Wydanie Quo vadis z 1904 roku w tłumaczeniu Eugenia W. Foulquesa

O przekładzie na przykładzie

Już ten krótki i niepełny jeszcze przegląd pokazuje, że wśród malowniczej gromady (chciałoby się powiedzieć: zgrai) postaci przyswajających Włochom Quo vadis nie było nie tylko ani jednego polonofila, który znałby choć pobieżnie język polski i polską literaturę, ale prawie żadnego tłumacza z prawdziwego zdarzenia. Obok Verdinois bogaty dorobek przekładowy mieli właściwie tylko Irma Rios oraz Eugenio Wenceslao Foulques, który — przypomnijmy — nie był nawet Włochem, a jego tłumaczenia z rosyjskiego szybko zniknęły z obiegu wydawniczego, zastąpione przez nowsze, poprawniejsze wersje. Dlatego też, aby wyrobić sobie pogląd o jakości włoskich wersji Quo vadis, najlepiej popatrzyć właśnie na wersję Verdinois. Dokonana z rosyjskiego, pospiesznie i bez korekty (między wersją drukowaną w „Corriere di Napoli” a późniejszym wydaniem książkowym nie ma właściwie żadnych różnic), była jednak dziełem wprawnego tłumacza i doświadczonego literata, stała się także punktem odniesienia dla wielu późniejszych przekładów i adaptacji.

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to charakterystyczne dla Verdinois osobliwe wybory leksykalne. Już w pierwszym akapicie powieści pojawia się nietypowe słowo fregagione (V 1900: 1)[1]na określenie „wygniatania ciała” (czyli po prostu masażu, QV I)[2]. Gdy Petroniusz pyta Eunice, kim jest jej kochanek (QV XII), w przekładzie włoskim zostaje użyty rzadki toskański termin damo (V 97). W rozdziale XXXIII stół określony jest równie rzadkim słowem desco (V 240). Podobnie nieoczywiste jest oddanie uwagi Petroniusza, który mówi Winicjuszowi: „dawniej było ci między nami nieźle” (QV XL), archaicznym czasownikiem acconciarsi, czyli „pogodzić się z kimś” (V 277). Przykłady tego typu można mnożyć. Skłonność do wprowadzania rzadkich i nietypowych wyrażeń wpisuje się zresztą w szerszą tendencję Verdinois do posługiwania się językiem bardzo literackim i archaizującym, zarówno jeśli chodzi o składnię, jak i formy gramatyczne. Tłumacz ucieka się np. do końcówki imperfektu –ea zamiast –eva (scrivea, avea zamiast scriveva, aveva itd.), praktycznie już zarzuconej pod koniec XIX wieku, i z upodobaniem używa spójnika przeciwstawnego però (jednak) w znaczeniu spójnika wynikowego. Stosuje także archaiczne lub dialektalne formy, takie jak przysłówek testé (niedawno, dopiero co), pierwsza osoba liczby pojedynczej fo (robię) zamiast faccio, zaimek osobowy ei (on) czy zaimek wskazujący cotesto (ten), rzadszy wariant i tak już rzadko używanego zaimka codesto. Jest to niewątpliwie świadoma strategia tłumacza[3], efektem jest jednak nie tyle stylizacja „łacińska”, ile „staroświecka”, odsyłająca do konstrukcji literackich typowych dla wcześniejszej literatury włoskiej, aż do Petrarki czy Boccaccia.

Błędy w interpretacji form gramatycznych i sensu zdań zdarzają się praktycznie na każdej stronie i prowadzą do zniekształcania znaczeń tekstu. Już w pierwszym rozdziale Winicjusz, który w oryginalnym tekście mówi, że został wysłany do Heraklei z „rozkazem ściągnięcia posiłków”, u Verdinois twierdzi, że został tam mandato per i lavori di fortifi cazione (wysłany, aby przeprowadzić prace fortyfikacyjne, V 2[4]). Agryppa, który po powrocie z Orientu wziął poetów za „opętanych”, w tekście włoskim uznaje ich za arrabbiati (rozzłoszczonych, V 4), a zamiast „trzech tuzinów żywych paszkotów” Petroniusz wysyła do Epidaurus tre dozzine di galli (trzy tuziny kogutów, V 3). Czasami błędy zrozumienia pozbawiają dyskurs sensu i logiki, co jest wymownym świadectwem pośpiechu i braku refleksji nad przekładanym tekstem ze strony tłumacza. I tak np. Petroniusz, który u Sienkiewicza wyznaje Winicjuszowi, że nudzą go tematy wojenne, ale „teraz dużo się mówi o nich w Rzymie, choćby dlatego, że niebezpiecznie mówić o czym innym” (QV I), u Verdinois wypowiada się mało zrozumiale i mało logicznie: A Roma se ne parla molto, benché, detto tra di noi, non è assolutamente senza pericolo il parlare di qualche altra cosa (W Rzymie dużo się o tym rozmawia, chociaż, mówiąc między nami, nie jest całkiem pozbawione niebezpieczeństwa mówienie o czym innym, V 3). Gdzie indziej zamiast informacji „mniej więcej tydzień po powrocie Winicjusza z Rzymu” (QV XL) w wersji włoskiej mówi się o powrocie Winicjusza do Rzymu (V 274), choć zaraz potem Winicjusz przysłuchuje się w Ancjum słowom Petroniusza. Zdarzają się i zabawniejsze pomyłki. W rozdziale III Sienkiewicz wyjaśnia lęk wzbudzony w domu Plaucjusza przez wizytę centuriona tym, że „czasy były niepewne i straszne”. Verdinois powiada: il tempo era assai brutto e instabile, czyli „pogoda była dość brzydka i zmienna” (V 29). Z kolei „dzielnice” Rzymu przemianował Verdinois na „legiony” i w rezultacie zdanie „Z czternastu dzielnic Rzymu pozostały zaledwie cztery” (QV XLIX) w wersji włoskiej przybrało formę delle quattordici legioni di Roma, quattro ne avanzavano (V 323), co z racji dwuznaczności czasownika avanzare można odczytać jako „pozostawać” albo „kroczyć” i zrozumieć: „Z czternastu legionów Rzymu cztery z niego kroczyły”. Także w tym wypadku można by układać całe listy błędów mniejszego i większego kalibru.

Prawdziwej rzezi dokonał Verdinois na nazwach własnych. Już w pierwszym rozdziale przemianował Petroniusza z byłego rządcy „Bitynii” na rządcę „Betanii” (oczywiście z punktu widzenia geografii pytanie skierowane przez Petroniusza do siostrzeńca, czy będąc w Armenii, nie zawadził o Betanię, nie ma najmniejszego sensu, a odpowiedź Winicjusza, że dotarł tylko do Heraklei, jest jeszcze bardziej absurdalna). W tym samym rozdziale „do bóstw podobne greckie dziewczyny z Kos” stają się niewolnicami z wymyślonej wyspy Cossa (Kos to po włosku Coo). W rozdziale XV „szczyty Sorakte” to vette del Soracte (V 116), bo tłumacz nie zorientował się, że chodzi o górę nazywaną po włosku Soratte. W rozdziale XXXV Winicjusz nazywa wyzwoleńca Demasa „Demadem”, a Petroniusz zaklina się, że nie zostanie chrześcijaninem, na „syna Ledy” zamiast syna Lety (czyli Latony). Troilus, zdaniem Verdinois, kochał się w „Klepsydrze” (Clessidra, V 282), a Odyseusza witała na wybrzeżu Scherii niejaka Nasica (V 23). Domicja zmieniła płeć i stała się „Domicjem” (V 322), nawet niektórzy greccy bogowie otrzymali dziwne imiona: Atena została ochrzczona z hiszpańska Atenea, Zeus to konsekwetnie Zeusi (V 4, 328), a Asklepios stał się poetą Asklepiadesem (V 2)[5]. Podobne wpadki zdarzają się także Verdinois z terminami rzymskiej kultury materialnej, zwłaszcza kiedy nie pozostawia ich w łacińskiej formie, ale stara się znaleźć dla nich ekwiwalent, przemianowując np. „codicilli tego biednego Fabrycjusza Wejenta” (QV I) na appunti (notatki, V 5).

Wiele z tych omyłek przypisać można pośpiechowi, niedostatecznej znajomości rosyjskiego (ale co wobec tego z twierdzeniem Lo Gatto, że Verdinois znał rosyjski perfekcyjnie?) lub ewidentnym brakom w wykształceniu klasycznym tłumacza. Zdarzają się jednak bardziej zastanawiające błędy. Jednym z nich jest przemianowanie elaeothesium, „czyli ostatniego kąpielowego oddziału” (QV I), na oletachium (V 1), innym zamiana vivarium (QV XXXIX), z którego dochodzą ryki lwów, na cavea (V 272), czyli miejsce przeznaczone w rzymskich teatrach dla widzów. Trudno przypuszczać, aby Verdinois samodzielnie wpadł na pomysł takiej zamiany i rzeczywiście, olatechium pojawia się we wszystkich rosyjskich przekładach sprzed 1900 roku, co potwierdza rosyjską, a nie angielską proweniencję jego wersji (Curtin używa formy elaeothesium, a Binion w ogóle eliminuje łaciński termin). Włoscy badacze przyjmują (por. np. Marinelli 1984), że Verdinois oparł swoją pracę na wersji Wukoła Ławrowa, w której nie pojawia się jednak ani cavea, ani zresztą żaden z innych potworków przekładowych włoskiego tłumacza. Wspomniany już Mazzucchetti kończył swój artykuł o Quo vadis naiwną pochwałą:

Ze swojej strony, jako Włoch, nie mogę skończyć bez wyrażenia wdzięczności dla Verdinois (…), że uczył się polskiego i opanował go tak dobrze, że mógł nam, biednym ignorantom, podarować doskonałe tłumaczenie książki takiej jak Quo vadis bezpośrednie i wierne[6].

 

Mazzucchetti nie był w tej opinii odosobniony: nieco później Roberto Cardamone zachwycał się pięknym przekładem Verdinois, „cudownym w swej czystej włoszczyźnie języka i stylu” (mirabile nella schietta italianità della lingua e dello stile, 1900: 18), Zumbini podkreślał, że tłumaczenie Verdinois było „wykonane cudownie” (fatta mirabilmente, 1931: 225), a Pier Luigi Veneziani stwierdzał, ze zwykłą sobie stanowczością:

Wersja Verdinois jest jedyną autoryzowaną przez autora i spośród wielu, które czytałem, jest także najlepszą z racji żywego i płynnego stylu oraz precyzyjnego języka[7].

 

Trudno nie westchnąć dzisiaj, czytając takie zdania, które uświadamiają nam skądinąd, z jak wielką dozą ostrożności traktować należy opinie i informacje przekazywane przez prasę i krytykę. Z drugiej strony, błędy te, irytujące dla bardziej wymagającego czytelnika, stanowią prawdziwe błogosławieństwo dla badacza przekładu, ułatwiając wykrycie zależności i plagiatów w późniejszych wydaniach powieści.

Przypisy

  1. W związku z licznymi cytatami z różnych włoskich tłumaczeń Quo vadis, dla łatwiejszej orientacji oznaczone są one inicjałem tłumacza, po którym podaje się rok wydania, z którego zaczerpnięto cytat i stronę, a przy kolejnych cytatach tylko inicjał i stronę.
  2. W związku z dostępnością tekstu Quo vadis w wolnym dostępie w licznych wydaniach online, przy polskich cytatach z powieści nie podaje się strony, a jedynie rozdział, z którego pochodzą.
  3. Choć trudno powiedzieć, do jakiego stopnia: skłonność do archaicznych wyrażeń i struktur gramatycznych pojawia się także w innych przekładach Verdinois, ale chyba nie w takim natężeniu.
  4. Wszystkie cytaty z tłumaczenia Verdinois zostały zaczerpnięte z wydania Detken & Rocholl i są oznaczone skrótem V + numer strony.
  5. Na absurdalność tych dwóch ostatnich pomyłek zwrócił uwagę już w 1900 roku autor artykułu w czasopiśmie „Atene e Roma”, który ironizował: „W książce powszechnie dzisiaj czytanej, Quo vadis?, a raczej w jej włoskim tłumaczeniu (…) imię Asklepiadesa w ustach Rzymianina, miłośnika Hellady, użyte jest jako odpowiednik rzymskiego Eskulapa. Tę mimowolną degradację bóg medycyny przyjmie z filozoficznym spokojem, zważywszy, że w tej samej książce ojciec bogów nie jest już Zeusem, ale Zeuksisem, znanym dotąd jako sławny, lecz jednak śmiertelny grecki malarz”. [In un libro molto letto in questi giorni, nel Quo vadis?, o per dir meglio nella traduzione italiana (…) il nome Asclepiade in bocca a un Romano grecheggiante è usato come equivalente dell’Esculapio Romano. È un’involontaria degradazione che il dio della medicina si prenderà in santa pace, visto che nello stesso libro il padre degli dei non è più Zeus, ma Zeusi, noto fi nora come illustre, ma mortale, pittore]. Autor wytropił też „Klepsydrę”, w której kochać się miał Troilus, zauważając zresztą słusznie, że mało jest prawdopodobne, aby Petroniusz znał historię opowiedzianą przez Szekspira (Festa 1900: 7).
  6. [Dal canto mio, quale italiano, non saprei finire senza dirmi grato al Verdinois (…) di aver studiato ed imparato, insieme a molte altre belle cose, il polacco e così bene quanto occorreva per dare a noi, poveri ignari, una eccellente traduzione, diretta e fedele di un libro come Quo vadis?] (Mazzucchetti 1899: 848).
  7. [La versione del Verdinois è l’unica autorizzata dall’autore e, fra le parecchie ch’io ho lette, è pure la migliore per spigliatezza e vivacità di stile e precisione di lingua] (Veneziani 1903: 85, przypis).