WOŁYŃSKA 21

Perec Opoczyński

ONI, II D (14.05.1942)

„14 maja o 6 rano do domu przy Wołyńskiej 21 przyszło dwóch żandarmów z listą nazwisk, którą podali stróżowi, a ten po długim wertowaniu księgi adresowej domu, wskazał im numer mieszkania poszukiwanych. Trwało to jakieś 10 minut. W tym czasie cały dom się zbudził i ludzie, często tylko w bieliźnie, z walącymi sercami oczekiwali najgorszego. W końcu żandarmi sobie poszli. Okazało się, że szukali Krystyny Wiśniewskiej, z domu Łobaszewicz (znali oba nazwiska), która przed utworzeniem getta mieszkała w piwnicy domu. Jak mówi stróż, u Wiśniewskiej w piwnicy miały się odbywać jakieś tajemnicze spotkania.” (Pisma, s. 272)

 

ONI, I (przypuszczalnie przed zamknięciem getta)

„Co rusz z zalanych mieszkań wbiega inny lokator i uświadamia jej, że własnymi rękami niszczy swój dobytek, że przecież cały dom [Wołyńska 21] będzie zrujnowany, jeśli czym prędzej nie dopilnuje, żeby odbudowano piętro.” (Dom numer 21, s. 347)

ONI, I

„Do domu numer 21 przybyło czterdziestu sierpeckich Żydów i ulokowało się od frontu, w pustym sklepie. Właścicielka nie mówi im złego słowa, przeciwnie, rozmawia z komendantem [OPL, czyli ochotniczej jednostki obrony przeciwlotniczej. Z ochotniczych jednostek obrony wywodziły się komitety domowe], że trzeba im jakoś pomóc. Jest czwartek po południu i zrodził się plan, żeby zapewnić im czulent na szabas.” (Dom numer 21, s. 348)

ONI, I

„Potem policjant przy bramie staje się jeszcze surowszy i bardziej bezwzględny. Stróż, który czekał na taką okazję od dawna, pomaga mu, teraz jest pośrednikiem i osobno dostaje w łapę od tych, co chcą się wykupić. W grę wchodzi prawdziwa gotówka, nie złote, ale piątki i dziesiątki, które potem, kiedy te masy sąsiadów z kobietami i dziećmi zostaną odprowadzone do łaźni na Spokojną [15], albo – jak powszechnie się ją nazywa – do rzeźni, starczą na dużą flachę wódki i kiełbasę.” (Dom numer 21, s. 358)

ONI, I

„Na Spokojnej [15 –jedna z czterech łaźni miejskich] sąsiedzi z Wołyńskiej 21 zastają długie kolejki Żydów przyprowadzonych do łaźni z innych domów. Mimo że z części z nich nie wywieziono ani jednego chorego, na domach wiszą tablice z żółtymi napisami po niemiecku i po polsku: „dur plamisty”.” (Dom numer 21, s. 359)

ONI, I

„Z daleka w świetle latarni widać było podejrzane postaci. Polskie męty, ryzykując złamanie obowiązującego w czasie wojny zakazu wychodzenia nocami, zasadzały się na Żydów wracających z łaźni [Spokojna 15] i zrywały z nich chusty, palta, albo opróżniały im kieszenie.

Z łaźni wielu wróciło na wpół chorych, wyziębionych, a w mieszkaniach nie było pościeli, trzeba było czekać długie dnie, a nawet tygodnie, nim przywieźli ją z parówki. Naprawdę nie było na czym spać. Kiedy paczki z bielizną już wróciły, okazywało się, że brakuje w nich wielu rzeczy, ale ludzie i tak się cieszyli się, [bo] udało im się ujść z życiem.” (Dom numer 21, s. 361)

ONI, I

„W domu [Wołyńska 21] jest jeszcze trochę szczęściarzy. To nieliczni chrześcijańscy mieszkańcy. Oni, goje, nie idą do parówki. Do nich nie przychodzi żydowski doktor na kontrolę sanitarna. Nie czepiają się ich polscy policjanci, nie boją się szprycerów. Są nietykalni, to przecież goje!” (Księga parówki, s. 371)

ONI, I

„Ci, którzy nie byli w łaźni wczoraj i przedwczoraj, poszli tam dzień, dwa później. Nic nie pomogło. Policjanci [nie] byli przekupieni, więc trzeba było iść.

Przyjechał kocz szpitalny i sanitariusze wynieśli na rękach stare, siedemdziesięcioletnie, na wpół sparaliżowane kobiety, dychawicznych staruszków, kalekę oraz tutejszego wariata – nie pominięto nikogo. Wszystkich posłano do łaźni, pościel zabrano do parówki, izby oblano karbolem i lizolem. Ten zapach czuć w całym domu, ale brama jest ciągle zamknięta i z zewnątrz pilnuje jej policjant. Próbowano wykupić dom [Wołyńska 21], dać parę setek złotych, ale doktorek nie wstydził się zażądać dwunastu tysięcy. To wielka suma dla domu na Smoczej, który w dziewięćdziesięciu procentach zamieszkany jest przez biedotę. Tylu pieniędzy nie można było zebrać i dom jest ciągle zamknięty. Doktor potrzebuje go do swoich geszeftów, interes robi na nim policjant, szprycer, stróż i wszyscy ci, którzy żyją z nieszczęścia domu.” (Księga parówki, s. 375)

ONI, I

„Po trzech tygodniach odcięcia od świata szczęśliwie doczekano się otwarcia bramy [Wołyńskiej 21].

Wszyscy odetchnęli, wyszli na ulicę, ale milczący, z umęczeniem wyrysowanym na każdej twarzy. W takim milczeniu i zgnębieniu idą ludzie, których godność zdeptano, świadomi, że nie ma prawa, które ich chroni, że stoją poza nim. Mordercze parówki nie tylko zrujnowały im zdrowie, zebrały setki i tysiące śmiertelnych ofiar, spowodowały choroby i kalectwo – wszystko to, choć porażające, nie było tak straszliwe, jak potworna rozpacz, niemoc i zapaść, których doświadczyli.” (Księga parówki, s. 376)

ONI, I

„Komitet domowy na Wołyńskiej!…

Już w samej tej myśli jest coś zdumiewającego i poruszającego. Ci, którzy stworzą komitet domowy, przeżyją coś szczególnego, zachłyśnięci radością, że się tego doczekali, że tego dożyli, w głębokich pokładach żydowskiej pamięci żyje bowiem niesława pradawnej Wołyńskiej, uliczki alfonsów, dziwek i paserów. Komitet domowy na Wołyńskiej [21] oznaczał natychmiastowe wytarcie całej jej pośledniości, poniżenia, i dorównanie zacnym ulicom.

W domu numer 21, najpiękniejszym domu na całej ulicy, sąsiedzi czytają gazety i dowiadują się, że w czasie bombardowań utworzono w mieście komitety domowe. Tymczasem dom milczy, nie ma jeszcze śmiałości do tak nadzwyczajnej rzeczy. Ale komendant, człowiek o przeszłości działacza społecznego, podchwytuje tę myśl i wieczorem na podwórku tłumaczy sąsiadom z charakterystyczną dla siebie ruchliwością i gadatliwością, jaką to dobrą rzeczą może być taki komitet. Zostaje więc postanowione, że zwoła się zebranie w bóżnicy, żeby taki komitet wybrać.” (Historia komitetu domowego, s. 377-8)

ONI, I

„[…] w domu [Wołyńska 21] jest jeszcze kilku zacnych obywateli: piekarz Brodski, co ma piekarnię, Boże broń, nie na Wołyńskiej, ale na Bonifraterskiej, handlarz workami dostojny reb Aron, kiszkarz Kac, i jeszcze kilku rzemieślników, ludzi zasobnych, którym do szczęścia brakuje jedynie dwóch rzeczy – urzędów i miana dobroczyńców.” (Historia komitetu domowego, s. 378)

ONI, I

„Ów dom ma ledwo sto mieszkań, lecz nie znaczy to, że tyle samo lokatorów, bo na Wołyńskiej [21] prawie każdy lokator ma sublokatora, jeśli nie dwóch lub trzech. Zdarza się, że w jednym lokalu mieszka sześć, osiem, a nawet dziesięć rodzin. Dlaczego tak się dzieje? Niekoniecznie z powodu biedy, ale z przyzwyczajenia. Pierwszy zrobił to z nędzy, drugi – może też, ale następni czynili to, uznając za naturalne, że wynajem kąta w mieszkaniu zwraca komorne i pozwala jeszcze coś niecoś zaoszczędzić. Wedle zestawienia komendanta w ledwo stu izbach mieszkało do wybuchu wojny blisko siedemset osób: rzemieślników, robotników najemnych i handlarzy. Wśród rzemieślników było kilku reprezentantów dwóch najpopularniejszych fachów – szewcy i krawcy. Byli też piekarze: chlebowi, bułeczkowi, bajglowi i farfelkowi, a także ciastkarze, oraz kilku trykotażników, stębniarzy i bieliźniarzy. Prócz nich jeden rzeźnik, szklarz, blacharz, kuśnierz, kapelusznik, kiszkarz, skarpeciarz, laskarz, kaletnik, rękawicznik, stolarz, dorożkarz, wózkarz, kelner, kantor. No i byli też paserzy i złodzieje – jeśli można ich zajęcie nazwać profesją, oraz przedstawiciele może dwóch, trzech innych zawodów. Wśród robotników najemnych przeważali przedstawiciele wspomnianych typowo żydowskich zawodów, inni pracowali w fabrykach metali i tekstyliów albo w większych warsztatach. Większość handlarzy sprzedawała zieleninę i galanterię, kilku nabiał.” (Historia komitetu domowego, s. 378-379)

ONI, I

„Dlaczego ten obrotny przewodniczący nie zwrócił się w czasie bombardowań o pomoc do Jointu, jak zrobiło to wiele domów w mieście?

Trudno zrozumieć, chyba że przyjmiemy, że nie miał śmiałości dobijać się do przywódcy Jointu, że była to dla niego zbyt ciężka próba. Jakkolwiek było, nasz dom, jak i pozostałe domy na Wołyńskiej, nie korzystał w owym czasie z pomocy Jointu. Dlatego też nie stworzono żadnych kuchni ludowych w schronach, choć niedaleko stąd, w schronie przy Kupieckiej 18, taka kuchnia była.” (Historia komitetu domowego, s. 380)

ONI, I

„W tym czasie przybywa do domu [Wołyńska 21] grupa czterdzieściorga uchodźców z Sierpca. Osiadają w pusto stojącym sklepie od frontu i właścicielka nie mówi im złego słowa, przeciwnie, porozumiewa się z komendantem w sprawie pomocy dla nich. Jest czwartkowy wieczór i komendant biega, zbiera dla nich po kilka złotych i nazajutrz funduje im czulent, który kosztuje, jak mówi, sto złotych.” (Historia komitetu domowego, s. 381)

JA, I („stoimy na progu roku czterdziestego”; s. 382)

„Piszący te słowa został wówczas wydelegowany przez pewną organizację na posiedzenie komitetu domowego przy Wołyńskiej 21. Oświetlał tam kwestię włączenia się w sieć komitetów domowych pod przewodnictwem ŻTOS95.

Zebranie odbywa się w mieszkaniu piekarza Brodskiego. Wokół wielkiego stołu zgromadziło się około dwudziestu osób, choć faktycznie komitet nie liczy aż tylu członków. Stosuje się jednak zasadę „wedle uznania” – kto chce, może przyjść na zebranie. Komitetowi od tego nie ubędzie…” (Historia komitetu domowego, s. 382)

ONI, I

„W ciągu zimowych miesięcy roku czterdziestego komitet domowy bez przerwy miał do czynienia z parówkami. W krótkim czasie było ich trzy lub cztery. Jedna szczególnie straszna, która zrujnowała sąsiadów. Inna podkopała ich zdrowie. Na przykład, pani Wigdorowicz poszła na Spokojną prosić, żeby jej wydano rzeczy, które zabrano do parowania i od sześciu tygodni nie oddawano. Dostała od policjanta cios pałą w głowę. Postradała zmysły i długo chorowała. Żeby ją ratować, jej mąż bieliźniarz prawie wszystko wyprzedał z domu i stał się nędzarzem.” (Historia komitetu domowego, s. 385)

ONI, II A (zima 1940/41)

„Wielkie ożywienie jego prac nastąpiło dopiero zimą czterdziestego pierwszego roku. Na podstawie wskazówek centrali organizowano domowe przedstawienia i rozrywki, które cieszyły się wielkim powodzeniem, będąc przy tym nowością w domu przy Wołyńskiej 21.

Odbywały się wieczory taneczne, herbaciane, a nawet wieczór chanukowy z jednoaktówką i deklamacjami. Sąsiedzi chętnie chodzili na te spotkania, mogąc trochę zapomnieć o cierpieniach, które niósł dzień. Dla dzieci każdy taki wieczór był wielkim świętem.” (Historia komitetu domowego, s. 386)

ONI, II B

„Nadeszło lato czterdziestego pierwszego. Centrala komitetów domowych wpadła na szczęśliwy pomysł, by stworzyć w domach kąciki dziecięce. Biedne ulice przyjęły je z ogromnym entuzjazmem. Wkrótce i w domu pod numerem 21 pojawili się instruktorzy i utworzono świetlicę. Na zebranie do bóżnicy zwołano dzieci z rodzicami. Do kącika zapisano wszystkie dzieci z domu, nawet dwóch szajgeców stróża, którzy bardzo zadowoleni razem z żydowskimi dziećmi siedzieli w bóżnicy. Młodzież z domu, prawie wszyscy chłopcy i dziewczęta, którzy umieją utrzymać pióro w dłoni, zostają wychowawcami i nauczycielami. Każdego dnia z piosenką na ustach prowadzą ustawione parami dzieci na plac Lubeckiego róg Gęsiej, gdzie teraz jest Wołówka [targowisko]. Tam wtłacza się im do główek polskie piosenki – na wskroś polskie, może nawet żołnierskie… Gimnastykuje się je, bawi się z nimi. Dla dzieci, które przychodzą tu z dziesiątków domów, jest to naprawdę wielkie wydarzenie. Plac jest słoneczny, jest też trochę zieleni, z dwoma, trzema drzewami, które przetrwały i nie zostały ścięte na drewno, żeby nim palić w czasie pierwszej ciężkiej wojennej zimy. Kącik dziecięcy wnosi wiele życia na podwórko.” (Historia komitetu domowego, s. 386-7)

ONI, II B

„Komitet młodzieżowy organizuje kuchnię dla dzieci, to znaczy przynosi obiady z kuchni dziecięcej przy Karmelickiej 15 i rozdziela na podwórzu. Z kuchni korzysta około dziewięćdziesięciorga dzieci, ale nieufność wobec pracy społecznej tak daleko już postąpiła, że ludzie zaczynają intrygować przeciwko młodym. Mówi się, że żyją z tej kuchni. Rozdzielający, bracia i siostry Wigdorowicz, obrażają się i kończą swoją działalność, a ponieważ nie ma nikogo na ich miejsce, kuchnia upada po trzech miesiącach istnienia.” (Historia komitetu domowego, s. 387-8)

ONI, II B

„Desperacja na podwórzu i rozwścieczenie opozycji osiągnęły ten sam poziom. Sąsiedzi ciągle szturmują przewodniczącego i jego prawą rękę – czemuż nie zrobią czegoś, dlaczego pozwalają domowi zginąć z nędzy?! Komitet zdobywa się w końcu na śmiały krok i zbiera pieniądze. Wśród jego członków jest kilkoro, którzy dają po dwadzieścia, trzydzieści złotych, właściciel daje czterdzieści, jedni więcej, inni mniej, i zostaje utworzona kuchnia.

Kuchnię teoretycznie prowadzi komisja. Przy jej wybieraniu ostrożnie pominięto opozycję. Prawdziwym zarządcą kuchni jest wiceprzewodniczący. Obiady nie są złe. Z kuchni korzysta ponad sto osób. Wkrótce jednak opozycja zaczyna swoje, krzyczy, że wiceprzewodniczący żyje z kuchni, sprzeniewierza środki, inni mówią, że specjalnie gotuje tyle obiadów, o wiele więcej niż trzeba, żeby móc robić z ich nadwyżką, co mu się podoba. I tak oto kuchnia istnieje miesiąc i upada.” (Historia komitetu domowego, s. 388-9)

ONI, I

„Komitet domowy na Muranowskiej [6] – w sercu kupieckiej północy, tam, gdzie żyje tradycja cedaki, obyczaj wspierania ubogiego sąsiada, anonimowego niesienia pomocy – taki komitet nie potrzebuje wcale wielu działaczy, nie wymaga też z ich strony jakichś szczególnych starań. Tam od dawien dawna panuje taki zwyczaj. Przychodzi, uchowaj Boże, nieszczęście, wydarza się katastrofa, panoszy się zaraza i już znajdują się sąsiedzi, którzy opiekują się potrzebującymi.” (Tragedia komitetu domowego, s. 390)

ONI, II B

„Na miejsce zmarłego komendanta OPL powołano piekarza Jankiela Gwiazdę, syna swej ulicy. Jeśli chodzi o wynoszenie śmieci z podwórza, nie stosował żadnych sztuczek. Kazał iść pracować wszystkim z wyjątkiem tych, którzy dawali pieniądze. Raz nawet obchodził mieszkania z policjantem, zbierając pieniądze od tych, którzy nie chcą lub nie mogą ładować i wynosić śmieci. Miało to niby znaczyć, że pieniądze idą na komitet, ale sąsiedzi opowiadają, że zaraz po zbiórce poszedł z policjantem do szynku, gdzie wzięli po kielichu.” (Tragedia komitetu domowego, s. 390)

ONI, II B (połowa 1941)

„Ożywiona działalność komitetu przy Muranowskiej, jak i w ogóle komitetów w mieście, pobudziła sąsiadów, zachęciła ich do reagowania na każde wezwanie pomocy. Zorganizowano akcję zbiórki odzieży, która zakończyła się nie oczekiwanym przez nikogo powodzeniem. Było ono prawdziwym zaskoczeniem dla samego komitetu. Jeśli w domu przy Wołyńskiej 21 w czasie pierwszej zbiórki odzieży nie przekazano nawet jednej nadającej się do użytku sztuki – choć dom nie był zamieszkany przez samą tylko biedotę – to przy Muranowskiej 6 zebrano blisko trzydzieści męskich garniturów! W dobrym czy złym stanie – to nieważne. Liczy się fakt. A po dwu i pół roku wojny, przy dzisiejszych cenach garniturów, tamte są warte majątek.” (Tragedia komitetu domowego, s. 394)

ONI, IV A (7.12.1942)

„7 grudnia na Wołyńskiej 21 doszło do mordu. 16-letni Mojsze Nadel zadławił na śmierć swoją dziewięcioletnią siostrzyczkę Perele. Oboje, morderca i zamordowana, byli pełnymi sierotami. Ojciec, Awrom Ben-Cijen Nadel, zmarł rok wcześniej, a matka Lea kilka miesięcy wcześniej. Padli oni ofiarą epidemii tyfusu plamistego. […] Najpierw osadzono go w więzieniu gettowym na Gęsiej, a potem przeniesiono do więzienia po tamtej stronie. O jego losie nie wiadomo nic pewnego.” (Poczta żydowska w Warszawie a wysiedlenie, s. 455-456)

Bibliografia

– Perec Opoczyński, Archiwum Ringelbluma. Konspiracyjne Archiwum Getta Warszawy, t. 31 Pisma Pereca Opoczyńskiego, oprac. M. Polit, Warszawa 2017.

– Perec Opoczyński, Poczta żydowska w Warszawie a wysiedlenie, w: Tenże: Reportaże z warszawskiego getta, przekład, redakcja naukowa i wprowadzenie M. Polit, Warszawa 2012.

– Perec Opoczyński, Dom numer 21, w: Tenże, Reportaże z warszawskiego getta, przekład, redakcja naukowa i wprowadzenie M. Polit, Warszawa 2012.

– Perec Opoczyński, Księga parówki, w: Tenże, Reportaże z warszawskiego getta, przekład, redakcja naukowa i wprowadzenie M. Polit, Warszawa 2012.

– Perec Opoczyński, Tragedia komitetu domowego, w: Tenże, Reportaże z warszawskiego getta, przekład, redakcja naukowa i wprowadzenie M. Polit, Warszawa 2012.

– Perec Opoczyński, Historia komitetu domowego, w: Tenże, Reportaże z warszawskiego getta, przekład, redakcja naukowa i wprowadzenie M. Polit, Warszawa 2012.