Quo Vadis i problem chrześcijaństwa
Marek Pąkciński (Instytut Badań Literackich PAN)

Quo Vadis i problem chrześcijaństwa
Marek Pąkciński (Instytut Badań Literackich PAN)

Nie ulega wątpliwości, że interpretacja twórczości Sienkiewicza wymaga również sformułowania uwag na temat powieści Quo vadis?, najbardziej „uniwersalistycznego” utworu pisarza, a zarazem najbardziej związanego z Voegelinowską „epifanią transcendentalnego ładu”. Tu także – podobnie jak w przypadku zaprezentowania współczesnym mu Polakom burzliwych dziejów XVII wieku – autor starał się maksymalnie zachować wymóg obiektywności, portretując bohaterów niejednoznacznych, zmieniających się wewnętrznie i często pełnych rozterek. Inspiracja twórcza, która kazała autorowi Szkiców węglem sięgnąć po ten okres dziejów może być także różnie interpretowana.

Biorąc pod uwagę postulat „problematyzacji” twórczości Sienkiewicza i nieulegania prostym wyjaśnieniom, można się zastanawiać – w perspektywie tez niektórych badaczy o „niejednoznaczności” konwersji pisarza, czy też jego „niemieszczeniu się” w ramach sztywnych, doktrynalnych podziałów – w jaki sposób wzniosły temat historii Cesarstwa Rzymskiego i prześladowań chrześcijan za Nerona można połączyć z wcześniejszym antyklerykalizmem pisarza[1]. Wydaje się, że utwór ten był również odpowiedzią Sienkiewicza na poczucie niewystarczalności integracyjnych wysiłków Kościoła w sytuacji zagrożenia bytu narodowego i w dobie kryzysu wartości. Voegelin pisał o tym w następujący sposób (charakteryzując sytuację chrześcijaństwa w dobie reformacyjnych sporów i w późniejszym okresie):

 

Kościół porzucił swoją rolę duchowego przewodnika w tym sensie, że pozostawił post-średniowiecznego człowieka samego w jego staraniach odszukania sensu w skomplikowanej cywilizacji, której sposoby pojmowania rozumu, natury i historii różnią się znacznie od cywilizacji starożytnej, wchłoniętej i przepracowanej przez Kościół w początkach jego istnienia. […] W obliczu porzucenia obowiązku magisterium ecclesiae myśliciele chrześcijańscy daremnie próbują zrzucać winę na grzech pychy, superbia, człowieka współczesnego […]. […] Z rozczarowania faktem przynależności do pozbawionego sensu procesu cywilizacyjnego rodzą się, poczynając od Woltera, próby rekonstrukcji sensu poprzez stworzenie nowej „świętej historii”.[2]

 

Oprócz opisanego powyżej procesu „utraty sensu” (który zarazem wymusił, jak i sprowokował tworzenie konstrukcji „ładu doczesnego”, wyrażające się m. in. w oświeceniowym encyklopedyzmie i pozytywizmie) myśliciel diagnozował zjawisko jeszcze bardziej niebezpieczne: przekształcanie uniwersum chrześcijańskich symboli w mit, oznaczające jego nieuchronną dezaktualizację i „uhistorycznienie”, a także potencjalne zrównanie z symbolami jakiejkolwiek innej religii:

 

W czasach Chrystusa i początkowych wiekach chrześcijaństwa język ten [chrześcijańskich symboli religijnych – M.P.] nie był „mitem”, ale precyzyjną terminologią służącą opisowi zjawiska religijnego. „Mitem” stał się w konsekwencji spenetrowania naszego świata przez racjonalizm, który niszczy transcendentne znaczenia symboli wydobytych ze świata zmysłów. W tym procesie „odbóstwienia” […] świata symbole zmysłowe zatraciły swoją klarowność w relacji do rzeczywistości transcendentalnej. Stały się niejasne i nie mówią już nic o procesie zanurzenia świata zmysłowego w transcendencji.[3]

 

Można zatem wysunąć uzasadnioną hipotezę, że Sienkiewicz, powracając do tak odległej przeszłości, starał się odtworzyć sytuację aktualności procesu nadawania dziejom i egzystencji ludzkiej nowego sensu, który spowodował, że chrześcijaństwo – dzięki nowej interpretacji realności – zatriumfowało nad Rzymem. Byłoby to znów paradoksalne (świadome lub nie) powtórzenie skutecznych działań pooświeceniowych racjonalistów i pozytywistycznych scjentystów, polegających na zastąpieniu doświadczenia transcendentalnego ładu przez figurę „genealogii porządku” (lub systemów wartości)[4]. W figurze tej główny zabieg na systemie symbolicznym polega na tym, że dwa niewspółmierne porządki (realność „faktów” – porządek transcendentny) są sprowadzone do jednego (doczesnego) i współmiernego porządku poprzez stworzenie niejako „łańcucha symptomów” danego zjawiska i połączenie ich horyzontalnym (nie zaś wertykalnym) łańcuchem przyczynowo-skutkowym. W przypadku Sienkiewicza byłaby to natomiast „genealogia autorytetu”, która w pełni respektuje jego pozaludzkie, transcendentne źródło.

Faktycznie zatem Quo vadis? to powieść w równej mierze historyczna, co współczesna, stanowiąca wypowiedź na temat kondycji kultury i cywilizacji europejskiej u schyłku XIX stulecia. Jednak to nie dyskursywne rozważania, ale narracja była pisarskim żywiołem Sienkiewicza. Dlatego to nie jakiś konkretny fragment tej książki, czy też zawarta w niej przemowa „świętego męża” lub męczennika, ale całość fabuły utworu pokazuje bardzo sugestywnie, że teza o końcu chrześcijaństwa lub „śmierci Boga” nie da się obronić ze względu na przełom w świadomości moralnej całej ludzkości, którego ta religia dokonała. Tego przełomu – zdaniem Sienkiewicza –nie da się już cofnąć ani w żaden sposób historycznie lub moralnie zrelatywizować. Nie da się bowiem obwieścić „końca” czegoś, co nie przynależy do porządku historycznego, bo jest faktem eschatologicznym, niejako „zdarzeniem w wieczności”.

Przedstawiając prześladowaną garstkę chrześcijan na tle ładu Cesarstwa Rzymskiego i stworzonej przez nie cywilizacji, Sienkiewicz sugestywnie pokazuje niewspółmierność porządku ludzkiego i eschatologicznego. Szczególnie świadczy na rzecz tej tezy postać Rzymianina Marka Winicjusza, który reprezentuje wszystkie rycerskie cnoty i walory, będąc niejako najdoskonalszym, modelowym wytworem politeistycznej cywilizacji, opartej na tradycji i naturalistycznym systemie religijnym. Ewolucja Winicjusza, który stopniowo zmuszony jest porzucić przeświadczenie o własnej doskonałości, czy też wyjątkowości systemu kulturowego, w którym został wychowany, stając się chrześcijaninem, pokazuje radykalizm dokonanej przez tę religię rewolucji kulturowej, opartej właściwie na jednym tylko twierdzeniu – tym mianowicie, że ofiary mają zawsze moralną rację w stosunku do swoich katów.

Warto zwrócić uwagę na jedną jeszcze kwestię, związaną z Sienkiewiczowską powieścią o czasach Nerona. Otóż bez wątpienia postaci występnego rzymskiego cesarza nadać można wiele aktualizujących konotacji, łącznie z politycznymi. Neron przedstawiony przez Sienkiewicza – to zarazem (w perspektywie teologiczno-politycznej) być może skierowane do czytelników memento, przestrzegające przed pojawieniem się pokolenia władców-immoralistów w dobie europejskiego nihilizmu. Voegelin odnotowuje w swoich książkach paradoksalny powrót do Platońskich koncepcji „władcy-filozofa-dyktatora” w pooświeceniowych traktatach politycznych:

 

Osoba prawodawcy zastępuje, jak już widzieliśmy, ośrodek sterujący, którego ludzka dusza, złożona jedynie z namiętności i interesów, została pozbawiona. […] Duchowy dramat zbawienia rozgrywający się w chrześcijańskiej duszy zostaje przekształcony w zewnętrzny dramat społeczeństwa pod przewodnictwem „prawodawcy”.[5]

 

Dalej zaś autor Order and History przedstawia pojęcie „społecznego immanentyzmu”, polegające na „uzewnętrznieniu procesów zachodzących w duszy i ich uregulowaniu na poziomie społecznym”[6].

Niezależnie od interpretacji postaci Nerona w Quo vadis? stwierdzić należy, iż (często w przeciwieństwie do innych polskich powieściopisarzy historycznych tej epoki) Sienkiewicz w pełni zdawał sobie sprawę z konieczności, a zarazem potrzeby podporządkowania swych epickich talentów figurom nowoczesnej wyobraźni. Dlatego też „dramatyzacja historyczna” procesów duchowych (które można nazwać skromniej psychologicznymi dramatami ludzkich dusz) była stosowanym przezeń z powodzeniem sposobem przypominania czytelnikom o imponderabiliach.

Przypisy

  1. Antyklerykalizm ten nie łączył się oczywiście z negatywnym stosunkiem do samego chrześcijaństwa (wyjąwszy może bardzo wczesne deklaracje). Jak pisał Sienkiewicz w liście do Potkańskiego: „Źle jest, jeśli w jakiejś społeczności więcej jest Kościoła niż Chrystusa i więcej obserwancji niż chrześcijaństwa […]…]” (H. Sienkiewicz, Listy, t.3, cz. 3, oprac. M. Bokszczanin, Warszawa 2007, s. 113).
  2. E. Voegelin, dz. cyt., s. 39.
  3. Tamże, s. 36.
  4. Wypadałoby tu przypomnieć bardzo trafne, jak sądzę, stwierdzenie Voegelina: „Odwrócenie kierunku ustanowione wówczas pod nazwą genealogii, stało się podstawowym narzędziem interpretacji wewnętrznego porządku natury ludzkiej” (wyróżn. moje – M.P.). Zob. T. Bujnicki, Sienkiewicz i historia. Studia, Warszawa 1981
  5. E. Voegelin, dz. cyt., s. 105. Interesująco o tego rodzaju „nowoczesnym Prawodawcy” (w znacznie bardziej konkretnym wymiarze) pisze również węgierski historyk idei i polityki, Istvan Bibó, ironicznie nazywając taki typ (charakterystyczny zwłaszcza dla krajów Europy Środkowej) prawodawcy-uzurpatora (gdyż działa on przecież w epoce demokracji) – „wielkim realistą”: „Typ ten, który spadł do sfery działalności politycznej ze środowiska arystokratycznego albo wzniósł się do niej ze środowiska plebejskiego, ze skrzydła sił demokratycznych reprezentujących lud, oprócz bezspornego talentu posiadał też pewną przebiegłość i pewną dozę brutalności, co go czyniło nadzwyczaj sposobnym do tego, by stać się twórcą i beneficjentem fałszowania demokracji, antydemokratycznych rządów prowadzonych z zachowaniem demokratycznych form bądź pseudopolitycznych konstrukcji opartych na przemocy” (I. Bibó, Eseje polityczne, przekł. oprac. i wstęp J.Snopek, Kraków 2012, s. 57).
  6. Tamże