
21. W kręgu czytelniczych domysłów
Wyjaśnienie znajdujemy w strofie drugiej, czwartej oraz w formie normatywnej w strofie piątej. Formuła: „zbyt wielu widziało”, oznacza wspomnianą epifanię słabości syna i jego poddanie się ludzkiej przemocy, prześladowaniu i śmierci na krzyżu. Ale jest też coś jeszcze, co wydaje się koronnym argumentem uzasadniającym sąd o „najgorszym pojednaniu”, a co odczytujemy jako nieskuteczność boskiego planu. To ludzka natura, która w wywodzie Pana Cogito jawi się jako krwiożercza i drapieżna. „Przebite dłonie”, „zwykła skóra”, pękająca pod razami bata, „zapach strachu” wywołują agresywne podniecenie tłumu; „chłonące nozdrza” nasuwają skojarzenia z drapieżnym zwierzęciem, które w strachu ofiary znajduje podnietę do ataku, a nie litości czy współczucia. Człowiek w swej naturze jest krwiożerczą bestią, można by podsumować ten argument. Dlatego też strofa piąta zawiera ogólną kategoryczną normę, obowiązującą zarówno człowieka, jak i Boga: „nie wolno schodzić / nisko / bratać się krwią”. „Przysłanie syna” tę właśnie normę naruszyło: Bóg zszedł nisko, zbyt nisko. Dlatego też Pan Cogito może powtórzyć swą wyjściową tezę w nagłosie strofy szóstej: „nie powinien przysyłać syna”, bowiem – by tak to ująć – akt ten może stać się wyłącznie katalizatorem najgorszych stron ludzkiej natury.
Teraz Pan Cogito może swe rozumowanie zamknąć logicznie implikowaną konkluzją: „lepiej było królować”, a więc, zachowując dystans, panować nad światem. Bóg Ojciec zatem popełnił błąd. Mając wszystkie atrybuty niezbędne dla poskromienia drapieżności ludzkiej natury: „tron przerażenia”, „berło śmierci” i królewski majestat, wyzbył się ich, posyłając syna z przesłaniem całkowitego wyrzeczenia się przemocy, przez Boga i ludzi, aż do poddania się hańbiącemu prześladowaniu i śmierci na krzyżu włącznie. Dokonane zmartwychwstanie wytrąciło z jego rąk „berło śmierci”. Przesłanie to w oczach Pan Cogito okazało się nieskuteczne, bo nawet jeśli Bóg przez wydanie syna na mękę, potwierdza wyrzeczenie się przemocy, to w świecie ludzkim nic podobnego nie zachodzi. W oczach ludzi – zdaje się sądzić Pan Cogito – Bóg ujawnił jedynie swą słabość i zwiększył, a nie zmniejszył współczynnik przemocy w świecie. Racjonalną konkluzją wywodu Pan Cogito staje się więc apologia (pochwała) boskiego panowania, a więc władzy opartej na majestacie, która jednak w bardziej dalekosiężnych konsekwencjach może przeobrazić się we władzę despotyczną czy – jakbyśmy dziś powiedzieli – autorytarną lub dyktatorską.
To, co dla Konrada było powodem buntu wobec Boga (Improwizacja w Dziadów części trzeciej), a więc przypisany Mu despotyzm („Bóg carem”), dla Pan Cogito okazuje się racjonalną i najbardziej adekwatną relacją, jaka powinna łączyć Boga z człowiekiem.
Tu właśnie natrafiamy na zasadniczy problem interpretacyjny. Pytanie brzmi: czy faktycznie utwór Herberta zawiera pochwałę boskiej przemocy? Jeśli iść tokiem zaprezentowanej wyżej rekonstrukcji, to tak, zawiera. Jeśli argumenty Pana Cogito są trafne, to konkluzja wywodu jest logicznie uzasadniona. Wydaje się czymś całkowicie oczywistym, że nad drapieżnikiem zapanować można tylko przewagą siły i przemocą. A to właśnie głosi konkluzja, która wygłasza Pan Cogito. Można ją odczytać jako sardoniczną i gorzką, uderzającą bardziej w drapieżny charakter ludzkiej natury niż w boski zamiar.