Polemika z recenzją Wizerunków wsławionych Żydów XIX wieku
Józef Goldszmit

[Fragment]

[…]

Gazeta Polska w numerze 288 z dnia 30 grudnia 1868 roku, pod rubryką: Wiadomości literackich, artystycznych i naukowych, poświęca szpaltę całą ocenie drobnego pisemka mojego pt. Wizerunki wsławionych Żydów XIX wieku. Zeszyt II, Achilles Fould[1].

W ocenie tej uderza recenzent tak na cel i zadanie całego wydawnictwa, jako też na obecnie wyszły zeszyt drugi. Spróbujemy usprawiedliwić się z kolei z jednego i z drugiego zarzutu.

Pomijam uboczną uwagę co do odstępów czasu, w jakich wyszły dwa pierwsze numery, gdyż sama forma wydawnictwa pozostawia mi pod tym względem najzupełniejszą swobodę, a przechodzę do kwestii ważniejszej: czy właściwym jest wydawanie życiorysów znakomitych Żydów? Czy nie jest to raczej szkodliwym separatyzmem?

Mojem zdaniem, przedstawienie ludziom uważającym się za członków pewnej oddzielnej kasty (według zdania samegoż recenzenta), biografii mężów wyszłych z tejże samej kasty, a umiejących wznieść się do pojęcia prawdziwego obywatelstwa, ma cele widocznie pożyteczne. Ale nie tylko Żydzi uważają siebie za oddzielna kastę. Bardzo wielu chrześcijan tejże samej o nich jest opinii. I tu więc rzeczone biografie w podobnyż sposób korzystnie oddziaływać mogą.

W dalszym ciągu recenzji spotykamy następujące zdanie „jako plemię, Żydzi mają właściwe sobie przymioty i wady, ale je ma każde plemię i nie w niższym stopniu, choćby nieco różne, więc czemu wydawca odróżnia zdolności czy wady żydowskie od ogólnie ludzkich?”[2] Recenzent sam odpowiedział tu sobie anticipative na swoje zapytanie. Ale postaramy się o drugą jeszcze odpowiedź. Jeśli jakaś liczniejsza zwłaszcza klasa ludzi ma właściwe sobie przymioty i wady, czyż nie jest obowiązkiem prasy podnosić i utwierdzać wiarę w te przymioty przedstawieniem pięknych wzorów i zacnych przykładów? – a chłostać te wady czy to satyrą, czy jaskrawym zestawieniem ich z zaletami wprost im przeciwnymi?

Tyle w kwestii zasady. Przejdźmy teraz do zarzutów dotyczących drugiego zeszytu w szczególności. Nie chcę rozbierać ich zbyt szczegółowo. W prospekcie wydrukowanym na ostatniej stronnicy każdego egzemplarza pierwszego i drugiego zeszytu wyznaję otwarcie, że nie mam zamiaru przedstawiać owocu długich historycznych studiów. Same wreszcie imiona w prospekcie zamieszczone (Philippsohn, Munk, Fraenkel, itd.) świadczą, że chodziło mi przede wszystkim o zastosowanie sensu moralnego płynącego z tych szkiców biograficznych do życia Żydów w naszym kraju, a więc o cele czysto praktyczne (które wszakże niestety szanowny mój recenzent w tak przeciwnym wytłumaczył sobie kierunku).

Jednakże spróbuję niektóre chociaż zarzuty roztrząsnąć.

Najpierwszy w nich, „że jeśli życiorys Foulda napisany jest dla tych, którzy mało czytali o Fouldzie, to nie znajdą tam nawet tego, co im się pewnie czytać zdarzyło, ci zaś którzy wiele czytali, choćby niekoniecznie o Fouldzie, także nie dowiedzą się z tej biografii czym był jej bohater”. Przyznaję, jest dla mnie cokolwiek niejasnym. Karierę polityczną Foulda przedstawiłem, o ile wiem przynajmniej, mniej więcej dość dokładnie. O jego życiu domowym mówię wprawdzie w znacznie szczuplejszym zakresie, bo: 1) jako mąż stanu ciągle (a nie dla parady) piastujący wysokie w kraju urzęda, Fould nie tyle miał sposobności odznaczyć się w kierunku familijnym, ażeby mu to aż tytuł do znakomitości zjednało; 2) prawodawstwo francuskie wyraźnie zabroniło pisarzom wglądanie w życie prywatne. Musiało ono zapewne mieć ważne do takowego zakazu pobudki. Nie przewidziało wszakże, iż tym sposobem pozbawi mię przyjemności służenia mej publice wiadomościami i z tego pola zebranymi, otaczając je milczeniem dziennikarstwa francuskiego niby murem chińskim.

W innym miejscu zauważył recenzent, że „to o czym warto by dowiedzieć się z opowiadania historycznego, nie ogranicza się na kilku datach, wyliczeniach i ogólnikach”.

Ja przeciwnie sądzę, że historia właśnie zasadza się na wyliczeniu faktów, wsparciu ich datami i ożywieniu poglądami ogólnymi.

Co w Paryżu utrzymują o bulionie Duvala, przyznaję z całą skromnością, że nie wiedziałem wcale i dziękuję szanownemu recenzentowi, że pod tym względem niedostatek mej broszurki dopełnił.

Pomijam inne ogólniejszej natury zarzuty. O ile one są słuszne, ciekawy czytelnik sam z łatwością przekonać się może.

Nie pozostaje mi tedy, jak wyrazić mą wdzięczność panu Tegazzo, który udatnym swym rysunkiem zjednał choć jedną pochwałę – jeśli nie już mej pracy, to mojej staranności przynajmniej[3].

 

Przypisy

  1. Przywołana recenzja, a właściwie polemika z koncepcją całej serii, wydaje się charakterystyczna dla tych głosów w debacie o kwestii żydowskiej, które ostro przeciwstawiały się różnorakim przejawom odrębności i oczekiwały maksymalnego wtopienia się ludności żydowskiej w polskie społeczeństwo (niekiedy wręcz — przerobienia Żydów na Polaków). Głosy takie rozlegały się z różnych stron, nie tylko z obozu pozytywistów. W omawianej polemice dominuje ton niechęci do Żydów jako takich, oparty na zadawnionej pretensji, że wynoszą się ponad innych. Czytamy tam m.in.: „Rozumiejąc entuzjazm wydawcy dla ludzi wsławionych, nie możemy go pochwalić za jego predylekcję dla Żydów. Czyżby uważał ich za sławniejszych przez to, że Żydami byli? […] czy też znalazł między Żydami istotnie godniejszych rozgłosu ludzi, niżby między innych wyznań ludźmi mógł znaleźć? Czy też pan Goldszmit uważa Żydów za to, za co się wielka ich liczba uważa: za członków kasty uprzywilejowanej […] za dzieci wybranego ludu? […] Na te wszystkie pytania nie możemy sobie odpowiedzieć i separatyzm wydawcy musimy nazwać niewczesnym i niewłaściwym”. Oprócz autora, ripostował także redaktor „Izraelity”, Samuel Peltyn. We wstępnym artykule Słów kilka o odłączności Żydów jako odpowiedź na recenzję „Życiorysu Achillesa Foulda” (1869, nr 2) napisał m.in.: „My […] z naszej strony, a z nami każdy bezstronny na rzecz tę patrzący, znajdujemy w publikacji p. Goldszmita i w innych jej podobnych nie predylekcję dla Żydów, ale nader lojalną chęć rehabilitowania tego przez tyle wieków odrzucanego plemienia. […] Żyd nie był i nie jest z natury separatystą”. O kwestii żydowskiej por. tekst 19.
  2. Temat charakteru Żydów, sprzężony z „kwestią żydowską”, był niezmiernie popularny w ówczesnej prasie, różnych zresztą odcieni. Należały tu utrwalone w zbiorowej wyobraźni stereotypowe cechy zmaterializowania, chciwość i ciemnota, także wrogość wobec chrześcijan. Różniono się w określaniu przyczyn takiego stanu rzeczy: autorzy nieprzychylni Żydom winą obarczali religię, inni dopatrywali się źródeł w historycznych okolicznościach diaspory. Publicysta „Przeglądu Tygodniowego” Ksawery Budny (prawdopodobnie pseudonim) stwierdzał samokrytycznie (po wyliczeniu całej serii oskarżeń o kastową wyłączność): „Winni sami jesteśmy. Własnymi rękami wznieśliśmy mur, odgradzający ten naród od nas, wrodzonym nam krótkowidztwem, dumą i fanatyzmem religijnym” (1873, nr 37). Wcześniej podobnie wypowiadał się Kraszewski w redagowanej przez siebie „Gazecie Polskiej”: „Wiemy, co zarzucano Żydom w Europie i czym obarczano ich u nas, ale uderzmy się w piersi […], powiedzmy, co tych nieszczęśliwych wygnańców bez ojczyzny uczyniło tym, czym się stali? […] Naszym dziełem są wady Żydów, co w nich dobrego, jest ich własne” (1861, nr 227). Z chętnie podejmowanych tu i ówdzie historycznych dywagacji wyłaniał się obraz Żyda, który przez uparte trwanie w separatyzmie zagraża spoistości polskiego narodu. Kryterium religijne odgrywało przy tym mniejszą rolę (wśród pozytywistów). O ten aspekt potrącił natomiast autor polemiki. Przypomnijmy przy okazji, że w czasach oświecenia, kiedy równie silnie krytykowano Żydów za brak poczucia obywatelskiego i „wydzielanie się”, zdarzały się wypowiedzi wysoko oceniające judaizm, podkreślające jego wspólne podstawy z chrześcijaństwem. Kontynuowali tę linię później Józef Ignacy Kraszewski i Eliza Orzeszkowa.
  3. Broszurę zdobił portret Achillesa Foulda, namalowany przez Tegazzo, o czym informuje podpis.

Bibliografia

„Gazeta Polska” 1868 nr 4, s. 1.