ZIELNA 25 (siedziba Polskiego Radia)
Władysław Szpilman
JA, I
„W tym czasie mieszkałem wraz z rodzicami i rodzeństwem przy ulicy Śliskiej i pracowałem jako pianista w Polskim Radio. Tego sierpniowego dnia wróciłem do domu późno i zmęczony położyłem się od razu spać. Nasze mieszkanie znajdowało się na trzecim piętrze, co miało swoje zalety: kurz oraz uliczne zapachy opadały na dół, podczas gdy z góry, z nieba, wdzierały się od strony Wisły przez otwarte okna podmuchy orzeźwiającego powietrza. Ze snu wyrwały mnie odgłosy detonacji. Świtało. Spojrzałem na zegarek: koło szóstej. Wybuchy nie były zbyt silne i wydawały się dochodzić z daleka, w każdym razie spoza granic miasta”. (s. 8-9)
JA, I
„Dwa dni później zaprzestałem tej pracy. Dowiedziałem się, że Radio wznawia właśnie działalność pod kierunkiem nowego dyrektora – Edmunda Rudnickiego, byłego szefa redakcji muzycznej. Nie uciekł on jak inni. Zbierał rozproszonych pracowników, by uruchomić radiostacją. Doszedłem do wniosku, że przydam się tam bardziej niż przy kopaniu rowów. Tak też było: grałem dużo, zarówno jako solista, jak i akompaniator. Warunki życia w mieście zaczęły się pogarszać wyraźnie, by nie powiedzieć: odwrotnie proporcjonalnie do wzrastającej odwagi ludności cywilnej.” (s. 20)
JA, I
„Tego dnia miałem grać Chopina. Była to, jak się później okazało, ostatnia audycja żywej muzyki na antenie Polskiego Radia. Bomby spadały co chwile, w bezpośredniej bliskości studia, okoliczne zaś domy stały w ogniu. W takim huku nie słyszałem prawie dźwięku własnego fortepianu. Po koncercie musiałem czekać dwie godziny, nim ogień artyleryjski ustał na tyle, bym mógł udać się do domu. Rodzice, siostry i brat obawiali się już, że mogło mi się coś przydarzyć i przywitali mnie, jakbym powrócił z zaświatów. Tylko nasza pomoc domowa była zdania, że cały ten niepokój był niepotrzebny. Wyjaśniała: „Przecież miał przy sobie dokumenty i odnieśliby go do domu…” (s. 24)
JA, I
„Dwa dni później zaprzestałem tej pracy. Dowiedziałem się, że Radio wznawia właśnie działalność pod kierunkiem nowego dyrektora – Edmunda Rudnickiego, byłego szefa redakcji muzycznej. Nie uciekł on jak inni. Zbierał rozproszonych pracowników, by uruchomić radiostacją. Doszedłem do wniosku, że przydam się tam bardziej niż przy kopaniu rowów. Tak też było: grałem dużo, zarówno jako solista, jak i akompaniator. Warunki życia w mieście zaczęły się pogarszać wyraźnie, by nie powiedzieć: odwrotnie proporcjonalnie do wzrastającej odwagi ludności cywilnej.” (s. 25)
Bibliografia
– Śmierć miasta. Pamiętniki Władysława Szpilmana 1939-1945, oprac. J. Waldorff, Warszawa 1946.