Szlangbaum Henryk (syn)
Jacek Leociak

Szlangbaum Henryk (syn)
Jacek Leociak

Prus tak uformował postać Henryka Szlangbauma, aby na jej przykładzie ukazać zarówno krach dążeń asymilacyjnych, jak również przedstawić charakterologiczne studium przeobrażania się Polaka wyznania mojżeszowego w przebiegłego i cynicznego Żyda, zagrażającego polskiej substancji narodowej. Henryk Szlangbaum uosabia lęki polskich antysemitów.

Dawniej Szlangbaum nazywał się Szlangowski, razem z doktorem Szumanem i Wokulskim był na Syberii, co jest aluzją do jego patriotycznej postawy w przeszłości. W karykaturalny sposób Prus ukazuje jego dążenia asymilatorskie: obchodził Wielkanoc i Boże Narodzenie, i z pewnością najwierniejszy katolik nie zjadał tyle kiełbasy, co on. Dodajmy, że chodziło o kiełbasę bez czosnku, bo Szlangowski twierdził, że czosnku nie znosi. Pracował w sklepie u chrześcijan, mimo iż Żydzi dawali mu lepsze warunki, a kiedy stracił posadę, zwlekał z proszeniem Wokulskiego o pomoc, żeby nie mówili o mnie, że Żyd musi się wszędzie wkręcić. Wokulski przyjmuje go do sklepu, ale wszyscy subiekci nie lubią go i dokuczają mu, gdyż – ma nieszczęście być starozakonnym… Rosnąca niechęć do Żydów wpływa na zahamowanie zapędów asymilatorskich Szlangbauma. Wyznaje Rzeckiemu, że był nawet o krok od konwersji, ale uświadomił sobie, że oderwawszy się radykalnie od żydostwa pozostanie w próżni: odrzucony zarówno przez Żydów, jak i chrześcijan, na których akceptację nie może liczyć. Kulturowa i społeczna motywacja miesza się w jego przypadku z materialną. Chodzi bowiem o spadek: Dziś zrozumiałem, że jako Żyd jestem tylko nienawistny dla chrześcijan, a jako meches byłbym wstrętny i dla chrześcijan, i dla Żydów. Trzeba przecie z kimś żyć. Zresztą – dodał ciszej – mam pięcioro dzieci i bogatego ojca, po którym będę dziedziczyć… Dawny Szlangbaum jest Mały, czarny, zgarbiony, zarośnięty, słowem – trzech groszy nie dałbyś za niego. Oprócz przygarbienia i karłowatego wzrostu ma czerwone oczy i wyraz zajadłości na twarzy. Wygląd Szlangbauma wpisuje się doskonale w fizjonomiczny stereotyp Żyda. Jest pokorny, cichy, perfekcyjnie wykonujący swoją pracę, ale także dumny: odważnie broni honoru swego ojca, nazywanego przez Łęckiego „podłym lichwiarzem”, „nikczemnym Żydem”, „nędznym Szlangbaumem”.

Szlangbaum zaczyna się zmieniać, od kiedy pojawiają się pogłoski, że Żydzi kupują bądź już kupili sklep Wokulskiego. Stary subiekt czuje się w związku z tym osobiście zagrożony, dręczą go senne koszmary, że Żydzi naprawdę sklep nasz kupili i że ja, aby nie umrzeć z głodu, chodziłem po podwórzach z katarynką. Pierwsze objawią się zmiany w zachowaniu i wyglądzie: dotychczas zgarbiony, pochylony, pokorny, teraz – „podnosi głowę” (ważna jest tu metaforyka przestrzenna). Zdziwiony Rzecki zauważa: Patrzę, mój Szlangbaum zaciera ręce, wąs do góry, głowa pod sufit… Myślę: „Zwariował czy co?…” A on kłania mi się, ale z głową zadartą […]. Szlangbaum zmienia się w „hardego Żyda”, „zadziera nosa”, staje się cyniczny, usiłuje wślizgnąć się do arystokracji polskiej, „panoszy się” w sklepie, zwalnia starych subiektów, przyjmuje na ich miejsce Żydów, jest uniżony wobec możnych, a słabym i zależnym od niego okazuje pogardę, gniew, żąda posłuchu i respektu. Działania Szlangbauma realizują czarny scenariusz antysemitów. Żyd krok po kroku przejmuje polski stan posiadania: sklep Wokulskiego, jego spółkę do handlu z Rosją, na koniec Wszystkie jego ruchomości, począwszy od sprzętów, skończywszy na powozie i koniach. Co więcej, Żyd „z natury” jest nielojalny wobec Polaka. Szlangbaum publicznie spoufala się ze swym dobroczyńcą Wokulskim, a jednocześnie powtarza plotki o jego rzekomej „utrzymance Stawskiej”, na co Rzecki spluwa mu pod nogi. Trudno o większy kontrast między dawnym szacunkiem (Szlangbaum jest w całym znaczeniu porządnym obywatelem) a obecną pogardą. Ale Szlangbaum posuwa się jeszcze dalej: każe nowemu subiektowi Gutmorgenowi szpiegować Rzeckiego w sklepie podczas ukochanych przez niego godzin zadumy, spędzanych z marionetkami z wystawy. Dopełnia to miary upokorzenia starego subiekta i staje się pośrednią przyczyną jego śmierci.

Syntetyczne ujęcie metamorfozy Szlangbauma znajdziemy w pamiętniku starego subiekta: Dawniej był potulny, dziś arogant i pogardliwy; dawniej milczał, kiedy go krzywdzono, dziś sam rozbija się bez powodu. Dawniej mianował się Polakiem, dziś chełpi się ze swego żydostwa. Dawniej nawet wierzył w szlachetność i bezinteresowność, a teraz mówi tylko o swoich pieniądzach i stosunkach. Powieść kończy się znamiennym obrazem, wyrażającym pesymizm Prusa, ale też oddającym narastające obawy antysemitów przed „zażydzeniem” Polski. Nad ciałem Rzeckiego doktor Szuman zadaje retoryczne pytanie: Któż tu w końcu zostanie?… – My!… – odpowiedzieli jednogłośnie Maruszewicz i Szlangbaum. Czyli oszust i kanalia oraz Żyd.

Antysemityzm; → Szuman Michał; → Szlangbaum (ojciec); → Żydzi.