CHŁODNA 10

Mary Berg

JA/ONI; IIB

17.XII.41’: „Dzisiaj otrzymaliśmy wiadomość z urzędu kwaterunkowego w sprawie posady dozorcy, którą ojciec ma objąć w domu przy Chłodnej 10. Musi się przenieść natychmiast, lecz my będziemy mogły wprowadzić się tam dopiero po odgrodzeniu ulicy murem. To samo polecenie rozesłano do wszystkich dozorców żydowskich przydzielonych do domów przy Chłodnej, która obecnie została włączona do getta. Muszą wysprzątać i uporządkować budynki zwolnione przez gojów, żeby przygotować je na przybycie przyszłych mieszkańców żydowskich. Romek, zatrudniony jako nadzorca przy budowie murów getta, pracuje teraz przy Chłodnej i często zabiera ze sobą prowiant dla mojego ojca” (s. 208).

JA, IIB

26.XII.41’: „Otrzymałyśmy zezwolenie na przeprowadzkę na Chłodną; dzisiaj poszłam, żeby zobaczyć nasz nowy dom. To stary, jednopiętrowy budynek, niegdyś rezydencja polskiego magnata z XVII wieku. Wijące się, kręte schody, gotyckie wieżyczki i płaskorzeźby na frontonie przywodzą na myśl średniowieczny zamek. Wygląda bardzo romantycznie. Na dziedzińcu stoi mniejszy, dobudowany później, w którym mieści się piekarnia Warszawianka, obecnie przejęta przez żydowskich piekarzy. Przy narożniku budynku wzniesiono mur. Tak więc zamieszkamy przy samej granicy getta. Czerwone cegły sięgają coraz wyżej, rośnie też wiadukt na rogu Chłodnej i Żelaznej. Jesteśmy ze wszystkich stron otoczeni murami, zamknięci”.

28.XII.41’: „Po przyjściu do domu znalazłam zaklejoną kopertę, którą zostawił dla mnie Tadek Szajer. Jest w niej jego zdjęcie w mundurze służby sanitarnej. Tadek obecnie pracuje tam jako ochotnik, żeby złagodzić poczucie winy, gdyż czuje się częściowo odpowiedzialny za podejrzane interesy ojca. Na odwrocie fotografii znajduje się napis, widomy znak dręczących go wyrzutów sumienia: „Pewnego dnia, po latach, kiedy będę daleko, może wspomnisz służbę sanitarną przy Lesznie 13… i Tadka, który tak bardzo Cię kocha”. Obok napisu widnieje czerwony znak firmy Photo-Bojm-Forbert, która zawsze należała do największych agencji fotograficznych w Warszawie, a obecnie jest najlepsza w getcie” (s. 212-213).

JA/ONI, IIC

1.I.42’: „Po występie przyjaciele z grupy ŁZA zaproponowali spędzenie Nowego Roku u mnie w domu. Moi rodzice nocowali w nowym mieszkaniu przy Chłodnej, wiedzieliśmy więc, że przez całą noc nikt nam nie będzie przeszkadzał. Wśród gości byli: Harry ze swoją ukochaną, Anką Laskowską, Dolek ze Stefą Muskat, Bronek, Romek i kilka innych par. Zamiast szampana piliśmy lemoniadę, a ciasto zastąpiły nam kanapki z marynowanymi rybkami, zwanymi śmierdziuchami. Na stole płonęła lampka karbidowa” (s. 215).

JA, IIC

16.I.42’: „Mieszkamy teraz przy Chłodnej. Jako rodzina dozorcy zajmujemy dwa małe, ciemne pokoje bez toalety. Gotujemy na żelaznym piecyku. Ściany pokrywa lód, który zaczyna topnieć, gdy piecyk się rozgrzewa. Ulica Chłodna wskutek swojej skomplikowanej topografii przedstawia osobliwy widok. Niezwykły jest tu także ruch pieszy. Widać tłum ludzi wychodzących zza rogu Żelaznej. Podążają oni w kierunku drewnianego wiaduktu biegnącego na wysokości pierwszego piętra i łączącego chodniki po obu stronach ulicy. Przechodnie szczelnie wypełniają kładkę, z której można objąć wzrokiem całą długość ulicy. Wzdłuż obu chodników rozciągają się mury, a pomiędzy nimi, jak w korytarzu, porusza się ludność aryjska i przejeżdżają tramwaje. W środkowym odcinku ulicy pomiędzy murami stoi kościół pod wezwaniem św. Karola Boromeusza, otoczony starymi lipami o szeroko rozpostartych koronach. W pobliżu naszego domu znajduje się „Kapitol” getta. Przy Chłodnej 20 swoje rezydencje mają: prezes Czerniaków, szef policji żydowskiej, pułkownik Szeryński oraz wysocy urzędnicy różnych żydowskich instytucji. Pod tym samym adresem mieści się zakład fotograficzny Bojma i Forberta; przez kilka dni przed budynkiem wisiał ogromny portret Czerniakowa. Przy Chłodnej mieszkają także: kierownik wydziału zaopatrzenia Gepner oraz komisarze policji Lejkin i Czerwiński. Komisarz Lejkin zajmuje mieszkanie w naszym domu. „Słowik getta” Marysia Eisenstadt oraz Hirschfeld, właściciel najpopularniejszej żydowskiej kawiarni, również przeprowadzili się na Chłodną” (s. 218-219).

16.I.42’: „Chłodną powszechnie uważa się za „arystokratyczną” ulicę getta, jak na początku Sienną. Dozorcą budynku przy Chłodnej 8 jest inżynier Płonskier, dawniej nasz sąsiad w domu przy Siennej. Przy naszej ulicy mieszka wielu medyków i prawie na wszystkich drzwiach wisi szyld lekarza lub dentysty. O szóstej rano dozorcy muszą odśnieżać chodniki, a komisarz Lejkin uczy byłych prawników i profesorów ich nowego fachu. Często sam chwyta szuflę albo miotłę i udziela lekcji bezradnym intelektualistom, których palce nie przywykły jeszcze do nowych narzędzi. Ojciec ciężko pracuje, a my mu pomagamy – myjemy schody i zamiatamy podwórze. W naszym domu mieszka niewielu lokatorów i dochód z tytułu otwierania bramy po godzinie policyjnej wynosi nie więcej niż kilka złotych za noc – to tylko część sumy zarabianej przy Siennej. Jednak ojciec ma inne źródło dochodu. Na wewnętrznym podwórzu stoi budynek piekarni Warszawianka. Co noc wóz dostarcza tam z tuzin worków przemyconej mąki, a ojciec za każde otwarcie bramy przed takim transportem otrzymuje pewną sumę pieniędzy, rano zaś jako dodatkowe wynagrodzenie dostaje dwa nieduże bochenki świeżego chleba” (s. 219-220).

JA, IID

17.IV.42’: „Jestem niemal w stanie histerii. Dziś krótko przed szóstą kapitan policji Hertz wpadł, przejęty, do naszego mieszkania i oznajmił: „Proszę przygotować się na wszystko; o ósmej ma nastąpić pogrom”. Po czym wybiegł bez dalszych wyjaśnień. Całe getto ogarnęła panika. Ludzie pospiesznie zamykali sklepy. Gruchnęła wieść, że specjalny oddział niszczycielski (Vernichtungskommando), ten sam, który dokonał pogromu w Lublinie, przybył do Warszawy, żeby zorganizować tu masakrę. Mówiło się też, że straż w getcie obejmą teraz Ukraińcy i Litwini, bo Niemcy mają wyruszyć na front rosyjski. W urzędzie zaopatrzenia o szóstej zwolniono pracowników i polecono im jak najszybciej udać się do domów. Matka pospiesznie zapakowała do kosza trochę prowiantu i poszła z ojcem szukać w piwnicy jakiegoś bezpiecznego schronienia. Byłam przerażona, nie mogłam opanować drżenia. Każda minuta wydawała się wiekiem. Mijały godziny – siódma, ósma, dziewiąta… Teraz wybiła jedenasta, a w mieście panuje martwa cisza. Kilka minut temu ktoś zapukał do bramy domu. Byliśmy pewni, że to Niemcy. Ojciec otworzył – był to goniec z komendy głównej policji żydowskiej do kapitana Hertza z poleceniem natychmiastowego stawienia się na Ogrodowej. Musiało zdarzyć się coś naprawdę poważnego, jeśli wzywano go w nocy o tak późnej porze” (s. 238).

JA/ONI, IID

17.V.42’: „Heniek powiedział, że kiedy wyjechał z getta ciężarówką do dzielnicy aryjskiej i ujrzał ulice pełne normalnie przechadzających się ludzi i otwarte sklepy, poczuł się jak w raju. Przed straganem dostrzegł koszyk rzodkiewek. Poprosił kierowcę, żeby się zatrzymał, a sam z kolegami rzucił się do sprzedawcy – wykupili odeń wszystkie rzodkiewki. Od przyjazdu tutaj nie zdołał zebrać dość sił, by wyjść. „Uczę się chodzić jak małe dziecko – powiedział. – Co więcej, jestem na diecie, bo mój żołądek odwykł od normalnego pożywienia. Od półtora roku nie dotknąłem mięsa i już nie pamiętam, jak smakuje. Wszystko nadal wydaje mi się nierealne. Przyjaciele z Łodzi prosili mnie, żebym odwiedził ich krewnych przy Chłodnej 10, więc szukałem dozorcy i tak znalazłem ciebie”. Długo zastanawiałam się, czy przede mną siedzi prawdziwy Heniek, czy tylko jego duch. Od dawna o nim zapomniałam, a kiedy przestałam otrzymywać od niego listy, uznałam, że nie żyje” (s. 253).

27.V.42’: „W naszym ogrodzie pojawiły się małe zielone pomidory. Szybko dojrzeją w gorącym słońcu. Trzy razy zbieraliśmy już rzodkiewki. Chyba najlepiej zaś smakuje młoda cebula. A nasze kwiaty pachną tak odurzająco, tak upajają barwami… Szymek nie przychodzi do prac domowych i już nigdy nie przyjdzie. Kilka dni temu, kiedy skończył tu pracę, upadł na ulicy z osłabienia. Abie znalazł go na chodniku, gdzieś w pobliżu Nowolipia. Chłopak miał wysoką gorączkę. Okazało się, że chorował od dwóch dni, lecz nic nie mówił w obawie przed utratą zajęcia. Moja matka jednak dostrzegła jego rozpaloną twarz i trudności w poruszaniu się, więc wysłała go do domu wcześniej niż zazwyczaj. Abie zawiózł go rikszą do schroniska dla uchodźców, w którym Szymek mieszkał. Tam kilka godzin później chłopak umarł” (s. 254).

JA, IID

15.VII.42’: „Dzisiaj, wracając ze szkoły, spotkałam żonę dozorcy domu pod numerem 16. Podbiegła do mnie, ogromnie przejęta, i jednym tchem oznajmiła, że właśnie z komendy głównej przyszedł policjant z rozkazem z Gestapo – wszyscy obywatele obcych państw wczesnym rankiem 17 lipca mają się stawić w więzieniu na Pawiaku. Pobiegłam do domu. Matka, która właśnie jadła obiad, na tę wieść upuściła łyżkę; myślałam, że zemdleje. Zaraz jednak wstała od stołu i poszła zobaczyć się z Z., żeby się dowiedzieć, co znaczy ten nagły rozkaz. Wróciła bez żadnych konkretnych informacji. Wydaje się, że wszystko rozstrzygnie się jutro” (s. 261-262).

16.VII.42’: „Romek przyszedł do mnie o ósmej (godzina policyjna rozpoczyna się o dziesiątej). Nie chciał uwierzyć, że niedługo mam wyjechać do Ameryki. Spoglądał na mnie dziwnie, jakby był pewien, że więcej się nie zobaczymy. Przeszliśmy się Chłodną. Dzisiaj śmiało zdjęłam opaskę z ramienia. Zostałam teraz bądź co bądź oficjalnie uznana za obywatelkę amerykańską. Romek ścisnął mnie za ramię; stale powtarzał: „Wiem, że nie wyjeżdżasz, to tylko żart, prawda? Nie zostawisz mnie samego, nie pojedziesz”. Mieszkańcy domów przy naszej ulicy przyglądali mi się ciekawie: „To ta dziewczyna, co jedzie do Ameryki”. Na tej ulicy wszyscy się znają. Co parę minut ktoś podchodził i prosił o zanotowanie adresu rodziny w Ameryce i przekazanie, żeby zrobili, co w ich mocy, dla nieszczęsnego krewnego” (s. 263-264).

19.VII.42’: „To dopiero trzeci dzień naszego internowania w więzieniu na Pawiaku, choć ledwie mogę uwierzyć, że nie przebywamy tu o wiele dłużej, gdyż tyle się wydarzyło w tak krótkim czasie. Przystosowaliśmy się już do nowych warunków i z ludźmi dzielącymi z nami pomieszczenie czujemy się niczym członkowie jednej rodziny. W pamięci nadal mam żywe wspomnienie ostatniej nocy na Chłodnej. Z napiętymi nerwami czyniliśmy końcowe przygotowania. Czułam się zupełnie zdezorientowana i musiałam kilka razy przepakowywać swoją walizkę. Wielokrotnie zadawałam sobie to samo pytanie: „Czy mam prawo się ratować i zostawić najbliższych przyjaciół ich gorzkiemu losowi?”. Każdemu z nas wolno było zabrać tylko jedną walizkę, więc musiałam starannie wybierać swoje rzeczy. Jednakże wzięłam ze sobą notatniki, zdjęcia, rysunki, a także opaskę na ramię. […] O siódmej rano przyszło dwóch policjantów żydowskich, żeby odprowadzić nas na Pawiak. Powiedzieli, że przyczyną strzelaniny był atak uzbrojonej grupy członków podziemia na warsztat szyjący mundury dla niemieckiego wojska. Zastanawiałam się, czy w ataku wziął udział Romek, wiedziałam bowiem, że ostatnio bardzo aktywnie działa w podziemnej organizacji, choć nigdy nie zdradził mi żadnych szczegółów” (s. 266-267).

19.VII.42’: „Wyszliśmy z domu ze łzami w oczach. Rodzice szli pierwsi, obok siebie mając obu policjantów i wuja Abiego. Za nimi podążałam ja i moja siostra Ann. Towarzyszyły nam: panna Sala, Bronka, Rutka i Wera, które przyszły o świcie, żeby spędzić z nami kilka ostatnich godzin. Grupy ludzi ze wszystkich sąsiednich domów przy Chłodnej wyszły na zewnątrz i smutnym wzrokiem odprowadzały nasz pochód. […] Zaprowadzono nas na dziedziniec komisariatu policji przy Ogrodowej, gdzie ujrzeliśmy około siedmiuset obywateli rozmaitych neutralnych krajów europejskich i amerykańskich. Komisarz policji szybko sprawdził nasze dokumenty. Następnie oddział policjantów ustawił się w dwuszereg, uformował wokół nas zamknięty krąg i wydał polecenie wymarszu” (s. 268).

Bibliografia

– Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tłum. M. Salapska, Warszawa 1983.