Róg ulic ZAMENHOFA/ MURANOWSKA

Perec Opoczyński

ONI, II

„[…] uczyniono wobec gojów rozmaite ustępstwa, przede wszystkim jeśli chodzi właśnie o getto.

Strażnicy zaczęli patrzeć [na rozmaite rzeczy] przez palce i nie tak bacznie przyglądać się przepustkom do getta. Gojom łatwiej było do niego wchodzić, a Żydom z niego wychodzić. Wojna z Rosją nie tylko zawładnęła wszystkimi zmysłami Niemca, ale też podpowiedziała mu chytrze, że trzeba być ostrożnym, żyć w pokoju z ludnością, na wszelki wypadek zjednać ją sobie.

Goje [chętnie] na to przystali. Na Wołówce codziennie widziało się ich setki. Wynosili z targowiska wszelkie dobra. Produkcja nicowanych ubrań, obuwia i bielizny kwitła jak rzadko. Ze starych watowanych kołder krawcy wyjmowali watę i szyli z niej ciepłe kaftany, spodnie zimowe, albo używali jej jako podbicia do kurtek i zimowych palt. To samo działo się z innymi rzeczami.

Goje, szczególnie młodzież, przyjeżdżali tramwajami, które zwykle nie zatrzymywały się w getcie. Młodzi wyskakiwali z nich w biegu. Za dobrą łapówkę nie czepiał się ich ani policjant, który zawsze jechał w gojskim tramwaju przejeżdżającym przez getto, ani konduktor, ani też żaden Niemiec.

Ci szajgece nosili lakierki, porządne kożuszki, a na palcach rąk złote sygnety. Rumiani, gładko wygoleni i dobrze odżywieni – krew z mlekiem. Młode gojki tak samo. Wiele z nich wyglądało jak chłopki – na licu okrągłe jak wysmażony pączek, po wiejsku pleczyste i fest obute. Chodziły szybko, jak doświadczone handlarki, od jednego żydowskiego kramu do drugiego i za bezcen kupowały to, co było najlepsze i najpiękniejsze.

Wieczorem na rogu Zamenhofa i Muranowskiej można było oglądać taką osobliwą scenę: setki gojów i gojek stojące rzędami z workami wypchanymi welurowymi, jedwabnymi i aksamitnymi sukienkami, ubraniami, drogą bielizną, obuwiem, dywanami i kołdrami. Czekali na ostatnie tramwaje, rzucając na wszystkie strony podejrzliwe spojrzenia – czy nie idzie jakiś Niemiec, czy nie ściga ich oko jakiegoś agenta. Usłyszawszy ostrzeżenie: „idzie”, natychmiast rzucali się do bram, kryli się na schodach, w korytarzach, żeby po minucie, kiedy Żydzi dali im znak, że już, że droga jest wolna, wrócić. Żyd, powodowany szczególnym poczuciem sprawiedliwości człowieka prześladowanego, widząc gojów kryjących się przed okiem agenta, uznawał za swój obowiązek pomagać im i ta pomoc była doprawdy wzruszająca.” (Goje w getcie, s. 404)

Bibliografia

– Perec Opoczyński, Goje w getcie, w: Tenże, Reportaże z warszawskiego getta, przekład, redakcja naukowa i wprowadzenie M. Polit, Warszawa 2012.