Do czasu powstania styczniowego Stare Miasto było sercem Warszawy; Po powstaniu szybko stało się dzielnicą peryferyjną. Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej o tym, jak przesuwało się centrum miasta, oraz o roli Starego Miasta podczas powstania styczniowego, kliknij:
Czasy Prusa często nazywane są „drugą rewolucją przemysłową” – w Warszawie miała ona szczególny wpływ na szybki rozwój miasta, podówczas jednego
z najważniejszych ośrodków przemysłu i handlu Imperium Rosyjskiego.
Druga połowa XIX wieku była czasem intensywnego rozwoju nowoczesnego transportu, zarówno miejskiego, jak i dalekobieżnego. Warszawa jako „most między Wschodem
i Zachodem” znajdowała się w centrum tych przemian.
Stare Miasto było niezwykle istotnym punktem wydarzeń warszawskich lat 1860-61, które poprzedzały wybuch powstania styczniowego. Stopniowo narastającym nastrojom patriotycznym towarzyszyły coraz odważniejsze manifestacje narodowe (m.in. towarzyszące sprowadzeniu do kraju zwłok Zygmunta Krasińskiego czy też pogrzebowi generałowej Sowińskiej, wdowy po obrońcy Woli podczas powstania listopadowego), które przeradzały się w otwarte demonstracje polityczne. Śpiewano publicznie pieśń Alojzego Felińskiego Boże, coś Polskę… ze zmienionym refrenem „Ojczyznę, wolność racz nam wrócić Panie”. 27 lutego 1861 r. podczas wielkiej manifestacji od rosyjskiej salwy padło pięciu zabitych, ich pogrzeb i dalsze manifestacje zakończyły się masakrą na Placu Zamkowym 8 kwietnia, kiedy to od kul rosyjskich zginęło według różnych szacunków od 10 do 110 osób. 14 grudnia wprowadzono w Warszawie stan wojenny, kończący okres przedpowstaniowych manifestacji. Działania patriotyczne wówczas zeszły do podziemia.
Dzięki cyklowi podpisywanych jako Bolesławita powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego (m.in. Dziecię Starego Miasta, Moskal, My i oni) oraz cyklom rysunkowym Artura Grottgera (zwł. Warszawa I) wydarzenia te weszły do mitologii powstańczej i stały się istotnym elementem legendy powstania, z takimi jej cechami jak celebracja klęski, kult ofiar czy stereotyp jedności (do manifestacji przyłączali się bowiem reprezentanci licznych w Warszawie mniejszości narodowych).
Rozbudowa Warszawy po Powstaniu Styczniowym
Plac teatralny
W czasach Prusa, w ciągu ostatnich trzech dekad XIX wieku Warszawa z europejskiej prowincji staje się nowoczesnym ośrodkiem przemysłu i handlu, dynamicznie rozwijającym się miastem wielu kultur. Paradoksalnie, w tym okresie granice miasta się nie przesuwają, przez co zresztą u progu XX stulecia Warszawa stanie się jednym z najbardziej przeludnionych miast Europy. Przyczyna jest prosta: od 1879 do 1913 Warszawa ma status miasta-twierdzy, jej granice wyznaczają zabudowania forteczne.
Status bazy wojskowej mimo wszystko nie zakłócił rozwoju miasta. Decydujące znaczenie miały rozbudowa sieci kolejowej oraz położenie geograficzne. Na Warszawie kończyły się europejskie szlaki torowe, na prawym brzegu Wisły zaczynały się, szersze niż europejskie, torowiska Imperium – czyniło to z miasta oczywiste centrum tranzytowe. Nie przypadkiem Dworzec Wiedeński na lewym brzegu i położone tuż obok siebie dworce na brzegu praskim: Terespolski (obsługujący kierunek moskiewski) i Petersburski (zbudowany na potrzeby połączenia z Nową Stolicą, ale z biegiem czasu obsługujący niemal wszystkie trasy w głąb Cesarstwa) były centralnymi punktami rozbudowy miasta. Równie wielkie znaczenie miał fakt, że Warszawa była najbardziej wysuniętym na Zachód miastem Imperium, a więc naturalną rzeczy koleją nowinki zachodnie mogły docierać tu najwcześniej.
Żeby zobaczyć, jak rozbudowywała się Warszawa po powstaniu styczniowym, kliknij mapę
Mimo stałych granic, kształt Warszawy zmienia się w czasach Prusa w zasadniczy sposób. W czasach powstania centrum miasta wyznacza trakt królewski. Wciąż żywym miejscem jest Stare Miasto, ostoja drobnego handlu i rzemiosła, siedziba starego warszawskiego patrycjatu, niejako symbol warszawskich tradycji patriotycznych. Rytm życia w większym stopniu wyznaczają jednak Krakowskie Przedmieście i jego przecznice, gdzie siedziby mają instytucje finansowe, a prym wiodą związane z wielkimi inwestycjami kapitałowymi rodziny starej szlachty i magnaterii, jak Zamoyscy, i potężne rodziny bankierskie, jak Blochowie i Kronenbergowie. Poniżej, na Powiślu, skupił się warszawski przemysł. W tym czasie zachodzą trzy brzemienne w skutki zmiany. Po pierwsze, w latach 50. zaludnia się i rozbudowuje Praga, w I połowie wieku bardziej przypominająca wieś niż miasto. Przed Powstaniem była ona głównie dzielnicą biedoty; z biegiem czasu coraz bardzie przyciągać będzie, dzięki linii kolejowej, drobny handel i przemysł. Po drugie, powstają linie kolejowe do Wiednia (1845-48) i do Petersburga (1862). Po trzecie, w 1864 otwarty zostaje, zaprojektowany przez Stanisława Kierbedzia, pierwszy stalowy most na Wiśle.
W latach 80. układ centrum i peryferii przebiega w Warszawie już całkiem inaczej. Wyludnione Stare Miasto staje się dzielnicą wielkich cieniów historii, coraz bardziej na peryferiach życia miejskiego. Przyczyniły się do tego po części represje popowstaniowe, częściowo zaś rozkwit przemysłu i handlu, przez co znaczenie starych rofzin kupieckich i rzemieślniczych staje się marginalne nawet na wewnętrznym rynku warszawskim. Kto chciał robić prawdziwe interesy, przenosił się na południe. Wciąż duże znaczenie ma Krakowskie Przedmieście, ale najelegentsze sklepy i kawiarnie gromadzą się też wokół placu Teatralnego, który w tym czasie staje się sercem miasta. Najelegentszy adres i prawdziwy salon Warszawy to wówczas aleje Ujazdowskie. Im bliżej nowego wieku, w tym większym stopniu drugą osią centrum staje się peryferyjna dotychczas Marszałkowska, gdzie otwiera swe składy większość liczących się firm handlowych. Wielki przemysł pozostaje na Powiślu, ale nowe fabryki otwierane są na Woli, ze względu na mnogość wolnej przestrzeni i położenie blisko linii kolejowej. Północna dzielnica miasta, przed Powstaniem skupisko biedoty różnych wyznań i zaplecze drobnego przemysłu (główne skupisko prężnych w Warszawie garbarni), staje się największym na wschodzie Europy skupiskiem ludności żydowskiej, swoistym miastem w mieście. Dla diaspory, rugowanej ze stolic Imperium, a prześladowanej na prowincji, Warszawa staje się miastem największych możliwości.
Mniejszość żydowska jest tylko częścią bogactwa języków i wyznań. Prus z premedytacją jest kronikarzem polskiej Warszawy, ale to tylko wycinek rzeczywistego miasta. Ze względu na charakter bazy wojskowej i rusyfikację urzędów do miasta ściąga potężna fala Rosjan, gł. urzędników i wojskowych. Mniejszość rosyska skupia się wokół ulicy Miodowej. Ważną część kadr carskich stanowią naturalizowani Niemcy. Dołączają oni do bardzo silnej w mieście od końca XVIII w. mniejszości, do której należy znakomita większość warszawskiej plutokracji. Rodziny niemieckie (oraz, mniej licznie, zniemczone rodziny żydowskie) zdominowały bankowość i przemysł nad Wisłą już w I połowie wieku; ta sytuacja nie uległa zmianie. Nie przypadkiem zatem do najbardziej znanych rodowitych warszawiaków, którzy przyszli na świat za czasów Prusa należą wielcy poeci języka rosyjskiego, Aleksandr Błok (pochodzenia niemieckiego) i Osip Mandelsztam (pochodzenia żydowskiego) oraz terrorysta nr 1 pierwszych dekad XX wieku, Borys Sawinkow. Wydaje się jednak, że rusyfikacja miasta (obowiązkowa dwujęzyczność szyldów, rusyfikacja szkół i urzędów, bizantyńska szata części budynków w centrum, na czele z budową na placu Saskim ogromnej, a zupełnie niepotrzebnej, cerkwi) miała też dobroczynny wpływ na rozwój kultury polskiej, zmuszonej do intensyfikacji działań i zdobycia dojrzałości artystycznej i światopoglądowej – czego widomym znakiem jest twórczość Bolesława Prusa.
Rozwój przemysłu w Warszawie
Fabryka na Woli
W II połowie wieku Warszawa jest niewątpliwie jednym z najważniejszych ośrodków przemysłu i handlu Imperium Rosyjskiego, jego przemysłowym oknem na świat. Poza oczywistym ze względu na położenie charakterem miasta tranzytowego, Warszawa może też pochwalić się dynamicznie rozwijającym się przemysłem kilku gałęzi. Przemysł metalowy jest wizytówką Warszawy jeszcze przed powstaniem – pod koniec wieku jest wręcz regionalną potęgą, drugim ośrodkiem monarchii po Petersburgu; w II połowie wieku rozwinęły się też przemysł chemiczny i lekki oraz spożywczy, choć wszystkie produkowały gł. na potrzeby rynku wewnętrznego. Dobrze ma się też tradycyjne rzemiosło.
Poza rozbudową kolei, przyczyną takiego stanu rzeczy paradoksalnie była klęska powstania styczniowego i postępująca w dekadzie po nim likwidacja polskiej odrębności. Przed Powstaniem eksport polskich towarów do Rosji był obłożony gigantycznym cłem, w związku z czym produkcja warszawska skazana była na rynek wewnętrzny; po Powstaniu ten problem przestał się liczyć. Unifikacja części Imperium otworzyła też rynki wewnątrzrosyjskie przed polskimi finansistami, których dynamiczna działalność znalazła w ten sposób właściwe ujście. W roku 1870 zostaje założony zdominowany przez rodzinę Kronenbergów Bank Handlowy, rok później rodzina Epsteinów zakłada Bank Dyskontowy. Do końca stulecia dzięki inwestycjom w przemysł, gł. na rynku rosyjskim, Bank Dyskontowy powiększył swój kapitał z 2 do 10 mln rubli, Bank Handlowy zaś – z 3 do 20 mln. Potężne inwestycje na rynku rosyjskim poczyniły też inne warszawskie rodziny finansistów: Blochowie, później Landauowie, Lesserowie czy Wawelbergowie. Byli to wyłącznie Niemcy i zniemczeni Żydzi. Podobnie wyglądała struktura narodowościowa warszawskiego przemysłu, z tą różnicą, że główne jego gałęzie były w rękach rodzin niemieckich i polskich. Największymi producentami przemysłu metalowego byli: Lilpop, Rau i Loewenstein (koleje i tramwaje), Borman i Szwede (aparatura cukrownicza i gorzelniana), mający podobną specjalizację Scholtze i Repphan, Rudzki (mosty stalowe) oraz mniejsze firmy, jak Rohn i Zieliński (pompy) czy Orthwein i Karasiński (maszyny parowe). Wiodącymi producentami galanterii metalowej były firmy „Wulkan”, „Labor” oraz mający niemal monopol w zakresie produkcji szpitalnych łóżek Konrad i Jarnuszkiewicz; warszawska produkcja platerów, zdominowana przez zakłady Fragetów i Norblinów, stanowiła 80% całej produkcji Cesarstwa.
Niemiecka dominacja w warszawskim świecie wielkiego kapitału nie oznaczała jego zniemczenia. Patrycjat niemiecki już przed Powstaniem Listopadowym mocno wrósł w Warszawę i silnie się spolszczył. Piękny tego przykład stanowią losy stanowiących jeden organizm rodzin Minterów i Beyerów, brązowników i inżynierów. Wilhelm Henryk Minter, wybitny inżynier wojskowy, trafił do Warszawy w czasach pruskiego zaboru; szybko stanął po polskiej stronie i spędził lata całe w służbie wojsk Księstwa Warszawskiego i Królestwa Kongresowego. Gdy opowiedział się po stronie Powstania Listopadowego, został zaszczuty przez część powstańców, szukających kozła ofiarnego po bitwie pod Olszynką Grochowską, przy czym zdaje się, że polski patriotyzm, odwaga i zasługi Mintera były nieposzlakowane w przeciwieństwie do części jego rdzennie polskich krytyków. Jego siostrzeniec, Karol Beyer, pionier warszawskiej fotografii, kilkakrotnie za działalność patriotyczną padał ofiarą represji, także finansowych, ze strony władz – zaangażowanie po stronie Powstania Styczniowego stało się przyczyną jego ruiny finansowej. Również następne pokolenia warszawskich Niemców, już nie mieszczańskie, a plutokratyczne, nie przynosiły polskości wstydu. Za wizytówkę Warszawy lat 70. można uznać trzy najważniejsze salony miasta, wszystkie przy Królewskiej – salon poetessy Deotymy (Jadwigi Łuszczewskiej) oraz bankierskie salony w wystawnych pałacach Blochów i Kronenbergów. Ich zasługi dla rozwoju kultury narodowej (salon Kronenberga choćby był niemal domem warszawskiej szkoły historyków) były nie mniejsze niż arcypatriotycznego salonu poetki.
Rozwijające się miasto ochoczo przyjmowało kolejne udogodnienia cywilizacyjne. Nowa sieć wodociągów była tu osiągnięciem najważniejszym, ale nie jedynym. Bardzo szybko, w 1880 roku, firma „the Telephone Bell Company” założyła w Warszawie sieć telefoniczną. Rok później miała ona 800 abonentów; w 1906 firma Cedergren, która przejęła monopol w roku 1900, mogła pochwalić się liczbą abonentów nieco tylko niższą niż 8 000. Monopol gazowy posiadało, wielokrotnie krytykowane przez Prusa, Towarzystwo Dessauskie, które w 1888 r. otworzyło drugą gazownię (pierwsza była na Powiślu), na Woli przy ulicy Dworskiej, co skądinąd dobrze oddaje topografię warszawskiego przemysłu – jego matecznikiem było Powiśle, a centrum boomu – właśnie Wola. Dość późno doszło tylko do elektryfikacji miasta, którą w 1902 przeprowadziła firma Schuckert i s-ka. Nic dziwnego, że w takim mieście kwitł rynek usług – poziomem gastronomii, rzemiosła, firm handlowych (wśród których perłą był działający od 1898 r. między Marszałkowską a placem Zielonym /dziś Dąbrowskiego/ dom mody Bogusława Hersego) Warszawa wyróżniała się wśród głównych miast Imperium. Tych wszystkich przemian Bolesław Prus był niedościgłym, choć często złośliwym, piewcą.
Rozwój transportu miejskiego
Dworzec kolei Warszawsko-Wiedeńskiej
Bolesław Prus pisał:
„Do wypadków warszawsko-społecznych należy przede wszystkim doniosły fakt otworzenia komunikacji tramwajowej albo, jak chce mieć p. Prószyński, kolej-nicowej. Wyraz wydaje mi się o tyle trafny, że istotnie nasza konna kolej była nicowana przez prasę.
Pomiędzy warszawiakami panuje dość jednomyślna opinia, że tramwaje należą do najpiękniejszych wynalazków XIX wieku.
Ja także, który od kilku dni stałem się namiętnym wielbicielem jazdy tramwajami, zupełnie podzielam to zdanie, chociaż nie mogę zataić, że ów najnowszy utwór cywilizacji, przynajmniej na warszawskim bruku, posiada jedną stronę wadliwą i jedną niezrozumiałą.
O wadach tramwajów dużo mogłyby powiedzieć – konie. […]Przynajmniej z tego, na co patrzyłem, można sądzić, że koń, ruszający z miejsca, pragnąłby wyleźć z własnej skóry bez względu na to, że niektórzy dobrego serca pasażerowie unoszą się na ławeczkach.
Aby zobaczyć plan warszawskiej linii tramwajowej kliknij mapę
Praca zaś mechaniczna motorów elektrycznych pod względem ceny nie tak znowu strasznie odskakuje od pracy machin parowych, jak to bywało dawniej.
Nareszcie demon elektryczny stał się o tyle tanim, że o posiadaniu go mogła pomyśleć nawet uboga Warszawa.
Wkrótce zapowiedziano, że ruch elektrowozów rozpocznie się niebawem, następnie zrobiono poprawkę, że ruch jeszcze się nie zacznie. Potem odbyło się poświęcenie i pierwsze próby elektrowozów w remizach i na przyległych podwórkach… A potem zaczęto sobie życzyć z powodu rozmaitych uroczystości:
– Bodajbyś doczekał wypuszczenia tramwajów elektrycznych!…
[…]
Kiedy pierwszy raz pokazały się olbrzymie, niby meblowe, wozy bez koni, publiczność skupiła się na chodnikach tak gęsto, jak w czasie przejazdu nieboszczyka szacha perskiego. A kiedy pierwszy raz pozwolono dostać się do wnętrza, ludzie pchali się, jak po bilety loteryjne. I przez kilka dni należało do szyku, jeżeli mógł kto powiedzieć o sobie:
– Jechałem tramwajem elektrycznym!
W Warszawie przybyło sporo nowych domów, a między nimi kilka ozdobnych, ba, nawet stylowych. Jednocześnie na głównych ulicach otrzymaliśmy lepsze bruki, chodniki i coraz częściej – widujemy jaśniejsze oświetlenie, przynajmniej po sklepach.
Ukazały się też na warszawskim bruku nowe narzędzia miejscozmienności: rowery przenoszące ludzi i trójkołowce do przewożenia towarów. W miarę jednak zwiększonego ruchu wzrosła i liczba przejechań; czemu w ostatnich czasach policja usiłuje zapobiec, przyzwyczajając dorożki do powolniejszej jazdy, szczególniej na przecięciach się ulic.
Zawiązała się wreszcie spółka do wypuszczania na miasto „samochodów”, czyli powozów nie obsługiwanych przez konie, lecz – przez motory cieplikowe lub elektryczne. Samochody mają krążyć między placami: Świętego Aleksandra i Krasińskich.” Kurier Codzienny nr 10; dn. 10 stycznia 1897
Filtry
Rewolucja sanitarna
Bolesław Prus pisał:
„Czytelnicy wiedzą już, że był w Warszawie pan Lindley, angielski inżynier, mający uleczyć miasto z choroby zwanej brakiem kanalizacji. Niektórym nie podobała się ta kosztowna wizyta obcokrajowca i naturalnego wroga Słowian, ogół jednak z odwiedzin tych jest zadowolony. I nic dziwnego. Ja sam przecież mam jedno tylko serce, ale w nim bardzo dobrze mieszczą się moje osobiste idee słowiańskie i nienawiść do zmahometanizowanych Anglików obok kwestii higieny i porządku miejskiego.
Pan Lindley chwilową obecnością nie zdążył wprawdzie zmniejszyć cyfry śmiertelności, zrobił przecież jedną rzecz dobrą, a mianowicie: usankcjonował swoją powagą sprawę potrzeby zaprowadzenia w mieście źródlanej wody do picia.
A potrzeba to gwałtowna: woda bowiem wiślana, którą pod wszelkimi formami pochłaniamy, dobra jest do pławienia bydła, prania, mycia szaflików i podłóg, ale nigdy do picia.” [1876]
„Ci, którzy krytykować będą rurki i przykanaliki, wytykać drukarskie błędy projektu albo oponować przeciw oddaniu robót pod kierunek Lindleya, niech też z wysokości swoich obliczeń spojrzą na chore miasto i jego lud w zgniliźnie brodzący. W sprawie tej specjalistom chodzić może o kierunki i spadki, kapitalistom o Wzięcie przedsiębiorstwa w swoje ręce, ale nam, zwykłym dwunogom, których jest znacznie więcej aniżeli specjalistów i kapitalistów, chodzi przede wszystkim o pośpiech.” [1879]
„Gdyby kanalizacja była sztuką piękną, […] gdyby można ją wyśpiewać, wytańcować albo pokazać na scenie – kanalizacja zyskałaby wielki rozgłos, a p. Starynkiewicz wielką popularność. Zasłużony mąż ten musiałby się fotografować przynajmniej w trzydziestu pozach, pokazywano by go palcami na ulicach, damy kochałyby się w nim.
Ale kanalizacja nie jest sztuką piękną i choć w długim szeregu lat odda pierwszorzędne usługi milionom ludzi, prawdziwą wartość jej rozumieć będą tylko tysiące.
Niechże mi wolno będzie w imieniu tej garsteczki złożyć pierwsze podziękowanie p. Starynkiewiczowi za jego pożyteczną i uczciwą pracę dla naszego miasta. Nie jest to bukiet, nie jest to sonet, ale – dobre słowo od ludzi, którzy nie mają zwyczaju o nic prosić ani zbyt częstych okazyj do podziękowań.” [1880]
„Trzeba przyznać, że panowie ci postępują z Warszawą bez ceremonii, o czym dziwne rzeczy opowiadają specjaliści. Przede wszystkim kanalizacją miał budować p. Lindley-ojciec, istotnie znakomity praktyk. Lecz już przy podpisywaniu kontraktu z miastem na pierwszy plan, jako kierownik przedsiębierstwa, wystąpił p. Lindley-syn, który następnie cały ciężar prowadzenia robót złożył na wątłe barki swego jeszcze młodszego brata.
Takie, często praktykowane w zabawach cyrkowych, podstawianie osób, z których żadna nie siedzi w Warszawie i nic nie robi, choć wszystkie razem biorą dwadzieścia tysięcy rubli pensji, dowodzi, że pp. Lindleye nigdy chyba nie staną się męczennikami obowiązków.” [1883]
„Dla tego samego powodu nie radziłbym zmieniać p. Lindleya. Targujmy się z nim, bo może co opuści, wymyślajmy mu, bo może nam to ulży, ale – zachowajmy go do końca. Nie wiemy bowiem, czy pod nowym kierunkiem roboty będą w tym stopniu dokładne jak dziś, i nie wiemy, czy pragnąc oszczędzić kilkadziesiąt tysięcy rubli, nie stracimy kilkuset tysięcy.
Wreszcie kto nam go zastąpi? Czy mamy nowego «kanalisty» szukać dopiero po całej Europie, czy też dla nietracenia czasu mamy któregoś z naszych techników mianować kierownikiem robót? Ale którego, skoro żaden z nich nie zbudował dotychczas ani jednej kanalizacji?” [1887]
„Nie posądzamy nikogo o złą wolę. Ci, którzy chcieli obdarzyć nas „tanią” kanalizacją, działali w najlepszej wierze. Ta tylko między nimi a Lindleyem jest różnica, że Lindley skanalizował już kilka czy kilkanaście miast i nabrał praktyki, podczas gdy nasi panowie dopiero na przykanalikach uczyć się muszą tej, starej zresztą, prawdy, że „za tanie pieniądze psi mięso jedzą”. [1888]