Relacjonizm a metaartystyczny perspektywizm (Agnieszka Kluba)

Relacjonizm to interesująca kategoria, którą można rzeczywiście uznać za jedną z dominant (polskiego) modernizmu. Na tyle interesująca, że być może warto rozszerzyć jej rozumienie i rozważyć, czy nie okazałaby się przydatna także poza opisem kwestii „przedstawiania rzeczywistości w zależności od przyjętego punktu widzenia”. Co mam na myśli? Proponuję następującą tezę: akcentowana w tej rozprawie wielość modernistycznych sposobów rozumienia „nowoczesności” to nie tylko element namysłu historyka i teoretyka badającego tę epokę. Silne odczucie tej wielości i „wielowykładalności” musiało towarzyszyć także modernistycznym twórcom. Choć poszukiwali własnych, oryginalnych ujęć artystycznych i proponowali ich indywidualne realizacje, nie mogli nie mieć świadomości, że biorą udział w niezmierzonej obfitości koncepcji i praktyk. Oczywiście, to przekonanie szczególnie silnie zaczęło oddziaływać w tej fazie współczesnej sztuki, którą odbieramy jako postmodernistyczną. Przybrało wówczas postać odczucia formalnego wyczerpania, swego rodzaju rezygnacji z innowacyjności na rzecz twórczego przetwarzania tego, co zastane i namnożone wcześniej… Zastanawiam się jednak, czy również w formacji modernistycznej niewątpliwa przecież świadomość istnienia ogromnego uniwersum artystycznych idei i praktyk nie odgrywała znaczącej roli w postawach i działaniach twórców. Nie idzie mi jedynie o swoisty rynek owych idei i praktyk, choć byłby to (o ile się zgodzić z moją tezą) efekt niezaprzeczalny. A skoro użyłam słowa „rynek”, kolejne przychodzą dość naturalnie („konkurencja”, „popularność”, „opłacalność”). Nie jest to jednak efekt specjalnie ciekawy (bo oczywisty). Rozważam raczej wpływ owej świadomości na styl artystycznego funkcjonowania. Twórca świadomy istnienia innych twórców, podobnie jak on całkowicie wolnych w poszukiwaniu form artystycznego wyrazu, nieograniczonych w swoich wyborach niczym poza limitami własnej wyobraźni, musiał odczuwać coś w rodzaju względności tych działań. Każda epoka to suma rozmaitych równorzędnych twórczości, żadna nie jest monolitem. Te rozmaitości ujawniają się zarówno w ujęciach diachronicznych (szczególnie w nich), jak i w synchronicznych. Jednak żadne czasy wcześniejsze w historii zachodniej literatury i sztuki nie charakteryzowały się taką rozpiętością i odmiennością dokonań, a w konsekwencji nie decydowały o czymś w rodzaju inherentnego perspektywizmu jako składnika świadomości metaartystycznej. Korespondowało to z pewnością z inną zauważoną przez Autora prawidłowością: „Począwszy od van Gogha dla wszystkich modernistów jest oczywiste, że sztuka nie jest kopiowaniem rzeczywistości, lecz jej konstruowaniem”. Dopowiem: konstruowanie, inaczej niż kopiowanie, nie zakłada oryginału, a gdzie go brak i brak jego jednokrotności, tam istnieje wielość, relacjonizm i perspektywizm.