach. Jesteśmy na rogu Stawki i Zamenhofa. Musimy w ciągu 15 minut zdążyć do domu na Leszno, róg Żelaznej. Zawinęliśmy dziecko w płaszcz. Mąż dał mi swoją marynarkę i popędziliśmy. Niestety nie mogłam podołać temu biegowi. Mąż niosąc dziecko wołał:

– Nie wolno ci zostawać w tyle! Zbierz wszystkie siły… Pamiętaj, że to już koniec naszej walki!

Ale do końca – do zupełnego wyzwolenia – droga jeszcze była bardzo a bardzo długa…

Biegliśmy środkiem jezdni, gdyż chodnikami było niemożliwe: po kilka domów ogrodzonych było parkanami lub drutem kolczastym. Znajdowały się tu różne szopy. W ciągu pięciu minut przemknęliśmy przez całą Zamenhofa do rogu Nowolipek, gdzie Froger nas pożegnał, obiecując zjawić się po resztę pieniędzy. Biegliśmy dalej pustymi ulicami, nie zatrzymując się ani na moment. Dziecko zasnęło ze zmęczenia na rękach męża. Dookoła ciemność i pustka. Przez całą drogę napotkaliśmy tylko kilku policjantów powracających do domów. Godzina 9.00, jesteśmy na Lesznie, obok skoszarowanych domów szopu Toebbensa [Leszno 74]. Znów strach, żeby z pobliskiej wachy nie zauważyli i nie strzelali. Wreszcie kres naszej drogi – Leszno 76. Brama oczywiście zamknięta. Dzwonimy. Po chwili dozorca otworzył i wpuścił nas. Na podwórzu odetchnęliśmy głęboko. Byliśmy tacy spoceni, że koszule można było wyżąć. Wolnym krokiem wstępowaliśmy na schody. Drzwi otworzyła moja siostra. Uściskom i pocałunkom nie było końca. Domownicy zwątpili w nasz powrót z powodu późnej godziny. Opłakiwano nas jako zmarłych.” (s. 79-80)

Bibliografia

– Leokadia Schmidt, Cudem przeżyliśmy czas zagłady, przedmowa i objaśnienia Władysław Bartoszewski, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław 1983.