OSTROWSKA

Karol Rotgeber

JA, III B

„Urządził on [wróg – Niemcy] z tej [Ostrowskiej] i pobliskich ulic niby to „Umschlag”, okrążywszy te ulice kordonem SS-owców. Nie było rady, trzeba było wyszykować plecaki na wszelki wypadek i ruszyliśmy z rana zdaje się 6 września 1942 r. na ową sławetną Ostrowską ulicę na selekcję.” (s. 138)

ONI, III A

„Tymczasem władze unormowały jakoś getto, dając możność osiedlenia się po prawej stronie Franciszkańskiej (od Bonifraterskiej do Gęsiej), prawą stronę Gęsiej do Zamenhofa, zburzoną Wołyńską, Ostrowską i lewą stronę Niskiej (od Zamenhofa do Smoczej), Miłą (od Nalewek do Lubeckiego)”. (s. 135)

JA, III B

„Wszyscy tego ranka (…) musieli się piątkami ustawić na terenie Ostrowskiej — Wołyńskiej. Ustawiały się grupami poszczególne warsztaty, poszczególnych właścicieli, wchodzących w skład szopu [szczotkarzy], wszystko to piątkami. Ambulatorium też się ustawiło.” (s. 148)

 

ONI, III B

„Służba porządkowa gwizdała, nawołując do zejścia. Kto nie schodził natychmiast — otrzymywał kulę. Blokowali Niemcy domy te tak długo i tyle razy, że żywa dusza prawie nie została. Za to trupów legło co niemiara — tysiące kobiet, dzieci i mężczyzn. Brać pogrzebowa miała plon obfity. Nie było kamienia na Ostrowskiej, Wołyńskiej, nie było schodów w poszczególnych domach, aby nie nasiąkła krwią niewinnych dzieci naszych. Tak to skończyła się druga selekcja. Tylko pojedynczym osobom udało się cudem wytrwać i wrócić do szopu, reszta albo legła albo została wywieziona.” (s. 153)

 

Stanisław Gombiński

ONI, III A  (lipiec 1942 – pierwsze dni akcji)

„Pierwsze dni przebiegają trwożnie. Już oczyszczone wielkie skupiska, już zniknęły największe punkty uchodźców polskich, niemieckich, czeskich. Już wywieziono mieszkańców Domu Starców z Nowolipek – dawny Dom z Górczewskiej [istniejący do 1940 r. Dom Starców przy ul. Górczewskiej 9, dziś Wawelberga 10] – już nie ma Głównego Domu Schronienia dla Dzieci [ul. Dzielna 39], gdzie kilkaset sierot się znajdowało. Wywieziono starców, wywieziono dzieci. Wysiedlenie zaczyna działać systematycznie, w porządku ulic, nie sięgnęło jeszcze do centrum, operuje na peryferiach. Porządkowi grasują na Stawkach, Miłej, Lubeckiego, Ostrowskiej, Wołyńskiej, to daleko od Leszna, Żelaznej, Grzybow[ski]ej.” (s. 77-78)

ONI, III B

„Pozostają ci, którzy odpadli [nie dostali „numerków na życie”]. Jeszcze nie idą na Umschlag, „zobaczy się”, co się z nimi zrobi. Mają oni zająć kilka domów na ul. Ostrowskiej i tam czekać wyroku.

Selekcja trwa przez niedzielę i poniedziałek, w poniedziałek [07.09.1942] o zmierzchu kończy się. Ale w domach czworoboku jeszcze pozostało tysiące ludzi, to ci, którzy – przekonani o bezcelowości stanięcia do selekcji – skryli się, pozostali w mieszkaniach. Przeważnie kobiety z dziećmi, starsi, dzieci, chorzy.

Posterunki stoją wzdłuż czworoboku nadal, we wtorek rozpoczyna się czyszczenie domów, przeczesywanie mieszkań, wyławianie kryjących się. Na zewnątrz czworoboku kręcą się porządkowi, furmani, cmentarnicy, biegną na ul. Zamenhofa, od Stawek, na Gęsią, na Lubeckiego, szukają jakiegoś słabego miejsca, próbują zmiękczyć, uprosić, przekupić posterunki, by wtargnąć do strzeżonej dzielnicy i wywieźć jeszcze jedno dziecko, jeszcze jedną kobietę, jeszcze jednego starca. Zabiegi ich są czasem skuteczne. Wyciągają, szmuglują, wykradają: w wózkach cmentarnych, pod wozem, pod płaszczem. Ale jednocześnie dokonuje się oczyszczenia reszty domów, codziennie gromady ludzi są wyciągane i prowadzone na Umschlag.” (s. 113-114)

ONI, III B

„Jest 12 wrzesień [sic], sobota po południu, posterunki dokoła czworoboku, stojące tu nieprzerwanie przez przeszło sześć dób od niedzieli rano, zwijają się i odchodzą, czworobok jest wolny. Ludzie jeszcze własnym oczom nie wierzą, biegną do domów na Wołyńskiej, Ostrowskiej, Zamenhofa, Lubeckiego, Miłej, Niskiej, Stawkach, Smoczej, gdzie pozostawili swych bliskich. Szukają. Niemców ni sprzymierzeńców już nie ma, rozlega się wiele okrzyków radości i więcej, znacznie więcej, jęków rozpaczy.” (s. 118-119)

Abraham Lewin

JA/ONI, IV A (01.10.1942)

„Zdziczały ulice małego getta ciągnącego się przez kilka ulic: Miłą, Zamenhofa, Franciszkańską, oraz kilka uliczek: Ostrowską, Libelta, Wołyńską, Niską itd. Nie wolno chodzić po ulicach. Nie widać żadnego Żyda. Każda fabryka jest zamkniętym więzieniem. Nie wolno przechodzić z fabryk Schulza na Nowolipiu do fabryk Toebbensa na Lesznie. Cały dzień jesteśmy zamknięci przy Gęsiej 30. Do i z pracy udajemy się grupami przed siódmą rano i o szóstej wieczorem.” (s. 228-229)

Perec Opoczyński

ONI, II D (czerwiec 1942)

„Dziś po Wołyńskiej rozeszła się plotka, że Niemcy chcą osadzić w getcie Cyganów wypędzonych z Reichu. Z tego też powodu Żydzi mieliby opuścić Wołyńską i Ostrowską. Tymczasem część Cyganów osiedlono przy Szczęśliwej.” (Pisma, s. 289)

ONI, IV A (22.09.1942)

„Dziś wyrzucono nagle z mieszkań przy Ostrowskiej dwustu żydowskich policjantów z żonami i dziećmi. Szli z opuszczonymi głowami, przybici. Trzeba powiedzieć, że Żydzi nie tylko nie bardzo im współczuli, ale i wprost nie mogli oprzeć się uczuciu nienawiści i mściwej satysfakcji z powodu losu, jaki spotkał tych, którzy tak wiernie służyli oprawcom i mieli na swoim sumieniu wiele istnień.” (Pisma, s. 299)

ONI, IV A (25.12.1942)

„Znów się mówi, że Ostrowska oraz część Miłej od numeru 54 do 68 mają być wyłączone z getta. Tak chcą nam okroić teren, aby już w ogóle nie było miejsca.

W biały dzień po Miłej zupełnie swobodnie przechadzają się żydowskie prostytutki (jeśli tylko nie są to godziny pracy). W ostatnich tygodniach znów mamy przyjemne pogody – raz mgliste ciepłe, a raz jesienne słoneczne dni. Po zimnym listopadzie i jego obfitych śniegach grudzień okazał się niespodzianką. Może słońce w końcu zaświeci i dla nas?” (Pisma, s. 339)

ONI, II

„Kiedy skaczą ceny, ożywia się Koźla. Towary wydziera się sobie z rąk. Jak obcęgami, żelazne łapy żydowskich tragarzy-zabijaków chwytają natychmiast każdy spuszczony z gojskich okien worek. Łowią towary dla bogatych handlarek z bazaru. Nikt nie może z nimi konkurować. Pośrodku uliczki, jak w świąteczny dzień przed synagogą, stoją setki Żydów. Żydzi syci, napojeni. Robi się interesy i dyskutuje na tematy polityczne. Bruk jest grubo zarzucony ustnikami i niedopałkami mocnych papierosów, i to teraz, kiedy papieros kosztuje sześćdziesiąt groszy, to znaczy dziesięć, dwanaście razy więcej niż przed wojną. W tłumie kręcą się handlarze z zawieszonymi na piersi skrzyneczkami pełnymi ciastek, wykrzykują: „No, koniec, kto ryzykuje!”. Ciągnie się numerki z torebki i albo się przegrywa, albo się wygrywa ciastko. Kilku młodych szmuglerów otoczyło sprzedawcę i żrą słodycze z tak obrzydliwą uciechą, że aż po prostu przykro patrzeć na ich tłuste gęby. Uliczni śpiewacy i grajkowie zachodzą tu z nadzieją na zarobek w krainie sytości, ale kto tutaj ma dla nich zrozumienie? Skrzypce rzępolą, śpiewak śpiewa: „Ja nie chcę oddać bonu, chcę jeszcze trochę pożyć”. Jednak nie robi to żadnego wrażenia. Ta uliczka porusza się, unosi, kołysze tylko wtedy, gdy niesie się szept: jeszcze ćwierć… pół złotego… dwa. Mąka żytnia dwadzieścia cztery i pół… to najpiękniejsza muzyka na Koźlej. Kogo obchodzi martwy, a raczej wydający właśnie z siebie ostatnie tchnienie, który ułożył się nie gdzie indziej, jak tylko przed sklepem Jopka i urządził sobie tę ostatnią drogę u stóp szmuglerów? Na Ostrowskiej, Wołyńskiej czy nawet na Franciszkańskiej i Nalewkach umarli leżą na ulicach jak u siebie w domu. Żydzi wstają rano, wychodzą na ulicę i wiedzą, że znajdą trupy: jednego, drugiego, piątego, dziesiątego. To te same śmiertelne ofiary głodu, spuchnięci zmarli, którzy głodowali przez całą wojnę – głodowali, aż się doczekali tej upragnionej [a zarazem] znienawidzonej śmierci. Ale leżeć tu na uliczce Koźlej? Jak zadeptana mucha, pluskwa – kogo to obejdzie? Szmuglerzy stoją w błyszczących butach, w dobrych burkach; zimne wrześniowe słońce złoci ich dobrze odkarmione twarze, pogryzają karmelki i ciastka, które sprzedawca słodyczy im podstawia, i nawet nie słyszą szumu przelatującej śmiertelnej kuli.” (Szmugiel w getcie warszawskim, s. 414)

„[…] wszystkie rozdzierające sceny były niczym wobec strasznych obrazów opuszczenia i biedy, które listonosz musiał oglądać, wędrując od domu do domu w dolinie rozpaczy na Krochmalnej, Ostrowskiej, Smoczej, Niskiej.

Na tych ulicach drzwi mieszkań były zamknięte do późna w dzień, ludzie leżeli do drugiej, trzeciej w łóżkach. Inni przeważnie w ogóle nie wstawali, nie mając po co. Zimą w mieszkaniach większych rodzin można było zobaczyć dziesięcioro, dwanaścioro ludzi, często młodych mężczyzn albo kobiet, leżących w łóżkach, z bladymi twarzami i gorejącymi oczami, przełykających ślinę. Matki leżały w łóżkach razem z dwojgiem, trojgiem dzieci, pod czerwonymi wsypami, nie mając kilku groszy na kawałek mydła, aby uprać powłoki. Straszny nieporządek w mieszkaniach potwierdzał prawdziwość starego powiedzenia: „jaki nastrój, taki wystrój”; widać było, że w głowach tych ludzi nie ma nic więcej poza jedną jedyną obłąkańczą myślą: skąd wziąć kawałek chleba? Matki nie były już gospodyniami, ojcowie – gospodarzami. Drzwi się nie domykały, piece potłuczone, stoły i krzesła nie myte, podłogi nie szorowane. Po co to robić? Kogo to obchodzi?…

Od ciągłego leżenia w łóżkach ludzie osłabli, wielu nie mogło już zrobić kroku, inni byli spuchnięci do pępka i jeszcze wyżej. U części oczy ledwo wyzierały spod spuchniętych fałdów wokół oczodołów. Nadawało im to wygląd ponurych Mongołów, głodnych Eskimosów.” (Żydowski listonosz,s. 426)

 

Mary Berg

ONI, IIIC

20.IX.42’: „Policja żydowska zajmuje obecnie cały kwartał przy Ostrowskiej i Wołyńskiej. Wszystkim policjantom żydowskim i ich rodzinom rozkazano opuścić dawne mieszkania w różnych kwartałach getta i zająć opróżnione, splądrowane kwatery po wysiedlonych. Najwyraźniej Niemcy chcą zgromadzić policję żydowską w jednym miejscu. Chodzą słuchy, że jej liczebność zostanie wkrótce bardzo zmniejszona. Od kilku dni nie otrzymaliśmy żadnych wieści od wuja Abiego, choć teraz mieszka całkiem blisko nas; z Pawiaka na Wołyńską jest zaledwie kilka kroków. Edzia już nie pracuje w dawnym domu dziecka. Zastanawiam się, co się z nimi stało” (s. 300).

ONI, IVA

22.IX.42’: „Wczoraj przypadał Dzień Pojednania i Niemcy, jak to mają w zwyczaju, wybrali to święto na zablokowanie ulic: Ostrowskiej i Wołyńskiej. Spośród 2500 policjantów do dalszej służby wybrali 380, a przeszło 2000 deportowano wraz z rodzinami. Uznaliśmy za znamienne, że tego dnia Warszawa została zbombardowana przez radzieckie samoloty, liczniejsze niż kiedykolwiek przedtem” (s. 301).

OBSZARY:

Obszar: Gęsia/Miła/Ostrowska/Wołyńska,

Bibliografia

– Karol Rotgeber, Pamiętnik, Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, zespół „Pamiętniki”, sygn. 48.

– Stanisław Gombiński (Jan Mawult), Wspomnienia policjanta z warszawskiego getta, red. naukowa i wprow. M. Janczewska, Warszawa 2010, ss. 282.

– Abraham Lewin, Dziennik, wstęp i opracowanie K. Person, Warszawa 2016.

– Perec Opoczyński, Archiwum Ringelbluma. Konspiracyjne Archiwum Getta Warszawy, t. 31 Pisma Pereca Opoczyńskiego, oprac. M. Polit, Warszawa 2017.

– Perec Opoczyński, Żydowski listonosz, w: Tenże: Reportaże z warszawskiego getta, przekład, redakcja naukowa i wprowadzenie M. Polit, Warszawa 2012.

– Perec Opoczyński, Szmugiel w getcie warszawskim, w: Tenże, Reportaże z warszawskiego getta, przekład, redakcja naukowa i wprowadzenie M. Polit, Warszawa 2012.

– Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tłum. M. Salapska, Warszawa 1983.